Księga fałszów (1)
Kilka dni temu kupiłem w Strasburgu we Francji pięknie wydaną w 2007 roku francuską książkę o historii Polski w XX wieku i aktualnych naszych przemianach polityczno-społecznych. Blisko 600-stronicowa praca "La Pologne" pod redakcją Fran?ois Bafoil, wydana przez znane francuskie wydawnictwo Fayard, jest dziełem 18 autorów, głównie francuskich, ale też kilku polskich (m.in. prof. Andrzeja Paczkowskiego i prof. Tomasza Nałęcza). To dzieło zbiorowe wydane zostało pod egidą CERI (Centrum Studiów i Badań Międzynarodowych), a więc, zdawałoby się, renomowanej instytucji. Nie przeszkodziło to jednak w tym, że cała publikacja stanowi swego rodzaju tendencyjny gniot antypolski, pełen tekstów deformujących zarówno dzieje Polski w XX wieku, jak i obraz naszej współczesności.
Opinia ta odnosi się głównie do tekstów autorów francuskich. Ich polskim współautorom nie można wiele zarzucić, poza przede wszystkim jednym wielkim zastrzeżeniem - dlaczego zgodzili się figurować w tego typu tendencyjnej książce antypolskiej, uwiarygodniając ją swą obecnością.
Polska, w obrazie przedstawionym przez licznych autorów "La Pologne", jawi się najpierw jako kraj wielce uciążliwy dla sąsiadów i z wigorem prześladujący mniejszości narodowe, zwłaszcza Żydów, z zapałem flirtujący z Hitlerem. Udział Polski w II wojnie światowej jest również mocno przyczerniony poprzez skrajnie wyeksponowany obraz zbrodni w Jedwabnem i jadowitego polskiego antysemityzmu, wyraźnie zapożyczony od J.T. Grossa, przy wyraźnym, maksymalnym pomniejszaniu polskiego heroizmu i martyrologii. Dzisiejsza Polska zaś przedstawiona jest jako zacofany duchowo, anachroniczny "ostatni bastion Kościoła katolickiego w Europie" (s. 325), "na antypodach wobec większości krajów europejskich" (s. 325), z "wybranym w 2005 roku najbardziej konserwatywnym rządem w całej Europie". Według jednego z autorów, w 2005 r. "prawicy niepodległościowej i narodowej w Polsce udało się przepchnąć peryferie do centrum" (s. 271). Co najlepsze, do prawicy "nacjonalistycznej, populistycznej i ekstremistycznej", a także "eurosceptycznej" zaliczono w książce również Prawo i Sprawiedliwość (s. 262-264). Po drugiej stronie, obok wychwalanego nurtu liberalnego (s. 261), mamy kreślony z wyraźną sympatią obraz SLD, faworyzującego demokrację, reformy społeczne i Unię Europejską (s. 259).
Jednoznaczną zapowiedź skrajnej tendencyjności całej książki znajdujemy już we wstępie napisanym przez główną postać całego tego przedsięwzięcia książkowego, Fran?ois Bafoila, dyrektora badań we wspomnianym CERI. Bafoil pisze na s. 16, iż działające w Polsce Radio Maryja "emituje przesłanie ultranacjonalistyczne, rasistowskie i antysemickie", będąc regularnie słuchane przez kilka milionów Polaków. Ataki na Radio Maryja powtarzają się wielokrotnie w dalszej części książki (por. s. 265, 268, 387, 393, 394, 413). Dyrektor F. Bafoil odkrywa dla francuskich czytelników - zgodnie z marzeniami niemieckimi - obok mniejszości ukraińskiej, białoruskiej i niemieckiej, istnienie już w II RP mniejszości narodowej mazurskiej, kaszubskiej i śląskiej (por. s. 13). O istnieniu takich mniejszości narodowych w Polsce "dowiadujemy się" również z jego tekstu na s. 26. Z kolei w tekście Yves'a Plasserauda, prezesa Ugrupowania dla praw mniejszości narodowych (President du Groupment pour les drops des minorites) możemy szerzej przeczytać o narodowej mniejszości kaszubskiej w Polsce (s. 133-134). Na s. 13 dyrektor Bafoil wyraźnie stawia na równi odpowiedzialność Polaków i Niemców za wybuch wojny polsko-niemieckiej w 1939 r., pisząc o kwestii niemieckiej w Polsce, "której konstrukcja, zarówno przez niemieckich jej uczestników, jak i ich polskich odpowiedników, doprowadziła na gruncie nienawiści i wzajemnego niezrozumienia do katastrofy września 1939 r.". Zauważmy - francuski autor pisze "do katastrofy września 1939 r.", a nie do agresji niemieckiej.
