O RUCHU RODAKÓW
PRZYSTĄP DO RUCHU RODAKÓW
RODAKpress - head
HOME - button
Aby odróżnić zasługi od win, trzeba nazwać je po imieniu - TADEUSZ WITKOWSKI

 

 

 

 

 

 

 

 


Aby odróżnić zasługi od win,
trzeba nazwać je po imieniu

"Trzeba [.] uczyć się szczerze przeżywać chrześcijańską pokutę. Praktykując ją, wyznajemy własne indywidualne grzechy w łączności z innymi, wobec nich i wobec Boga. Trzeba unikać aroganckiej pozy sędziów minionych pokoleń, które żyły w innych czasach i w innych okolicznościach. Potrzeba pokornej szczerości, by nie negować grzechów przeszłości, ale też nie rzucać lekkomyślnie oskarżeń bez rzeczywistych dowodów, nie biorąc pod uwagę różnych ówczesnych uwarunkowań."
(Z przemówienia Ojca Świętego Benedykta XVI podczas spotkania z duchowieństwem w archikatedrze św. Jana w Warszawie)

Jako prawowierny katolik uważnie wsłuchuję się w słowa następcy św. Piotra i nie odnajduję w nich niczego, co mogłoby mnie odwieść od zamiaru opublikowania materiałów, do których dotarłem. Z całą pewnością nie przywdzieję togi aroganckiego sędziego i nie odsłonię detali prywatnego życia ks. Czajkowskiego ani nazwisk osób występujących w kontekście spraw obyczajowych. Zamierzam jedynie przedstawić dokumenty i opisać reakcję mediów na ujawnienie opisanych faktów.

Sprawę zaogniają w tej chwili zarówno napastliwe wypowiedzi moralistów spod znaku Agory i Polsatu jak i komentarze na temat "rzekomej współpracy" księdza profesora ze specsłużbami wychodzące z kręgów duchowieństwa. Sam ks. Czajkowski przekazał ostatnio Radiu Rodzina takie oto oświadczenie:

"W związku z kampanią wywołaną artykułem Tadeusza Witkowskiego w >Życiu Warszawy< jako duchowny archidiecezji wrocławskiej uważam za swój obowiązek wyjaśnić słuchaczom Radia Rodzina, że nigdy nie donosiłem na mego biskupa Bolesława Kominka, któremu tak wiele zawdzięczam, ani też na księdza Jerzego Popiełuszkę, z którym łączyła mnie współpraca i przyjaźń. Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus".

Chciałbym, żeby zarówno dziennikarze piszący o sprawie, jak i czytelnicy przyjęli do wiadomości jedną istotną rzecz: gdy w materiałach archiwalnych pojawia się termin "doniesienie agenturalne", nie oznacza to wcale, że informator ma ex definitione negatywny stosunek do osoby czy sprawy, o której informuje.

Arcybiskup i przyjaciel

W cytowanym przeze mnie już dwukrotnie dokumencie "Ocena spotkania z TW ps. 'Jankowski' z dn. 13. X. 60 r." znajduje się akapit zawierający informację z zakresu techniki operacyjnej, którą ma stosować nowo pozyskany tajny współpracownik. M[ieczysław] Mrozowicz pisze o "Jankowskim": "Pytał mnie, czy opisując interesujące nas osoby może pisać rzeczy pozytywne. Zwróciłem mu uwagę, że chcemy mieć opis jak[]najbardziej obiektywny o tych osobach." Tak właśnie wyglądają z reguły "opisy" znajdujące się w czterotomowej teczce ks. Czajkowskiego. Owszem, autor potrafi być złośliwy i dawać upust swojej niechęci do różnych postaci. Ale jest też stosunkowo duża ilość postaci darzonych wyraźną sympatią. Arcybiskup Kominek bywa często w ich gronie, ale nie zawsze i ani jedno ani drugie nie zmienia faktu, że pisane bądź przekazywane ustnie raporty są po prostu "agenturalnymi doniesieniami". Widać w nich sumienność i rzeczowość. Przykład:

"Pytaliście kiedyś o reakcje na przemówienie Gomułki. Pamiętam tylko tyle: Kominek powiedział, że słuchał tylko 15 min., dłużej nie mógł wytrzymać, oraz że wstydzi się, że jest Polakiem" (Agenturalne Doniesienie z dnia 8.IX.1967r.).

