Może dzięki takim książkom będziemy mogli usunąć z naszych głów resztki komunizmu... (Stanisław Fudakowski)
"Lechu, dlaczego nas okłamałeś?"
Wśród licznych dyskusji i spotkań poświęconych w ostatnim czasie książce "SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii" na szczególne zainteresowanie zasługuje spotkanie zorganizowane tydzień temu w Gdańsku przez Stowarzyszenie "Solidarni z Kolebki" oraz Koło Emerytów i Rencistów NSZZ "Solidarność" Stoczni Gdańskiej z autorami książki - dr. Sławomirem Cenckiewiczem i dr. Piotrem Gontarczykiem. Na miejsce spotkania wyznaczono historyczną salę AKWEN w siedzibie Regionu Gdańskiego NSZZ "Solidarność" przy Wałach Piastowskich 24, która była świadkiem wielu ważnych, często dramatycznych spotkań i narad "Solidarności". Osoby związane z historyczną "Solidarnością", oprócz pytań zadawanych autorom, same miały wiele do powiedzenia i tworzyły w ten sposób jakby aneks do książki.
Autorzy książki właśnie zaplanowali urlop. Ale czy można odmówić "Solidarnym z Kolebki", ludziom niezłomnym, uczestnikom Grudnia '70 i Sierpnia '80, twórcom historycznej "Solidarności"? Pospiesznie zamówiono w centrali IPN kilkadziesiąt egzemplarzy książki, która mimo dodruku jest ciągle nieosiągalna w księgarniach i empikach. Spotkanie wyznaczono na czwartek, 10 lipca br., po południu. Zaproszeń nie wysyłano, ponieważ zainteresowanie książką jest ciągle ogromne i nawet duża sala AKWEN nie pomieściłaby wszystkich chętnych. Mimo braku zaproszeń i ogłoszeń w mediach sala na 10 minut przed spotkaniem była pełna, a 70 egzemplarzy książki zniknęło w ciągu 25 minut.
Chłodno o mediach
To miało być spotkanie kameralne dla członków stowarzyszenia i dla emerytów "Solidarności" ze Stoczni... - stwierdziła pani Alicja Kowalczyk, prezes gdańskiego Stowarzyszenia "Solidarni z Kolebki", a potem, patrząc na liczne kamery telewizyjne i mikrofony radiowe, powiedziała bez ogródek: - Nie zapraszaliśmy mediów. Nie interesowała ich przez lata działalność "Solidarnych z Kolebki", więc nie są tu mile widziane... Zaprosiliśmy Telewizję Trwam, która nam pomagała i którą serdecznie witamy.
Odpowiedzią były oklaski zgromadzonych osób, wśród których dostrzegłem wiele twarzy zapamiętanych z lat 1980 i 1981, zwłaszcza z trójmiejskich zjazdów NSZZ "Solidarność" - regionalnego w Gdyni i krajowego w gdańskiej hali "Olivia".
- Spotkanie dotyczy naszego byłego kolegi Lecha Wałęsy - kontynuowała pani Kowalczyk, dość wyraźnie akcentując słowo "byłego". Powitała dr. Sławomira Cenckiewicza, którego cała sala przyjęła wielkimi brawami. Doktor Piotr Gontarczyk, prosto z warszawskiego pociągu, przybył pół godziny później.
Hołd dla odwagi
Współprowadzący spotkanie Tomasz Moszczak, stoczniowiec z pierwszej "Solidarności", wezwał do poważnej rozmowy na temat książki, z uwagi na to, że problem jest istotny dla całej Polski. Prosił, by nie brać przykładu z "profesorów", którzy w telewizji zabierają głos na temat tej publikacji, choć jej nie czytali, kompromitując siebie i swoje środowiska. Wyraził podziw dla autorów za odwagę cywilną. "Są jak my, stoczniowcy, w roku 1980" - zakończył, a to porównanie bardzo się spodobało zebranym.
