opozycyjno rządowy talk show
- Wakacyjnego Klubu Poszukiwaczy Sprzeczności Historycznych odsłona ostatnia...
Mija kolejna rocznica "porozumień sierpniowych" oraz strajków z lata 1988 które przyczyniły się do uruchomienia scenariusza "okrągły stół". A my ciągle jesteśmy karmieni historią dla dzieci... Weźmy relacje władza - opozycja w PRL. Opozycja przedstawiała się wtedy jako napędzany odruchem moralnym ruch protestu przeciw państwu policyjnemu (czy wręcz totalitarnemu), w propagandzie rządu będąc sponsorowaną przez imperialistów formacją prowadzącą działalność kontrrewolucyjną (a nawet agenturalną). Rząd, który sprzedawał się propagandowo albo jako wcielenie logiki historii, albo już tylko jako wyraziciel interesu narodowego (to drugie w latach 80-tych, gdy zdechła ideologia komunistyczna), w publikacjach (sporej części) opozycji był wojskową juntą trzymającą władzę z nadania Moskwy. Tak ostre narracje były stosowane zwłaszcza w czasie "stanu wojennego", ale i wcześniej i - przez pewien czas - później mieliśmy do czynienia z opowieściami nie zostawiającymi obydwu stronom zbyt wiele przestrzeni dla politycznych gier. O ile opowieści traktowane byłyby poważnie przez samych opowiadających... Tylko, właśnie - czy wojujące strony naprawdę traktowały je poważnie?. Przecież, co i raz, to tu, to tam pojawiają się tropy sugerujące, że - gdzieś za kulisami - toczyły się gry polityczne wykraczające poza propagandowe landszafty serwowane publiczności i przez opozycję i przez rząd.
Weźmy coś takiego: dwa lata temu "Rzeczpospolita" zaproponowała publiczności osobliwą zabawę - tropienie "Delegata". "Delegat" był to pseudonim Kontaktu Operacyjnego bezpieki, najwyraźniej nieźle usadowionego wśród solidarnościowego establishmentu. Tekst w "Rzeczypospolitej" był dziwny. Autorzy podali garść szczegółów dających jaką taką podstawę do namierzania "Delegata" i - zaczęło się typowanie (typowano - między innymi - księdza Jankowskiego). Zapytany o sprawę Lech Wałęsa powiedział, że wie kim jest "Delegat", ale - póki co - nie powie ("dramat mój polegał wtedy i teraz na tym, że ja nie wszystko mogłem powiedzieć i dzisiaj nie mogę powiedzieć"). Wałęsa dał jednak do zrozumienia, że tożsamość "Delegata" z czasem ujawni, zamierza bowiem publikować materiały które przekazuje mu IPN. "Tu nie ma wyjścia - mówił - ten człowiek będzie ogłoszony, chyba, że będzie mądry, odwagi mu starczy, sam wyjdzie i powie" (1). Minęły dwa lata, ani "Delegat" sam się nie ujawnił, ani nie ujawnił go Wałęsa. Jest to, nawiasem mówiąc, kolejna tego rodzaju niedotrzymana obietnica Wałęsy (obiecywał wszak, że ujawni papiery "Bolka" i samego "Bolka" też).
Tak więc tożsamości "Delegata" nie znamy, a szkoda, bo mógł on pełnić przy Wałęsie bardzo szczególną funkcję. Otóż, SB w miarę swych sił i możliwości, próbowała manewrować "Solidarnością" tak, by nadać jej możliwie najwygodniejszy dla siebie kształt personalny i ideowy. Służyć temu miała, na przykład, sprawa obiektowa "Klan", którą bezpieka uruchomiła w listopadzie 1980 roku. Celem "Klanu" była "operacyjna kontrola i eliminacja osób prezentujących wrogie postawy w stosunku do ustroju społeczno-politycznego PRL", oraz "rozpoznanie i operacyjne przeciwdziałanie uchwalaniu, a przede wszystkim realizacji wszelkich politycznie szkodliwych przedsięwzięć". Działania w typie "Klanu" osiągnęły punkt kulminacyjny przy okazji pierwszego zjazdu "Solidarności", kiedy to bezpieka popierała kandydaturę Wałęsy na stanowisko przewodniczącego. I tu właśnie pojawia się "Delegat" (zakładam, że ten sam o którym pisała "Rz", choć teraz wystąpi jako TW). Otóż, w ramach przedzjazdowych operacji, pułkownik Paszkiewicz, szef gdańskiej bezpieki, informował szyfrogramem generałów Krzysztoporskiego i Ciastonia (pierwszy był wtedy wiceministrem, drugi dyrektorem III Departamentu MSW), że za pośrednictwem TW "Delegat" przekazano Wałęsie "zestaw informacji i danych obrazujących prowadzoną przeciwko niemu działalność opozycyjną przez niektórych działaczy związku a dających mu możliwość uargumentowania przeciwstawienia się tej kampanii" (2). Wałęsa informacje wykorzystał. Pytanie brzmi: czy "Delegat" był narzędziem, przy pomocy którego bezpieka manipulowała Wałęsą, czy też kanałem informacyjnym działającym w obydwie strony? Że to drugie nie jest wykluczone świadczyć mogą pewne poszlaki.
