O 40 oszczerstwach przeciw Janowi Kobylańskiemu
Przez całe lata prowadzono niebywale brutalną nagonkę na najsłynniejszego dziś przywódcę polonijnego prezesa USOPAŁ Jana Kobylańskiego. Pozbawiono go funkcji konsula honorowego RP w Urugwaju i poddano skrajnym medialnym atakom w odwet za udzielenie otwartego poparcia innemu wielkiemu Polakowi na Obczyźnie prezesowi KPA Edwardowi Moskalowi, wówczas już lżonemu przez władze i kosmopolityczne media. Do tego momentu prezes Kobylański był wysławiany i obsypywany odznaczeniami przez kolejnych prezydentów RP w uznaniu jego niebywałego sukcesu - zjednoczenia Polonii z wszystkich krajów Ameryki Południowej. Dodajmy, że zaledwie rok przed usunięciem z funkcji konsula honorowego Kobylański otrzymał bardzo ciepłe w tonie gratulacje od takiego guru Unii Wolności jak ówczesny minister spraw zagranicznych Bronisław Geremek (!)
Udzielenie przez Kobylańskiego poparcia Moskalowi, który podpadł środowiskom kosmopolitycznym za swą ostrą krytykę uległości J. Nowaka- Jeziorańskiego wobec Żydów, spowodowało gwałtowny zwrot w stosunku rządu i większości mediów na niekorzyść prezesa USOPAŁ. Nagle zaczęto go atakować, wręcz niszczyć, hojnie racząc wyzwiskiem "antysemita", mającym dziś niemal równie niebezpieczny wydźwięk, co stary komunistyczny epitet "wróg ludu".
W bezprzykładnej nagonce przeciw Kobylańskiemu wzięli udział zarówno bardzo wpływowi politycy i "luminarze" życia publicznego (vide prezes IPN L.Kieres) jak i rozliczni dziennikarze, wyspecjalizowani w oszczerstwach, tzw. "cyngle". Uczestnicy kampanii fałszów przeciw Kobylańskiemu nie cofali się przed sięgnięciem do najbardziej prymitywnych oszczerstw, zniżając do absolutnego dna podłości. W kraju z ugruntowanym od stuleci rzetelnym wymiarem sprawiedliwości oszczercy dawno znaleźliby się pod kluczem. W najlepszym zaś dla nich razie musieliby publicznie odszczekiwać swe kalumnie, płacąc ogromne grzywny. W Polsce są całkowicie bezkarni, a nawet cynicznie szydzą z ofiary swoich oszczerstw, grając maksymalnie na zwłokę w wytoczonym im procesie. Najwyższy więc czas, by przebić balonik ich pychy i pokazać jak bardzo kretyńskie były ich pomówienia pod adresem jednego z największych Polaków z kręgów Polonii. To jest jednym z głównych celów mego szkicu. Chciałbym również, by ten szkic stał się jednym z elementów kuracji szokowej w myśleniu nad patologiami obecnego sądownictwa w Polsce. Sądownictwa, w którym odwleka się w nieskończoność ukaranie wyjątkowo skrajnych kalumni, godnych "perełek" stalinowskiej i goebbelsowskiej propagandy. Autorzy oszczerstw uderzających w Kobylańskiego specjalizują się w pracowitym nagłaśnianiu insynuacji i kłamliwych uogólnień, nie popartych żadnymi, ale to żadnymi dowodami. Triumfuje goebbelsowska metoda"kłamcie, kłamcie a na pewno cos z tego przylgnie" .Z nader bogatego arsenału pomówień przeciw prezesowi J.Kobylańskiemu wybrałem 40 najgłupszych oszczerstw. O ich bzdurności można się bardzo prosto przekonać, bez potrzeby żmudnego wertowania w różnego typu dokumentach.
Oszczerstwo 1:
Dziennikarz "Gazety Wyborczej" Mikołaj Lizut wielokrotnie powtarzał oszczercze pomówienie na temat rzekomych kulisów przyjazdu J.Kobylańskiego do Paragwaju. W "Gazecie Wyborczej" z 28 czerwca 2004 r. napisał o Kobylańskim "W 1952 r. wyjechał do Paragwaju. Nie ma na to dowodów, ale wszystko wskazuje, że za pomocą siatki Odessa, wspomagającej ucieczkę z Europy nazistów i ich współpracowników. W tym czasie krajem rządził krwawy dyktator gen.Alfredo Stroessner, który udzielał schronienia nazistowskim zbrodniarzom wojennym".
Głupota i absurdalność tego oszczerczego pomówienia, wysmażonego przez Lizuta, polega na tym, że publicysta "Gazety Wyborczej" oparł go na wyjątkowo łatwym do obalenia kłamstwie. Otóż w momencie, gdy J.Kobylański przybył do Paragwaju w 1952 r. nie było tam żadnej dyktatury Stroessnera, a rządził prezydent Federico Chavez. Generał Stroessner został dyktatorem Paragwaju dzięki przewrotowi dopiero w dwa lata później- w 1954 roku (!) Można to bardzo łatwo sprawdzić w każdej encyklopedii, by przytoczyć choćby zapis w jednotomowej "Encyklopedii Popularnej PWN" (Warszawa 1997,s.816(. A jednak Lizut ćzaryzykował wystąpienie z tak hucpiarskim kłamstwem, wykorzystując fakt, że mało kto w Polsce zna daty z historii odległego Paragwaju, jakiegoś tam Chaveza czy Stroessnera.
Wykorzystując niewiedzę polskich czytelników, Lizut kolejny raz ponowił swe oszczerstwo w "Gazecie Wyborczej"z 26 listopada 2004 r. , pisząc o Kobylańskim: "W 1952 r. wyjechał do Paragwaju. Wiele wskazuje na to, że za pomocą siatki Odessa wspomagającej ucieczkę z Europy nazistów i ich współpracowników. W tym czasie rządził krwawy dyktator gen.Alfredo Stroessner, który udzielał schronienia nazistowskim zbrodniarzom". W kolejnym artykule, opublikowanym przez Lizuta wspólnie z Karolem Doleckim pt. "Ścigany sponsor ojca Rydzyka" ("Gazeta Wyborcza" z 22 marca 2005 r.) obaj autorzy napisali :"Był bogaty, kiedy w 1952 r. wyjechał do Paragwaju. Rządził tam wtedy krwawy dyktator gen. Alfredo Stroessner, który udzielał schronienia nazistowskim zbrodniarzom. Kobylański stał się zaufanym Stroessnera".Na tle cytowanego wyżej oszczerstwa, powtarzanego szereg razy przez kłamcę-recydywistę Lizuta, warto dodać, że w 1954 r. w czasie przewrotu właśnie ludzie Stroessnera zabili głównego protektora Kobylańskiego w Paragwaju - b. ministra gospodarki dr Roberta Petita, który sprowadził w 1952 r. Kobylańskiego do Paragwaju.
Lizutowe oszczerstwo wkrótce znalazło nagłośnienie w tekście innego notorycznego kłamcy, byłego ambasadora Jarosława Gugały. W paszkwilu publikowanym na łamach "Newsweeka" z 28 marca 2005 roku Gugała oskarżył Kobylańskiego, że ten "(.) nie mając wyboru w 1953 roku uciekł za granicę, do Paragwaju- państwa, które stało się w owym czasie schronieniem dla hitlerowskich zbrodniarzy wojennych".Gugała pomylił nawet datę wyjazdu Kobylańskiego do Paragwaju- wyjazd ten nastąpił w 1952, a nie w 1953 roku. Kreujący się na znawcę Ameryki Lacińskiej -Gugała "iberysta" najwidoczniej nie znał nawet faktu,że Stroessner udzielający schronienia nazistom doszedł do władzy w Paragwaju dopiero w 1954r., a nie w 1953 roku.
Oszczerstwo 2:
Do najbezczelniejszych oszczerstw o Kobylańskim stanowi przytoczona niżej potwarz J.Gugały, wypowiedziana w czasie audycji u Moniki Olejnik w Radiu Zet 23 marca 2005 roku : "Jan Kobylański, jak wiemy, jest człowiekiem, który zaczął w 1989 roku, kiedy mu się zawalił dotychczasowy jego świat, tzn.świat związków z Paragwajem i dyktatorem Paragwaju Stroessnerem(.) no zaczął się rozglądać za tym, kim by tutaj można było być i w jakim kraju można by rozpocząć swoja działalność. No w związku z tym, że jest Polakiem, wtedy sobie przypomniał, że jest Polakiem i zaczął działać jako Polak, on sam twierdzi, że impulsem dla tego była wizyta Jana Pawła II w Urugwaju, pierwsza wizyta w tym kraju w 1989 roku, wtedy w nim dokonała się taka wewnętrzna przemiana, na nowo zrozumiał, że można od czuwać dumę z bycia Polakiem, a nie tylko wstyd, jak do tego momentu odczuwał, no i zaczął działać(.)". Kłamstwo Gugały ma wyjątkowo krótkie nogi. Prezes Jan Kobylański zaczął działalność polonijną nie w 1989 roku, a czterdzieści kilka lat wcześniej - w połowie lat pięćdziesiątych(!) W przygotowywanej przeze mnie do druku blisko 500-stronnicowej książce "Potępiany za patriotyzm.Sylwetka Jana Kobylańskiego" przytaczam w aneksie dokument, dowodzący, że już w 1955 r. działania Kobylańskiego dla Polonii paragwajskiej zwróciły nań uwagę tak wybitnych postaci emigracyjnych jak generał Tadeusz Bór-Komorowski i pułkownik Wincenty Iranek- Osmecki. W zamieszczonym przeze mnie w aneksie ich liście do Kobylańskiego z 12 października 1955 r. można było przeczytać, że obaj słynni Polacy zwrócili się do niego o pomoc dla podjętej przez nich inicjatywy. W kolejnym liście, publikowanym w aneksie mojej książki, wystosowanym przez generała T.Bora-Komorowskiego i płk.W.Iranek-Osmeckiego z dnia 18 stycznia 1957 r. można przeczytać podziękowania dla Kobylańskiego za jego "wydatną pomoc" dla polskiej akcji propagandowej na terenie Paragwaju. Autorzy listu podkreślali: "Ofiarność Pana bardzo ułatwia prowadzenie tej akcji, za co prosimy przyjąć wyraz naszej gorącej wdzięczności". Jak z tego widać Kobylański nie tylko, że nie wstydził się swej polskości, lecz pełną parą angażował się w działania polonijne. Wstydzić powinien się natomiast krętacz Gugała, który wymyślił cytowaną wyżej insynuację na temat Kobylańskiego. Dodajmy, że w paragwajskiej prasie z 1957r. można znaleźć podziękowania za gościnność okazaną przez Kobylańskiego w czasie przyjęcia polonijnej delegacji z Chicago. W mojej książce cytuję osobny list księdza polskiego z Chicago z podziękowaniami dla Kobylańskiego. Warto dodać, że już w 1957roku Jan Kobylański piastował godność wiceprzewodniczącego Towarzystwa Polskiego w Paragwaju. O nieprawdziwości twierdzeń Gugały insynuujących, że Kobylański zaczął "działać jako Polak" dopiero w 1989 r. po wizycie Jana Pawła II w Urugwaju świadczy również fakt, że już w 1988 r.Kobylański uzyskał funkcję prezesa polonijnych organizacji w Urugwaju. W tym samym 1988 roku został również wybrany prezesem Związku Polaków w Argentynie.
Warto tu wspomnieć również o innym obrzydliwym oszczerstwie Gugały , wypowiedzianym w radiowej jedynce 23 marca 2005r. w obecności prezesa IPN -Leona Kieresa. Gugała twierdził tam, iż: "Mówiono też wielokrotnie o tym, że (Kobylański-[JRN) nigdy nie przyznawał się do polskości aż do momentu, kiedy postanowił być działaczem polonijnym, natomiast utrzymywał zawsze bardzo dobre kontakty z Niemcami i sugerował, że sam jest właśnie Niemcem albo Francuzem, w każdym razie do polskości, do której w tej chwili tak bardzo wydaje się być przywiązany, wcale się wtedy nie przyznawał". Przytoczone przeze mnie fakty na temat wielkiej aktywności polonijnej Kobylańskiego już w połowie lat 5o-tych całkowicie obalają kłamliwe brechty Gugały. Powinien je jak najszybciej odszczekać !