Sławomir Cenckiewicz powiedział: "Dziękuję za zaproszenie do tej sali i do tego grona, które szanuję nie tylko za Sierpień, ale i za rok 1970, bo przecież są tu także bohaterowie Grudnia. Miało być rzeczywiście kameralnie, ale dobrze, że jest tak, jak jest...".
"Prezent"
Zanim rozpoczęło się właściwe spotkanie, zebrani obejrzeli film dokumentalny Grzegorza Brauna dotyczący TW "Bolka", zawierający również szokujące fragmenty znanych już wcześniej filmów "Nocna zmiana" i "Plusy dodatnie - plusy ujemne". Kiedy na zbliżeniu pokazano dokument, notatkę ministra Milczanowskiego z informacją, że na wniosek Lecha Wałęsy z 28 września 1993 r. wypożyczono mu pilnie tajne dokumenty dotyczące TW "Bolka", ktoś na sali skomentował ironicznie: "To był prezent na urodziny, a prezentów się nie oddaje...".
W filmie autorzy książki podkreślali zwłaszcza najważniejsze dla obecnych awantur wokół książki kwestie: wszyscy zainteresowani mieli dostęp do tych dokumentów, ale zabrakło woli dociekania prawdy; żaden z historyków, dziennikarzy czy polityków, krytykujących dziś publicznie książkę i jej autorów, nie widział dokumentów TW "Bolka" na oczy. Łatwo to sprawdzić, bo w archiwach obowiązuje zasada wpisywania daty i nazwiska przeglądającego wypożyczony zbiór.
Po filmie wystąpił dr Piotr Gontarczyk, który powiedział, że zaproszenie do takiego miejsca jak sala AKWEN i do takich ludzi jest dla niego wielkim zaszczytem.
To był wielki zawód
Alojzy Szablewski, pierwszy przewodniczący Komisji Zakładowej NSZZ "S" w Stoczni Gdańskiej i poseł na Sejm I kadencji, mówił o wielkim zawodzie, jakim był dla niego Lech Wałęsa jako prezydent RP. "Byłem zaszokowany wściekłością, z jaką Wałęsa reagował na wszelkie propozycje lustracji, co przecież było wówczas bardzo potrzebne Polsce, od czego zależało nasze bezpieczeństwo. Nie rozumiałem wtedy tych reakcji Wałęsy, byłem tylko coraz bardziej zawiedziony i zasmucony". Szablewski przypomniał także, że inicjatywa ustawowego odebrania ubekom i esbekom ich wysokich apanaży nie spotkała się z poparciem prezydenta, to się dokonało wbrew niemu, dzięki senatorom. Wałęsa jednak nie chciał tej ustawy podpisać. Alojzy Szablewski wyraził opinię - z perspektywy czasu i po uporządkowaniu pewnych wydarzeń, których wtedy do końca nie rozumiał - że Lech Wałęsa był szantażowany przez środowisko postesbeckie z powodu uwikłania we współpracę z bezpieką. To było szkodliwe nie tylko dla Wałęsy, ale i dla całej Polski. Szablewski zakończył swą wypowiedź gorzkimi słowami: "Straciłem dla niego szacunek. Unikałem go, żebym nie musiał podawać ręki. Szkoda, że się wtedy po prostu nie przyznał. Nie byłoby szantażu, nie byłoby tego zła, które z tego szantażu wynikało".
Bogusław Gołąb, członek prezydium historycznego Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego w Gdańsku, stwierdził, że książka pracowników IPN, choć tak obszerna, jest dopiero przyczynkiem do zbadania wszystkich okoliczności i skutków współpracy Lecha Wałęsy z bezpieką dla późniejszych wydarzeń w Polsce. Za upokarzające i niedopuszczalne uznał wypowiedziane kiedyś publicznie słowa Wałęsy do Jaruzelskiego, by ten zaprzeczył jego współpracy z bezpieką! Jakby w tej sprawie Jaruzelski mógł być dla nas wiarygodny! Przypomniał rok 1988, ówczesne strajki i całkowitą obojętność Wałęsy wobec dyscyplinarnego zwolnienia z pracy całej komisji zakładowej "S" Stoczni Północnej w Gdańsku. Dla związkowców z tej stoczni był to sygnał ostrzegawczy, że z Wałęsą dzieje się coś złego.