Krytyka Kościoła katolickiego
Liczni autorzy książki, jak już akcentowałem, piszą ze skrajną niechęcią o Radiu Maryja, które rzekomo spotkało się z "licznymi potępieniami Episkopatu" (por. s. 265, tekst F. Bafoila). Z wyraźną niechęcią piszą jednak również o samym Kościele katolickim, czasami uciekając się do jawnych nieprawd. Na przykład na stronie 143 w tekście cytowanego już Yves'a Plasserauda czytamy, że w Polsce po 1944 roku "około 31 tysięcy Żydów, którzy przeżyli, było piętnowanych przez podziemne organizacje opozycyjne i część duchowieństwa, i stało się nawet ofiarami pogromów (Kielce w 1947 r.)". Dodajmy tu oczywisty błąd w dacie - zbrodnicze zajścia w Kielcach miały miejsce w 1946 r., a nie w 1947 roku, jeden z rozlicznych błędów merytorycznych tej książki. Na s. 89 czytamy, że w II RP "Kościół łaciński często optował za taką wizją (...), która wykluczała z narodu ludność niekatolicką (Żydów, Ukraińców, Niemców, Białorusinów, etc.". Na s. 398 (w tekście Patricka Michela, dyrektora badań w CERI) podane zostało dawno już obalone oszczerstwo o antysemickich publikacjach takich duchownych, jak ojciec Maksymilian Kolbe. Przypomnijmy, że prawdziwie uczciwy naukowiec zachodni, prof. Norman Davies, pisał o ojcu Kolbem: "Obalono wysuwane swego czasu przeciw niemu oskarżenie o ksenofobię i antysemityzm" (por. N. Davies: "Europa walczy 1939-1945", Kraków 2008, s. 538). Na s. 398 P. Michel przytacza jako dowód antysemityzmu polskich duchownych to, że: "W 1936 roku kardynał Hlond, w liście pasterskim poświęconym kwestii żydowskiej i potępiającym rasizm narodowego socjalizmu, potępiał równocześnie Żydów, jako osobników niemoralnych, którzy propagują ateizm. Poparł również antysemityzm gospodarczy". W rzeczywistości kardynał August Hlond w swym liście nie potępiał ogółu Żydów, akcentując, że jest wśród nich bardzo wiele wartościowych jednostek, potępił tylko tę część, która propaguje komunizm i ateizm. Bardzo wydumanym uogólnieniem jest również nazywanie poparcia kardynała Hlonda dla polskiej przedsiębiorczości "antysemityzmem gospodarczym". Dyrektor Patrick Michel pisze w tekście na s. 372 o Kościele katolickim w II RP, iż: "Kościół ten, upodobniający się do potęg pieniądza, traktowany z niechęcią jako gwałtownie wrogi postępowi, był identyfikowany przez lewicę polską 'z antysemityzmem, faszyzmem, obskurantyzmem, fanatyzmem i wszystkimi zjawiskami antypostępowymi i antykulturowymi'. W Polsce wielonarodowej okresu międzywojennego katolicyzm służył w efekcie jako wyróżnik antyżydowskości (...)". Uznając pozytywną rolę Kościoła katolickiego w oporze przeciwko komunizmowi, Michel zarzuca mu interweniowanie dziś w sprawach politycznych. Z satysfakcją zaznacza jednak, że to interweniowanie spotkało się z porażką w czasie wyborów 1993 r. i 2000 r., które przyniosły rezultaty wyborcze przeciwne do pragnień i apeli Kościoła (por. s. 386-387). Zaraz potem przechodzi do ataku na Radio Maryja, księdza H. Jankowskiego, etc., zarzucając im występowanie z potępieniem Żydów, ekskomunistów i masonów. Michel na s. 388 zarzucił samemu Prymasowi Józefowi Glempowi rzekomy brak refleksji nad samą naturą demokracji poprzez popieranie takiej idei demokracji, w której "polska tożsamość będzie się wyrażała przez katolicyzm". Według końcowych uwag P. Michela istnieje "wciąż utrzymująca się trudność polskiego katolicyzmu we wpisaniu się w nowoczesność polityczną". Inny autor - Stephane Portet, ubolewa na s. 324 z powodu fundamentalnie konserwatywnego charakteru wielkiej części Polski, "kraju, gdzie aborcja jest zakazana, gdzie homoseksualizm jest generalnie traktowany jako zboczenie diabelskie albo choroba - do tego stopnia, że często zakazuje się parad gejów i gdzie edukacja seksualna w szkołach wyraża się często w zachęcaniu do abstynencji. Polska jest bez wątpienia ostatnią redutą Kościoła katolickiego w Europie (...). Polska jest na antypodach większości krajów europejskich".