"Kominek jest b. niekonsekwentny. Np. lubi Czajkowskiego, a przyznaje rację Latuskowi gdy ten go gromi. Jest konserwatystą teologicznym, a pozwala jak nikt w Polsce na eksperymenty soborowe. Jest starym reakcjonistą politycznym a umie docenić osiągnięcia Polski Ludowej. Jest dyktatorem, a jest za dialogiem. [.] O wyjeździe zagr. nic nie wiem. O mordobiciu żadnych ech nie słyszałem. Nic." (Ag. Doniesienie z dnia 25 października 1967r.).

Podobnie z opisem kontaktów z ks. Popiełuszko:

"Zgodnie z zadaniem odwiedziłem ks. Popiełuszkę już dwukrotnie. Podczas tych wizyt uzyskałem szereg jego wynurzeń i tak:
- prowokacyjnie podesłano jemu jakiegoś kryminalistę na przechowanie. Dobrze iż zasięgnął rady adwokata i odtransportował tego człowieka w inne miejsce, bowiem następnego dnia rano była już u niego Służba Bezpieczeństwa. Jako pułapką chciano go obarczyć pomocą bandycie i z pewnością rozkolportować kogo to księża popierają.
- 27 bm był u ks. Popiełuszki biskup Kraszewski z dziwną misją. Stwierdził, że nie przychodzi jako zwierzchnik duchowny, ale brat i przyjaciel. Z tych pozycji prosi go aby nie głosił kazania w dniu 30 bm gdy[ż] wtedy zamknie go bezpieka. W tej sytuacji zadecydowano, że kazanie będzie głosił ks. Bogucki, a Popiełuszko weźmie tylko udział w koncelebrze, co też tak wykonano w praktyce." (Doniesienie [ze słów] z dn. 30.XI.1982 r.).

Wnioski pozostawiam czytelnikom.

Kościół wobec lustracji

Część komentatorów odczytała cytowany przeze mnie na wstępie fragment przemówienia Ojca Świętego "jako potępienie dzikiej lustracji" i nieumiejętnego rozliczania się z przeszłością, pomijając zupełnie passus dotyczący pokuty. Najbardziej zadziwiające jest jednak to, że nie tylko zajadli wrogowie lustracji, którzy zdążyli okrzyknąć mnie pseudohistorykiem, ale także katoliccy moraliści z kręgu "Tygodnika Powszechnego" uparcie obwiniają za przeszłe zło system komunistyczny przemilczając najczęściej kwestię indywidualnej odpowiedzialności. Przenoszenie odpowiedzialności za czyny z człowieka na system ma w moim rozumieniu niewiele wspólnego z chrześcijaństwem. Pachnie mi marksizmem.

Co gorsze, w podobnym duchu wypowiadają się niektórzy hierarchowie (casus metropolita lubelski abp Życiński). Za argument służy w takich wypadkach twierdzenie, iż ofiarami komunizmu były nie tylko osoby na które donoszono, ale również donosiciele i że w związku z tym należy w pierwszej kolejności rozliczać funkcjonariuszy, którzy łamali ludzi zmuszając ich do współpracy. Nie mam nic przeciwko opublikowaniu list funkcjonariuszy SB i pozbawieniu ich emerytur. Z "ofiarami" nie było jednak tak, jak sobie ks. profesor Życiński wyobraża.

