WYBORCZY SZWINDEL SCHETYNY
"Przekręt", "bandycki numer", "szwindel" - to tylko niektóre określenia, jakich używają szeregowi członkowie olsztyńskiej PO wobec skandalicznych manipulacji wyborczych dokonanych tam przez Grzegorza Schetynę w 2005 i 2006 r.
Chodzi o bulwersujący proceder tzw. pompowania kół członkowskich - czyli zapisywania do PO fikcyjnych członków, których liczba przekłada się potem na liczbę delegatów na zjazd wyborczy partii (3 członków to jeden delegat). Metoda jest prosta: do poszczególnych kół członkowskich wystarczy zapisać jak najwięcej znajomych, krewnych, a nawet - jeśli przyjdzie taka potrzeba - zupełnie postronnych osób.
W wyniku takiego pompowania, dokonanego w 2006 r. przez przyszłego wicepremiera Sche-tynę i posła Sławomira Rybickiego, władzę w regionie przejęli działacze nie posiadający w Olsztynie żadnego społecznego i politycznego poparcia - wśród nich obecny wiceprezydent miasta Tomasz Głażewski, który zasłynął ostatnio z zablokowania radiowej audycji na temat jego związków z SB.
Akt I: Głażewski
To właśnie wiceprezydent Głażewski, dzisiejszy ulubieniec Schetyny, zapoczątkował na Warmii i Mazurach proceder pod nazwą "pompowanie kół". Jak do tego doszło?
Przed wyborami parlamentarnymi w 2005 r. Głażewski przeprowadził rozmowy z Rafałem Targońskim - młodym przewodniczącym olsztyńskiego koła PO nr 4. Miały one na celu wypracowanie sposobu na osiągnięcie wspólnego sukcesu politycznego. Treść rozmów nie jest dokładnie znana, ale ich efekt przerósł najśmielsze oczekiwania: w ciągu następnych kilku tygodni koło Targońskiego zwiększyło liczbę swoich członków z 37 do 260! Ów nagły rozrost struktur PO oznaczał dla Głażewskiego i Targońskiego przejęcie władzy w regionie w kluczowym momencie przed wyborami.
Kim były osoby, które z dnia na dzień postanowiły wstąpić do partii? "GP" dotarła do listu elektronicznego wysłanego przez jednego z ówczesnych członków PO, nieżyjącego już Wojciecha Niepokulczyckiego, do klubowego kolegi. Autor pisze w nim m.in., że wśród dziesiątek nowych deklaracji członkowskich trudno znaleźć prawdziwą: do olsztyńskiego koła nr 4 zapisała się np. 92-letnia staruszka z Gdańska, całe rodziny członków tego koła, a także szkółka językowa jednego z działaczy. Zszokowany Niepokulczycki dodaje też, że wśród dokumentów znajdują się "ewidentnie sfałszowane" deklaracje małżeństwa z Piotrkowa Trybunalskiego oraz nazwiska spisane... z cmentarnych nagrobków.
Sprawa wyszła na jaw i zaistniało ryzyko, że zainteresuje się nią prokuratura. Mimo gwałtownych protestów - zarząd regionalny PO postanowił rozwiązać więc "napompowane" koło (uchwałą nr 49/XII/2005). Właśnie wtedy konfliktem w Olsztynie zainteresował się niespodziewanie przedstawiciel władz centralnych: Grzegorz Schetyna.
Akt II: Schetyna
Schetyna, wówczas sekretarz generalny PO, szukał w tamtym czasie listy, z której mógłby wystartować jako lider Sławomir Rybicki z Gdańska - kolega Donalda Tuska. Gdy prowadzono w tej sprawie negocjacje w Szczecinie i Koszalinie - wybuchła olsztyńska afera z pompowaniem kół. Schetyna zrozumiał, że to doskonały pretekst do rozwiązania całego warmińsko-mazurskiego zarządu regionalnego i przekazania władzy właśnie w ręce Rybickiego jako "zarządcy komisarycznego".
Pomysł Schetyny zrealizowano. Początkowo wszystko szło zgodnie z planem: sytuacja w kołach została unormowana, a Rybicki dostał się z pierwszego miejsca na liście do sejmu. Niestety - organizatorowi jego kampanii wyborczej trzeba było odpłacić stanowiskiem we władzach lokalnych. Problem polegał na tym, że kampanię organizował... Tomasz Głażewski, współorganizator niechlubnego procederu pompowania kół. Aby "demokratycznie" wybrać go do zarządu (w normalnych wyborach nie miałby szans), nie pozostawało więc Schetynie nic innego niż powtórzenie tamtego oszustwa...