Oszczerstwo 3:
Dość szczególnym oszczerstwem popisała się żona jednego z najzajadlejszych wrogów prezesa Jana Kobylańskiego R.Schnepfa dziennikarka telewizyjna Dorota Wysocka- Schnepf. Usiłując za wszelką cenę pomniejszyć znaczenie dokonań prezesa Kobylańskiego napisała w "Rzeczypospolitej" z 26 marca 2005 r.: "Jeszcze przed 15 laty w polonijnych środowiskach Paragwaju, Argentyny i Urugwaju, nie mówiąc o Polsce o Janie Kobylańskim nie słyszał nikt". Prymitywne kłamstwo Wysockiej-Schnepf obalają fakty, o których pisałem już w kontekście "Oszczerstwa 2", m.in. to, że Kobylański już w 1957 roku piastował godność wiceprzewodniczącego Towarzystwa Polonijnego w Paragwaju. W 1988 r.Kobylański został prezesem, polonijnej organizacji w Urugwaju- trudno przypuścić, by wybrano go na tę funkcję nic nie słysząc o nim. Podobny komentarz można odnieść do wybrania Kobylańskiego w 1988 r. prezesem Związku Polaków w Argentynie. Śmieszne jest sugerowanie, że w środowiskach polonijnych nie słyszano o Kobylańskim w sytuacji, gdy już w 1988 r. był najbardziej znanym i popularnym Polakiem na całym kontynencie południowoamerykańskim, słynął z bogactwa, wręczał nagrody na festiwalach filmowych, działał w paragwajskim komitecie olimpijskim. O jego wyjątkowym prestiżu w owym czasie świadczy m.in. fakt, że 27 października 1988 r. prezes Kobylański gościł w swej rezydencji siedmiu prezydentów krajów kontynentu południowoamerykańskiego.
Oszczerstwo 4:
Obecny minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski nazwał prezesa Kobylańskiego w swym wywiadzie-rzece pt."Strefa zdekomunizowana"(Warszawa 2007,s.128) "niejakim" i "typem spod ciemnej gwiazdy". Przypomnijmy więc, że Kobylański już w 1988 r. gościł siedmiu prezydentów południowoamerykańskich na swojej hacjendzie w Punta del Este w czasie, gdy Sikorski był jeszcze tylko "niejakim Sikorskim", o którym nikt nie słyszał w świecie. U Kobylańskiego gościli m.in.prezydent L.Wałęsa, premierzy W.Pawlak, J.Olszewski, kilku marszałków Senatu, paru nuncjuszy, liczni biskupi i arcybiskupi. Nazwany przez Sikorskiego "typem spod ciemnej gwiazdy", Kobylański posiada ponad 100 odznaczeń polskich i zagranicznych, w tym najwyższe odznaczenia polskie, poza Orderem Orła Białego. Został odznaczony m.in. Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia, przyznanym przez władze RP na uchodźstwie, Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia, przyznanym przez prezydenta L. Wałęsę, Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia z Gwiazdą, przyznanym przez prezydenta A. Kwaśniewskiego, Krzyżem Oświęcimskim, Honorowym Krzyżem Weteranów Walki o Niepodległość, Złotym Medalem "Zasłużonego dla Kultury Polskiej", Złotym Medalem Zasługi dla Paragwaju. Czy takie odznaczenia przyznaje się "typowi spod ciemnej gwiazdy"?
Oszczerstwo 5:
W cytowanej książce(op.cit.,s.128) minister Sikorski określił prezesa J.Kobylańskiego jako "samozwańczego przywódcę Polonii latynoamerykańskiej". Przypomnijmy więc, że Kobylańskiego w demokratycznych wyborach wybierano na prezesa kolejnych organizacji polonijnych w Paragwaju, Urugwaju i Argentynie. Że to Kobylański nakładem ogromnych wysiłków i poświęceń zorganizował I Kongres Unii Stowarzyszeń i Organizacji Polskich A|meryki łacińskiej (USOPAŁ), na którym w sposób demokratyczny wybrano go na prezesa nowopowstałej organizacji. Nie był więc żadnym samozwańcem. O znaczeniu tego I Kongresu, na którym wybrano prezesem Kobylańskiego najlepiej świadczy grono jego gości z krajów Ameryki Poludniowej i z Polski. Honorowe przewodnictwo Kongresu objęli prezydent Argentyny dr Carlos Saul Menem i prezydent Republiki Urugwajskiej dr Luis Alberto Lacalle G. Herdera. W Kongresie uczestniczyło szereg znanych gości z Polski, m.in. prezes "Wspólnoty Polskiej" prof. dr hab. Andrzej Stelmachowski, wiceprezes "Wspólnoty Polskiej" ks. biskup Zygmunt Kamiński, delegat Kancelarii Prezydenta RP minister prof. Andrzej Zakrzewski, marszałek Senatu RP dr Adam Struzik, wiceprezes Rady Ministrów prof. Aleksander Łuczak, wiceminister spraw zagranicznych Iwo Byczewski, przewodniczący Senackiej Komisji dla Spraw Polonii Senator Jan Sęk, przewodniczący Sejmowej Komisji dla Spraw Polonii poseł Leszek Moczulski. Uczestnikom Kongresu przekazano teksty specjalnych orędzi z okazji Kongresu-od papieża Jana Pawła II i od Prezydenta RP Lecha Wałęsy.
Przypomnijmy tu jak wysoko oceniał rolę prezesa J.Kobylańskiego w integrowaniu środowisk polonijnych z całej Ameryki łacińskiej najbardziej kompetentny znawca tych spraw -długoletni prezes "Wspólnoty Polskiej", b. marszalek Senatu prof.Andrzej Stelmachowski. W liście do naczelnego redaktora "Wprost" Marka Króla z dnia 5 sierpnia 1997 r. prezes A.Stelmachowski pisał m.in.:"Uważam za konieczne upomnienie się o nie szarganie dobrego imienia p. Prezesa Kobylańskiego. Jest to człowiek o ogromnych zasługach dla Polonii Południowo-Amerykańskiej. Jako prezes Związku Polaków Argentyny (także Urugwaju) potrafił doprowadzić do rzeczy niezwykłej: do powstania wspomnianego wyżej USOPAŁ, przy czym pierwszy Kongres sfinalizował z własnych środków, a drugi(jaki się odbył w ub. roku w Brazylii) poważnie wspomógł. (Podkr. JRN) W Buenos Aires ufundował Mauzoleum dla zasłużonych Polaków - emigrantów. Gdy osadnicy polscy w prowincji Missiones zostali zagrożeni w postawach bytu na skutek machinacji ludzi nieuczciwych - wytoczył proces w ich obronie.".
W innym liście (z 13 listopada 2000) do naczelnego redaktora "Rzeczypospolitej" Macieja Łukasiewicza prezes A.Stelmachowski pisał m.in.:"Prezes J. Kobylański jest jedną z najbardziej liczących się postaci światowego życia polonijnego, człowiekiem, którego zasługi w odrodzeniu polskości w krajach Ameryki Południowej są niepodważalne, a nawet - nie waham się użyć tego określenia - nieporównywalne. Dzięki Jego wysiłkom powstała Unia Stowarzyszeń i Organizacji Polskich Ameryki Łacińskiej, której istnienie ożywiło życie polonijne w krajach Ameryki Południowej. USOPAŁ, jako organizator zjazdów Polonii tego kontynentu, stał się moderatorem życia kulturalnego, a także odrodzenia oświaty polskiej w krajach latynoskich. (Podkr.-JRN) Mecenat Jana Kobylańskiego doprowadził do upamiętnienia wybitnych Polaków w stolicach państw Ameryki Południowej. Również hojności Pana Kobylańskiego zawdzięczają m.in. swe funkcjonowanie Domy Polskie w Montevideo i Buenos Aires. Także staraniom i dobrym kontaktom p. J. Kobylańskiego w sferach rządowych Argentyny zawdzięczamy wiele, jeśli chodzi o dobre stosunki międzypaństwowe, o podniesieniu rangi miejscowych Polonii nie wspominając. Spektakularnym efektem Jego działań jest wprowadzenie do kalendarza świat państwowych Argentyny Dnia Osadnika Polskiego".
Nawet tak zajadły dziś wróg Kobylańskiego Władysław Bartoszewski w swoim czasie potrafił należycie docenić zasługi prezesa USOPAŁ dla Polonii południowoamerykańskiej. 11 sierpnia 1995 r. Bartoszewski jako minister spraw zagranicznych pisał w liście do prezesa USOPAŁ m.in.:"Odpowiadając na Pański list z 26 czerwca 1995 r. chciałbym stwierdzić, że Ministerstwo Spraw Zagranicznych w pełni docenia Pańskie zasługi dla odrodzenia polskości wśród naszych rodaków i ich potomków zamieszkujących w Ameryce Południowej. Mamy pełną świadomość tego, że to właśnie zaangażowanie Pana konsula doprowadziło do ożywienia działalności polonijnej, która zaowocowała utworzeniem Unii Stowarzyszeń i Organizacji Polonijnych w Ameryce Łacińskiej (USOPAŁ).Tych niezwykle ważnych działań na rzecz spraw polskich nie sposób przecenić(.)".
Oszczerstwo 6:
19 lutego 2008 r. minister R.Sikorski "popisał się" szczególnie ordynarnym oszczerstwem na temat prezesa J.Kobylańskiego wliście do Marszalka Senatu B.Borusewicza. Napisał tam m.in.: "Według mojej wiedzy Jan Paweł II nigdy nie zgodził się przyjąć Jana Kobylańskiego(.)".To niezwykle infantylne kłamstwo, łatwe do obalenia dosłownie w jednej chwili Kobylańskiego szybko zostało powielone w oszczerczym tekście Jacka Pawlickiego "Kobylańskiemu MSZ nie przepuści" wydrukowanym w "Gazecie Wyborczej" z 29 lutego 2oo8. Nagłośnienie powyższego kłamstwa przez Pawlickiego spotkało się ze zdecydowanym potępieniem w liście protestacyjnym do tegoż redaktora "Gazety Wyborczej" wysłanym już 29 lutego 2008 r. z Montevideo przez -Elżbietę Lutomską, dyr. d/s kontaktów międzynarodowych USOPAŁ-u. Prostując kłamstwo, dyr. E. Lutomska pisała m.in. :
"Minister Sikorski po raz kolejny wykazał się zupełnym brakiem wiedzy na temat osoby Pana Jana Kobylańskiego Prezesa USOPAŁ, podając po raz kolejny mediom nieprawdziwe i niesprawdzone informacje i w ten sposób najzwyczajniej kłamiąc.
Pan Prezes Jan Kobylański spotkał się w swoim życiu wiele razy z Naszym Wielkim Polakiem Papieżem Janem Pawłem II. Pierwsze spotkanie miało miejsce w Argentynie w kwietniu 1987 roku. Kolejny raz Papież spotkał się z Panem Prezesem w Urugwaju, Montevideo w maju 1988. Dnia 19-21 czerwca 1996 Śp. Papież Jan Paweł II przyjął Pana Prezesa Jana Kobylańskiego na specjalnej audiencji wraz z delegacją USOPAŁ w Watykanie, gdzie uczestniczył we Mszy Świętej celebrowanej przez Jego Świętobliwość Papieża Jana Pawła II w prywatnej kaplicy. Papież udzielił błogosławieństwa oraz podarował pamiątkowy różaniec Panu Prezesowi jak i obecnym delegatom USOPAŁ".
Oszczerstwo 7:
W cytowanym liście ministra R.Sikorskiego do marszałka Senatu B.Borusewicza znalazło się również inne łatwe do obalenia infantylne oszczerstwo. Sikorski pisał o USOPAŁ: "W rzeczywistości bowiem Unia pozostaje liczącym zaledwie kilkanaście osób prywatnym stowarzyszeniem(.)". Wbrew temu kłamstwu USOPAŁ skupia wiele tysięcy osób zgrupowanych w setkach organizacji należących do USOPAŁ.
Oszczerstwo 8:
W jednym z najwcześniejszych oszczerczych tekstów na temat prezesa USOPAŁ- w tekście "Wprost" z 29 czerwca 1997 r. kłamliwie twierdzono o J.Kobylańskim, że "nie otrzymał od Lecha Wałęsy żadnego odznaczenia". Przygwoździł to kłamstwo już prezes "Wspólnoty Polskiej" prof. Andrzej Stelmachowski w liście do naczelnego redaktora "Wprost" Marka Króla z 5 sierpnia 1997. Przypomnę tu, że Kobylański otrzymał od Wałęsy Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia, jak już wspominałem we fragmencie zbijającym Oszczerstwo 4.
Oszczerstwo 9:
Oszczerca-fanfaron Jarosław Gugała ,atakując prezesa J.Kobylańskiego pobił w swoim czasie wszelkie rekordy samochwalczych Brecht. Stało się tak podczas przesłuchania Gugały jako kandydata na ambasadora RP na Kubie. Gugała powiedział wówczas m.in.: "Poświęciłem pracy z Polonia bardzo wiele czasu i zrobiłem dla Polonii bardzo wiele. Zrobiłem dużo więcej w ciągu 4 lat mojego urzędowania dla Polonii w Urugwaju i nie tylko, niż pan Kobylański przez całe życie".Reagując na ten wybryk bezmyślnej megalomanii p. Gugały muszę stwierdzić , że jakoś nic nie wiadomo szerzej o jakichkolwiek "dokonaniach" p.Gugały dla Polonii. Wiadomo tylko o jego zawziętych intrygach i nieustannej wojnie podjazdowej przeciw prezesowi J. Kobylańskiemu, prowadzonej przez całe 4 lata urzędowania Gugały w Urugwaju. Jak wielkie zaś były dokonania Kobylańskiego dla Polonii najlepiej świadczy przytoczona przeze mnie w komentarzu do Oszczerstwa 4 wypowiedź prof.Stelmachowskiego o zasługach prezesa USOPAŁ dla Polonii. Dodam, że prezes Kobylański co roku wydaje bezinteresownie co najmniej milion dolarów rocznie na potrzeby Polonii.