Oto, jakiś czas temu, opublikowano zapis rozmowy Wałęsy z pułkownikami Klisiem i Starszakiem, ten drugi został później wydawcą tygodnika "Nie". Rozmowa odbyła się w listopadzie 1982 roku, Wałęsa mówił w jej trakcie interesujące rzeczy. Na przykład: "Ma pan dowody na to, że robiłem porządek. W Gdańsku wyrzuciłem wszystkich, którzy wam się mogli nie podobać - Borusewicza, Walentynowicz (...). Nie zarzuci mi pan, że w Gdańsku miał pan jednego człowieka, który wam mógł się nie podobać. Wyczyściłem. Nie zarzuci mi pan, że tam gdzie miałem wpływ to znaczy w prezydium TK, które dobierałem, dobrałem jednego człowieka, który wam nie odpowiadał. Pytałem się nawet. Myśli pan, że odsunięcie Onyszkiewicza, Modzeleskiego, czy Gwiazdę to była łatwa sprawa? Poradziłem sobie jednak" (3). Interesujące jest zwłaszcza to wałęsowskie "pytałem się nawet", bo sugeruje istnienie komunikacji dwustronnej. Czy służył do niej "Delegat"? Nie wiem, nie wykluczam... A może wystarczył Wachowski? Zresztą - spotkałem się z informacjami, że Wałęsa po prostu spotykał się osobiście z gen. Krzysztoporskim w hotelu "Posejdon", więc pośrednicy nie zawsze musieli być potrzebni (4). Może więc relacje Wałęsy z władcami PRL były bardziej skomplikowane niż nam się zdaje? Dlatego nie uważam wcale za oczywiste, że Wałęsa - mając na koncie epizod współpracy z SB - zostałby z pewnością zdemaskowany przez władzę z chwilą ogłoszenia stanu wojennego. Może uznano, że lepiej mieć na czele "podziemia" kogoś, na kogo ma się "haka"? Na kogoś takiego można łatwiej wpływać...
