O RUCHU RODAKÓW
PRZYSTAP DO RUCHU RODAKÓW
RODAKpress - head
HOME - button

Stalinizm na Uniwersytecie Wrocławskim (cz.1) - Prof. Jerzy Robert Nowak

 

 

 

 

 

 


Stalinizm na Uniwersytecie Wrocławskim (cz.1)

Uniwersytet Wrocławski od dawna słynął z nagromadzenia dużej liczby lewaków różnej maści. Mimo to jednak najnowsze wydarzenia, jakie tam miały miejsce, i tak okazały się dość szokujące dla wielu obserwatorów. Doszło tam bowiem do wyraźnego triumfu praktyk znanych tylko z okresu stalinizmu, no i może z czasów sławetnej kampanii pomarcowej 1968 roku.

Z pomocą nagonki, zainspirowanej przez lokalną redakcję wrocławskiej "Gazety Wyborczej" ze wsparciem kilku wpływowych profesorów - "cenzorów" przypuszczono obrzydliwy w formie atak na organizatorów naukowej konferencji na temat polskiej polityki historycznej, która miała się odbyć 10 grudnia 2008 r. w Instytucie Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Wrocławskiego. Jej organizatorami byli dwaj znani naukowcy - dyrektorzy tego Instytutu - profesor Tadeusz Marczak i jego zastępca prof. Zdzisław J. Winnicki. Nagonka na konferencję doprowadziła do jej udaremnienia, co więcej, grozi się usunięciem dyrektora Instytutu Studiów Międzynarodowych. Wszystko dlatego, że organizatorzy konferencji ośmielili się zaprosić jako jednego z 10 prelegentów tak nieprawomyślną osobę jak ja, którą "Wyborcza" oszczerczo oskarżyła kolejny już raz o rzekomy antysemityzm. Nie było ważne, że moje wystąpienie na konferencji nie miało mieć nic wspólnego z tematyką żydowską, a odnosić się do obrazu naszej historii w putinowskiej Rosji. W ataku chodziło - jak za dawnych, "dobrych" stalinowskich czasów - o zniszczenie konkretnej osoby i zamknięcie jej ust, choćby za cenę niedopuszczenia do odbycia przygotowywanej od paru miesięcy konferencji. Przy okazji zaś zaczęto publicznie nagłaśniać postulat ukarania dyrektora Instytutu Studiów Międzynarodowych UW prof. T. Marczaka usunięciem ze stanowiska tylko za to, że śmiał zaprosić na konferencję kogoś tak "niepoprawnego politycznie" jak ja. Czyż to nie praktyki stalinizmu w najczystszej czy raczej najbrudniejszej formie?
Przypomnę, że konferencja naukowa z 10 grudnia 2008 r. w Instytucie Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Wrocławskiego miała analizować następujący temat: "Polska i Polacy we współczesnej polityce historycznej Niemiec, Rosji, Litwy, Białorusi i Ukrainy". Poza wstępnymi wprowadzeniami dyrektora Instytutu prof. dr. hab. T. Marczaka i wicedyrektora prof. dr. hab. Z.J. Winnickiego miały być wygłoszone następujące referaty:
1. Dr M. Sienkiewicz (Instytut Studiów Międzynarodowych, Wrocław): Polityka historyczna - istota, cele, znaczenie, zastosowania, praktyka współczesna.
2. Dr S. Garsztecki (Uniwersytet w Bremie): Polska i Polacy we współczesnej "polityce historycznej" Niemiec.
3. Prof. dr hab. H. Stroński (Stow. Naukowców Polskich na Ukrainie): Polska i Polacy we współczesnej "polityce historycznej" Ukrainy.
4. Dr Agnieszka Sawicz (Akademia Obrony Narodowej): Polska i Polacy we współczesnej "polityce historycznej" Ukrainy.
5. Prof. dr hab. Z.J. Winnicki (Instytut Studiów Międzynarodowych, Wrocław): Polska i Polacy we współczesnej "polityce historycznej" Białorusi.
6. Red. Jan Sienkiewicz (Wilno): Polska i Polacy we współczesnej "polityce historycznej" Litwy.