Bogusław Gołąb wyraził swój niepokój z powodu nagonki na IPN, która rozwija się na naszych oczach po opublikowaniu książki "SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii". Przedstawił wspólne stanowisko związków więźniów politycznych, internowanych i represjonowanych - w obronie IPN i autorów książki. Uznał, że sytuacja jest poważna i w razie potrzeby wymaga nadzwyczajnych środków: "Jeśli będzie trzeba, przeciwstawimy się fizycznie próbom zamykania IPN i zamykania ust Polakom!". To oświadczenie spotkało się z aplauzem zebranych.
Joanna Gwiazda, siostra Andrzeja Gwiazdy, radna w regionie pomorskim, stwierdziła, że książka otwiera oczy na smutną prawdę: w wolnej Polsce panują stosunki typowe dla stosunków w republikach bananowych. Ostatnim tego przykładem jest bezprawne wywiezienie akt WSI z polecenia wysokich urzędników rządowych, którzy powinni za to stanąć przed Trybunałem Stanu.
Stanisław Fudakowski z "Solidarnych z Kolebki" zwrócił się do obecnych na sali dziennikarzy, by wreszcie uświadomili sobie, że od lat są manipulowani. By zrozumieli, że "Solidarność" była dziełem milionów, a nie jednego człowieka. "Żyjemy w wielkim załganiu. Dziękuję autorom za tę książkę. Może dzięki takim książkom będziemy mogli usunąć z naszych głów resztki komunizmu". Fudakowski stwierdził, że Polska potrzebuje teraz prawdy o Magdalence i o Okrągłym Stole. Dopiero to stworzy pełny obraz sytuacji. To warunek demokracji w Polsce - demokracji dla całego Narodu, a nie tylko dla wybranych, dla kolesiów. Na koniec oświadczył: "Wałęsa nie sprawdził się jako przywódca. Opuścił swoich najlepszych żołnierzy. To jest najgorsze, co zrobił! Niech się jednak nikomu nie zdaje, że to już koniec. Walka trwa!". Te słowa sala skwitowała wielkimi brawami.
Nadzieja w młodych historykach
Sławomir Cenckiewicz, pytany o następne książki, powiedział, że razem z Piotrem Gontarczykiem przygotowuje obecnie książkę o niszczeniu dokumentów bezpieki w latach 1989-1990, z przyzwoleniem, a nawet z udziałem ludzi związanych z rządem Tadeusza Mazowieckiego. To problem, z którym autorzy nieustannie się stykali podczas kwerendy źródłowej do książki o Lechu Wałęsie i wymaga on osobnego opracowania. Drugi temat, którym zajmują się Cenckiewicz i Gontarczyk, dotyczy inwigilacji Anny Walentynowicz przez SB. Jeśli zaś chodzi o kontynuację innych ciekawych wątków, które pojawiły się w obecnej książce, a których nie można było rozwijać ze względu na ich rozległość i luźny tylko związek z głównym tematem, to - zdaniem Cenckiewicza - zrobią to "jeszcze młodsi historycy od nas", bezkompromisowi, poszukujący prawdy. Takich nie brakuje zarówno w IPN, jak i w całej Polsce.
Dlaczego?
Ryszard Czajkowski z Radiowej Agencji Solidarności wyraził pogląd, że 16 sierpnia 1980 r. Lech Wałęsa zakończył strajk w Stoczni Gdańskiej, a to, co potem się działo, było jakby wbrew jego stanowisku, za sprawą innych uczestników protestu. To również wymaga dokładnego zbadania, wiele już było relacji na ten temat.