Według S. Porteta, zmiany jednak nastąpią, w czym istotną rolę gra edukacja, stwarzając fosę między bardziej a mniej wykształconymi. Ci pierwsi oczywiście - według Porteta - często popierają społeczny model liberalny, zarówno w kwestiach moralnych, jak i gospodarczych (s. 325). Portet ubolewa przy tym, że niepowodzenia gospodarcze ostatnich lat "sprzyjały tendencjom do powrotu ku tradycjom kontra niepokojącej nowoczesności, która nie będzie polska" (por. s. 325). Z kolei F. Bafoil twierdzi na s. 529, że w Polsce "szeroki nurt antysemityzmu utrzymuje się w społeczeństwie i w Kościele katolickim, jak to odsłoniła afera z klasztorem w Auschwitz pod koniec grudnia 1990 r." (kolejna nieścisłość faktograficzna - do konfliktu wokół klasztoru Karmelitanek w Oświęcimiu doszło w sierpniu 1989 r., a nie w grudniu 1990 r.).
Ataki na "polski antysemityzm"
Szczególnie hołubionym rodzajem ataków autorów książki jest piętnowanie rzekomego "polskiego antysemityzmu", przedstawianego w sposób skrajnie wyolbrzymiany (por. m.in. s. 16, 123, 266, 369, 396, 398, 413, 469, 529). Druga Rzeczpospolita, w ujęciu autorów książki, wygląda jak prawdziwa "kraina pogromów" na Żydach. Nader wymowny pod tym względem jest fragment rozdziału o stosunkach polsko-żydowskich, napisanego przez znanego z tendencyjności i uprzedzeń wobec Polski żydowskiego autora Jeana-Charles'a Szurka, jak się okazało, również dyrektora badań we wspomnianym centrum badawczym CERI. Szurek kreśli straszny obraz II RP, twierdząc (s. 396), że dla Żydów lata 1918-1939 były czasem "pogromów i gwałtów".
Twierdzenie to jest wręcz groteskowe w sytuacji, gdy dominującą postacią okresu międzywojennego był Józef Piłsudski, uważany wręcz za protektora Żydów. Po dojściu do władzy Piłsudskiego w maju 1926 r. podjęto w Polsce liczne działania na rzecz porozumienia z Żydami, m.in. likwidując godzące w Żydów ograniczenie, pochodzące jeszcze z czasów zaborczych. Przyznano wówczas prawa obywatelskie około 600 tys. Żydów - uciekinierów z Rosji po 1917 r. Był to krok bardzo wielkoduszny, ale dość lekkomyślny, większość tych Żydów nie czuła się związana duchowo z Polską, nie znała na ogół języka polskiego, a wielu z nich zdradziło Polskę po 17 września 1939 r., kolaborując z władzami sowieckimi i donosząc na Polaków. Znany historyk żydowski Ezra Mendelsohn pisał o Piłsudskim m.in., iż: "(...) Sprzyjał też obecności Żydów na listach rządowych podczas wyborów do Sejmu. Pierwszego premiera, sprawującego rząd bezpośrednio po przewrocie, Kazimierza Bartla, ogólnie uważano za przyjaźnie nastawionego wobec Żydów; parokrotnie sprzeciwił się w swych wypowiedziach antysemityzmowi gospodarczemu" (por. E. Mendelsohn: "Żydzi Europy środkowo-wschodniej w okresie międzywojennym", Warszawa 1992, s. 105). Znany żydowski historyk, dyrektor Instytutu Studiów Polsko-Żydowskich w Oxfordzie, profesor Anthony Polonsky, autor kilku książek o Polsce, pisał o rządzie Bartla, iż: "Rząd miał największy sukces z Żydami. Podjął kroki, by wspomóc handel żydowski, który również korzystał z ekonomicznego ożywienia" (por. A. Polonsky: "Politics in Independent Poland 1921-1939", Oxford 1972, s. 216).
