Kapłan niezłomny - Konstanty Juliański  

 

 

 

 

 

 


Kapłan niezłomny

Miał twarde zasady. Były proste, ale zarazem wyraźne. Dlatego ludziom, którzy znali księdza Jerzego Popiełuszkę, nietrudno nazwać go kapłanem niezłomnym i nieugiętym w rzeczach najistotniejszych. Jednak nie stał się taki w jednej chwili, dorastał do tego całymi latami.

Najpierw w rodzinnym domu we wsi Okopy na Podlasiu, gdzie rodzice wpajali mu, że u nich kłamstwa nigdy nie było, że trzeba żyć w prawdzie, kochać ludzi, Boga i Ojczyznę. Potem w kościele, gdzie był ministrantem i bywał prawie codziennie, i na lekcjach religii. Później, w czasie studiów, w seminarium duchownym, a także w wojsku, gdzie zabrano go przymusowo tuż po obłóczynach.
Wreszcie, już po święceniach kapłańskich - przyjętych z rąk prymasa Stefana Wyszyńskiego - w swoich parafiach: Trójcy Świętej w Ząbkach pod Warszawą, Matki Bożej Królowej Polski w Aninie i Dzieciątka Jezus na warszawskim Żoliborzu. W końcu w parafii św. Stanisława Kostki też na Żoliborzu, gdzie zakończył posługę.
- Nigdy nie był liderem ani bohaterem i nie chciał nim być. Natomiast jego życie i nauczanie, szczególnie w ostatnim okresie, do dziś zasługuje na uwagę - mówi ks. prałat Zygmunt Malacki, obecny proboszcz żoliborskiej parafii. Ks. prałat cieszy się, że przyszedł czas, iż o księdzu Popiełuszce próbujemy mówić nieco głębiej, że pytamy, jak ideały, o które walczył, są przestrzegane w dzisiejszej Polsce i co powiedziałby dziś na to, co się dzieje.
- Nie tylko patrząc na niego przez pryzmat stanu wojennego - zastrzega. Jednak od tego kontekstu, przyznaje ksiądz, do końca nie da się uciec. To właśnie w stanie wojennym szczególnie było widać, że dewizami, iż ksiądz jest dla ludzi i ma być blisko nich, a zło trzeba dobrem zwyciężać, ks. Popiełuszko kierował się w swoim życiu.

Oklaski dla Kościoła
Najbardziej intensywne były cztery ostatnie lata życia księdza Jerzego. W 1980 r. już na samym początku, gdy zaczęła się tworzyć, związał się z Solidarnością. Jednak w centrum zdarzeń znalazł się trochę nieoczekiwanie dla samego siebie. Kiedy w sierpniu 1980 r. Wybuchł strajk okupacyjny w Hucie Warszawa, los padł na ks. Jerzego, by poszedł tam odprawić mszę św. Gdy przekroczył bramę zakładu, zobaczył tłum hutników, którzy zaczęli klaskać. Myślał, że. ktoś ważny za nim idzie.
- Ale to były oklaski na powitanie pierwszego w historii tego zakładu księdza przekraczającego tę bramę - wspominał później. - Pomyślałem: oklaski dla Kościoła, który przez trzydzieści parę lat pukał wytrwale do fabrycznych bram.
Miał odprawić dla robotników tylko jedną mszę św., ale na tym się nie skończyło. Choć już ta pierwsza wizyta była znamienna. Został z robotnikami po nabożeństwie, rozmawiał, a potem przychodził coraz częściej.
Jak wspominali potem hutnicy, ks. Popiełuszko miał charyzmę, bo niemal natychmiast zawiązały się przedziwne więzi. Zaczęły się też chrzty, śluby, spowiedzi. Ks. Jerzy zaczął zapraszać hutników na niedzielne msze św. w kościele św. Stanisława Kostki. Nie był przeciętnym księdzem. Robotnicy mówili, że jeszcze nikt tak z nimi nie rozmawiał.
Zresztą podobnie mówili studenci. Gdy w 1979 r. zasłabł przy ołtarzu, a następnie ponad miesiąc spędził w szpitalu, kardynał Wyszyński oddelegował go do mniej, jak się zdawało, obciążającej pracy w duszpasterstwie akademickim przy warszawskim kościele św. Anny. Rok wystarczy, by nawiązać przyjaźnie. Był powiernikiem, doradcą, przyjacielem i doskonałym spowiednikiem. Także gdy już nie był formalnie duszpasterzem studentów, organizował razem z nimi górskie wycieczki. Nic dziwnego, że poszli za nim do parafii św. Stanisława Kostki, gdzie przeszedł w 1980 r.