7. Dr hab. J.R. Nowak (prof. Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej, Toruń): Polska i Polacy we współczesnej "polityce historycznej" Rosji.
8. Red. P. Semka ("Rzeczpospolita"): Uwagi o polityce historycznej współczesnych Niemiec.
9. Dr Grzegorz Tokarz (Instytut Studiów Międzynarodowych, Wrocław): Polityka historyczna - propaganda czy budowanie patriotyzmu.
10. Dr Janusz Kawalec (PWSZ w Nysie, Ośrodek Pamięć i Przyszłość): Muzeum Ziem Zachodnich jako przykład regionalnej polityki historycznej.
Jak z tego wynika, planowana konferencja naukowa miała mieć bardzo ambitny charakter, skupiając obok badaczy z kraju również naukowców z Niemiec, Litwy i Ukrainy. Konferencja po raz pierwszy w kraju miała podnieść sprawy zagrożeń wynikających z deformowania obrazu dziejów Polski w krajach sąsiednich. Pisałem o tym wiele w sposób bardzo alarmujący w dziesięciu obszernych, dwukolumnowych artykułach na łamach "Naszego Dziennika" w ostatnich paru miesiącach. Jak bardzo realne były akcentowane przeze mnie problemy, świadczy ogromnie niefortunny, wręcz skandaliczny projekt Muzeum Historii Europejskiej, w którym wyraźnie skrajnie, po macoszemu potraktowano sprawę wkładu Polski w dzieje Europy.
Skrajne deformacje w obrazie dziejów Polski za granicą w niemałej mierze są też pochodnymi antypolonizmu, tak często i wytrwale szerzonego przez różne wpływowe polskie media, na czele z "Gazetą Wyborczą". Nic więc dziwnego, że sam pomysł zorganizowania takiej konferencji wyraźnie nie przypadł w smak redaktorom "Gazety Wyborczej" z jej edycji wrocławskiej. W gazecie tej przypuszczono koncentryczny atak na planowaną konferencję naukową, za dość szczególny pretekst ataku, wybierając planowane moje wystąpienie na konferencji. Z atakami na mnie, jako rzekomego antysemitę, wystąpili dziennikarze "Gazety Wyborczej": Jacek Harlukowicz i Jerzy Robert Sawka. Jak zwykle w tego typu napaściach ograniczono się do oszczerczych uogólnień, bez podania jakichkolwiek konkretów. Powtórzyły się metody haniebnej nagonki "Wyborczej" przeciwko mnie, rozwijanej w czasie mego objazdu kraju (64 spotkania od 9 lutego do 30 czerwca 2008 r. w kampanii przeciwgrossowej). Nie było żadnych argumentów, tylko kalumnie i pomówienia o antysemityzm, ksenofobię i nacjonalizm. Pomówienia te są tym bzdurniejsze, że jak dotąd nikt w Polsce nie napisał więcej ode mnie o polskich patriotach pochodzenia żydowskiego i Żydach polonofilach, m.in. w odrębnym tomiku "Przemilczani patrioci polscy". (Osobnymi kalumniami, zarzucającymi mi prożydowskość, ściga mnie od lat prowokator L. Bubel). Trwająca kilka dni nagonka wrocławskiej redakcji "Wyborczej" na konferencję i mnie osobiście okazała się bardzo skuteczna, dzięki wsparciu jej przez różnych przedstawicieli wrocławskiego uniwersyteckiego "betonu" - profesorów nader skwapliwie kreujących się na nowych cenzorów. Nagonka osiągnęła cel: udało się zdławić pomysł konferencji na parę dni przed jej rozpoczęciem i jeszcze myśli się o sankcjach wobec organizatorów konferencji, która miała podejmować tak ważne tematy z zakresu polskiej polityki historycznej. Nagonka się udała, przynosząc prawdziwą, trudną do wymazania hańbę wrocławskiemu uniwersytetowi, którego najwyższe władze ugięły się przed podłymi szantażystami.