Dodajmy, że po śmierci Marszałka Piłsudskiego syjoniści uchwalili zasadzenie na jego cześć lasu w Palestynie. W dużym mieście na Kresach II RP - Równem, gmina żydowska uchwaliła, że przez pierwszy rok od śmierci Piłsudskiego będzie się nadawać każdemu nowo narodzonemu dziecku żydowskiemu płci męskiej imię Józef - na cześć polskiego Marszałka! O tym wszystkim nie ma ani słowa w omawianej książce. Przeciwnie, pojawia się w niej straszna brechta (na s. 137), jakoby "po zamachu stanu Piłsudskiego w 1926 roku sytuacja mniejszości narodowych nie przestawała się pogarszać". Przypomnijmy, że Piłsudski był zasadniczo rzecznikiem równouprawnienia mniejszości narodowych. Dość przypomnieć, że poza bardzo przychylnym stosunkiem do Żydów przez całe lata protegował wojewodę wołyńskiego Henryka Józewskiego, rzecznika maksymalnego pojednania z Ukraińcami i ich pełnego równouprawnienia. Cytowaną wyżej brechtę o pogarszaniu się losu mniejszości narodowych napisał prezes Ugrupowania dla praw mniejszości narodowych Yves Plasseraud.
Twierdzenia o rzekomych pogromach na Żydach pojawiają się również w innych częściach książki (m.in. na s. 110, 129). Zarzuca się, że polskie władze tolerowały pogromy Żydów (s. 107 w tekście Y. Plasserauda). Jest to jaskrawy fałsz. Czołowi polscy politycy, np. premier F.S. Składkowski, opowiadali się przeciw wszelkim próbom uciekania się do przemocy we wzajemnych stosunkach polsko-żydowskich. Tylko w 1936 r. w ciągu pół roku wydano aż 24 wyroki skazujące na członków Stronnictwa Narodowego, oskarżonych o zakłócanie spokoju. Angielski historyk W.J. Rose podkreślał w wydanej w 1939 r. książce "Poland", że przeważająca część Narodu Polskiego jest przeciwna jakiemukolwiek uciekaniu się do aktów przemocy wobec Żydów.
Jaskrawym kłamstwem są zawarte w książce twierdzenia o szczególnym dyskryminowaniu Żydów (s. 93), o rzekomym ostracyzmie wobec Żydów ze strony większości polskiej ludności (s. 129). Faktem jest, że przez cały okres międzywojenny Polska pozostawała dla Żydów największym centrum rozwoju ich kultury w Europie, krajem swobodnego rozwoju żydowskiej prasy, wydawnictw i szkolnictwa, licznych partii i organizacji społecznych. Cytowany już głośny historyk żydowski Ezra Mendelshon pisał: "Jeśli chodzi o stronę żydowską, to powinniśmy przyznać, że wiele zawdzięczamy Polakom. Przede wszystkim mamy dług wdzięczności wobec polskiej wolności, która pozwoliła Żydom w latach 1920-1939 uczestniczyć w polityce, otwierać szkoły i pisać tak, jak chcieli (...). Międzywojenna Polska była względnie wolnym krajem" (por. E. Mendehlson w "News in Poland". Kraków 1992, s. 138). Przypomnijmy tu również, co powiedział w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" z 15-16 stycznia 2000 r. taki autorytet naukowy, jak izraelski profesor Jakub Goldberg, doktor honoris causa Uniwersytetu Warszawskiego. Ten słynny historyk żydowski stwierdził bez ogródek: "Często tłumaczę, że nie wiem, czy Żydom w Polsce było dobrze, ale było lepiej niż gdziekolwiek indziej. Byli bardziej tolerowani, aniżeli gdziekolwiek indziej. Przepraszam, w okresie międzywojennym tylko w Czechosłowacji było im lepiej niż w Polsce. [Było ich tam jednak ponad 10 razy mniej niż w Polsce - przyp. J.R.N.]. Rosja odpada, Niemcy też, we Francji szerzył się antysemityzm. (...)". Jak z tego widać, przyganiał kocioł garnkowi, bo we Francji był wyraźnie większy antysemityzm niż w Polsce - według prof. J. Goldberga. Dodajmy, że także dziś we Francji, jak zauważają różni komentatorzy, są o wiele silniejsze niż w Polsce nastroje antyżydowskie i występuje bez porównania więcej incydentów tego typu (łącznie z podpalaniem synagog).