Nic na siłę
Wcześniej natomiast wydawał się być przeciętnym młodym człowiekiem. Był zupełnie zwykły, niczym się nie wyróżniał - tak wspominają go koledzy ze szkoły, z grupy ministrantów, do której należał, czy z seminarium. Niezwyczajne było jednak to, że choć warunki życia w jego rodzinnym domu w Okopach nie były łatwe (był trzecim z pięciorga dzieci rolników Marianny i Władysława), rodzice wychowywali dzieci starannie. Często rozmawiano o prawdziwej historii Polski. Późniejszy ksiądz wiedział, że np. jego wuj, żołnierz AK, zginął z rąk Sowietów w 1945 r.
Jego silna osobowość ujawniła się, gdy tuż po obłóczynach trafił na 2 lata do wojska. Alumni w specjalnych jednostkach o zaostrzonym regulaminie poddawani byli presji, by porzucili kapłaństwo lub podjęli współpracę z tajnymi służbami.
Jerzy Popiełuszko nie dał się złamać, więcej: choć spotykały go za to ostre kary, zainicjował bierny opór, podtrzymywał na duchu kolegów. Jesienią 1968 r., tuż po powrocie do seminarium, ciężko zachorował i niemal cudem udało się go uratować. Kłopoty zdrowotne miał już do końca życia.
W maju 1972 r. przyjął święcenia kapłańskie z rąk Prymasa Polski kard. Stefana Wyszyńskiego. Jak wspominał jego przyjaciel, ks. Bogdan Liniewski, obydwaj ustalili hasło dla swego kapłaństwa: żeby nie stać się klechą, formalistą, zamkniętym na plebanii. Chcieli być przede wszystkim dla wiernych. Na swoim obrazku prymicyjnym ks. Popiełuszko umieścił słowa: "Posyła mnie Bóg, abym głosił Ewangelię i leczył rany zbolałych serc".
Starał się trzymać tej dewizy jako wikariusz w parafiach w Ząbkach, w Aninie i Dzieciątka Jezus na warszawskim Żoliborzu. Okazało się, że ma niezwykły dar nawiązywania kontaktów i bliskości z ludźmi. Parafianie wiedzieli, że mogą na niego liczyć w kłopotach. Z wieloma rodzinami serdecznie się zaprzyjaźnił. I nikogo, co też zapamiętano, nie nawracał na siłę.

Kawa dla MO
Bezpośredni, nie stwarzający dystansu i mówiący normalnym, prostym językiem ksiądz dla warszawskich hutników był kimś niezwykłym. Nic dziwnego, że to ks. Popiełuszko poświęcił sztandar Solidarności Huty Warszawa, potem wraz z hutnikami zawiózł uczestnikom I Krajowego Zjazdu "S" w Gdańsku tekst encykliki Jana Pawła II "Laborem exercens". I to on odprawiał codziennie msze św. dla uczestników Zjazdu. Jesienią 1981 r. towarzyszył też strajkującym studentom Akademii Medycznej w Warszawie i podchorążym w Wyższej Oficerskiej Szkole Pożarnictwa.
Nie tylko głosił dewizę zło dobrem zwyciężaj i zachęcał do jej stosowania, ale kierował się nią w swoim życiu. Szczególnie widać było to po wprowadzeniu stanu wojennego, gdy w Wigilię rozdawał opłatki na posterunkach wojska. I gdy prosił z ambony, żeby ludzie
zanosili żołnierzom gorącą zupę na rozgrzewkę.
- Ci chłopcy siedzą tam i marzną już od paru godzin. Zanieście im trochę kawy na rozgrzewkę - powiedział pewnego razu do grupy przyjaciół, wskazując milicyjny samochód stojący koło kościoła. Zapadło milczenie, wszyscy myśleli, że ksiądz żartuje. W końcu wysłał ministrantów, by poczęstowali ich kawą. Funkcjonariusze nie odmówili.
Zadziwiał swych bliskich również tym, że powstrzymywał się od szybkich osądów. Nie uległ prośbom, by potępił publicznie Jaruzelskiego za wprowadzenie stanu wojennego. Mówił, że walczy ze złem, a nie z jego ofiarami. Jednak powtarzał, że człowiek powinien domagać się swoich praw i sprawiedliwości i stawiać opór nieprawości. Trzeba być jednak przy tym wolnym od nienawiści.
- Powinniśmy wszyscy troszczyć się o to, aby przywracając szacunek dla sprawiedliwości, nie było w naszym sercu miejsca dla zemsty czy żądzy odwetu. Nie daj się zwyciężać złu, lecz zło dobrem zwyciężaj - mówił m.in.