W tym celu sekretarz generalny PO natychmiast unieważnił uchwałę nr 49/XII/2005, rozwiązującą słynne "napompowane" koło z udziałem m.in. 92-letniej staruszki z Gdańska, szkółki językowej i nieboszczyków z cmentarza. Na pytanie posłanki PO, Lidii Staroń, dlaczego uchwała nr 49 stała się nagle nieważna, Schetyna odpowiedział jedynie: "Nieważna, bo nieważna". Odtworzenie fikcyjnego koła było zresztą tylko pierwszym etapem operacji "pompowania" - do struktur kontrolowanych przez ludzi Schetyny zaczęli bowiem masowo zapisywać się ich znajomi, rodziny i koledzy z pracy. W krótkim czasie liczba członków olsztyńskiej PO skoczyła ze 150 do... 400.
W lutym 2006 r. doszło w Olsztynie do wewnątrzpartyjnego zebrania, w którym uczestniczyli posłowie Schetyna i Rybicki oraz członkowie lokalnej PO. Dzięki wspominanemu już wcze-śniej Wojciechowi Niepokulczyckiemu, który tuż przed śmiercią opisał malwersacje Schety-ny w książcę "Ostatni epizod. Kto naprawdę rządzi miastem", znamy dokładnie przebieg tej burzliwej dyskusji. Choć jeden z działaczy zarzucał w niej sekretarzowi generalnemu PO po-wtórzenie wcześniejszego oszustwa z pompowaniem kół, Schetyna miał dla niego tylko jedną odpowiedź: "Tu nie ma żadnych negocjacji. Tak ma być, jak powiedziałem, jeżeli ktoś tutaj panu powiedział, że ja przyjechałem do Olsztyna cokolwiek negocjować, to nie jest prawda. To ma być kompromis jednostronny". Gdy z kolei Lidia Staroń zapytała, na jakiej podstawie prawnej dopuszczono wadliwe deklaracje członkowskie (niektóre z nich były sfałszowane) - usłyszała od posła Rybickiego: "Każdy, kto złożył deklarację, ma prawo wyborcze. A ci, co byli fikcyjni, już ich nie ma".
Jak można się było spodziewać - władzę w wojewódzkich i powiatowych strukturach PO przejęli zwolennicy Schetyny. Swoboda, z jaką wrocławianin Schetyna i gdańszczanin Rybicki wyreżyserowali wybory w warmińsko-mazurskiej PO, wywołała u wielu lokalnych działaczy szok. Jarosław Polakowski nazwał proceder pompowania "bandyckim numerem", Marian Zdankowski (znany esperantysta) "świństwem" i "przekrętem", a Wojciech Niepokulczycki - "brutalną manipulacją cwaniaków i pseudobiznesmenów politycznych". Inny członek PO, Roman Suchta, który z bliska obserwował zakładanie przez ludzi Schetyny nowych kół, był zdziwiony, że jedno z nich (koło nr 4) - bardzo liczne w dniu wyborów - przez cały kolejny rok ani razu się nie zebrało. W lutym 2008 r. Suchta złożył oficjalny wniosek o rozwiązanie koła, argumentując: "Widziałem cały szwindel z tymi wyborami. (...) Czy można tolerować fakt, że władzach w powiecie olsztyńskim dominują ludzie wybrani przez faktycznie nieistniejące koła, napompowane rodzinami i znajomymi tylko na dzień wyborów? Czy takie działania mają być akceptowane i uchodzić za normę w PO?" Jak się dowiedzieliśmy - Suchta do dzisiaj nie doczekał się żadnej odpowiedzi.
Sprawę fałszerstwa z udziałem Schetyny przemilczały media (nie licząc znakomitego artykułu Adama Sochy w lokalnym miesięczniku "Debata"), choć przypadek olsztyński nie jest odosobniony. - Z pompowaniem kół w Platformie można się spotkać także gdzie indziej, np. w województwie lubuskim czy na Mazowszu. W innych partiach też to zjawisko występuje, chociaż może centrala nie wspiera tego tak otwarcie - powiedział "GP" jeden z byłych posłów PO. Potwierdził też, że Grzegorz Schetyna, któremu zarzucano w 1999 r. zapisanie do studenckiego koła Unii Wolności we Wrocławiu inżynierów z Rybnika i emerytki z Krakowa, uchodzi za eksperta od tego typu wojen podjazdowych. - W ogóle nie znam tej sprawy, nie wiem, o co chodzi. Proszę zapytać o to we władzach regionu - mówi poseł Sławomir Rybicki, wiceprzewodniczący... zarządu regionu warmińsko-mazurskiej PO.
O komentarz do zarzutów, jaki formułuje wobec Grzegorza Schetyny część byłych lub obecnych członków PO na Warmii i Mazurach, poprosiliśmy również samego zainteresowanego. Niestety, do chwili zamknięcia numeru nie nadeszła z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych żadna odpowiedź.
Tekst ukazał się w tygodniku "Gazeta Polska" i na stronie internetowej "Niezależna"
Łukasz Adamski, Grzegorz Wierzchołowski
www.lukaszadamski.pl
10. 07. 2008r.
RODAKpress