Kwestia przyzwoitości - Tadeusz Witkowski


 

 

 

 

 

 

 


Kwestia przyzwoitości
(krótki komentarz powyborczy)

Zawahałem się przez chwilę, czy jako tytułu niniejszych uwag nie użyć słów "Szkoda Polski!". Wypowiedział je Bronisław Komorowski w roku 2005 po tym jak Polacy wybrali Lecha Kaczyńskiego na Prezydenta Rzeczypospolitej. O epizodzie tym zapomniano chyba dlatego, że polityczna retoryka Platformy Obywatelskiej (myślę nie tylko o języku posłów Palikota i Niesiołowskiego, ale także o wypowiedziach Donalda Tuska) zbrutalizowała się w międzyczasie na tyle, że trzeba by szukać odpowiedników w językach propagandy faszystowskiej i stalinowskiej. To, że na podobny komentarz mógł zdobyć się tylko polityk bez klasy, umknęło w każdym bądź razie uwadze elektoratu, który jeszcze wówczas miał w swych szeregach wielu przyzwoitych i myślących w kategoriach dobra narodowego wyborców, ale systematycznie ogłupiany przez "antypisowską" propagandę pozwolił przekształcić się w bezwolną masę wrogów "kaczyzmu". Dopiero wstrząs wywołany tragiczną katastrofą pod Smoleńskiem otworzył niektórym rodakom oczy.

W dniu wyborów 4 lipca 2010 roku nie doszło do pełnego otrząśnięcia się z myślowego marazmu, liczba przebudzonych, którzy zrozumieli reguły gry, dołączyli do twardego elektoratu i stanęli po stronie słusznej sprawy, stała się jednak na tyle znacząca, że partia Jarosława Kaczyńskiego mogła powrócić do roli jednego z dwóch równorzędnych ugrupowań politycznych i zarazem odzyskać zdolność koalicyjną. Wielu komentatorów szybko i słusznie podkreśliło, że stanowi to ogromny kapitał, który może zaowocować zwycięstwem w wyborach samorządowych i parlamentarnych. Niektórzy doszli nawet do wniosku, że prezesowi PiS-u nie chodziło wcale o pełne zwycięstwo, ale o mobilizację przed wyborami do samorządów lokalnych.

Pisząc o słusznej sprawie nie mam na myśli bezkrytycznego poparcia dla PiS-u. Trzeba pamiętać, że ów bardzo dobry wynik Jarosława Kaczyńskiego (46.99%) jest w dużym stopniu zasługą bezpartyjnego wolontariatu. Krzysztof Wyszkowski uważa, że jest to w gruncie rzeczy zasługa większa niż zasługi partyjnego sztabu i partyjnych pieniędzy. Niezręcznie mi to tym pisać, gdyż sam jestem wolontariuszem, mam jednak pełną świadomość, że osobami które podejmowały na własną rękę aktywne działania na rzecz poparcia dla Kaczyńskiego powodowała w wielu przypadkach zwykła ludzka przyzwoitość. Po prostu mieli dość nienawistnych wypowiedzi partyjnej góry PO i jej klakierów, dziennikarzy postkomunistycznych mediów, asów komunistycznej kinematografii i akademickich socjologów przerażonych perspektywą lustracji. Platforma przedawkowała. Karmiony hipokryzją, chamstwem i nienawiścią niezależny elektorat poczuł w pewnym momencie, że sztandarowe twarze partyjnych przywódców PO zaczynają przyprawiać go o mdłości. Krew Prezydenta Rzeczypospolitej na rękach polityków odpowiedzialnych za rozniecanie kampanii nienawiści i przedstawicieli rządu, którzy nie dopełnili obowiązku zapewnienia bezpieczeństwa osobom udającym się na obchody katyńskie, dopełniła miary.

Jeśli PiS-owi uda się umiejętnie zagospodarować z zyskiem dla Polski patriotyczny entuzjazm bezpartyjnych wolontariuszy, którzy aktywnie poparli prezesa, tym lepiej dla partii. Gdyby jednak lokalni aparatczycy, usiłowali na przykład podporządkować własnym interesom zakładane przez tychże wolontariuszy miejscowe komitety poparcia kandydatury Kaczyńskiego na prezydenta RP, osoby skupione w takich komitetach mogą się od niego odwrócić. Jest jak najbardziej pożądane, by wszystkie życzliwe mu środowiska wyłoniły z siebie kandydatów do samorządów, to czy wystąpią pod sztandarami PiS-u czy jakichś lokalnych ugrupowań nie powinno jednak stać się powodem kruszenia kopii. Sądzę, że polityk klasy Jarosława Kaczyńskiego potrafi to zrozumieć.

Tadeusz Witkowski

07.07.2009r.
RODAKpress

 
RUCH RODAKÓW : O Ruchu Dolacz i Ty
RODAKpress : Aktualnosci w RR Nasze drogi
COPYRIGHT: RODAKnet