Oszczerstwo 10:
Liczni żurnaliści - oszczercy posuwali się nawet do prób podważania dowodów 20-miesięcznego pobytu J.Kobylańskiego w obozach koncentracyjnych, podważając fakty na ten temat. Typowe pod tym względem były kłamstwa oszczerczego żurnalisty z "Gazety Wyborczej" Mikołaja Lizuta. W paszkwilu publikowanym w "Wyborczej" z 28 czerwca 2004 (dodatek "Duży Format" Lizut kłamał :"Nazwisko Kobylańskiego nie figuruje w żadnej z obozowych dokumentacji".Najlepszą odpowiedzią na to lizutowe kłamstwo był publikowany już 5 lipca 2004 r. w "Naszym Dzienniku" artykuł "Kalumnie i oszczerstwa", pióra pracownika Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau dr Adama Cyry. Dr Cyra, jeden z najlepszych znawców problematyki obozu Auschwitz w Polsce zdecydowanie obalił kalumnie paszkwilanta z "Wyborczej", negującego fakty o pobycie J.Kobylańskiego we wspomnianym niemieckim obozie zagłady. Dr Cyra przypomniał, iż już parę lat wcześniej - w numerze 36 kwartalnika "Wołyń i Polesie" z 2002 roku opublikował tekst na temat pobytu J.Kobylańskiego w obozie Auschwitz (Kobylański posiadał tam numer obozowy 156228). Dr Cyra przypomniał, że : "Za swoją obozową przeszłość Kobylański po latach został uhonorowany Krzyżem Oświęcimskim. Nazwisko Jana Kobylańskiego i jego współtowarzyszy obozowej gehenny zostało opublikowane w wydanej w 2000 r. przez Towarzystwo Opieki nad Oświęcimiem i Państwowe Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu trzytomowej "Księdze Pamięci.Transporty Polaków z Warszawy do KL Auschwitz 1940-1944". Dr Cyra podkreślił, że nie ma podstaw, "aby zaprzeczać, że Jan Kobylański posiadał w KL Auschwitz numer 156 228" i wyliczył liczne dane przemawiające za prawdziwością tego faktu. Zaznaczył przy tym, iż koronnym faktem, przemawiającym za pobytem J.Kobylańskiego w KL Auschwitz jest numer obozowy wytatuowany na jego ramieniu. Dr A.Cyra zacytował również fragmenty listu J.Kobylańskiego do redakcji kwartalnika "Wołyń i Polesie" z 28 stycznia 2003 r.:"(.) Międzynarodowy Czerwony Krzyż (.) a konkretnie działające przy nim Międzynarodowe Biuro Poszukiwań (.), odpowiadając na zapytanie polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych (nr ref. MSZ 390-11/95) poinformowało polskie ministerstwo w dniu 27 lipca 1998 (nr ref. 1 806 786), iż w archiwum Międzynarodowego Czerwonego Krzyża mają mnie zarejestrowanego jako więźnia politycznego nr 156 228 obozu koncetracyjnego w Oświęcimiu. Kopię owego dokumentu przesyłam Państwu w załączeniu.
Ponadto, 3o sierpnia 2002 r. w ramach programu odszkodowań za pracę przymusową i niewolniczą w Niemczech, biuro Międzynarodowej Orrganizacji ds. Migracji w Genewie (International Organization for Migration-IOM) przyznało mi odszkodowanie za pobyt w niemieckich obozach koncentracyjnych".
Dr Cyra wyjaśnił na koniec, że "z zaświadczenia Biura Poszukiwań Międzynarodowego Czerwonego Krzyża w Arolsen z 27 lipca 1998 roku, udostępnionego przez Jana Kobylańskiego, wynika, iż był on nie tylko więźniem KL Auschwitz, lecz potem także KL Mauthausen-Gusen, KL Gross-Rosen, KL Flossenburg, KL Natzweiler i ostatecznie został wyzwolony w KL Dachau przez żołnierzy amerykańskich wiosną 1945 roku".
Rzecz znamienna - świetny źródłowy tekst dr Adama Cyry został całkowicie przemilczany przez wszystkie te media, które przedtem "popisywały się" oszczerstwami na temat obozowej przeszłości Kobylańskiego.
Ostateczne obalenie kłamstw oszczerców-negacjonistów co do obozowej przeszłości prezesa J.Kobylańskiego przyniósł najbardziej miarodajny werdykt-urzedowa decyzja Kierownika Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych Wiktora Spirydonowicza z 22 października 2007 roku. Kierownik Urzędu do spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych Wiktor Spirydonowicz w pełni potwierdził słuszność stwierdzeń Jana Kobylańskiego na temat jego pobytu w hitlerowskich więzieniach i obozach zagłady. W związku z tym "przyznał Janowi Kobylańskiemu" uprawnienia kombatanckie w wymiarze jednego roku i ośmiu miesięcy z tytułu przebywania od sierpnia 1943 roku do końca kwietnia 1945 roku w hitlerowskich więzieniach i obozach zagłady: w więzieniu Pawiak w Warszawie oraz w obozach koncentracyjnych Oświęcim-Brzezinka, Mauthausen, Gross-Roseen, Flossenburg, Natzwailer i Dachau".
Zarówno decyzja Kierownika Urzędu do spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych, jak i ustalenia IPN-u pozostają nadal szerzej nieznane polskim czytelnikom. Poinformowało o nich tylko kilka czasopism i jeden patriotyczny dziennik prawicowy. Żadne, ale to żadne z mediów, które przedtem tak hojnie rzucały krzywdzącymi, oszczerczymi pomówieniami przeciwko prezesowi J. Kobylańskiemu, nawet nie zająknęło się na temat obalających ich kłamstwa ustaleń Urzędu do spraw Kombatantów i Osób represjonowanych oraz IPN-u. Jakże celny i wymowny zarazem był komentarz, sygnowany przez MZM w tej sprawie na łamach "Naszej Polski" już 6 lutego 2007, świeżo po pierwszym komunikacie IPN o umorzeniu śledztwa: "Sprawiedliwości stało się zadość. "Gazeta Wyborcza" i inne media, które rozpętały nagonkę nienawiści przeciwko temu zasłużonemu dla sprawy polskiej działaczowi polonijnemu (udało mu się zintegrować pod jednym szyldem grupy polonijne z Ameryki Łacińskiej i Południowej), powinny Jana Kobylańskiego przeprosić. Oczywiście, nic takiego nie nastąpi. Nie po to sączy się kłamstwo, by następnie przyznać się do niego". Milczenie najbardziej wpływowych mediów w tej sprawie jest tym bardziej oburzające, gdy zważymy, że szmatławe oskarżenia przeciw Kobylańskiemu nagłaśniano przez parę lat wobec milionów czytelników, telewidzów i słuchaczy radia. Do rangi prawdziwego skandalu urasta fakt, ze nawet w ostatnim czasie - w 2008 roku publicznie nagłaśniał te oszczerstwa fanatyczny warchoł na stanowisku wicemarszałka Sejmu Stefan Niesiołowski.
Oszczerstwo 11:
W kampanii oszczerstw przeciwko prezesowi J.Kobylańskiemu wielce niechlubną rolę odegrali dwaj wysocy urzędnicy - szefowie IPN: prezes IPN Leon Kieres (dziś senator RP) i szef pionu śledczego IPN c w tym kontekście bardzo interesujący fragment artykuluWitold Kulesza. Przypomnijmy tu, że oszczercaLizut w artykule publikowanym w "Gazecie Wyborczej" 24 marca 2005 r. zadał miażdżący -jego zdaniem- cios osobie Kobylańskiego, powołując się na publiczna wypowiedź szefa pionu śledczego Witolda Kuleszy z poprzedniego dnia. Głosila ona, expressis verbis, że w dokumentach "zachowały się relacje świadków, które w sposób nie budzący wątpliwości wskazują ,że Janusz Kobylański zadenuncjował rodzinę żydowską". Prowadzone z wielkim nakładem kosztów poszukiwania śladów rzekomego szmalcownictwa Kobylańskiego zakończyły się całkowitym fiaskiem. Nie znaleziono, bo nie było to możliwe, żadnych dowodów winy J. Kobylańskiego. Już 20 kwietnia 2006 r.wspomniany wyżej jeden z głównych polskich wrogów Kobylańskiego, ówczesny wiceprezes IPN i szef pionu śledczego Witold Kulesza (na szczęście szybko usunięty z obu funkcji po objęciu prezesury IPN przez J. Kurtykę) z żalem wyznawał publicznie: "(.) dotychczas nie znaleziono dowodów, by prezes Unii Stowarzyszeń i Organizacji Polskich w Ameryce Łacińskiej Jan Kobylański, istotnie zadenuncjował w czasie wojny małżeństwo Żydów. Nadal trwają czynności sprawdzające IPN wobec tego polonijnego biznesmena z Urugwaju, uchodzącego za sponsora Radia Maryja.(.)". Porównajmy tę wypowiedż Kuleszy z kwietnia 2006 r., przyznającą, że "nie znaleziono dowodów" przeciw Kobylańskiemu z wcześniejszą wypowiedzią tegoż Kuleszy jako szefa pionu śledczego IPN z 2005r., że IPN posiada "nie budzące wątpliwości" dowody winy Kobylańskiego". Jak panu nie wstyd tak kłamać, panie Kulesza ? Smutnym przykładem nieuczciwości naszych wysokich urzędników pozostaje fakt, że Kulesza po obaleniu jego insynuacji nie zdobył się nigdy na coś, co byłoby obowiązkiem każdego uczciwego "człowieka honoru"- na publiczne przeproszenie tak oszczerczo pomówionego przezeń wczesniej prezesa USOPAł.
Widząc zupełną bezowocność i bezpodstawność oskarżeń przeciwko Kobylańskiemu, nowe władze IPN podjęły jedynie słuszną decyzję - w styczniu 2007 r. pion śledczy IPN ostatecznie umorzył śledztwo przeciwko Kobylańskiemu. (Por. "Gazeta Wyborcza" z 31 stycznia 2007). 8 marca 2007 r. prezes IPN-u Janusz Kurtyka skierował do wicemarszałka Sejmu Ryszarda Legutko oświadczenie stwierdzające m.in., że prowadzone od kwietnia 2005 r. śledztwo IPN-u oraz rozległe poszukiwania i kwerendy archiwalne "nie doprowadziły do potwierdzenia informacji, jakoby sprawcą wydania w ręce funkcjonariuszy gestapo rodziny Szenderów był Jan Kobylański, były konsul honorowy RP w Urugwaju. W tej sytuacji prokurator Oddziałowej Komisji (IPN) w Warszawie (.) odmówił wszczęcia śledztwa w przedmiotowej sprawie, przyjmując za podstawę swojej decyzji przepis art. 17 §1 pkt 7 kodeksu postępowania karnego".
W ślad za decyzją IPN poszedł wspomniany już przez mnie werdykt Kierownika Urzędu do spraw Kombatantów i Osób represjonowanych z października 2007 roku. Stanowczo odrzucał on, godzące w status J. Kobylańskiego, oszczercze supozycje niektórych dziennikarzy. Decyzja Kierownika Urzędu akcentowała przy tym, że: "Postępowanie, prowadzone przez pion śledczy IPN nie dało podstaw do przyjęcia, ze Jan Kobylański kolaborował z Niemcami. Dowodów takich nie ujawniono również w aktach Prokuratury Sądu Okręgowego w Warszawie (PSOW 671), udostępnionych przez Instytut Pamięci Narodowej(.)".
Warto przytoczyć w tym kontekście bardzo interesujący fragment tekstu Julii de Blanckville-Branickiej, publikowanego w chicagowskim "Kurierze Codziennym" z 3-5 kwietnia 2008 r. Autorka artykułu ubolewała, że wśród oskarżonych o kalumnie spotwarzające postać prezesa USOPAŁ nie znaleźli się obaj byli szefowie IPN: b.prezes IPN L.Kieres i b.szef pionu śledczego IPN W.Kulesza. Autorka tekstu z "Kuriera Codziennego " przypominała w tym kontekście szczególna odpowiedzialność obu panów za oszczerstwa , wypowiedziane przeciw J.Kobylańskiemu, pisząc: "(.) oni byli urzędnikami państwowymi w sposób szczególny odpowiedzialnymi za prawdę i obdarzonymi publicznym zaufaniem stosownym do pełnionej funkcji. Co więcej - włodarze ówczesnego IPN popełniali wówczas jak najbardziej świadome i inne przestępstwo - przekroczenia swoich uprawnień i niedopełnienia swoich obowiązków w umyślnym działaniu na niekorzyść podmiotu prywatnego. Jest na to w polskim prawie karnym odrębny paragraf bardzo poważnie traktujący skłonność niektórych urzędników do udziału w rozmaitych spiskach wymierzonych w interesy prywatne lub publiczne. I mający takim przestępstwom zapobiegać. Co więcej: Kieres i Kulesza nadto poświadczali nieprawdę w sposób mający znaczenie co do skutków prawnych. To jest odrębne przestępstwo urzędnicze".