Naukowcy - entuzjaści cenzury
Wrocławska edycja "Gazety Wyborczej" z 5 grudnia 2008 r. przedstawiła głosy naukowców z Uniwersytetu Wrocławskiego atakujących zaplanowaną konferencję naukową z moim udziałem. Co przy tym było najbardziej groteskowe - przeważającą część tych gorliwych nowych "cenzorów" stanowili ludzie jak najodleglejsi od dziedziny, która miała być tematem konferencji naukowej - tj. polskiej polityki historycznej. Gromko zabrzmiał np. głos dziekana Wydziału Nauk Biologicznych Uniwersytetu Wrocławskiego prof. Wiesława Fałtynowicza: "Wiadomość o zaproszeniu Jerzego Roberta Nowaka na uniwersytet w charakterze prelegenta zirytowała mnie. To skandal, bo w ten sposób psuje się dobre imię uczelni. Przykro mi zarazem, że to się dzieje na moim uniwersytecie. Władze uniwersytetu powinny ostro zareagować. Rektor może przecież zwołać kolegium dziekańskie w tej sprawie i podjąć decyzję o zakazie wpuszczania na uczelnię w charakterze prelegentów osób, które głoszą antysemityzm. Rozumiem, że na uniwersytecie dba się o pluralizm i swobodę w wypowiadaniu różnego typu opinii. Jednak nie możemy się zgodzić, aby z uniwersyteckiej katedry były głoszone poglądy, które podlegają sankcji prokuratorskiej".
Zapytam, skąd ten nieszczęsny Fałtynowicz (pomijam tytuł profesora tego jegomościa, podobnie jak on zapomina, że od kilkunastu lat wykładam jako profesor na uczelni) wziął swój zarzut, że rzekomo głoszę poglądy, które "podlegają sankcji prokuratorskiej". Na jakiej podstawie oparł swoje oszczercze pomówienie? Skąd pochodzą głoszone przez niego kalumniatorskie brechty? Czy ten biolog ma jakiekolwiek pojęcie, co znaczy wspomniany przez niego pluralizm?
Atakujący mnie dziekan Wydziału Nauk Biologicznych Uniwersytetu Wrocławskiego Wiesław Fałtynowicz jest szerzej znany poza swoją specjalnością głównie z bardzo ostrego sprzeciwu wobec lustracji. W 2007 roku wysłał do prezydenta Lecha Kaczyńskiego swoje oświadczenie antylustracyjne, z dołączonym doń ostrym listem. Pisał w nim m.in.: "By pozostać wiarygodnym, nie mogę być bierny wobec oszczerstw i zarzucania mi i tysiącom innych obywateli działalności nieetycznej, a właśnie pan i panu podobni twierdzą, że jeśli występują przeciw lustracji, to na pewno mają coś na sumieniu". Gwałtowną niechęć Fałtynowicza do PiS i prezydenta Lecha Kaczyńskiego dobrze ilustrował zwrot "pan i panu podobni". W wywiadzie udzielonym Beacie Maciejewskiej z wrocławskiej edycji "Gazety Wyborczej" 19 marca 2007 r. Fałtynowicz stwierdzał już w tytule: "Lustracja to złamane sumienie".
W sprawie konferencji naukowej zabrała również głos dość odległa od jej tematyki dyrektor Instytutu Filologii Romańskiej, prof. Krystyna Gabryjelska, głosząc wszem i wobec: "Udział Jerzego Roberta Nowaka w konferencji naukowej, organizowanej na Uniwersytecie Wrocławskim, to dla mnie skandal i totalna nieodpowiedzialność. Razi mnie to i boli. Uczelnia nie jest niczyją prywatną własnością - to nie jest dom czy klub dyskusyjny, do którego można zaprosić każdego prelegenta. Żaden dyrektor instytutu nie może zapominać, że uniwersytet ma misję do spełnienia i jest ona zdecydowanie daleka od specyficznych, skompromitowanych idei Nowaka. Oddając mu uniwersytecką katedrę do szerzenia nienawiści, antysemityzmu, robimy moralny krok wstecz. Niech sobie Nowak głosi swoje poglądy, ale poza uniwersytetem. To dorosły i ukształtowany człowiek, nie naszą rolą jest przekonywanie go, że jego idee są nieobyczajne. Z jego poglądami się nie dyskutuje, bo tak głęboko cofnął się w rozwoju ludzkości, że brak ku temu podstaw intelektualnych. Jego koncepcje można jedynie pominąć milczeniem pełnym zażenowania. Nie jest prawdą, że zabraniając mu wystąpienia, wprowadzamy cenzurę. Taki zakaz to przejaw odpowiedzialności. My przecież uczymy młodzież! Mocno powątpiewam w akademickość jego wykładu. Mam nadzieję, że do środy pan dyrektor Instytutu Studiów Międzynarodowych zrozumie, że środowisko uniwersyteckie nie życzy sobie występu Nowaka i odwoła wykład. Nie przyjść na niego to za mało".