Warto przypomnieć tu stwierdzenie znakomitego historyka amerykańskiego Richarda C. Lucasa w książce "Zapomniany holocaust" (Kielce 1995, s. 161), że: "W przeciwieństwie do innych krajów środkowoeuropejskich Polska w latach 30. nie wydała przeciwko Żydom praw w rodzaju statutów norymberskich". Angielski autor R.L. Buell pisał w książce: "Poland, key to Europe" (London 1938, s. 296), iż w polskiej postawie wobec Żydów widać w mniejszym stopniu spojrzenie ze względów rasowych, niż u innych narodów".
Śladami oszczerstw J.T. Grossa
Szczególnie oburzające są zawarte w omawianej francuskiej książce oszczercze informacje na temat stosunku Polaków do Żydów w czasie II wojny światowej. Dominują tu wyraźnie brechty przejęte z osławionej kuźni kłamstw J.T. Grossa. Dalej pokutuje puszczone przez niego w świat i dalej przezeń podtrzymywane, pomimo wyników ekshumacji, kłamstwo o tym, że w Jedwabnem zginęło 1600 Żydów, a nie 250 do 300. Wspomniane kłamstwo o 1600 Żydach spalonych w Jedwabnem pojawia się w książce "La Pologne" - żydowski badacz Jean-Charles Szurek pisze (s. 402), jakoby zniknięcie większości polskich Żydów w 1942 r. nie zmieniło bardzo negatywnego stosunku Polaków do nich. Przypomnijmy więc, że negatywne nastroje wobec Żydów rozpowszechniły się w Generalnej Guberni w związku z dochodzącymi wieściami o antypolskiej kolaboracji dużej części Żydów z Sowietami na Kresach. Pisał o tym w swym raporcie z 1940 r. kurier Jan Karski. Dodajmy, że w okresie od września 1939 do czerwca 1941 r., a więc do napaści Niemiec na Związek Sowiecki, to Polacy byli głównymi ofiarami terroru niemieckiego, a nie Żydzi. Według nieżyjącego już dyrektora Żydowskiego Instytutu Historycznego Szymona Datnera, w tym czasie stosunek ofiar polskich do ofiar żydowskich wynosił 10:1. W obozie Auschwitz przez pierwszy rok dominowali wyłącznie Polacy. Było tak dlatego, że Niemcy bali się polskiego ruchu oporu, znając nasze umiejętności konspiracyjne, a nie bali się takiego oporu Żydów. Stąd w pierwszych latach ograniczyli się do grabienia Żydów i zamknięcia ich w gettach, i stosunkowo znacznie rzadszych mordów niż w przypadku Polaków. Dopiero na konferencji w Wannsee pod Berlinem w styczniu 1942 r. Niemcy podjęli decyzję o eksterminacji Żydów, i wtedy zaczęła się ich zagłada na skalę masową. I właśnie widok tej zagłady w decydujący sposób wpłynął na nastroje Polaków - wbrew kłamstwom J.C. Szurka. Przypomnę na dowód fragment załącznika do raportu J. Karskiego w styczniu 1943 r.: "Jeśli chodzi o społeczeństwo upolitycznione, to istotnie w dużym stopniu można zauważyć zmianę jego ustosunkowania się do Żydów. To wszystko, co Niemcy robili w drugiej połowie 1942 r. z ludnością żydowską, było tak straszliwe, a mimo wszystkich dotychczasowych bestialstw Niemców, społeczeństwo na tak potworne mordy było nieprzygotowane, że jedynym uczuciem, górującym ponad wszystko, było oburzenie i zgroza" (cyt. za: "Polacy i Żydzi pod okupacją niemiecką 1939-1945", pod red. A. Żbikowskiego, Warszawa 2006, s. 156-157).