Oszczerstwo 12:
Wśród najpodlejszych oszczerstw rzuconych przeciw prezesowi USOPAŁ niewątpliwie prym wiedzie oskarżenie o jego rzekome szmalcownictwo w czasie wojny. W nagłośnieniu tej kalumni szczególną rolę odegrał publicysta "Rzeczypospolitej" Jerzy Morawski, dobrze znany ze swego zamiłowania do jadowitych oszczerstw i paszkwili (m.in. jako jeden z inicjatorów kolejnej kampanii fałszów przeciw Radiu Maryja). Atakując Kobylańskiego w tekście "Mroczne strony milionera" ("Rzeczpospolita" z 19 marca 2005), Morawski sięgnął do tak chętnie używanej maczugi oskarżeń o antysemityzm. Wykorzystał w tym celu przeciwko Kobylańskiemu bardzo nieświeże, wręcz zatęchłe, oskarżenia z doby stalinowskiej PRL-u. Były to oskarżenia, które upadły nawet wtedy - w ponurej dobie stalinowskiej - z powodu nazbyt groteskowej wręcz ich niewiarygodności. Chodziło o zeznania, złożone przez niejaką Leokadię Sarnowską w 1947 roku, zarzucające, że ojciec Jana Kobylańskiego - Stanisław, i on sam, rzekomo wydali gestapo żydowską rodzinę Szenkierów i Barskich. Miało to mieć miejsce na początku 1943 roku. Wcześniej obaj Kobylańscy mieli jakoby otrzymać od tejże żydowskiej rodziny duże pieniądze (za pośrednictwem Sarnowskiej) za wyrobienie polskich dokumentów. Według opowieści Sarnowskiej, do kryjówki wpadli gestapowcy, którzy zabrali ich do getta. Cała historia wyraźnie nie trzymała się kupy. Gestapowcy, trafiając na kryjówkę Żydów, i to w 1943 r., w czasie szalejącej eksterminacji, nie patyczkowali się ich wywożeniem do Getta, lecz rozstrzeliwali na miejscu. Zdumiewa fakt, że Sarnowska tak późno, bo dopiero w 1947 roku złożyła swe pierwsze doniesienie przeciwko Kobylańskim. Było to aż w 4 lata po ich rzekomej denuncjacji i w dwa lata po zakończeniu drugiej wojny światowej. Stąd nader uzasadnione wydają się przypuszczenia adwokata Andrzeja Lwa-Mirskiego, występującego z pozwem przeciwko J. Morawskiemu: "(.) autor artykułu nie podaje czytelnikowi daty, kiedy Leokadia Sarnowska złożyła pierwsze doniesienie do Prokuratury w Warszawie. (.) Gdyby czytelnik się o tym dowiedział, mógłby spytać - czemu tak późno. Czy za tym nieweryfikowalnym pomówieniem kryje się np. chęć zemsty czy próba wyłudzenia pieniędzy od adwokata Stanisława Kobylańskiego? Pytania te są bardzo ważne, więc autor postanowił ich uniknąć. (.) Czy tak zupełnie nieprawdopodobnym wydaje się scenariusz, w którym Leokadia Sarnowska, wykorzystując brak kontaktu Janusza Kobylańskiego z ojcem, zjawia się u Stanisława Kobylańskiego, żądając na podstawie zmyślonej historii zwrotu "wyłudzonych" przez jego syna kosztowności. A gdy ten z oczywistych przyczyn odmawia, donosi o fikcyjnym przestępstwie organom ścigania? Nawet bez żadnych dowodów ta teza wydaje się być bardziej prawdopodobna, aniżeli ta, przedstawiona przez Leokadię Sarnowską. (.)".
Nieprawdziwy okazał się, podany przez Sarnowską, rzekomy adres Kobylańskiego na ulicy Wspólnej - nigdy tam nie mieszkał, stąd nie było też jego wpisu do książki meldunkowej w czasie wojny. Taki meldunek był zaś bezwzględnie konieczny w miejscu zamieszkania, i był tym bardziej potrzebny dla uzyskania kartek na żywność. Sarnowska nie Szenkierów, rzekomo wydanych Niemcom. W czasie śledztwa UB nie natrafiono nawet na jakiekolwiek potwierdzenie zarzutów Sarnowskiej. Nie potrafiła ona nawet podać jakiegokolwiek dowodu na to, że w ogóle istniała żydowska rodzina Szenkierów. W czasie trwającego aż siedem lat śledztwa prokurator nie zdobył żadnych, ale to żadnych dowodów przeciw Stanisławowi i Janowi Kobylańskim. W tej sytuacji nawet tak zdominowana przez Żydów bezpieka, tak podejrzliwa wobec polskich patriotów, uznała wymysły Sarnowskiej za całkowicie nieprawdopodobne i w 1954 roku śledztwo zostało całkowicie umorzone. Mnożący dziś insynuacje przeciw Kobylańskiemu Lizut, Gugała, Morawski, Schnepf czy Kieres, okazali się w swych oszczerstwach bardziej gorliwi od stalinowskiej bezpieki.
W całej sprawie jest jeszcze jeden bardzo ważny fakt, gruntownie przeczący wymysłom Sarnowskiej. Otóż, oskarżony przez nią o rzekome szmalcownictwo i współpracę z nazistami Jan Kobylański, sam był przez dwadzieścia miesięcy więźniem nazistowskich więzień i obozów zagłady (jak to wcześniej opisuję). Ostatecznie potwierdziła ten fakt decyzja Kierownika Urzędu do spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych Wiktora Spirydonowicza z 2 października 2007 r. Trudno uwierzyć, by naziści tak mocno prześladowali swojego rzekomego współpracownika!
Warto dodać, że oskarżany przez Sarnowską o współdziałanie w rzekomym szmalcownictwie wraz z synem Janem, jego ojciec adwokat Stanisław Kobylański przeszedł pozytywną weryfikację przed wojewódzką radą adwokacką w 1951 r. Był to zaś okres najskrajniejszego stalinizmu, gdzie raczej nie patyczkowano się ani trochę wobec osób podejrzanych o jakieś złe rzeczy wobec Żydów.
Rzecz ciekawa, że informacje o więziennej i obozowej przeszłości Jana Kobylańskiego wcale nie przez niego zostały po raz pierwszy nagłośnione. Wrogowie Kobylańskiego mogliby to starać się obalić, jak to robią, jako nie prawdziwy wymysł i nieuzasadnione przechwałki samego Jana Kobylańskiego. Przypomnijmy jednak, że jak to przyznaje sam Morawski, po raz pierwszy o więziennych i obozowych losach Jana Kobylańskiego można było dowiedzieć już w maju 1948 r.(!) z zeznań jego ojca - adwokata Stanisława Kobylańskiego. Podczas przesłuchania zeznał on, że jego syna "Janusza Kobylańskiego aresztowało gestapo za czyny patriotyczne. Uwięziono go na Pawiaku, przebywał w Oświęcimiu i Gross-Rosen". Zapytajmy, jaki ewentualny interes miałby S. Kobylański, by składać w 1948 r. rzekome fałszywe zeznania na temat przeszłości obozowej jego syna, co mogło przecież spotkać się z surową karą w przypadku wykrycia nieprawdy, począwszy od usunięcia z zawodu adwokata?
Oszczerstwo 13:
W oszczerczych wypowiedziach na piśmie i w radiu wciąż upowszechniano tezę, jakoby w 1955 roku nadspodziewanie szybko umorzono sprawę z podejrzenia o szmalcownictwo przeciw Janowi Kobylańskiemu i jego ojcu mecenasowi Stanisławowi Kobylańskiemu. Sugerowano, że "komuś musiało zależeć, aby to śledztwo szybko zakończyć". I tu snuto oszczercze domysły, że śledztwo nazbyt szybko, błyskawicznie i przedwcześnie umorzono z powodu rzekomych powiązań Jana Kobylańskiego z sowieckim wywiadem. Tak twierdził na przykład w "Newsweek"-u znany z jadowitych oszczerstw przeciw Kobylańskiemu Jarosław Gugała. Według jego paszkwilu we wspomnianym czasopiśmie: " W życiorysie Kobylańskiego pojawia się także watek możliwej współpracy z komunistami. Wskazuje na nią na przykład tajemnicze błyskawiczne umorzenie śledztwa w sprawie szmalcownictwa Kobylańskiego w 1955 roku w Polsce". Z kolei autorzy "Gazety Wyborczej"(edycja toruńska z 22 marca 2005) Karol Dolecki i Jacek Hołub twierdzili, że "sprawę zamknięto w 1954 r,(?!), bo Kobylański zniknął".Zarzuty te skutecznie obalił występujący w imieniu Jana Kobylańskiego przeciwko oszczerczym dziennikarzom i dyplomatom mecenas Andrzej Lew- Mirski. Przypomniał on, że sprawy obu Kobyłańskich wcale nie zakończono szybko i przedwcześnie, bo trwała ona wiele lat (od 1948 do 1955 r.) .Nie znaleziono przez ten czas jednak żadnych dowo dów winy Kobylańskich. Nieprawda jest twierdzenie redaktorów "Wyborczej",że sprawę umorzono, bo Jan Kobylański zniknął. Jego adres był cały czas w Polsce znany, a przy tym sprawa toczyła się również przeciw jego ojcu Stanisławowi, który nadal przebywał w Polsce i prowadził praktykę adwokacką. Jak pisal w swym pozwie mec.Andrzej Lew-Mirski : " Powojenne miejsce pobytu podejrzanych Stanisława i Janusza Kobylańskich było znane polskim władzom. Pierwszy z nich do chwili śmierci w 1967 roku czynnie wykonywał zawód adwokata w Radomiu, a jego syn po uwolnieniu z obozu w Dachau podróżował po Europie (głównie Austrii i Włoszech), prowadząc działalność handlową. Wielokrotnie za pośrednictwem Czerwonego Krzyża czy też ośrodków konsularnych przedłużał sobie paszport. Po śmierci ojca także Sąd Rejonowy prowadzący sprawę spadkową nie miał problemów z poinformowaniem Janusza Kobylańskiego o przebiegu toczącego się postepowania. Skoro więc żaden z nich nie był poszukiwany, nie odbywał wyroku w więzieniu, a w dodatku Stanisław Kobylański wykonywał zawód zaufania publicznego, to czy Prokurator badający sprawę miał prawo stwierdzić, że Stanisław Kobylański i jego syn popelnilio zarzucane im przez IPN czyny ?(.)".
Oszczerstwo 14:
Jerzy Morawski w swych oszczerczych dywagacjach na temat Kobylańskiego sięga po granice groteski. Z jednej strony twierdzi, że nie ma potwierdzenia uwięzienia Kobylańskiego na Pawiaku, czy w obozie w Auschwitz. Z drugiej strony jednak posuwa się do kolejnej dywagacji, pisząc: "Hipotez, co do faktycznej roli Janusza Kobylańskiego w obozach koncentracyjnych - jeżeli tam się znalazł - jest wiele. Bardzo prawdopodobne, że sędzia Juński, spotykając się w okupowanej Warszawie w 1943 roku z przestępczą działalnością Janusza Kobylańskiego, która i jemu zagrażała, powiadomił akowskie podziemie. Ścigało ono szmalcowników. Czy Kobylański wiedząc, że grunt pali mu się pod nogami, nie wybrał "ucieczki do przodu" i nie dał się wywieźć Morawski w swych oszczerczych dywagacjach na temat Kobylańskiego sięga po granice groteski. Z jednej strony twierdzi, że nie ma potwierdzenia uwięzienia Kobylańskiego na Pawiaku, czy w obozie w Auschwitz. Z drugiej strony jednak posuwa się do kolejnej dywagacji, pisząc: "Hipotez, co do faktycznej roli Janusza Kobylańskiego w obozach koncentracyjnych - jeżeli tam się znalazł - jest wiele. Bardzo prawdopodobne, że sędzia Juński, spotykając się w okupowanej Warszawie w 1943 roku z przestępczą działalnością Janusza Kobylańskiego, która i jemu zagrażała, powiadomił akowskie podziemie. Ścigało ono szmalcowników. Czy Kobylański wiedząc, że grunt pali mu się pod nogami, nie wybrał "ucieczki do przodu" i nie dał się wywieźć do obnozu koncentracyjnego .
Bardziej absurdalnego kłamstwa trudno byłoby szukać w annałach prasy. Czy ktoś o normalnych zmysłach mógłby zdobyć się na sugerowanie, że Kobylański z obawy przed Armia Krajową postanowił się "schować" w hitlerowskim obozie zagłady.Ten fragment tekstu J.Morawskiego, to istne matołectwo!
Oszczerstwo 15:
Najczęściej oszczercze pomówienia miały charakter nie opartych na żadnych dowodach, kalumniatorskich przypuszczeń. Na przykład stary komunistyczny krętacz Daniel |Passent, były panegiryczny chwalca gen. W. Jaruzelskiego i stanu wojennego, pisał w tekście: "Upadek Don Juana" ("Polityka" z dnia 2 kwietnia 2005 r. o Kobylańskim: "Za co - jeśli w ogóle - trafił do obozu: za działalność patriotyczną, jak twierdzi, czy na skutek nieporozumień z hitlerowskimi mocodawcami na tle rozliczeń żydowskich pieniędzy?" Jakim prawem D. Passent pozwalał sobie na tak obrzydliwe przypuszczenia?