Z lektury zarówno moich własnych teczek jak i materiałów studiowanych dla celów badawczych wnoszę, iż współpracownicy służb byli przede wszystkim ofiarami własnych niepohamowanych ambicji (czasem innych słabości). Współpracę traktowali jako sposób na awans i na łatwiejsze życie. Zanim bezpieka zaproponowała komuś złożenie podpisu pod stosownym zobowiązaniem, starannie go "opracowywała" sporządzając jego psychologiczny portret. Nie każdy nadawał się do tej roli, wybierano tylko spośród "kandydatów" o odpowiednich predyspozycjach. Stąd też, co zdolniejsi funkcjonariusze SB mieli ponad 90% "pozyskań". Wiedziano, iż w przypadku wielu osób ze środowisk opozycji czy z kręgów duchowieństwa wszelkie próby werbunku były z góry skazane na porażkę i nikt nie próbował ich do współpracy nakłaniać. To dlatego napisałem kiedyś, że jeśli "złamani" zasługują na współczucie, to chyba tylko w takim zakresie, w jakim na współczucie zasługuje Judasz z Kariothu. Wedle niektórych hermeneutów biblijnych Judasz zdradził, gdyż było mu to pisane; ktoś musiał wypełnić Boży plan odkupienia. Problem w tym, że PRL trudno uznać za realizację Bożego planu. Jeżeli z systemem komunistycznym łączyła się jakakolwiek tajemnica nieprawości, nie miała ona nic wspólnego z teologicznym mysterium iniquitatis .

Przedstawiciele Kościoła mówią dziś o potrzebie "cywilizowanej lustracji" i powołują komisje prawdy i pojednania. Nie przynosi to widocznych wyników, a dzieje się tak między innymi dlatego, że większości byłych tajnych współpracowników SB obce są słowa "skrucha" i "pokuta".

Okiem laika

Znam historię narodu na tyle, że potrafię być z niej dumny. Nie ulega kwestii, że w dziejach Polski Kościół zawsze odgrywał pierwszoplanową rolę, nie wszystko jednak, co pozostało w zbiorowej pamięci, stanowi chlubną kartę. Wolelibyśmy mówić o księżach zsyłanych na Sybir bądź wybierających dobrowolnie celę śmierci po to, by ocalić bliźniego, a przecież nie sposób zapomnieć o dostojnikach, którzy podpisywali haniebne traktaty. Ilekroć myślę o hierarchach, którzy swoje dzisiejsze kariery zawdzięczają władzy świeckiej minionego czasu, tyle razy przypominają mi się opisy pewnych wydarzeń z czasów Insurekcji Kościuszkowskiej zawarte w pamiętnikach Jędrzeja Kitowicza. W szczególności jeden, dotyczący ostatnich godzin życia ordynariusza inflanckiego, biskupa Józefa Kossakowskiego (1738-1794). Był to w gruncie rzeczy bardzo inteligentny i w wielu dziedzinach typowy oświecony człowiek pióra. Pisywał komedie i pozostawił po sobie niedokończoną powieść dydaktyczną "Ksiądz Pleban" propagującą oświeceniowy model proboszcza. W sprawach politycznych nie potrafił jednak kierować się narodowymi imponderabiliami i poparł Targowicę. Powieszono go wraz z innymi zdrajcami. Warszawa nie płakała po egzekucji biskupa. Pożegnała go ulotnym wierszem:

"Oszukałem tron, szlachtę, oszukałem księży,
Nie wiedziałem, że jeden szewc mnie dziś zwycięży.
Biada temu, kto zechce mieć złą sprawę z ludem,
Urwać się z szubienicy chyba trzeba cudem."

Grzeszników z całą pewnością nie należy wykluczać z Kościoła ani straszyć ich losem Targowiczan. Ale skoro o grzechu zaczynają mówić osoby do tego powołane, tzn. przedstawiciele duchowieństwa, powinny to robić w taki sposób, by nikt nie pomylił go z cnotą. Confessio peccati obok confessio laudis - jak chce Benedykt XVI? Nie sądzę, by katolicy mieli coś przeciwko wyznaniu chwały obok wyznania grzechu. Problem w tym, że gdy przychodzi do rozliczeń z ciążącą przeszłością Kościoła, niektórzy polscy hierarchowie (inaczej niż ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski) zaczynają używać eufemizmów. Może więc warto przypomnieć pewną oczywistość: nie sposób odróżnić zasługi od winy bez nazwania ich po imieniu.

Tadeusz Witkowski
"Życie Warszawy", 31 maja 2006

27.01.2007r.
RODAKpress

 

 
RUCH RODAKÓW : O Ruchu Dolacz i Ty
RODAKpress : Aktualnosci w RR Nasze drogi
COPYRIGHT: RODAKnet
NASZE DROGI - button AKTUALNOŒCI W RR NAPISZ DO NAS