Albo - ile wiemy o kontaktach utrzymywanych z władzą przez liderów "opozycji przedsierpniowej"? Weźmy taki oto cytat z napisanego w sierpniu 1977 roku raportu Lesława Maleszki: "W dniu 28.7.77 r. w parku, niedaleko miejsca zamieszkania Kuronia obok Cytadeli spotkali w godzinach dopołudniowych się L.Dorn, S.Kawalec, J.Zemer, L.Maleszka, S.Kowalski, i J.Kuroń. W trakcie tego spotkania Jacek Kuroń szeroko omawiał działalność opozycji w Polsce. m.in. stwierdził, że dzień po zwolnieniu aresztów członków KOR-u do prof. (Edwarda) Lipińskiego przyszedł v-ce premier Secomski z gorącą prośbą, aby członkowie KOR-u zgodzili się powstrzymać o 3 dni z wydaniem oświadczenia nt. ich zwolnienia. Wg Kuronia prośba ta związana była z aktualną wizytą E(dwarda) Gierka w Moskwie. V-ce premier Secomski m.in. miał stwierdzić, że o porozumieniu ideologicznym między rządem a opozycją nie ma mowy, ale możliwe są realne obustronne kompromisy, które każdemu wyjdą na dobre. Dalszy ciąg będzie z nimi prowadził socjolog Jan (Józef) Szczepański, który nie jest z nikim formalnie związany, nie jest oficjalnym przedstawicielem rządu, ale może być negocjatorem w tych sprawach. J.Kuroń w dalszej swojej wypowiedzi przedstawił program działalności opozycji, który ponownie omawiał w tym samym dniu w godz. wieczornych na spotkaniu u A.Celińskiego. W wym(ienionym) parku ok. godz. 13.00 część z tych osób, wraz z Kuroniem udała się do Milanówka, jak stwierdzili "na dalsze pertraktacje z przedstawicielami rządu". W tym samym dniu ok. 20.00 w mieszkaniu A.Celińskiego odbył się bankiet z okazji - jak oświadczyli zebrani zwycięstwa związanego z faktem zwolnienia aresztowanych członków KOR-u. W bankiecie tym udział brali A.Celiński, J.Kuroń, G(rażyna)Borucka-Kuroń, J.J.Lipski, ks.Małecki,W(itold)Łuczywo, H(enryk)Wujec, W.Ostrowski, P(iotr)Bąkowski, A.Macierewicz, P(iotr)Naimski, J.Walc, J.Karpiński oraz prawie wszyscy uczestnicy obozu w Bieszczadach. J.Kuroń do Celińskiego przyjechał z Milanówka i na wstępie oświadczył zebranym: "...pragnę was wszystkich, jak tu jesteście, prosić, abyście kategorycznie zapomnieli o tym, że były jakieś rozmowy z przedstawicielami rządu, a gdyby ktoś o to pytał, proszę mówić, że nic nie wiecie, ponieważ tego wymaga dobro sprawy, jeżeli chcemy, aby te rozmowy toczyły się dalej...". Żadnych szczegółów rozmów w Milanówku nie ujawnił"(5)
No cóż, rzecz można - okrągły stolik kilkanaście lat przed okrągłym stołem....I ten wicepremier PROSZĄCY i to gorąco o wstrzymanie się KOR-u z wydaniem oświadczenia... Co ciekawe, wygląda na to, że prośba Kuronia: "abyście kategorycznie zapomnieli o tym, że były jakieś rozmowy z przedstawicielami rządu, a gdyby ktoś o to pytał, proszę mówić, że nic nie wiecie" zdaje się nadal obowiązywać. I to także osoby, które z czasem mocno się z Kuroniem pokłóciły (Dorn czy Macierewicz wymienieni w donosie Maleszki). Czasem tylko coś się przebija na marginesie. Według Jarosława Kaczyńskiego, na przykład, spór między KOR-owską "prawicą" i "lewicą" rozpalił się na dobre, gdy Macierewicz odmówił Michnikowi opublikowania w "Głosie" artykułu, w którym Michnik "...proponował pewne gry, wsłuchiwanie się w głos, a może i porozumienie z frakcją liberalną" (6)
Albo - kontakty z przedstawicieli opozycji z Sowietami. To kolejny temat tabu. Wiemy o nich to i owo głównie dzięki resztkom materiałów jakie ostały się po tzw. grupie "Wisła" - PRLowskiej placówce łącznikowej w ZSRS. Przez długi czas od swojego powołania (1957) "Wisła" służyła głównie inwigilacji obywateli PRL odwiedzających Związek Sowiecki, ale w latach 80-tych zmieniła nieco charakter. Teraz funkcjonariusze grupy mieli zajmować się także zdobywaniem w Związku Sowieckim informacji na potrzeby władców "Polski Ludowej". To i owo udało im się zdobyć i dzięki temu wiemy, że - gdzieś tak - od 1987 roku Sowieci szukali kontaktu z niektórymi liderami opozycji. Co zresztą niepokoiło Jaruzelskiego i Kiszczaka. Latem 1988 roku "zespół trzech" (Urban, Ciosek, Pożoga) alarmował Jaruzelskiego: "aktywa naszej ekipy sprowadzają się do poparcia radzieckiego. Jednak ono musi osłabnąć, nawet zniknąć, w miarę jak okaże się nieskuteczność naszych działań. Zjawisko rozczarowania Moskwy przygotowujące nasz koniec może się pojawić w rezultacie jesiennej fali strajków"(7). Mogło więc zdarzyć się i tak, że wobec zaostrzenia się sytuacji w Polsce grupa "młodych" z PZPR przy poparciu Wielkiego Brata odsunie od władzy ekipę Jaruzelskiego i dogada się z "konstruktywną opozycją" celem stworzenia nowej ekipy władzy. Stara ekipa wolała więc nie wypaść z tej gry. A i "liderom opozycji" zaczęło się spieszyć...