Romanistka Gabryjelska, która ma wielokrotnie mniejszy dorobek naukowy ode mnie, jeśli chodzi o ilość publikacji i ich znajomość w szerszych kręgach naukowych, wyrokuje na temat rzekomych "skompromitowanych idei Nowaka", nie podając znów żadnego dowodu mego rzekomego "antysemityzmu". Jako zupełną, totalną brechtę należy przyjąć żałosny, niegodny prawidłowo formującego opinie naukowca zwrot, iż rzekomo "głęboko cofnąłem się w rozwoju ludzkości". Gabryjelska woła: "Mocno powątpiewam w akademickość jego wykładu". Zapytam więc, na jakiej podstawie Gabryjelska wysuwa swoje powątpiewania, co w ogóle wie o dziedzinie, której miała być poświęcona konferencja naukowa? Jedno jest pewne - jej wypowiedź jest typowym przykładem dogmatycznego ciemnogrodu, godnego najgorszych czasów stalinowskich, gdy niszczono "nieodpowiedzialnych" naukowców: Władysława Tatarkiewicza, Kazimierza Ajdukiewicza, Juliana Krzyżanowskiego, Henryka Wereszyckiego, Władysława Konopczyńskiego, etc. Zabrakło tylko apelu: "Zamknąć Nowaka i po krzyku, melduję, Panie Naczelniku!". (W przypadku K. Gabryjelskiej jej nader ostre oświadczenie można tłumaczyć przede wszystkim typową dla niej chęcią lansowania się za wszelką cenę.) Według wrocławskiej edycji "Gazety Wyborczej" z 16 kwietnia 2008 r., Gabryjelska usiłowała kandydować na rektora Uniwersytetu Wrocławskiego wbrew istniejącym przepisom, które uniemożliwiają ubieganie się o funkcje rektorów ze strony osób, które jednocześnie są zatrudnione na uczelni i pobierają emerytury. Gabryjelskiej nie wpuszczono na obrady kolegium rektorów, gdyż uczelniana komisja wyborcza uznała, że nie przysługuje jej bierne prawo wyborcze. Pani ta, cierpiąca na wyraźny przerost ambicji, już trzy lata wcześniej startowała w wyborach na rektora w rywalizacji z rektorem prof. Leszkiem Pacholskim. Poniosła jednak sromotną klęskę, uzyskując tylko 15 głosów - Pacholski dostał ich 99. Jeszcze bardziej sromotna była klęska Gabryjelskiej w wyborach rektora UW w 2008 roku. Zdobyła zaledwie 17 głosów na tle prof. Marka Bojarskiego (112 głosów) i prof. Pacholskiego (60 głosów). Dobrze wyraża to skalę "popularności" Gabryjelskiej na własnej uczelni. Jest ona znana ze skrajnych "uczuleń" politycznych. Na przykład ostro oponowała przeciwko przeniesieniu na polski grunt amerykańskiej specjalności o nazwie "przywództwo polityczne". Nazwa ta kojarzyła się jej i wspierającym ją profesorom z "hitleryzmem" (!). Większość profesorów przełamała jednak te sprzeciwy.
Kolejny romanista z Instytutu Filologii Romańskiej Uniwersytetu Wrocławskiego Aleksander Labuda zawyrokował: "Nie podoba mi się pomysł zaproszenia Jerzego Roberta Nowaka do udziału w konferencji na Uniwersytecie Wrocławskim. Mamy tu do czynienia z egzemplarzem gatunku homo sapiens o silnie zaburzonym postrzeganiu rzeczywistości, co cechuje nieuleczalnych antysemitów i ksenofobów. Nie przypuszczam, żeby swym wystąpieniem mógł wnieść coś istotnego, z pewnością natomiast przyniesie wstyd uniwersytetowi. To mnie boli, bo pracuję na tej uczelni od 40 lat i ją lubię. Organizatorzy tej konferencji postąpili nierozważnie. Podoba mi się decyzja dziekana Wydziału Nauk Społecznych, który odmówił udziału w obradach. Za jego przykładem niech je bojkotuje, kto może".
