W dniu 22 października 2009 roku
zmarł niespodziewanie w wieku 64 lat
ś.p.
red. MACIEJ RYBIŃSKI
Niezrównany dziennikarz - felietonista, publicysta, scenarzysta i autor tekstów do filmów, satyryk. Człowiek walczący słowem z polityczną miernotą PRL i III RP. Człowiek, z którym było nam bardzo po drodze.
Spoczywaj w pokoju Maćku.
Żonie i Rodzinie
wyrazy głębokiego współczucia i żalu
składają w imieniu Fundacji na rzecz budowy
Telewizji Społecznej RP oraz Rodakpress
.Andrzej Warchałowski .......Mirosław Rymar
****
CO MI SIĘ NAGRAŁO W TELEFONIE
- Sosna, Sosna, tu Brzoza.
- Brzoza, słyszę cię.
- Widzisz go?
- Widzę.
- A on cię widzi?
- Widzi.
- To się schowaj.
- Ale nie mam gdzie.
- Wisła, tu mówi Odra.
- Kto?
- Giewont mówi do Łysej Góry. Wyjdź z linii.
- Nie przeszkadzaj, baranie. Ja tu podsłuchuję.
- Ja też.
- Ale ja wroga.
- Tudzież.
- Schowaj się za drzewo, Brzoza.
- Ale jest zajęte. Tam kuca facet z CBA.
Tak mi się nagrało w telefonie. Wyobrażacie sobie, mamy demokrację i państwo prawa i dla ochrony tych dóbr aż 11 służb tajnych, uprawnionych do podsłuchiwania. Jedenaście. Jaki to jest tłok. Agenci, którzy was obserwują dla waszego dobra, depczą sobie po nogach. Telefony wysiadają, bo jeden podsłuch telefon wytrzyma, nawet dwa, ale jedenaście? Nigdy.
Za to rząd jest spokojny. Codziennie wieczorem dostaje sprawozdanie, jak się zachowywaliśmy my, Polacy, czy byliśmy grzeczni, czy śpimy z rączkami na kołdrze. Dobranoc, rządzie nasz. Dobranoc, dobrodzieju.
Maciej Rybiński
22.10.2009r.
e-fakt
W Dzienniku Polskim
W Rzeczpospolitej
We Wprost
***
MACIEJ RYBIŃSKI (1945-2009) - STAŃCZYK PANA BOGA
Stało się to tak nagle. Oczekiwaliśmy, że w czwartkowy wieczór spotkamy się na scence kabaretu Pod Egida, skąd Rybiński sypnie jak zwykle garścią pereł humoru wody najczystszej. Będziemy go słuchać, śmiać się, podziwiać i trochę zazdrościć, że znów nas zaskoczył, znalazł pointę, skojarzenie, absurd, na który inni nie wpadli.
Zapytano mnie kiedyś, czy Pan Bóg ma poczucie humoru? Opowiedziałem, że z pewnością jako Istota Najdoskonalsza ma to poczucie najdoskonalsze. Stąd przekonanie graniczące z pewnością, że w najpiękniejszym zakątku Raju, przy źródełku z koniaczkiem, istnieje łączka satyryków, kpiarzy, prześmiewców, trefnisiów - których wspólną cechą jest niepohamowana skłonność obracania wszystkiego w żart, połączona nierozerwalnie z głęboka mądrością. Dziś do tego grona, gdzie i Jurek Dobrowolski, i Andrzej Waligórski, i Jan Kaczmarek, i Jonasz Kofta, dołączył Maciek.
Stało się to tak nagle. Oczekiwaliśmy, że w czwartkowy wieczór spotkamy się na scence kabaretu Pod Egida, skąd Rybiński sypnie jak zwykle garścią pereł humoru wody najczystszej. Będziemy go słuchać, śmiać się, podziwiać i trochę zazdrościć, że znów nas zaskoczył, znalazł pointę, skojarzenie, absurd, na który inni nie wpadli.
Ludzie z takim talentem rodzą się rzadko i pozostawiają po sobie miejsce, którego nie sposób zapełnić, zwłaszcza, że w parze z zawodowa sprawnością szła u Macieja niezwykła życzliwość i skromność. Miał wyraziste poglądy, ale chyba nie potrafił nikogo nienawidzić. Był po imieniu z Kwaśniewskim, Kaczyńskim i Tuskiem (teraz pewnie pije brudzia ze Świętym Piotrem).
Potrafił wiele. Będąc królem felietonistów, nie poprzestawał na krótkiej formie; zapamiętaliśmy go jako scenarzystę znakomitego serialu "Alternatywy", przed rokiem ukazała się jego satyryczna powieść. Czapka błazna nie przeszkadzała mu w zabieraniu głosu w roli poważnego publicysty.
Był patriotą, a lata pobytu na emigracji tylko tę postawę wzmocniły.
Jeśli czegoś nie potrafił, to dbać o siebie, oszczędzać serca, zwolnić, czasem odpocząć. Czynny do ostatniej chwili, pełen pomysłów i inwencji.
Należał do wymierającego gatunku polskich inteligentów (nie mylić z wykształciuchami) o szerokich horyzontach, rozległej wiedzy literackiej i nieprawdopodobnej pamięci.
Nigdy nie zapomnę jednego z naszych spotkań w ogródku kawiarni "Literacka", gdzie z reżyserem Krzysiem Zalewskim (też już obecnym po drugiej stronie Lety) spotkaliśmy się w sprawach zawodowych, a przegadaliśmy wiele godzin na tysiące tematów dotyczących kultury, historii, literatury.
W pewnym momencie jakiś osobnik z sąsiedniego stolika zapytał nas, przepraszając, czy może przysłuchiwać się naszej rozmowie. - Służbowo? - zapytał czujnie Maciek. - Nie, prywatnie. Całe życie marzyłem, żeby choć raz znaleźć się w przedwojennej "Ziemiańskiej" - odpowiedział tamten.
Mam nadzieję, że towarzystwo z "Ziemiańskiej", złaknione współczesnych anegdot, przyjmuje dziś Maćka z otwartymi ramionami.
Dlaczego więc żal ściska gardło, dlaczego trudno trafić w klawisze, znaleźć słowa otuchy dla Krysi i Oli...?
Rybko kochana, jak mogłeś nam to zrobić. Świat i bez ciebie smutny i szary, stał się jeszcze smutniejszy.
Marcin Wolski
22.10.2009r.
Niezależna.pl