Ciekawe dane podał tu Antoni Dudek w jednym z odcinków "Długiego cienia PRL-u". Otóż, w 1988 roku atmosfera w kraju zaczęła się zaostrzać. Kolejne fale strajków wciągały coraz więcej zakładów, przy tym na czele większości strajków stawali przedstawiciele pokolenia "stanu wojennego" nie podlegający kontroli "wierchuszki" (pozwólmy sobie na to określenie) "Solidarności. Bo "Solidarność" faktycznie była słaba. Więcej od niej strajków organizował nawet reżimowy OPZZ (konkretnie: OPZZ - 10%, Solidarność - 3%, reszta - wspomniane już "dzikie strajki"). Tak więc zarówno establishment "strony rządowej", jak i establishment "strony opozycyjnej" stanęły wobec możliwości zaistnienia nowego ruchu społecznego, który wyłoniłby nowych liderów. Pamiętajmy przy tym, że "pokolenie stanu wojennego" było nastawione znacznie bardziej antykomunistycznie od robotników, którzy robili pierwszą "Solidarność", a także bardziej "nacjonalistyczne" - jak opisaliby to przedstawiciele "lewicy laickiej". Były to bez wątpienia czynniki popychające reżim i opozycyjny establishment do zawarcia porozumienia, chociaż klucz do rozwoju sytuacji znajdował się w Moskwie. Ale i Sowieci musieli przecież brać pod uwagę zmieniające się warunki w Polsce. Władcy Kremla też woleli pewnie postawić na starych, znajomych opozycjonistów zamiast czekać na pojawienie się nowej siły. Mogli więc naciskać na szybkie wmontowanie "opozycji konstruktywnej" w realizowane już od pewnego czasu scenariusze "transformacji ustrojowej". I tu dochodzimy do wizyt Michnika w Moskwie.
Sowieci chcieli zaprosić Michnika do Moskwy już w kwietniu 1988 roku na seminarium "Białe plamy w historii najnowszej - ich wpływ na produkcję filmową" (Michnik, jak wiadomo to wybitny znawca tego tematu). Nic z tego nie wyszło wobec sprzeciwu strony PRL-owskiej. Jeszcze w styczniu 1989 roku rozmówcy z KGB żalili się na to szefowi "Wisły". "Wisła" przesłała wtedy szyfrogram, w którym stało: "Dla ZSRR liczy się przede wszystkim pomyślny rozwój stosunków z USA i w tym kontekście istnieje potrzeba budowania w K(rajach) S(ocjalistycznych) mostów porozumienia między różnymi siłami społecznymi, dlatego nie powinniście nam przeszkadzać w kontaktach z polskimi intelektualistami. (...)musimy mieć własne rozpoznanie i ocenę działaczy opozycji. W związku z tym ambasada radziecka w Warszawie i nie tylko ona otrzymała polecenie opracowana pełnego kompendium wiedzy dotyczącego opozycji, personalnego who is who" (7). Antoni Dudek tak podsumowuje materiały "Wisły:" "Okrągły stół jawi się (...) w świetle akt grupy "Wisła" oraz znanych już dokumentów sowieckich jako "most porozumienia", mający - poprzez poszerzenie elity władzy - zagwarantować spokój społeczny w Polsce, a tym samym utrzymanie jej w orbicie wpływów Kremla". I teraz możemy się głowić czy to aby nie Sowieci naciskali na dopuszczenie Michnika i Kuronia do okrągłego stołu...