Szurek powiela (s. 402-403) kłamstwa Grossa o masowym grabieniu mienia żydowskiego przez setki tysięcy Polaków. W swojej książce "Nowe kłamstwa Grossa" (Warszawa 2006, s. 15-16) powoływałem się na badania historyk Teresy Prekerowej z Żydowskiego Instytutu Historycznego, które dowodziły, że tylko niewielka liczba Polaków korzystała z niemieckiego uderzenia gospodarczego w Żydów. Twierdziła natomiast, że rabunek mienia na wielką skalę dotknął zarówno ludność żydowską, jak i ludność polską. Inne kłamstwo Szurka, przejęte za Grossem, głosi, że antysemiccy polscy robotnicy wywoływali strajki, nie chcąc potępić kieleckiej zbrodni na Żydach. Znów odwołam się do mojej książki "Nowe kłamstwa Grossa" (s. 40-41). Pisałem tam, w oparciu o udokumentowane fakty, że strajkujący robotnicy nie protestowali przeciw potępianiu zbrodni na Żydach, lecz przeciw tendencyjnym komunistycznym rezolucjom, które obciążały winą za te zbrodnie NSZ, WiN czy armię Andersa.
Niedoszła wojna prewencyjna
W książce "La Pologne" upowszechnia się różne kłamstwa o rzekomych, zacieśniających się związkach między Polską a Niemcami nazistowskimi w latach 30. Najbardziej kłamliwy z autorów książki, a zarazem główny odpowiedzialny za jej całość, dyrektor badań w CERI Fran?ois Bafoil, posunął się nawet do oszczerczego twierdzenia (s. 25): "Począwszy od r. 1935 zaczęto się wiązać śmiertelnymi sojuszami z nazistami" (a compter de 1935 se nouent les aliances mortelles avec nazis). Inny autor - znany historyk Daniel Beauvois, posunął się do podania na s. 45 z gruntu nieprawdziwego twierdzenia o rzekomym "zafascynowaniu" Piłsudskiego i jego następców osobą Hitlera. Beauvois pisze tam o sprawowanym przez Francję statusie protektora w odbudowanej Polsce, który "skończył się na skutek złego usposobienia wobec niego Piłsudskiego, odczuwającego nostalgię za porządkiem niemieckim". Zaraz potem czytamy szczególnie bzdurne zdania: "Ambasadorzy Jules Laroche, potem Leon NoĎ l, nie mieli zresztą wpływu na przeciwstawienie się fascynacji, które wywierało, począwszy od 1933 r., nieodparte wznoszenie się Adolfa Hitlera. Oczywiście Francja zachowała swych entuzjastycznych zwolenników typu generała Sikorskiego (...), lecz cudzoziemcem, który najbardziej inspirował rządzących w Polsce, był Fuhrer. Wszyscy pułkownicy, spadkobiercy Piłsudskiego, a zwłaszcza Józef Beck, marzyli o rozszerzeniu ich 'przestrzeni życiowej' pod tą opieką [Niemiec Hitlera - przyp. J.R.N.] (...)".