Seanse nienawiści
Na odprawiane przez niego w ostatnią niedzielę miesiąca od początku stanu wojennego msze św. za ojczyznę przychodziły tłumy. Przyjeżdżali ludzie z całej Polski, jego homilie były znane w całej Polsce dzięki podziemnym gazetkom, które je drukowały. Gdy sięgnąć po nie dzisiaj, widać, że nie jątrzyły, jak twierdzili komunistyczni propagandziści. Nawiązywał do nauczania prymasa Wyszyńskiego i Jana Pawła II, przedstawiając je w prostych, zrozumiałych dla wszystkich słowach.
Także w nich ksiądz Popiełuszko próbował zło dobrem zwyciężać. Z oddaniem zajął się pomocą dla internowanych, ich rodzin i wszystkich, którzy znaleźli się w trudnej sytuacji. Koordynował m.in. akcję rozdzielania darów. Inicjował sprowadzanie lekarstw z Zachodu. Wyszukiwał potrzebujących i rozdawał - co tylko mógł. Raz oddał komuś nawet własne buty. Odwiedzał uwięzionych, pojawiał się regularnie na salach rozpraw.
Nic dziwnego, że szybko ks. Popiełuszko znalazł się na celowniku bezpieki. Esbecy chodzili i jeździli za nim, nachodzili plebanię. Pojawiły się prowokacje, próby nękania i naciski na kurię, by ograniczyła działalność księdza. Zdarzały się próby zastraszania, szkalujące artykuły w prasie, nawet w sowieckich"Izwiestiach".
W grudniu 1983 r. kapłan był przesłuchiwany w prokuraturze, zarządzono też rewizję w zapisanym na niego przez ciotkę mieszkaniu, gdzie znaleziono podrzuconą uprzednio przez SB amunicję i nielegalne pisma. Trafił na dwa dni do aresztu. Wypuszczono go dopiero w wyniku interwencji biskupów. Wytoczony mu w 1984 r. proces nie odbył się ze względu na amnestię z okazji 40-lecia PRL. Rzecznik rządu Jerzy Urban oskarżał ks. Jerzego o organizowanie "seansów nienawiści", a Urząd ds. Wyznań wysyłał do Episkopatu Polski pisma.

Jeśli pojedziesz - zginiesz
Mimo słabego zdrowia ksiądz Popiełuszko był tytanem pracy. We wrześniu 1983 r. w porozumieniu z Lechem Wałęsą zorganizował Pielgrzymkę Ludzi Pracy na Jasną Górę, której idea i tradycja jest kontynuowana do dziś. I choć otrzymywał anonimy: "Jeśli pojedziesz po raz drugi na Jasną Górę - zginiesz", w 1984 r. też pojechał. Zaczął się jednak liczyć ze śmiercią.
Miał zginąć 13 października, SB chciała upozorować wypadek samochodowy. Ale próba zamachu się nie powiodła. 19 października 1984 r. ks. Jerzy w towarzystwie kierowcy Waldemara Chrostowskiego pojechał do Bydgoszczy, gdzie w kościele Świętych Polskich Męczenników prowadził rozważania do tajemnic różańca.
Gdy ksiądz Popiełuszko nie wrócił przed nocą do Warszawy, w parafii św. Stanisława Kostki nikt nie mógł przeczuwać tragedii, która właśnie wtedy się rozegrała. Rano miał odprawić mszę świętą, nigdy nie zdarzyło mu się spóźnienie. Jednak musiał odprawiać ją za niego jeden z wikariuszy.
Wkrótce po niej na plebanii zadzwonił telefon. To ks. biskup Kazimierz Romaniuk powiedział, że dostał informację, że ksiądz Jerzy został porwany. Uratował się kierowca księdza, natomiast o nim samym zaginął wszelki słuch. Nikt nie spodziewał się jednak najgorszego.
Tymczasem w drodze z Bydgoszczy, samochód księdza został zatrzymany przez esbeków przebranych za milicjantów. Kilkakrotnie był bity do nieprzytomności. Gdy na tamie pod Włocławkiem esbecy wrzucali do Wisły zmasakrowane ciało, ks. Popiełuszko już prawdopodobnie nie żył. Gdyby nie to, że Waldemarowi Chrostowskiemu udało się wyswobodzić, śmierć ks. Jerzego stałaby się pewnie zbrodnią nieznanych
sprawców.