Michnik ostatecznie pojechał do Moskwy - w lipcu 1989 roku. Porozmawiał sobie, między innymi, z Jurijem Graczowem, zastępcą kierownika Wydziału Zagranicznego KC KPZR. Do dziś Michnik wypowiada się na temat tej wizyty nader wstrzemięźliwie (o innych kontaktach przedstawicieli opozycji z Sowietami nie wspomina bodaj wcale?). Najobszerniejszą ponoć relację Michnika z wycieczki do Moskwy podaję za Antonim Dudkiem: "Oni byli sobą zajęci, mówili: "Róbcie co chcecie", a skoro tak, no to ja wróciłem z Moskwy i powiedziałem "chłopaki, skok na kasę trzeba robić", ale nawet wtedy Jaruzelski był bezpiecznikiem. Pamiętajmy, przecież cały ten aparat bezpieczniacki, wojskowy, partyjny, administracyjny, przecież oni by dostali szału. Im się nagle ziemia pod nogami zaczęła palić. Jaruzelski był tu bezpiecznikiem, dla nich gwarantem, żeby siedzieli cicho, najwyżej zmienią posady, ale nikt (im) nie urwie głowy" (7). Relacje od strony rosyjskiej wygląda tak: "Latem 1989 roku Adam Michnik, przybywszy do Moskwy, szukał kontaktów - także za pośrednictwem rosyjskich dysydentów - z radzieckimi władzami, aby podjąć z ich przedstawicielami negocjacje, których przedmiotem byłoby zmniejszenie ryzyka związanego z liberalizacją polskiego reżimu" (8)
Chciałbym być dobrze zrozumiany. Ja nie potępiam samego faktu tych negocjacji. Rozmowy z Sowietami były niezbędne. Chciałbym tylko - dwadzieścia lat później - poznać więcej szczegółów na ich temat. Na przykład: po zaskakujących dla władzy wynikach wyborów 4 czerwca 1989 roku Czesław Kiszczak oświadczył publicznie, że stanowisko prezydenta ZAGWARANTOWANO Jaruzelskiemu w czasie obrad okrągłego stołu. Czy aby Michnik nie udzielił podobnych gwarancji także Sowietom? 13 lipca 1989 roku "Wisła" nadała taki oto szyfrogram nr. 7048: "Według źródłowych informacji Adam Michnik w dniu 14 bm. spotyka się w redakcji gazety "Moskowskije Nowosti" z Jegorem Jakowlewem. W czasie rozmowy ze źródłem Michnik dał do zrozumienia, że odbył spotkania w KC KPZR. Szczegółów żadnych nie podał. Źródło sugeruje, że mógł być omawiany temat wizyty Wałęsy w Moskwie. Michnik oświadczył, że 18 bm. musi być w Warszawie" (9). 19 lipca Zgromadzenie Narodowe wybierało prezydenta... Jakież to przeszkody stoją na drodze temu, by wszystkie te i inne sprawy zacząć omawiać otwarcie? Jak długo jeszcze będziemy karmieni historią dla dzieci? Wiem oczywiście - baardzo długo...
Przypisy:
1. PAP, Wałęsa: nie ujawnię, kto był "Delegatem", GW 5.08.2006 - sieć
2. za: Sławomir Cenckiewicz, SB wobec Krajowego Zjazdu Delegatów NSZZ "Solidarność", Acana 51/52
3. zapis rozmowy można znaleźć w sieci
4. Paweł Rabiej, Inga Rosińska, Droga cienia.
5. Henryk Głębocki, Krakowscy "cisi" i "gęgacze", Arcana 51/52
6. O dwóch takich... .
7. za: Antoni Dudek, Kremlowski stół, w: PRL bez makijażu
8. Rosjanie nie chcą być Żydami XXI wieku, rozmowa z Glebem Pawłowskim, Europa 114
9. Antoni Dudek, Rok 1989 w moskiewskich szyfrogramach - sieć
PS
Powyższy wpis "wypreparowałem" z II części tekstu "Macierz". Projekt "Macierz" załamał się niestety pod własnym ciężarem - przeceniłem możliwości techniczne Salonu, okazało się, że nie jest on w stanie łykać dawek takiej wielkości, a publikowanie w odcinkach było marnym rozwiązaniem (patrz - uwagi czytelników). Tak więc "Macierz" zostanie opublikowana w jednym kawałku gdzie indziej, o czym - rzecz jasna - doniosę na blogu.
tad9
31.08.2008r.
http://perlyprzedwieprze.salon24.pl/