Oszczerstwo 16:
Czasami w tych samych oszczerczych artykułach bez skrupułów podaje się niedaleko siebie diametralnie sprzeczne wersje na temat wojennych losów J.Kobylańskiego, zawsze z myślą, by w jakiś sposób zohydzić przeszłośc prezesa USOPAŁ. Nader typowe pod tym względem jest oszczercze "pisarstwo" M. Lizuta. W znacznej części swego artykułu z Gazety Wyborczej" z 28 czerwca Lizut próbował zanegować pobyt Kobylańskiego w obozach. Nie przeszkodziło to Lizutowi nieco później w tym samym artykule, że być może Kobylański był jednak w obozie, ale w charakterze kapo (!) Przedstawił to przypuszczenie w formie pytającej, jako rzekome zapytanie Biłozura : " A może Janusz był kapo w obozie albo ma jakąś czarną przeszłość z czasów wojny ?".Dziś trudno to ustalić". Insynuację tę wspiera inna insynuacja zawarta w tekści Lizuta- sugestia, że obozowy przyjaciel Kobylańskiego Kramer był esesmanem. Lizut pisze: "Tymczasem wśród południowoamerykańskiej Polonii od lat słychać szepty, że ów obozowy dobroczyńca, Austriak o nazwisku Kramer, nie był więźniem, lecz jednym z esesmanów z obozowej załogi". Wcześniej Lizut dowodził, że nie ma ani śladu po Kobylańskim w archiwum Muzeum Narodowego w Dachau, czyli, że Kobylański nie mógł być tam więźniem. Teraz z kolei dowiadujemy się, że był tam w obozie, ale przyjaźnił się z esesmanem, a więc ma podejrzaną przeszłość. Z kolei główne źródło na które powołuje się Lizut, twierdząc, że przyjaciel Kobylańskiego Kramer był esesmanem to rzekome "szepty" wśród Polonii. A cóż to za źródło te rzekome "szepty"? Może to SA znów "szepty" kogoś ze zwierzchników Lizuta w "Wyborczej" który polecil mu jak najwięcej oszczerczo nakłamać o Kobylańskim. Głównym rzekomym źró dłem rozlicznych baśni Lizuta o Kobylańskim jest jakoby 82-letni weteran Leopold Biłozur, były oficer WP. Otóż Biłozur z ogromnym oburzeniem zaprzeczył wkładanym w jego osta przez Lizuta bajkom na temat Kobylańskiego. Biłozur wystąpił z tym zaprzeczeniem w "Liście Otwar tym" do Adama Michnika, drukowanym w chicagowskim "Kurierze Codziennym" z 24-26 września 2004 i w warszawskim "Głosie" z 25 września 2004 r.
Oszczerstwo 17:
Lizut zamieszcza kolejne kłamstwo, zanegowane przez Biłozura: " Biłozur opowiada, że tuż po wyzwoleniu obozu w Dachau, gdy niedawni więźniowie chodzili jeszcze w pasiakach, Kobylański już miał własny samochód z szoferem".Wyśmiał to ordynarne kłamstwo mecenas Andrzej Lew-Mirski, autor pozwu przeciw Lizutowi, pisząc: "Zarzut jest o tyle absurdalny - ale nade wszystko zniesławiający- że jeśli Jan Kobylański miałby współpracować z niemiecką załogą obozu, to do dnia dzisiejszego któryś z towarzyszy niedoli na pewno by go rozpoznał, a wyzwoliciele nie nagrodziliby hitlerowskiego sługusa służbą i autem.
Oszczerstwo 18:
Szczególnie plugawym atakiem na Kobylańskiego "popisał się" były ambasador RP w Urugwaju Jarosław Gugała. Głupi i łobuzerski był już sam tytuł jego tekstu, godny najnikczemniejszych chuliganów pióra: "Utuczyliśmy tę bestię" (Por. "Gazeta Wyborcza" z 26 marca 2005 r.). Tekst, rojący się od prymitywnych wyzwisk pod adresem Kobylańskiego ("latynoski watażka", "geszefciarz", "hochsztapler", etc), oparty był głównie na stylistyce plotek z magla, pochodzących z anonimowych źródeł, w stylu "jedna pani drugiej pani". Na koniec artykułu Gugała zarezerwował szczególnie mocny, nokautujący cios, znów bez podania jakiegokolwiek nazwiska, tylko za odwołaniem się do rzekomych zwierzeń "pewnego człowieka". Ten ponuro-groteskowy fragment paszkwilu Gugały warto zacytować w całości, by lepiej unaocznić całe plugastwo jego metod. Gugała, były ambasador w Urugwaju, tak pisał w swym rynsztokowym tekście: "Do ambasady zgłosił się pewien człowiek. Przedstawił się jako adwokat czy prawnik i poprosił o wydanie zaświadczenie, że przebywał w Montevideo w takim to a takim terminie, pod takim a takim adresem. Przy okazji w rozmowie z konsulem ni stąd, ni zowąd zaczął mówić o Kobylańskim. Później telefonował jeszcze kilkakrotnie i za każdym razem odsłaniał kolejne szczegóły makabrycznej historii.
Sugerował, że jest przedstawicielem rodziny pewnego więźnia obozu koncentracyjnego w Dachau, który tuż przed wyzwoleniem obozu przez Amerykanów został zamordowany przez obozowego kapo - niejakiego Kobylańskiego! Twierdził, że Kobylański zabił więźnia, ażeby przejąć jego tożsamość i w ten sposób uniknąć odpowiedzialności za wszystkie okrucieństwa, jakich dopuszczał się jako nadzorca w obozach hitlerowskich. Jednakże zbieg okoliczności sprawił, że sprawa się wydała, a prawnik - na zlecenie rodziny zamordowanego - od kilku lat jeździ po świecie, tropiąc Kobylańskiego i szukając dowodów jego zbrodni. Na koniec zostawił nam swoje nazwisko i adres w Warszawie. W rozmowie z konsulem obiecał, że jeszcze się do nas odezwie i przyjdzie na rozmowę - żeby mi to wszystko raz jeszcze, tym razem osobiście i ze szczegółami, opowiedzieć. Nigdy więcej się nie pojawił. Sprawdzono nazwisko i adres. Wszystko się zgadzało, tyle, że osoba o takim nazwisku nie mogła przebywać w Montevideo, ponieważ od kilkunastu czy nawet kilkudziesięciu lat była sparaliżowana i nigdy nie opuszczała swojego pokoju.
Kim był człowiek, który odwiedził nas w ambasadzie? Dlaczego posłużył się nazwiskiem i adresem innego człowieka? Nigdy nie usłyszałem odpowiedzi na te pytania. Nie wiem, czy to była prowokacja, czy coś, co może mieć jeszcze ciąg dalszy.Czego jeszcze dowiemy się o Janie Kobylańskim?".
Jaką wartość posiada ten, oparty na zmyśleniu (zero dowodów), atak oskarżający Kobylańskiego o to, że był rzekomo obozowym kapo i nawet zabił więźnia, aby przejąć jego tożsamość? Nie dowiemy się nawet tego, jakiego więźnia rzekomo zabił i na czym polegało to przejmowanie tożsamości. Przecież Jan Kobylański pozostał tym samym Janem Kobylańskim, a nie Wróblem, Kowalskim czy Nowakiem. Czy za ten szczególnie plugawy typ pomówień oszczerca nie powinien być wyrzucony z dziennikarstwa, w którym pełni rolę żurnalistycznej hieny czy szakala? Ciekawe, że ten sam Gugała, który tak chwacko upowszechnia w "Wyborczej" z 26 marca 2005 r. pomówienia sugerujące, że Kobylański był obozowym kapo, zaledwie w dwa dni później - 28 marca 2005 r. na łamach "Newsweek"-a podważał możliwość pobytu Kobylańskiego w obozach koncentracyjnych. (Por. artykuł J. Gugały, zatytułowany "Dr Jekyll 2005"). Kłamca powinien mieć dobrą pamięć i nie nagłaśniać niemal w tym samy czasie dwóch, sprzecznych ze sobą oszczerstw.
Oszczerstwo 19:
Aby podważyć wiarygodność faktów dowodzących pobytu J.Kobylańskiego w nazistowskich oboach koncentracyjnych oszczerczy dziennikarze zarzucali mu, że jakoby nawet nie starał się o odszkodowanie za pobyt w obozach. I tak np. Dorota Wysocka- Schnepf pisała w "Rzeczypospolitej" z 26 marca 2005 r.:"Trudno dziś zrozumieć, dlaczego Kobylański nie podjął starań, aby uzyskać odszkodowanie od rządu niemieckiego(.)". Odpowiedzmy na to.,że Kobylański nie tylko starał się o odszkodowanie za pobyt w obozach, ale je również uzyskał. Otrzymał w dwóch ratach odszkodowanie z International Organisation for Migration Forcesd Labour Compensation . na sumę 3 tysiące 736 dolarów,14 centów. Drugą ratę odszkodowania uzyskał 16 maja 2005 r. na sumę 4 tysiące 899 dolarów 97 centów
Oszczerstwo 20:
Daniel Passent zapytywał w jednym z najpodlejszych oszczerczych artykułów na temat J.Kobylańskiego ("Polityka" z 7 kwietnia 2005 r.): "Dlaczego po wojnie trafił aż do Paragwaju, idąc śladem Adolfa Eichmanna i Józefa Mengele, choć dla takiego wielkiego patrioty bardziej naturalny byłby powrót do ojczyzny(.)". Widzimy tu szczególnie perfidną metodę Passenta zastosowaną przez nikczemne zestawienie postaci J.Kobylańskiego z osobami tak zbrodniczymi jak Eichmann czy Mengele. Idzie to w parze z bardzo, trzeba przyznać udanym udawaniem głupiego przez Passenta. Wszyscy wiedzą jak kończył się w tamtych stalinowskich czasach powrót do ojczyzny, ciemiężonej pod sowieckim butem, dla polskich patriotów. Dość przypomnieć losy polskich oficerów, którzy przypłacili życiem za ten powrót do ojczyzny, jako ofiary sfabrykowanych procesów. I o tym rzekomo nie wie Daniel Passent, bratanek generała Jakuba Prawina, szefa szpiegowskiej przybudówki- tzw.Polskiej Misji Wojskowej w Berlinie.
Oszczerstwo 21:
Wśród oszczerstw Lizuta przeciwko Kobylańskiemu znalazło się m. in, stwierdzenie jakoby: "Syn Kobylańskiego, który dziś jest już po sześćdziesiątce, też zerwał z ojcem wszelkie kontakty". Była to totalna bzdura ze względu na fakt, że właśnie mieszkający w Hiszpanii biznesman Walter Kobylański wielokrotnie reprezentował i reprezentuje Jana Kobylańskiego na przeróżnych oficjalnych uroczystościach i spotkaniach. Nawet w organie oszczercy Lizuta -"Gazecie Wyborczej" z 26 kwietnia 2005 ( reedycja toruńska) pisano, że właśnie Walter Kobylański odebrał w Toruniu przyznany Janowi Kobylańskiemu medal "za wierny i jasny przykład Wiary, Nadziei i Miłości, za umiłowanie Polskości i Polaków, ziemi polskiej i kultury za słowa i czyny dla Narodu dokonane". Nastąpiło to podczas zorganizowanego przez Wyższą Szkołę Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu IX Forum Polonijnego. Sam miałem możliwość właśnie wtedy poznania w Toruniu po raz pierwszy Waltera Kobylańskiego. Warto dodać, że Walter Kobylański uczestniczył w pół roku potem w XI Walnym Zjeździe USOPAŁ-u 25-27 listopada 2oo5 roku i' był członkiem jednej z komisji zjazdowych. Dodajmy, że rzekomo nie utrzymujący kontaktów z ojcem Walter Kobylański uczestniczył również w szeregu innych walnych zebraniach kierowanego przez J. Kobylańskiego USOPAŁ-u,w tym m.in. w XII walnym zebraniu w 2006 r. i w XIII walnym zebraniu w 2007 r. Zdumiewa hucpa, z jaką Lizut wypisywał tak wierutne kłamstwa, bardzo łatwe do szybkiego zdemaskowania.
Oszczerstwo 22:
Oszczercy Kobylańskiego niejednokrotnie powoływali się przeciwko niemu na wytworzoną w 1994 r. fałszywkę, insynuującą mu utrzymywanie bliskich związków z zajadłym wrogiem Polaków - szowinistycznym politykiem rosyjskim Władimirem Żyrynowskim. Fałszywka, wyprodukowana z datą 3 stycznia 1994 r. i rzekomo podpisana przez prezesa J. Kobylańskiego, zawierała m.in. następujące stwierdzenie:
Buenos Aires 03.01.1994 r.
Jego Excelencja
Władimir W. Żyrynowski
Moskwa
W imieniu Unii Stowarzyszeń i Organizacji Polskich Ameryki Łacińskiej oraz własnym pragnę złożyć Jego Excelencji najserdeczniejsze gratulacje z powodu sukcesu, odniesionego w wyborach do Parlamentu Rosji. Jestem pewien, że w osobie Jego Excelencji Rosja znalazła wielkiego męża stanu, który już niedługo stanie na Jej czele.