Wbrew twierdzeniom D. Beauvois, Piłsudski był tak zafascynowany Hitlerem, że już w 1933 r. myślał o wytoczeniu wojny przeciw niemu. Profesor Wojciech Roszkowski pisze w "Historii Polski 1914-2004" (Warszawa 2007, s. 70), iż: "Piłsudski wysłał do Paryża specjalnych emisariuszy, by wysondować opinię francuską na temat ewentualnej wojny prewencyjnej przeciwko Niemcom. Do żadnych ważniejszych rozmów nie doszło, gdyż pacyfistyczna atmosfera we francuskiej stolicy nie dawała szansy podobnym inicjatywom". O tych sprawach, tak niewygodnych dla Francuzów, nic oczywiście nie znajdziemy w kłamliwej francuskiej książce. Tym cenniejsze może być w tej sytuacji przypomnienie, co pisał o odrzuconej przez Francję i W. Brytanię wspomnianej inicjatywie Piłsudskiego ówczesny stały podsekretarz stanu (wiceminister) w Foreign Office lord Robert Gilbert Vansittart. Lord Vansittart był w latach 30. jedynym wysokim urzędnikiem brytyjskiego ministerstwa spraw zagranicznych, który był konsekwentnie antyniemiecki, wbrew stanowisku takich polityków, jak Neville Chamberlain. Stąd tym ciekawsze są informacje zawarte w autobiograficznej książce lorda Vansittarta "The Mist Procession", wydanej w Londynie w 1958 roku. Lord Vansittart wychwala tam ogromną przenikliwość Marszałka J. Piłsudskiego, który "od samego początku dostrzegł ogromne zagrożenie ze strony Hitlera dla Europy". Jak pisał R.G. Vansittart (op. cit., s. 468): "Wielu widziało ich tendencje [dyktatorów - przyp. J.R.N.] zbyt późno. Piłsudski był niemal odosobniony w dostrzeżeniu ich dokładnie od samego początku. (...) Piłsudski miał pomysł, o którym bardzo mało słyszano. Oto Hitler usadowił się świeżo i nie zdążył się jeszcze umocnić (...). Piłsudski był człowiekiem, który wyraźnie dostrzegł, że ten niezrównoważony człowiek może wstrząsnąć światem i dlatego wypuścił balony próbne, aby zobaczyć, czy ktoś dołączy do niego w takim zapobieżeniu wzrostu [Hitlera]. Myślałem, że zapłaciłoby się za to stratą około 30 tysięcy ludzi, ale nikt nie chciał tego zaryzykować. (...) My nigdy nie byliśmy skłonni do podniesienia palca za Polskę". Dalej (s. 536) lord Vansittart pisze, że odrzucenie polskiej propozycji kosztowało świat 30 milionów zabitych, zamiast 30 tysięcy. W innym miejscu (s. 412) lord Vansittart pisze: "My marszczyliśmy brwi, gdy Piłsudski dwa razy do roku sugerował Francji zbrojną akcję przeciwko Niemcom, gdy był jeszcze na to czas".
Lord Vansittart odrzuca również mit o proniemieckich skłonnościach ministra Becka, pisząc (s. 536): "Krytycy podejrzewali Becka o proniemieckie skłonności. Nic nie może być bardziej fałszywego. On po prostu wątpił w stanowczość Zachodu (...). Beck poparł Piłsudskiego pierwszy pakt z Sowietami i jego drugi pakt z Niemcami, po tym, jak Marszałek na próżno sondował Zachód w sprawie zabezpieczenia się przed Hitlerem siłą".
Można tylko ubolewać, że w Polsce tak mało przypomina się, zadające kłam zagranicznym oszczercom, inicjatywy Marszałka Piłsudskiego na rzecz wojny prewencyjnej przeciw Niemcom, potwierdzone m.in. przez tak ważnego świadka historii, jak brytyjski sekretarz stanu Foreign Office lord R.G. Vansittart.
W rozdziale książki "La Pologne", napisanym przez Sandrine Kott, znajdujemy ostrą krytykę Polski za podpisanie traktatu o nieagresji z Niemcami nazistowskimi 26 stycznia 1934 roku. Nic nie pisze się jednak o tym, że Polska zrobiła to dopiero w sytuacji, gdy czuła się izolowana, po odrzuceniu jej propozycji wojny prewencyjnej przeciw Niemcom Hitlera. Cytowany już były brytyjski podsekretarz stanu lord R.G. Vansittart wskazuje na to ówczesne poczucie izolowania u rządców Polski i akcentuje: "Polacy podpisali [porozumienie z Niemcami - przyp. J.R.N.] bez przekonania" (por. R.G. Vansittart: op. cit., s. 469).
Daniel Beauvois, pisząc o rzekomym zafascynowaniu Becka i innych polityków polskich Hitlerem, dziwnie przemilcza fakt, że zarówno minister Beck, jak i inni przedstawiciele polskiego rządu, stanowczo odrzucali kolejne namowy Niemiec do udziału Polski w ewentualnej napaści na Związek Sowiecki. Jak pisał prof. W. Roszkowski (op. cit., s. 80): "Hitler usiłował jednak coraz wyraźniej wciągać Polskę do współpracy przeciw ZSRR. Beck niedwuznacznie opierał się przed taką współpracą, broniąc polityki równowagi".
Prof. Jerzy Robert Nowak
19.09.2008r.
Nasz Dziennik