Anna Kołakowska, nauczycielka historii z Gdańska, najmłodszy więzień polityczny w Polsce w okresie stanu wojennego, postawiła zebranym retoryczne pytanie: "Czy mamy uwierzyć, że człowieka uwikłanego przez 6 lat we współpracę z bezpieką nikt w sierpniu roku 1980 nie szantażował, nikt nim nie kierował?".
Andrzej Kołakowski, pedagog z Uniwersytetu Gdańskiego, pytał dr. Gontarczyka o okoliczności sprawdzania Wałęsy przez sąd lustracyjny przed wyborami prezydenckimi. Doktor Gontarczyk odpowiedział, że sąd dysponował dokumentami - także tymi, które autorzy pokazali w obecnej książce - ale nie wykazał woli ich wykorzystania i zinterpretowania. Najbardziej skandaliczne, zdaniem Gontarczyka, było to, że sąd nie zapytał Wałęsy, gdzie się podziały wypożyczone, niezwrócone akta. Procedurę lustracji zamknięto bez wykorzystania możliwości wyjaśnienia prawdy.
Prowadząca spotkanie prezes Alicja Kowalczyk zwróciła uwagę na forowanie przez Wałęsę pewnych ludzi od samego początku, co dziś, w świetle książki, łatwiej się tłumaczy. Symbolicznym tego przykładem była pierwsza wizyta delegacji "Solidarności" u Jana Pawła II. Nie pojechali tam tacy ludzie jak na przykład Henryk Lenarciak, przewodniczący Społecznego Komitetu Budowy Pomnika Poległych Stoczniowców. Pojechali za to Celiński i Frasyniuk...
Henryk Jagielski z "S" Stoczni Gdańskiej, uczestnik strajku w roku 1970, jeden z tych, na którego donosił TW "Bolek", oświadczył, iż nieprawdą jest, jakoby Lech Wałęsa był przewodniczącym komitetu strajkowego w roku 1970. Nawiązując do donosów, nazywanych przez obrońców Lecha Wałęsy "poszlakami", Jagielski zapytał retorycznie zebranych: "Czy ja wyglądam na 'poszlakę'? A może my wszyscy jesteśmy tylko 'poszlakami'? Wałęsa niczego nie wyjaśnił, za to nieustannie ubliża nam wszystkim. Ubliża ludziom, którzy go wynieśli do wysokich godności. I on nosi w klapie marynarki wizerunek Matki Boskiej!".
Józef Szyler, dawny kolega Lecha Wałęsy ze Stoczni Gdańskiej, na którego również donosił TW "Bolek", zwrócił się do autorów książki, by podjęli także trud zbadania innych "autorytetów". Zaproponował, by tematem następnej książki był Adam Michnik... Wzbudziło to aplauz, potem ogólną wesołość na sali.
Doktor Sławomir Cenckiewicz, zabierając głos po raz ostatni, przyznał, że książka wywołała wiele nieprzychylnych, wrogich reakcji wobec autorów, jednak dziś umocnił się w przekonaniu, że warto ją było napisać. "Bronią nas tacy ludzie, jak Władymir Bukowski, Józef Szyler czy Henryk Jagielski, i to się liczy... Warto było choćby dla takich jak oni...".
Leon Stobiecki z "Solidarności" Stoczni Marynarki Wojennej w Gdańsku wypowiedział pod koniec spotkania słowa, które dobrze oddały ogólny nastrój sali. "Szkoda, że na końcu tej książki nie napisaliście panowie: 'Lechu, dlaczego nas okłamałeś?'"...
***
Kiedy spotkanie promujące książkę zakończyło się, pewien mężczyzna wzniósł ręce jak do modlitwy, popatrzył w górę, uśmiechnął się i coś wyszeptał. Spojrzałem w tym kierunku. Na przeciwległej ścianie sali AKWEN, wysoko, prawie pod sufitem, zobaczyłem wielki portret Sługi Bożego księdza Jerzego Popiełuszki, kapelana "Solidarności"...
Piotr Szubarczyk,
IPN Gdańsk
16.07.2008r.
Nasz Dziennik