Dziś pragniemy zaoferować nasze poparcie i współpracę w Jego wielkim dziele, licząc, że w przyszłości będziemy razem, w Moskwie i w Warszawie, działać dla dobra wszystkich Słowian.
Trudno powiedzieć, kto konkretnie stał za wyprodukowaniem tej fałszywki. W świetle znanych faktów nie podlega jednak wątpliwości, że to właśnie ambasador R. Schnepf przyczynił się do nagłośnienia treści fałszywki, wymierzonej w prezesa J. Kobylańskiego, pokazywał tę fałszywkę różnym działaczom polonijnym, robiąc to pomimo stanowczych zaprzeczeń prezesa J. Kobylańskiego i USOPAŁ. Posiadam m. in. kopię listu, skierowanego przez czołową działaczkę polonijną z Paragwaju Krystynę Pisera w dniu 10 sierpnia 1994 r. do prezesa J. Kobylańskiego. Był to list następującej treści:
Szanowny Panie Prezesie,
Uprzejmie informuję, iż w dniu dzisiejszym, w czasie rozmowy ze mną i towarzyszącym mi panem Ludwikiem Włoskiem, pan ambasador Ryszard Schnepf pokazał nam fotokopie rzekomego listu pańskiego do p. Żyrynowskiego w Moskwie.
Ponieważ w owym "piśmie" występuje Pan w imieniu USOPAŁ-u, jesteśmy wszyscy zainteresowani w wyjaśnieniu tej nieprzyjemnej sprawy.
Z poważaniem
Krystyna Pisera
29 lipca 1994 r. prezes USOPAŁ i konsul honorowy RP w Punta del Este Jan Kobylański skierował do ministra spraw zagranicznych Andrzeja Olechowskiego swoją odpowiedź na plugawą fałszywkę, skierowaną do ambasadora R. Schnepfa. W piśmie do tegoż ambasadora, datowanym również 29 lipca 1994 r. Czytamy tam m.in. następujące stwierdzenia:
29 lipca 1994
Pan Ambasador Rzeczpospolitej Polskiej
Ryszard Schnepf
Montevideo
Szanowny Panie Ambasadorze,
Tak, jak ustaliłem z Panem Ambasadorem w dzisiejszej rozmowie o g. 13.00 spotkaliśmy się osobiście po naszej telefonicznej rozmowie, w czasie, której poinformował mnie Pan, że jest w posiadaniu polecenia Pana Ministra S.Z. Andrzeja Olechowskiego postawienia mnie zapytań na temat nieprawdopodobnego oszczerstwa i fałszywej fotokopii, która powołuje się na USOPAŁ, Zarząd Związku Polaków w Argentynie i moją osobę.
Na pańską propozycję spotkania się w Ambasadzie zaproponowałem, biorąc pod uwagę już istniejące różne fałszywe donosy i oszczerstwa w stosunku do Organizacji Polskich Ameryki Łacińskiej, byśmy naszą rozmowę i moje odpowiedzi nagrali na taśmie i uniknęli różnic interpretacji i omyłek. Następnie przesłalibyśmy taśmę do MSZ. Pan Ambasador nie wyraził na to swojej zgody. Biorąc pod uwagę ten stan rzeczy uzgodniliśmy, że ja na Pańskie pytania odpowiem na piśmie i kopię prześlę Panu Ministrowi Olechowskiemu. Na pańskie pytanie, czy napisałem tekst tej fałszywej fotokopii, odpowiedziałem z oburzeniem, że jest to 100% fałszerstwo, że ani USOPAŁ, ani Organizacje Polskie Ameryki Łacińskiej, ani Związek Polaków w Argentynie, ani ja osobiście nie znamy i nigdy nie pisaliśmy do tego A. Żirinowskiego w Moskwie; że jest to premedytacja na szkodę Organizacji Polskich Ameryki Łacińskiej i demokratycznego dzisiaj Państwa Polskiego.
W drugim pytaniu, które uważam za tendencyjne, pyta Pan Ambasador w imieniu Pana Ministra, czy ja zajmuję się polityką z wrogami Państwa Polskiego, gdyż taką osobą jest ten pan z Moskwy. To pytanie otrzymałem może sześciokrotnie. Z oburzeniem odpowiedziałem, że nie jest ono na miejscu, biorąc pod uwagę, ze ja reprezentuję społeczeństwo polskie w Ameryce Łacińskiej, że jestem patriotą i konsulem honorowym w Punta del Este. Uważam, że na takie sześciokrotne, tendencyjne zapytania jakikolwiek uczciwy Polak i patriota jak ja spoliczkowałby Pana, gdyby nie działał w imieniu Pana Ministra i nie zajmował funkcji Ambasadora RP.
Bardzo mi przykro, a społeczeństwo polskie jest zdziwione dziwnym i niezrozumiałym postępowaniem i działalnością. Analizując tę fałszywą fotokopię jest oczywistym, że jakikolwiek człowiek, który nie jest analfabetą, może sfałszować taki papier w ciągu kilku minut na zwykłej fotokopiarce. Czytając tekst tej fotokopii odnoszę wrażenie, że użyty język polski jest typowym dla ludzi, którzy teraz przyjechali z Polski.
Na pewno wie już Pan Ambasador o wystąpieniu przeciwko temu fałszerstwu Pana Sekretarza Związku Polaków w Argentynie Jana Bielesia, jak również Prezesa Kombatantów, bohatera spod Monte Cassino, L. Biłozura. Myśmy już przed 15 dniami byli poinformowani z Warszawy o przesłaniu w pierwszych dniach lipca tego fałszerstwa z Buenos Aires do Warszawy. W związku z tą wiadomością wyszły faksy do wybitnych przedstawicieli Państwa Polskiego z prośbą o dochodzenie, kto kolportuje te fałszerstwa w Warszawie. Chcę też zwrócić uwagę Panu Ambasadorowi w Warszawie, ze ja, będąc przedstawicielem Organizacji Polskich w Ameryce Łacińskiej i pracując honorowo złożyłem różne donacje dla Organizacji Polskich, wiele setek tysięcy dolarów.
Bezpośrednio i przez Pana zwracam się do Pana Ministra Olechowskiego, którego reprezentantem Pan Ambasador podaje się i występuje w jego imieniu, gdyż uważam, że dla dobra sprawy polskiej, tak za granicą jak i w Polsce, powinien mnie poinformować, że ten list przyszedł z Buenos Aires. Prosiłbym, by Pan Minister wyraził zgodę i przekazał mnie fotokopię tej fałszywej fotokopii i jej kopertę, gdyż pragnę zwrócić się do Policji w Argentynie i Władz Bezpieczeństwa, by o ile możliwości przeprowadziły dochodzenia, kto jest autorem tego fałszerstwa (.)".
W sierpniu 1994 r. kierownictwo USOPAŁ ogłosiło: "Obserwacje odnośnie sfałszowanej fotokopii Związku Polaków w Argentynie "Sprawa Żirinowski". Pisano tam, co następuje:
1. Linia fotokopii nie jest równoległa do linii tekstu i wygląda, jakby była zrobiona ręcznie, ponieważ linii brakuje ciągłości. Jest rzeczą widoczną, że są to dwie różne części fotokopii.
2. Napisy "Prezydencia" i "Buenos Aires" nie są równoległe do linii czerwonej.
3. Odległość między liniami czerwonymi i tekstem w dolnej części pisma oryginalnego jest większa, aniżeli na sfałszowanej fotokopii. Dla celów porównawczych załączmy fotokopie oryginalnego papieru.
4. My nie używamy maszyn z czcionkami polskimi.
5. Wyrażenia użyte nie odpowiadają Polakom, którzy żyją za granicą. Kompozycja zdań jest charakterystyczna osobie, która przez wiele ostatnich lat żyła w Polsce.
6. Pismo zostało zrobione w imieniu USOPAŁ, ale na papierze oryginalnym Związku Polaków w Argentynie. USOPAŁ dysponuje swoim własnym papierem, zupełnie odmiennym, a w fotokopii użyto części papieru oryginalnego z Argentyny.
7. Załączamy fotokopię "Nowego Dziennika", gdzie obserwuje się, że tego rodzaju fałszerstwa są na porządku dziennym, w brudnej pracy politycznej, gdzie fałszywe informacje mają na celu skłócenie stowarzyszeń polskich. Powodem są zapewne przyszła Konstytucja i wybory Prezydenta.
8. Niemiłą niespodzianką na III Zebraniu Plenarnym Rady Naczelnej USOPAŁ, przy uczestnictwie delegatów z wielu krajów, było oświadczenie Pani Krystyny Pisera Balmaceda i Pana Ludwika Włoska, Delegatów z Paragwaju, że dnia poprzedniego, w Montevideo, Pan Ambasador Schnepf pokazał im, jak również innym osobom, kalumnie przeciwko USOPAŁ, nie nadmieniając, że otrzymał on te kłamstwa z Ministerstwa Spraw Zagranicznych w formie poufnej i że Prezes USOPAŁ-u wyjaśnił tę sprawę definitywnie i na piśmie, jak widać z załącznika - fotokopii listu, wysłanego do Pana Ambasadora Schnepfa.
Komentując skandal z fałszywką, kierownictwo USOPAŁ (jego Zarząd) akcentowało: "To jest wielki afront, odnośnie rozporządzeń Ministerstwa i akt zbrodniczy, którym jest rozpowszechnianie fałszywych kalumnii przeciwko Organizacjom Polskim. Z powyższego wynika, że wymienione fałszerstwo zostało zrobione w sposób dziecinny, z przeznaczeniem dla osób źle nastawionych i wrogich sprawom Polski i Polaków poza granicami. Prosimy Rząd Polski, by zarządził gruntowne zbadanie tych aktów kryminalnych i oszczerstw.
Warto podkreślić, że wymierzoną w USOPAŁ i prezesa Kobylańskiego fałszywkę w sprawie rzekomych kontaktów z W. Żyrynowskim wielokrotnie potępiał człowiek najbardziej kompetentny w sprawach polonijnych - prezes "Wspólnoty Polskiej" prof. Andrzej Stelmachowski. Jeszcze w 9 lat po wyprodukowaniu fałszywki - w oświadczeniu "O właściwy stosunek do Polonii amerykańskiej" z marca 2005 roku, prezes Stelmachowski pisał m.in.: "Jest ot już trzecia fala ataków na prezesa Kobylańskiego, a zarzuty w znacznej mierze się powtarzały. Zaczęło się ok. 10 lat temu od akcji fałszywek. Pojawiła się wiadomość, że prezes Kobylański odmówił przyjęcia odznaczenia państwowego, uważając je za zbyt niskiej rangi(co było nieprawdą). Pojawiła się druga wiadomość, jakoby prezes Kobylański zapraszał do siebie Żyrynowskiego z Rosji(co mu nawet do głowy nie przychodziło). Prezes Kobylański podejrzewał, że owe fałszywki pochodziły od ambasad polskich w Buenos Aires i Montevideo, co trudno było sprawdzić, gdyż były one anonimowe".
Dodajmy, ze jedno z najplugawszych oszczerstw, nagłaśnianych przez ambasadora R. Schnepfa (sprawa rzekomych kontaktów prezesa Kobylańskiego z W. Żyrynowskim) mimo licznych sprostowań i ostrego potępienia tej fałszywki przez prezesa "Wspólnoty Polskiej" prof. Andrzeja Stelmachowskiego, przetrwało dalej aż do początków naszego wieku. Rzecz znamienna, wspomniane oszczerstwo zostało ponownie nagłośnione w "Gazecie Wyborczej" akurat przez żoną R. Schnepfa, dziennikarkę Dorotę Wysocką-Schnepf. (Por. D. Wysocka: Poker z generałami, "Gazeta Wyborcza" z 26 marca 2005 r.). Fałszerstwo błyskawicznie podjął za Wysocką-Schnepf stary postkomunistyczny fałszerz, b. ambasador w Chile, dziennikarz "Polityki" Daniel Passent. (Por. D. Passent: Upadek Don Juana, "Polityka" z 2 kwietnia 2005 r.).
Oszczerstwo 23:
Dorota Wysocka- Schnepf pisała w "Rzeczypospolitej" z 26 marca 2005 r. o rzekomym "piętnie współpracy z reżimem Stroessnera", ciążącym na Kobylańskim. Nie było żadnej współpracy Kobylańskiego z reżimem Stroessnera jak zmyśla D.Wysocka- Schnepf. Kobylański odczuwał trwałą niechęć do Stroessnera, ponieważ w czasie kierowanego przez Stroessnera przewrotu jego ludzie zabili głównego protektora Kobylańskiego w Paragwaju i jego bliskiego przyjaciela dr Roberta Petita, który sprowadził Kobylańskiego do Paragwaju. W momencie zabójstwa dr Petit był szefem policji u prezydenta Chaveza. Mecenas A. Lew- Mirski napisał w swym akcie oskarżenia O D.Wysockiej-Schnepf: "W dalszych oskarżeniach autorka mówi o "piętnie współpracy z reżimem Stroessnera", tak jakby sprzedaż sprzętu AGD i drukowanie znaczków było działalnością zasługująca na szczególne potępienie".
