Powidoki - 5 - Krzysztof Świątek  

 

 

 

 

 

 


Powidoki - 5

Nadobywatele, którym wolno wiele

Rzekomo szlachetni członkowie komitetu honorowego Bronisława Komorowskiego popadli w rodzaj dewiacji propagandowej. Stali się po prostu propagandystami - ocenia pisarz Marek Nowakowski w rozmowie z Krzysztofem Świątkiem.


Ludzie wielcy i... mali

- Z ust liderów Platformy słyszeliśmy zapowiedzi, że to będzie kulturalna, nieagresywna kampania wyborcza. Tymczasem pan Bartoszewski, członek komitetu honorowego, z naciskiem na słowo "honorowego", Bronisława Komorowskiego określa Jarosława Kaczyńskiego mianem "hodowcy zwierząt futerkowych", żałobę narodową nazywa nekrofilią, zaś Andrzej Wajda mówi o wojnie domowej. Tak wygląda stonowana kampania pod oficjalnym hasłem wyborczym "Zgoda buduje".
- Pan Bartoszewski podczas tego wystąpienia popadł w trans. On zwykle wypala jak karabin maszynowy, ale tu był to karabin maszynowy o zdwojonej szybkości. Był jeszcze bardziej podniecony, zbulwersowany i oburzony sytuacją. Nie bawiąc się w niuanse - rzekomo szlachetne osoby popadły w rodzaj dewiacji propagandowej. Czyli stały się po prostu propagandystami. W ten sposób wyświadczają niedźwiedzią przysługę swojemu kandydatowi. Dlatego, że ludzie zachowujący niezależność myślenia, a liczę, że jest ich coraz więcej, jak patrzą i słuchają tego typu wypowiedzi, oceniają: to jest dziwne, niebezpieczne, jakieś panoptikum. Może znowu nam knebel założą, bo tylko ci "najmądrzejsi" będą mieli prawo dawać nam wytyczne, a my będziemy się musieli do tego stosować?
Politycy z przeciwstawnych stron, mówili, że katastrofa narodowa wymaga przewartościowania, oczyszczenia, wprowadzenia etyki do brutalnej, politycznej gry. Bo inaczej polityka staje się oderwana od rzeczywistości, demagogiczna, efekciarska. Były wielkie podniesienia, zapewnienia i nic z tego nie wynika, zostają frazesy. Przypomina się refren z "Wesela" - "A to Polska właśnie".

- Andrzej Wajda mówi, że te wybory to walka o wszystko. O wszystko, czyli o co?

- Nie wiadomo, w tym jest demagogia. Chyba o jego satysfakcję, że będzie w jedynowładczym bloku i że będzie tego bloku autorytetem. Ceniłem niektóre jego filmy, ale zadziwia mnie, że przyjął rolę guru. Wygłasza sądy, a nie ma do tego dyspozycji. Jest z parafii twórczości filmowej, a został podniesiony jako człowiek, którego słowo jest ważne. A on przecież ze słowem nie ma nic wspólnego, tylko z obrazem. To pokazuje jak się u nas w sposób sztuczny kreuje autorytety. I narzuca ludziom, a ci niestety, często tępo, bez samodzielności w myśleniu, to przyjmują. I tworzy się stereotyp wbity w głowę odbiorców, że oto mamy autorytet. Wajda podczas prezentacji tego komitetu był w stanie histerii. Mówił: jak nie zwyciężymy, będzie wojna domowa. Czyli oni muszą zwyciężyć absolutnie i we wszystkim. Tylko jedynowładztwo zapewni demokrację, tolerancję, otwartość.

- Milczący Jarosław Kaczyński stał się niebezpieczny. To paradoks. Wydawałoby się, że kiedy prezes PiS usunął się w cień i zostawił głównemu konkurentowi przestrzeń medialną, to liderzy PO powinni skakać do góry z radości. A przez ich zachowania przebija strach, że im więcej Bronisława Komorowskiego tym dla Bronisława Komorowskiego gorzej.

- Tak można to odbierać. Architekci propagandy Platformy chcą, by przeciwnik był widoczny jako uosobienie cech negatywnych. Wtedy atakują go ze zdwojoną mocą, wymyślają coraz bardziej obelżywe insynuacje, by doprowadzić go do stanu wrzenia. Milczenie Jarosława Kaczyńskiego jest prawdziwe, zwyczajnie po ludzku. Może doszedł też do przekonania, jak Izaak Babel, że lepiej mówić mało, ale smacznie. Jego wycofanie wywołało największą złość w obozie przeciwnym, bo nie mają tego żywego do bicia. Mają abstrakcję do bicia, dlatego popadają w piętrowy gniew. Brakuje im worka treningowego i muszą bić w pustą przestrzeń.
Przyzwyczaili się do rządzenia, dominacji, stanęli wobec procesu zmiany, a chcą nadal trzymać pałeczkę przewodnią. I odczuwają straszliwy niepokój, bo społeczeństwo drgnęło. A nawet poruszyło się znacznie i nie zastygło po tym poruszeniu. Bo gdyby zastygło, mieliby sprawę z głowy. Socjotechnika byłaby górą. Znów mogliby liczyć, że dużo Polaków nie pójdzie do głosowania, przy urnach stawią się "nasi". Większość znowu uzna, że to wszystko fikcja i popadnie w obywatelski pesymizm. Ich niepokój wynika stąd, że znaczna część z tej milczącej większości się obudziła i wcale nie zamierza powrócić do niedźwiedziej gawry wiecznego snu. Nasze autorytety wolałyby, żeby ta część - ich zdaniem ciemna - spała, bo to średniowiecze mentalne. A jednak jak się posłuchało tych obudzonych, okazało się, że to są Polacy, którzy potrafią swoje poglądy artykułować, mają logicznie poukładane w głowach, a do tego, co uderzało, mówią dobrą polszczyzną - nie uległą mediom, które posługują się złym językiem, ani subkulturze komórkowo-internetowej, gdzie operuje się skrótami i kaleczy mowę. Stąd niepokój naszych władców dotychczasowych.