Ja zaś apeluję do wrocławian, zn ajomych pana Labudy i podobnych mu homo sapiens z wrodzonymi skłonnościami do cenzorstwa i tłumienia wolności badań naukowych: czas najwyższy bojkotować na gruncie towarzyskim i nie podawać ręki ludziom, którzy chcą nas zawrócić do czasów stalinizmu, przywracać idee "mózgów w obcęgach". Warto byłoby zrobić specjalną listę hańby z opisanymi szczegółowo przejawami działań dla tłumienia wolności słowa i nauczania! Romanista Aleksander Labuda, podobnie jak Fałtynowicz, "wsławił się" poza swoją specjalnością głównie ostrymi wystąpieniami antylustracyjnymi w 2007 roku.
Kolejny utytułowany "cenzor" - prof. Stanisław Bereś z Instytutu Filologii Polskiej akcentował: "Szanujący się instytut nie zaprasza tego typu prelegentów, bo w ten sposób obniża swoją rangę i prestiż. Można Nowaka zaprosić, by pokazać studentom kulturowe kuriozum, by zapoznali się u źródła z samym jądrem twardym tego typu idei i dali im odpór. Grandą jest zapraszanie go na konferencję naukową na zasadach równoprawnego prelegenta".
A ja przypomnę niegodnemu szacunku z mojej strony poloniście Beresiowi, że okazałem się tak wielkim "kulturowym kuriozum", że Związek Literatów Węgierskich na wolnych Węgrzech w 1990 roku przyznał mi rzadko przyznawany cudzoziemcom tytuł nadzwyczajnego członka tegoż Związku Literatów. Przyznano mi ten tytuł za bardzo bogaty dorobek w popularyzowaniu węgierskiej literatury, m.in. za dwa pierwsze w Polsce wybory węgierskiego eseju, za dwa wybory poezji największego węgierskiego poety Andre Ady'ego, za wybór "Pamiętników" Franciszka Rakoczego, za opracowanie dziejów literatury węgierskiej XX wieku do "Dziejów Literatury Europejskiej XX wieku" i za dziesiątki szkiców na temat literatury węgierskiej. Moja działalność w sferze popularyzacji literatury i historii Węgier jest dość powszechnie znana. Prawdziwym "kuriozum" jest to, że nic nie wie o niej, jak widać, "znawca literatury" Stanisław Bereś. W latach 1996-2004 był on członkiem jury nagrody literackiej Nike, promowanej przez ludzi "Gazety Wyborczej". Wsławił się m.in. ogromniastym wywiadem-rzeką ze znanym autorem książek fantastyczno-naukowych Stanisławem Lemem pt. "Tako rzecze... Lem". Przypomnijmy, że Lem był w czasach stalinowskich chwalcą ubeków i "demaskatorem" imperializmu amerykańskiego. W opracowanym przez Beresia, bezkrytycznym, panegirycznym wywiadzie-rzece, Lem daje się poznać m.in. z chorobliwych obsesji antyreligijnych, drwin z Pana Boga i Kościoła katolickiego oraz wyzwiskami przeciwko Polsce i Polakom (np. "nasz naród jest ciemny jak mogiła"). (Por. szerzej uwagi w mojej książce: "Obłudnik Powszechny", Warszawa 2003, s. 37-42.)
Na tle ignorantów z zakresu tematyki planowanej konferencji naukowej wyróżnia się jeden "rodzynek" historyk prof. Wojciech Wrzesiński, były rektor Uniwersytetu Wrocławskiego. Ten też nie omieszkał jednak wystąpić z gromami potępienia pod moim adresem i nawet pod adresem swojego wrocławskiego kolegi - historyka, organizatora udaremnionej konferencji naukowej prof. Tadeusza Marczaka. Stwierdził, co następuje: "Uniwersytet na pewno nie jest dobrym miejscem do głoszenia tez Jerzego Roberta Nowaka. Prezentuje on bowiem zestaw poglądów, z którymi naprawdę trudno się zgodzić. Pod płaszczykiem prowadzenia działalności naukowej, bo z prawdziwą nauką nie ma to nic wspólnego, wykorzysta naszą uczelnię do prowadzenia swojej działalności propagandowej. To, że prof. Marczak dobiera sobie takich prelegentów, mnie, jako jego byłego nauczyciela, dziwi. A jeśli twierdzi, że nie zna antysemickich wypowiedzi Jerzego Roberta Nowaka, to świadczy tylko o nim. I to świadczy źle".
Profesora Wojciecha Wrzesińskiego, autora licznych oszczerczych zdań wymierzonych we mnie, zapytam więc: niech Pan poda jeden jedyny przykład mego rzekomego antysemityzmu. Nie znajdzie Pan żadnego takiego przykładu, bo go nigdy nie było. Wstyd tak kłamać na starość! Czy nie żal Panu Profesorowi, że na starość "popisał się" Pan skutecznym współdziałaniem w udaremnieniu naukowej konferencji, mającej przedyskutować ważne sprawy dla naszej narodowej historii?