Oszczerstwo 24:
W tekście w "Dużym Formacie " (dodatku do "Gazety Wyborczej" z 28 czerwca 2004 r.) M. Lizut nakłamał , cytując stwierdzenie , jakoby Kobylański "zaprzyjaźnił się z samym dyktatorem" i miał "ogromny wpływ" na prezydenta Stroessnera. W rzeczywistości Kobylański nie tylko, że nie miał żadnego wpływu na prezydenta Stroessnera, ale się nawet nigdy z nim nie spotkał. Było to wynikiem niechęci Kobylańskiego do Stroessnera za zamordowanie przez jego ludzi głównego paragwajskiego protektora i przyjaciela Kobylańskiego- dr.R.Petita. Jak pogodzić kłamliwe stwierdzenie Lizuta o rzekomym "ogromnym wpływie" Kobylańskiego na S troessenra z innym kłamstwem Lizuta, jakoby za czasów rządów Stroessnera Kobylańskiego dwukrotnie aresztowano.
Oszczerstwo 25:
M.Lizut kłamie w cytowanym wyżej artykule, jakoby Kobylański załatwił sobie w 1964 roku nominację na konsula na Wyspach Kanaryjskich między innymi dlatego, że "losy Stroessnera były coraz bardziej niepewne - ze względu na działalność lewicowej partyzantki". Przypomnijmy więc wbrew ocenom domorosłego historyka M. Lizuta, że losy dyktatora Stroessnera wcale "nie były coraz bardziej niepewne" w 1964 r. - porządzil Paragwajem aż do 1989 roku!
Oszczerstwo 26:
Lizut kłamie w swym artykule, że Kobylański musiał potajemnie opuścić Paragwaj w 1967 roku, gdyż najwyraźniej palił mu się grunt pod nogami i nawet nazwano go w jakimś dzienniku paragwajskim "dobrze znanym międzynarodowym bandytą". Zapytajmy więc jak mógł w takiej sytuacji po swojej rzekomej ucieczce nadal pozostawać honorowym konsulem Paragwaju, i to aż przez 22 lata ?
Oszczerstwo 27:
Lizut twierdzi, jakoby: "Prasa paragwajska pisała, że Kobylański współpracował z tajna policją reżimu, która tropiła lewicowych działaczy wśród emigrantów z Europy Wschodniej". Nie podaje, jakie organy prasy paragwajskiej publikowały rzekomo taki zarzut przeciw Kobylańskiemu, gdzie i kiedy? Oszczerstwo Lizuta jest skrajnie sprzeczne z innym oszczerstwem wysuwanym przeciw Kobylańskiemu, jakoby ten był tajnym agentem sowieckim. Wśród zarzutów przeciw Kobylańskiemu brak tylko oskarżeń, że był Kubą Rozpruwaczem, czy potworem z LochNess/
Oszczerstwo 28:
Stare powiedzenie mówi: "Kłamca musi mieć dobra pamięć".Wyraźnie nie odnosi się to do Lizuta, który kłamiąc raz po raz podaje sprzeczne ze sobą informacje. Na przykład przytacza w jednym miejscu swego tekstu rzekomą wypowiedź Biłozura, iż Kobylański " nie był . przez nikogo kochany". Wcześniej - wg. Lizuta- ten sam Biłozur miał twierdzić, że rzekomo Kobylański "uwiódł żonę byłego esesmana", która tylko dla niego rozwiodła się z mężem. Jeśli ją "uwiódł", to musiała go kochać. A wszystko razem to są typowe plotki z magla rodem.
Oszczerstwo 29:
Lizut twierdził w cytowanym wyżej paszkwilu, jakoby Kobylański: "Publicznie szkalował kolejnych szefów polskich rządów, ministrów spraw zagranicznych (.)" Jest to gołosłowne kłamstwo, nie poparte żadnym dowodem.
Oszczerstwo 30:
R.Schnepf oskarżał Kobylańskiego w audycji Radia Zet z 23 marca 2005 r. o "szkalowanie prezydentów". Jest to gołosłowne kłamstwo, nie poparte żadnym dowodem.
Oszczerstwo 31:
J.Gugała twierdził w rozmowie radiowej z 23 marca 2005 r., jakoby "Kobylański stanowił dla polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych poważny problem, od wielu ,wielu lat". Zapytajmy więc, jak w tej sytuacji wytłumaczyć cytowane przeze mnie wcześniej (vide: Oszczerstwo 5 ) niezwykle serdeczne gratulacje B.Geremka dla J. Kobylanskiego w oficjalnym liście z 17 lipca 1998 r.)
Oszczerstwo 32:
R.Schnepf twierdził w audycji w Radiu Zet 23 marca 2005 jakoby : "Od początku w 1992 roku w Polsce, w instytucjach rządowych , w parlamencie , istnieje szeroka wiedza nt. zastrzeżeń w stosunku do Jana Kobyłańskiego". Ewidentne kłamstwo. Jeśliby istniała taka rzekoma "szeroka wiedza", to czym wytłumaczyć honorowanie Kobylańskiego najwyższymi polskimi odznaczeniami (poza Orderem Orła Białego), wizyty delegacji polskich bardzo wysokich szczebli u Kobylańskiego w USOPAŁ ,etc.?
Oszczerstwo 33:
Jerzy Morawski w artykule w "Rzeczypospolitej" z 19 marca 2005 r. zacytowal oszczerstwo Gugały, jakoby na zjazdach USOPAŁ " w obecności parlamentarzystów z kraju Kobylański wygłasza haniebne uwagi godzące w polską rację stanu". Ewidentne oszczerstwo. Wszystkie wystąpienia Kobylańskiego są publikowane w materiałach ze zjazdów USOPAŁ. Nigdy nie było tam nic godzącego w polską rację stanu, wręcz przeciwnie.
Oszczerstwo 34:
W artykule w "Gazecie Wyborczej" z 26 marca 2005 Gugała zarzucał J.Kobylańskiemu, jakoby ten "kwestionował legalność polskich władz i podstawy porządku demokratycznego w naszym kraju".Ewidentne łgarstwo Gugały, nie podparte żadnymi dowodami faktograficznymi.
Oszczerstwo 35:
W wyjątkowo nikczemnym paszkwilu J.Gugały: "Utuczyliśmy tę bestię" ("Gazeta Wyborcza" z 26 marca 2005 r. Gugała chwali się : Mówiłem każdemu kto przyjeżdżał do Kobylańskiego, że uczestniczy w pompatycznej farsie, za którą kryją się jedynie chore ambicje Kobylańskiego i kilku mniej lub bardziej przypadkowych ludzi". Przypomnijmy, że USOPAŁ, to nie żadna farsa, lecz reprezentacja setek organizacji polonijnych z Ameryki łacińskiej, w która wchodzą m.in. tacy nieprzypadkowi ludzie jak: najwybitniejszy polski naukowiec w Ameryce Łacińskiej - profesor Zygmunt Haduch, prezes Stowarzyszenia Kombatantów w Argentynie Jerzy Skoryna, weteran walk armii Andersa major Leopold Biłozur. Jedyną osobą bardzo przypadkową, na nieszczęście dla interesów Polski, był sam Gugała na stanowisku ambasadora RP. Jak ocenić tego byłego dyplomatę od siedmiu boleści, który ma czelność się chwalić systematycznym szkalowaniem postaci i dokonań czołowego przywódcy Polonii w Ameryce Południowej?
Oszczerstwo 36:
J.Gugała w wypowiedzi dla Radia Zet z 23 marca 2005 r. insynuował, iż Kobylański "zorientował się, że związki polonijne w Argentynie, Urugwaju, Paragwaju, to są starzy ludzie, bardzo często już nie potrafiący utrzymać już to wszystko, więc łatwo wejść w takie związki, przejąć ich majątek i zarządzać nim(.)". W ten sposób Gugała sugerował, że przyczyną działalności polonijnej Kobylańskiego były niskie pobudki materialne, chęć przejęcia majątku starych ludzi z Polonii. W rzeczywistości było i jest akurat odwrotnie, to nie Kobylański dorabiał się na Polonii, lecz ciągle do niej dopłacał i dopłaca (ok. 1 miliona dolarów rocznie). Przypomnijmy, że prezes "Wspólnoty Polskiej" A. Stelmachowski akcentował w liście do naczelnego redaktora "Wprost" M.Króla z dnia 3 sierpnia 1997r., że Kobylański sfinansował " z własnych środkow" pierwszy Kongres USOPAŁ, a drugi poważnie wspomógł. Tak wielką rolę Kobylańskiego w ratowaniu finansów Polonii przyznawał nawet jego zajadły wróg i oszczerca Daniel Passent, pisząc w "Polityce" z 2 kwietnia 2005 r. o Kobylańskim: "Upadek Don Juana stanowi koniec, ale i początek problemów Polonii na kontynencie latynoskim. Polonia ta, aczkolwiek stosunkowo liczna, w większości państw kontynentu (poza Argentyną i Brazylią) jest słaba. Kiedy Kobylański zamknął kasę- powstała wyrwa trudna do wypełnienia".
Oszczerstwo 37:
Do najobrzydliwszych oszczerstw należą różne insynuacje na temat rzekomych podejrzanych związków Kobylańskiego z Niemcami. Pierwszy wystąpił z tego typu pomówieniami arcyłgarz M. Lizut, powołując się na rzekome stwierdzenie Biłozura, że Kobylański "miał też przyjaciół wśród Niemców w Paragwaju. Grał z nimi w pokera". To już rzeczywiście wielka zbrodnia Kobylańskiego! Niemcy grywali z nim w pokera, to już niewątpliwie musieli być jacyś krwawi naziści. Trudno tu znów nie zgodzić się z opinią adwokata Andrzeja Lwa-Mirskiego, gdy pisze: "Autor nie dopuszcza oczywiście takiej możliwości, by w Paragwaju żyli również Niemcy, którym ideologia hitlerowska była bądź zupełnie obojętna, bądź nawet wroga. Wydaje się nadto, że regularna gra w karty wcale nie stanowi koniecznego świadectwa umiłowania ideologii III Rzeszy."
Wydawany przez Niemców (koncern Springera !) tygodnik "Newsweek" znany jest ze swego kosmopolityzmu vel internacjonalizmu. Tym bardziej znamienne jest w tym właśnie, wydawanym przez Niemców tygodniku, eksponowanie, jako czegoś podejrzanego, domniemanego niemieckiego pochodzenia. A tak właśnie zrobił w stylu godnym Leszka Bubla J. Gugała w publikowanym w "Newsweek"-u z 28 marca 2005 tekście "Dr Jekyll 2005", pisząc o Kobylańskim: "Jego życiorys jest pełen niejasności. Szczególnie podejrzane są wątki, dotyczące kontaktów z Niemcami. Być może sam Kobylański jest pół-Niemcem. Jego rodzice pochodzą z Równego na Wołyniu, gdzie mieszkała spora kolonia niemiecka. Matka Kobylańskiego miała na imię Klothilde, co mogłoby wskazywać na niemieckie korzenie. Czy także w czasie okupacji związki rodziny Kobylańskich z Niemcami były bliskie?".
Oszczerstwo 38:
Zawistni oszczercy nie mogą znieść tego, że Kobylański w swoim czasie wiele zarabiał na druku znaczków pocztowych. Z jakąż żółcią pisał na ten temat Lizut w cytowanym już tyle razy paszkwilu :"(.) zawarł kontrakt życia na druk paragwajskich znaczków pocztowych. Interes rozszerzył na inne kraje w Ameryce i Europie". Z kolei Jerzy Morawski ,atakując "niecne interesy" Kobylańskiego w "Rzeczypospolitej" z 19 marca 2005 r. pisał jednym tchem w podrozdziałku pt."Miliony na znaczkach" : "Otrzymał kontrakt na druk paragwajskich znaczków pocztowych i rozprowadzał je wśród kolekcjonerów całego świata. Utrzymywał przyjacielskie stosunki z dyktatorem, generałem Alfredo A. Stroessnerem". To ostatnie zdanie jest wierutnym kłamstwem, bo Kobylańskim jak już wcześniej pisałem , miał uzasadnioną niechęc do Stroessnera z powodu zamordowania R. Petita i nigdy w życiu nawet nie spotkał się z dyktatorem . Morawski woli insynuować, że Kobylański robił milionowe interesy na znaczkach dzięki swej rzekomej zażyłości z dyktatorem niż napisać prostą prawdę, iż Kobylański okazał wyjątkowy talent i wyśmienity gust przy produkcji kolejnych serii znaczków pocztowych. Oddajmy w tej sprawie głos bezstronnemu obserwatorowi całej kampanii przeciw Kobylańskiemu -J.Korwinowi -Mikke, przypominając jego tekst z "Dziennika Polskiego" z 24 marca 2005 r. Czytamy tam m.in. : "(.) pan Morawski zajmuje się życiem p. Kobylańskiego w Ameryce Południowej - pisząc, że zrobił fortunę w Paragwaju, w jakichś mętnych interesach na znaczkach pocztowych. Otóż tak się składa, że w tamtych czasach miałem kilka czy kilkanaście lat, zbierałem znaczki pocztowe i doskonale pamiętam, że znaczki Paragwaju były rarytasem - z uwagi na wspaniałą (jak na owe czasy) formę graficzną, reprodukcje obrazów i krajobrazów osiągały wysokie ceny. Jeśli to był pomysł p. Kobylańskiego, to z całą pewnością Paragwaj zarobił na tych znaczkach grube parędziesiąt albo sto parędziesiąt milionów dolarów - i zapewne parę milionów dolarów zarobił na tym ten, co ten interes rozkręcił. Nie widzę w tym nic "podejrzanego". P. Morawski uprawia "szczucie na spekulanta" według metody, doskonale mi znanej z czasów stalinowskich. Autor, i p. Gauden, który to-to zamieścił, powinni się głęboko wstydzić. (Podkr-JRN).