- Pan Bartoszewski wieszczy, że za Jarosława Kaczyńskiego Polska stoczy się do poziomu Rwandy.

- Kaczyński jest w ich abstrakcji politykiem dzielącym Polaków, który wprowadzi straszliwy chaos, nieszczęście, anarchię. Operują słynnym argumentem, że w oczach świata Polska okaże się żałosnym śmietnikiem.

- Podobnie mówili o Lechu Kaczyńskim, który był w Europie szanowany za akcentowanie naszych interesów.
- Występował w imię polskiej racji. To mogło irytować, ale budziło szacunek.

- Jacek Żakowski napisał o medialnych wyznawcach Jarosława Kaczyńskiego, którzy wciąż "zioną agresją, pomówieniami i nienawiścią". Dziwnie jakoś nie dostrzega takich akcentów w swoich szeregach.
- Oni nigdy tego nie dostrzegali w swoich szeregach. Wcześniej przecież operowali językiem nienawiści. Albo pozornie językiem łagodności, ale prowokującym ostrą reakcję. Żeby nastąpił wybuch. Poniżali przeciwników, odnosili się do nich z pogardą, przemawiali z tonem wyższości. Jakby byli lepsi, na wyższym poziomie intelektualnym. Jakby wiedzieli więcej i jako jedyni mogli trafnie oceniać rzeczywistość i diagnozować potrzeby społeczne. To swoista despotia.

- Czyli są nadobywatele, którzy powiedzą szaraczkom jak postępować.
- To było i powraca. Oni mają status ludzi mądrzejszych. Kto im go przyznał? Nie wiadomo. Ale w takiej pozycji się ustawili. Sami obdarzyli się legitymacją przewodników i nauczycieli.

- Rafał Ziemkiewicz napisał, że ożyła Unia Demokratyczna.
- To była owa inteligencja wiodąca, która miała przewodzić narodowi. Mnie ta partia też zbrzydziła, bo przydała sobie misyjną funkcję. Wtedy nikt nie miał doświadczenia w działaniach politycznych i uważano, że intelektualiści do tego się idealnie nadają. A owi intelektualiści to w dużej mierze zespół pyszałków. Jeśli obdarza się ich aplauzem i uznaniem, wtedy jeszcze bardziej rosną w pysze, tracą wyczucie interesu społecznego i nie wiedzą, o co ludziom chodzi. Jak ich pochwalą gdzieś na zachodzie, jak wystąpią z elokwentnym speachem w językach obcych, czują się docenieni, nobilitowani i najlepsi z nas.

- Wyczuwa się ostrą polaryzację wśród Polaków.
- Władcy opinii publicznej wykopali przepaść między Polakami. Środowisko polityczne, które mówi o łączeniu Polaków i inne frazesy, jest odwrotne w działaniu. Przykład. Miałem teraz szereg spotkań autorskich w związku ze wznowieniami wydań moich książek. Spotkałem ludzi, z którymi łączyły mnie bardzo dobre stosunki. Znaliśmy się z tzw. podziemia, ruchu Solidarności. Potem kontakty się rozluźniły, ale jakieś były. I teraz obserwuję, że niektórzy znajomi sprzed lat patrzą na mnie spode łba, unikają spojrzenia, trzymają się z daleka, bo ja jestem po innej stronie - człowiek z wrogiego obozu. Krótko mówiąc, oni są z Platformą, niektórzy aktywnie, inni jako poboczni sympatycy, ale opowiadający się całym sercem. A ja jestem w honorowym komitecie wyborczym Jarosława Kaczyńskiego. To nie jest u mnie novum, bo przed pięciu laty należałem do komitetu honorowego Lecha Kaczyńskiego. Wyrażam więc konsekwencję w poglądach, choć nie dogmatyczną. Jako człowiek liberalny chętnie bym z tymi ludźmi porozmawiał. Ale oni nie chcieli. Bo jestem dla nich wróg, "z nożem w zębach", który od razu się rzuci i ich zelży. Dziwna obcość. A przecież teraz mieliśmy być wobec siebie bardziej ludzcy, otwarci i prawdziwi.
Architekci propagandy Platformy tworzą fikcyjnego przeciwnika, który jest potworny, ciemny, szkodliwy, niczym wilkołak. Jeśli zapanuje, Polska okryje się całunem ciemności, gdzie inne wilkołaki będą szaleć. To nie jest język rzeczowego dialogu politycznego. Wiadomo, że partie, walcząc o władzę, stosują straszliwe chwyty. Ale gdzie meritum? Bój powinien się toczyć wokół wizji Polski. Zamiast tego tworzy się fikcyjne problemy, które rzekomo mają zagrażać państwu, ale one są wydmuchem zbudowanym ze słów. I temu wydmuchowi chce się nadać znamiona realności. A to Polska właśnie...

Rozmawiał Krzysztof Świątek

25.05.2010r.
Tygodnik Solidarność

 
RUCH RODAKÓW : O Ruchu Dolacz i Ty
RODAKpress : Aktualnosci w RR Nasze drogi
COPYRIGHT: RODAKnet