I oto taki "gruntowny" naukowiec był przez sześć lat prezesem Polskiego Towarzystwa Historycznego. Tak przedstawiają się niektóre historyczne "tuzy". Jak się zdaje, u prof. Wrzesińskiego na starość najwyraźniej odrodziły się ciągotki do kłamstw z dawnych jego młodzieńczych lat. Był przecież niegdyś mocno, ale to mocno zauroczony komunizmem jako wieloletni członek PZPR (od 1962 r. przez prawie dwa dziesięciolecia) i kierownik Zakładu Historii PRL (1972-1985). Ciekawe, że ten "gruntowny" naukowiec w ostatnich wydaniach "Kto jest kim w Polsce" "zapomniał" podać informację o swojej prawie 20-letniej przynależności do PZPR. Przypadek?
Uniemożliwienie odbycia konferencji naukowej na Uniwersytecie Wrocławskim dzięki naciskom "Gazety Wyborczej" i naukowców-cenzorów wywołało ogromną radość wśród redaktorów michnikowskiej gazety. Wyrażano ją już w kolejnych artykułach żałosnego wrocławskiego tropiciela "antysemityzmu" z ramienia "Wyborczej" - niejakiego Jacka Harlukiewicza. Ten dziennikarzyna, bez żadnego większego dorobku, mógł się cieszyć, że zablokował konferencję naukową z udziałem szeregu fachowców z kraju, konferencję, która miała przecież służyć poszerzaniu prawdy o dziejach Polski. Cóż to jednak obchodzi kosmopolitów z "Wyborczej", dla których słowo "naród" to coś niebywale groźnego. Znamienne były już same tytuły tekstów Harlukiewicza: "Jerzy R. Nowak we Wrocławiu persona non grata", "Profesorowie uniwersytetu nie chcą Nowaka", "Nowak poległ, dyrektor Marczak w tarapatach". W tym ostatnim tekście dziennikarzyna z "Wyborczej" wyrażał wyraźną satysfakcję z tego, że przy okazji zablokowania "niepoprawnej politycznie" konferencji naukowej mogą "oberwać" jej organizatorzy - dyrektor Instytutu Spraw Międzynarodowych na Uniwersytecie Wrocławskim prof. Tadeusz Marczak i jego zastępca prof. Zdzisław J. Winnicki. Harlukiewicz pisał z wyraźnym poczuciem Schadenfreude: "W piątek na posiedzeniu Rady Instytutu Spraw Międzynarodowych profesor Marczak oberwał za swój pomysł. Znalazł się pod ostrzałem przeciwników Jerzego R. Nowaka, ale twardo upierał się, że nie zna jego żadnych antysemickich wystąpień i określał Nowaka jak autorytet w sprawach polityki historycznej Rosji (...). Sprawa z Nowakiem może Marczaka kosztować stanowisko dyrektora Instytutu Studiów Międzynarodowych (...). Wniosek o jego odwołanie zostanie złożony z ciągu najbliższych tygodni - twierdzi jeden z profesorów. Zaproszenie przez niego Nowaka przelało czarę goryczy".
A więc zupełnie jak w czasach stalinizmu albo w czasie nagonki pomarcowej 1968 roku. Zaprosiłeś na konferencję "nieodpowiedniego", "niebłagonadieżnego" naukowca, zapłacisz usunięciem ze stanowiska!
Na szczęście nagonka "Wyborczej" i jej żałosne skutki w postaci uniemożliwienia odbycia konferencji naukowej wywołują również rosnące protesty w środowiskach naukowych, kulturalnych i politycznych Wrocławia. Z jednoznacznie ostrym, krytycznym stanowiskiem wobec organizatorów nagonki wystąpił b. wicemarszałek Sejmu, autor książki "Zniewolenie Polski" Janusz Dobrosz. Swoje oburzenie nagonką na organizatorów konferencji naukowej na temat polityki historycznej Polski wyrazili m.in. prezes klubu społeczno-politycznego "Spotkanie i Dialog" Lech Stefan, prezes stowarzyszenia "Pro Cultura Catholica" ks. Stanisław Pawlaczak i prezes stowarzyszenia "Związek Dolnośląski" Adam Maksymowicz.

Prof. Jerzy Robert Nowak

15.12.2008r.
Nasz Dziennik

 
RUCH RODAKÓW : O Ruchu Dolacz i Ty
RODAKpress : Aktualnosci w RR Nasze drogi
COPYRIGHT: RODAKnet
NASZE DROGI - button AKTUALNOŒCI W RR NAPISZ DO NAS