Oszczerstwo 39:
W czasie rozprawy sądowej wytoczonej przez J.Kobylańskiego 19 dzioennikarzom oskarżonym o oszczerstwa Daniel Passent nakłamał w sprawach szczegółowych odnoszących się do sytuacji Polonii w Chile. Powiedział, jakoby powstanie afiljowanej przy USOPAŁ organizacji Zjednoczenia Polskiego im. I.Domeyki uderzyło w dotychczasową polonijną organizację Koło Polaków im. Jana Pawła II. Passent określił to jako wyraz działań USOPAŁ zmierzających podziału Polonii chilijskiej. Powyższe kłamstwo Passenta wywołało zdecydowany protest prezesa Zjednoczenia Polskiego w Chile Inż. Andrzeja Zabłockiego w liście z dnia 18 maja 2009 r. Prezes Zabłocki przypomniał, że " jednym z inspiratorów reaktywacji" Zjednoczenia Polskiego w Chile im. I. Domeyki " była wówczas sama ambasada RP w Chile ( czyżby w MSZ już wtedy zależało na rozbiijaniu Polonii?)". Prezes Zabłocki dodał, że Zjednoczenie Polskie w Chile powstało na półtora roku przed powstaniem USOPAŁ. Jak z tego widać kłamstwo D. Passenta miało bardzo krótkie nogi. Prezes Zabłocki przypomniał również, że prawie wszyscy Polacy w Santiago, i również i ci należący do koła Jana Pawła II zapisali się do nowopowstałego Zjednoczenia Polskiego. Dodał również, że od "wielu lat zebrania obu tych organizacji odbywają się wspólnie w tej samej siedzibie przy polskim kościele. Wspólnie też liderzy obu tych organizacji jeździli na Kongresy USOPAŁ-u".
Oszczerstwo 40:
22 marca 2oo5 r. w publicznej telewizji w "Wiadomościach" TVP 1 nagłośniono przeciwko prezesowi J. Kobylańskiemu oszczercze oskarżenia o rzekome szpiegostwo na rzecz wywiadu sowieckiego. Według tych informacji istnieje rzekomo dokument, w którym Prokurator Generalny Austrii ostrzegał w 1953 roku władze Paragwaju przed Janem Kobylańskim, który wówczas przebywał na terenie Paragwaju, jako szpiegiem, oszustem i handlarzem bronią. Dzień później 23 marca 2005 r. oszczercze oskarżenia podjęła "Gazeta Wyborcza" w tekście : "Rewelacje o Kobylańskim. Sowiecki szpieg?",sygnowanym podpisem KNYSZ. Autor tekstu cytował znajdujące się we wspomnianym "dokumencie" jakoby stwierdzenia prokuratora generalnego Austrii :"Traktując jako niebezpiecznego agenta, prowokatora i niemieckiego szpiega oraz uznając niebezpieczeństwo, jakie ten osobnik stanowi dla wspólnego interesu Zachodu, pozwalamy sobie przesłać niektóre informacje na jego temat" .Następnie prokurator wyliczał jakoby odnoszące się do Kobylańskiego oskarżenia o handel materiałami strategicznymi ze Związkiem Sowieckim, handel środkami odurzającymi, bronią i fałszywymi paszportami.
Już w parę dni potem - 25 marca 2005 r. z nagłośnieniem powyższego oskarżenia występuje w rozmowie z Mikołajem Lizutem, publikowanym w "Gazecie Wyborczej" były ambasador Polski w Urugwaju Jarosław Gugała. Tytuł rozmowy brzmi:"Czy Kobylański był radzieckim szpiegiem ?". Przytaczam najważniejsze fragmenty tej rozmowy :
- M. Lizut: "W mediach pojawia się sugestia, że Jan Kobylański mógł był radzieckim szpiegiem. Gzy uważa Pan, że to poważna hipoteza ?"
-Jarosław Gugała:
"Choć nie jest to wykluczone, takie oskarżenie bardzo trudno udowodnić. Są dwie poszlaki, ale nie stanowią żadnego dowodu.
Pierwsza to dokument, o którym mówiły telewizyjne "Wiadomości". Wynika z niego, że w latach 50. Austriacy ostrzegali władze Paragwaju, iż Kobylański może być agentem pracującym dla Moskwy. Druga poszlaka, to tajemnicze zamknięcie śledztwa prowadzonego przeciwko Kobylańskiemu przez warszawską prokuraturę na przełomie lat 40 i 50. Choć zarzut był tak poważny - udział w ludobójstwie - w niewyjaśnionych okolicznościach giną akta, a prokurator z dnia na dzień kończy śledztwo i odwołuje list gończy. Może komuś zależało na wyciszeniu tej sprawy?".
M. Lizut: Zna Pan dokument paragwajski przytaczany przez TVP ?
J. Gugała: "Tak, To jest notatka sporządzona przez urzędnika paragwajskiego ministerstwa spraw wewnętrznych, która odnosi się do jakiegoś nieznanego listu wysłanego przez władze austriackie. W tym dokumencie Kobylański jest podejrzewany nie tylko o szpiegostwo, ale też o handel bronią, narkotykami i inne przestępstwa. Wiarygodność tej notatki nie jest chyba zbyt wysoka. Jest napisana bardzo prymitywnym językiem i w mojej ocenie nie spełnia standardów poważnego urzędowego pisma. O to jednak trzeba pytać kogoś, kto lepiej zna standardy paragwajskie. Pytanie o współpracę Kobylańskiego z radzieckim wywiadem jest w sumie marginalne. Dla mnie wstrząsające jest to, że według dokumentów IPN ten człowiek wydawał za pieniądze ludzi na śmierć. Taki zbrodniarz jest zdolny do każdej podłości, więc jego ewentualne szpiegostwo nie powinno robić wrażenia".
Jak z tego widać J. Gugała powołuje się na poszlaki, które "nie stanowią żadnego dowodu" Po drugie sam przyznaje w odniesieniu do rzekomego dokumentu paragwajskiego, że: "Wiarygodność tej notatki nie jest chyba zbyt wysoka. Jest napisana bardzo prymitywnym językiem i w mojej ocenie nie spełnia standardów poważnego urzędowego pisma".
Po trzecie, Gugała twierdzi jak gdyby to było rzekomo całkowicie udowodnione: "według dokumentów IPN ten człowiek (J. Kobylański - JRN) wydawał za pieniądze ludzi na śmierć". Jak wiemy, IPN stanowczo zaprzeczył, żeby istniały jakiekolwiek dowody winy Kobylańskiego
Tym bardziej nikczemne jest, więc nagłośnione zaraz potem przez Gugałę oszczercze pomówienie na temat J. Kobylańskiego "Taki zbrodniarz jest zdolny do każdej podłości".
Istnieją, aż nadto mocne podstawy do przypuszczeń, że rzekoma notatka paragwajskiego ministerstwa spraw wewnętrznych w ogóle nigdy nie istniała, i została wykoncypowana przez polskich wrogów Kobylańskiego, a przypuszczalnie J. Gugałę. Co bowiem konkretnie obserwowaliśmy w całej sprawie. Otóż już 3 marca 2005 r. poseł Antoni Macierewicz zwrócił się do zastępcy dyrektora TVP 1 Doroty Warakomskiej o udostępnienie mu kopii wspomnianego dokumentu. Macierewicz podkreślił, że pragnie zweryfikować rzucone przeciw J.Kobylańskiemu oskarżenia o powiązanie ze służbami specjalnymi. Konieczne jest to ze względu na znaczącą rangę prezesa USOPAŁ w sprawach polonijnych. Prośba posła Macierewicza spotkała się z dość szokującą odmową. Pani red. D. Warakomska w piśmie z 1 kwietnia 2005 r. pisała, że "zespół "Wiadomości " nie jest uprawniony do udostępniania kopii czy treści dokumentu świadczącego o związku J. Kobylańskiego z sowieckimi służbami specjalnymi". Warakomska sugerowała, by poseł Macierewicz "zwrócił się w tej sprawie bezpośrednio do archiwum Ministerstwa Spraw Zagranicznych, gdzie znajduje się ten dokument". Poseł A. Macierewicz zwrócił się więc o okazanie dokumentu lub jego kopii do Ministra Spraw Zagranicznych Adama Daniela Rotfelda pismem z dnia 7 kwietnia 2005. Jeszcze tego samego dnia otrzymał od ministra Rotfelda pismo informujące, że ten minister poleci Dyrektorowi Archiwum w MSZ Markowi Sądkowi udostępnienie wszelkich materiałów, którymi dysponuje MSZ na temat związków J. Kobylańskiego z sowieckimi służbami. Już 29 kwietnia 2005 minister spraw zagranicznych A. D. Rotfeld skierował do posła Macierewicza kolejne pismo, którego zawartość wręcz szokowała w świetle oskarżeń przeciw Kobylańskiemu, tak donośnie rzucanych przedtem w telewizyjnym eterze ( redakcja publicznych "Wiadomości" TYP 1 ) i w "Gazecie Wyborczej". Minister A. D. Rotfeld wyjaśniał bowiem jednoznacznie, że w MSZ nie ma żadnego dokumentu na temat rzekomych związków J. Kobylańskiego ze służbami specjalnymi, stwierdzając co następuje:"Nawiązując do mojego pisma z 7 bm. w sprawie udostępnienia dokumentacji, mającej potwierdzać związki pana Jana Kobylańskiego ze służbami sowieckimi, pragnę uprzejmie poinformować, że kwerenda przeprowadzona w Archiwum MSZ oraz we właściwym merytorycznie Departamencie Konsularnym Polonii,nie wykazała istnienia takich dokumentów. Wzmiankę sugerującą kontakty pana Kobylańskiego z instytucjami dawnego ZSRR znaleziono tylko w depeszy J. Gugały Ambasadora RP w Montevideo z grudnia 2000 roku, przy czym podstawą takiej sugestii miała być treść otrzymanego przez Ambasadę RP w Montevideo odpisu dokumentu z roku 1953, Samego odpisu w Archiwum MSZ nie znaleziono, nie znamy także okoliczności otrzymania go przez placówkę". (podkr. - JRN)
I w ten sposób zamyka się koło! W oparciu o rzekomy dokument MSZ-u padły nagłośnione maksymalnie w telewizji i w "Gazecie Wyborczej" oskarżenia przeciwko cieszącemu się zasłużonym szacunkiem wśród Polonii najbardziej dziś znanemu w świecie przywódcy polonijnemu prezesowi Janowi Kobylańskiemu. I oto okazuje się, że podczas kwerendy w MSZ-cie, zleconej na polecenie samego szefa resortu A. D. Rotfelda,w całym ministerstwie nie znaleziono żadnego dokumentu potwierdzającego oskarżenia tak mocno próbujące podważyć wiarygodność przywódcy polonijnego. Jedyną wzmiankę na temat tych oskarżeń znaleziono w depeszy Ambasadora RP w Montevideo z grudnia 2000 r., a więc J. Gugały - JRN ). Chodziło więc o depeszę ambasadora znanego z niebywałej wrogości do prezesa J. Kobylańskiego, głównego sprawcę pozbawienia go stanowiska konsula honorowego RP. Minister spraw zagranicznych przyznaje przy tym, że MSZ, które nie posiada odpisu wspomnianego dokumentu, nie zna nawet okoliczności otrzymania go przez placówkę. Jak można więc w tej sytuacji uznawać taki dokument za wiarygodny, i powoływać się na rzekome posiadanie go przez MSZ? Czy nie jest więc szczególnie uzasadniona teza postawiona przez adwokata p. J. Kobylańskiego - Andrzeja Lwa- Mirskiego w jego akcie oskarżenia, wysuniętym przeciwko J. Gugale 1 października 2005 roku: "pełniejszego kolorytu sprawie /(tj. rzekomego dokumentu paragwajskiego MSW z lat 50-tych - JRN) nadaje natomiast fakt, że jakoby przez przypadek, ambasadorem RP w Urugwaju był w roku 2000 nie kto inny, jak Jarosław Gugała. Jest to niezwykle ważny dowód w niniejszej sprawie, bowiem przynosi on uzasadnione podejrzenie, iż Jarosław Gugała jest źródłem tego publicznie powtarzanego, pochodzącego z 2000 roku ,fałszywego oskarżenia".
Jerzy Robert Nowak
Czytaj o procesie jaki wytoczył oszczercom prezes Kobylański
Manipulacja nie przesłoni prawdy
Zarzuty nie są poparte dowodami
09.09.2009r.
www.usopal.com