Konstanty Juliański

KALENDARIUM
1947
14 września we wsi Okopy koło Suchowoli w Białostockiem, w rodzinie Władysława Popiełuszki i Marianny z Gniedziejków urodził się syn, ochrzczony imieniem Alfons (imię zmieni w czasie studiów w seminarium).
1954
Alek Popiełuszko rozpoczyna naukę w szkole podstawowej w Suchowoli.
1958
Alek zostaje ministrantem; do mszy świętej służy aż do matury.
1961
Młody Popiełuszko zdaje egzaminy wstępne do liceum ogólnokształcącego.
1965
Alek zdaje w maju maturę w liceum w Suchowoli. Wkrótce zostaje alumnem warszawskiego Wyższego Seminarium Duchownego.
1966
16 października obłóczyny Jerzego Popiełuszki, a tydzień później powołanie go do służby wojskowej w jednostce specjalnej LWP w Bartoszycach.
1968
Po zakończeniu służby wojskowej Popiełuszko w ciężkim stanie trafia do szpitala. Okazało się, że w wojsku nabawił się ostrej anemii.
1972
Przyjmuje święcenia kapłańskie z rąk prymasa Wyszyńskiego. Odprawia mszę prymicyjną w kościele w Suchowoli; na pamiątkowych obrazkach umieszcza słowa z Ewangelii św. Łukasza: "Posyła mnie Bóg, abym głosił Ewangelię i leczył rany zbolałych serc". Otrzymuje nominację na wikariusza parafii Trójcy Świętej w Ząbkach k. Warszawy.
1975
Ks. Popiełuszko zostaje przeniesiony do parafii pod wezwaniem Matki Bożej Królowej Polski w Aninie.
1978
Zostaje przeniesiony do parafii Dzieciątka Jezus na Żoliborzu.
1979
Przebywa w szpitalu Instytutu Hematologii. Zostaje przeniesiony do akademickiego kościoła św. Anny. W czasie pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do Ojczyzny odpowiada za organizację pomocy medycznej.
1980
Ks. Jerzy zostaje rezydentem w kościele św. Stanisława Kostki na Żoliborzu. 31 sierpnia odprawia w Hucie Warszawa pierwszą w historii tego zakładu mszę świętą; zostaje nieformalnym kapelanem hutniczej Solidarności.
1981
W czasie pogrzebu Prymasa Tysiąclecia ks. Jerzy kieruje służbą porządkową złożoną ze studentów i hutników. Podczas I Krajowego Zjazdu "S" odpowiada za przygotowanie codziennych porannych mszy świętych. Podczas strajku w Wyższej Oficerskiej Szkole Pożarniczej w Warszawie ks. Jerzy wielokrotnie przedostaje się do otoczonej kordonem MO uczelni, by odprawić mszę świętą. Po pacyfikacji WOSP przez ZOMO wspiera duchowo i materialnie relegowanych studentów.
1982
17 stycznia ks. Jerzy odprawia pierwszą mszę świętą za ojczyznę w kościele św. Stanisława Kostki. Będzie je odprawiać aż do końca 29 września 1984 r. w ostatnie niedziele miesiąca.
1983
19 maja odbywa się msza żałobna w kościele św. Stanisława Kostki i pogrzeb na Cmentarzu Powązkowskim śmiertelnie pobitego w komisariacie MO maturzysty Grzegorza Przemyka. Ks. Jerzy mówi do matki zamordowanego - Barbary Sadowskiej: "Teraz ja jestem twoim synem". W czasie drugiej pielgrzymki Jana Pawła II do Polski ksiądz Jerzy jest odpowiedzialny za organizację opieki medycznej. 18 października organizuje pierwszą pielgrzymkę robotników na Jasną Górę pod hasłem "Bóg i Ojczyzna". W grudniu jest przesłuchiwany w Pałacu Mostowskich. Milicja przeprowadza rewizję w jego mieszkaniu. Po znalezieniu podrzuconych tam materiałów wybuchowych i nielegalnych wydawnictw ksiądz zostaje aresztowany.
1984
We wrześniu ks. Jerzy prowadzi drugą Pielgrzymkę Świata Pracy na Jasną Górę. 19 października zostaje uprowadzony i zamordowany przez Grzegorza Piotrowskiego, Leszka Pękalę i Waldemara Chmielewskiego, funkcjonariuszy Departamentu IV MSW. Pogrzeb księdza 3 listopada w kościele św. Stanisława Kostki gromadzi ok. Miliona wiernych.

***


Ile kosztowała prawda

Nieprzyjemna październikowa noc 1984 r. ks. Jerzy wraca do Warszawy z Bydgoszczy. W kościele Świętych Polskich Męczenników na zaproszenie Duszpasterstwa Ludzi Pracy celebrował mszę św. i prowadził nabożeństwo różańcowe.

- Obowiązek chrześcijanina to stać przy prawdzie, choćby miała ona wiele kosztować, bo za prawdę się płaci. Tylko plewy nic nie kosztują. Za pszeniczne ziarno prawdy trzeba czasami zapłacić. Módlmy się, by nasze życie codzienne było przepojone prawdą - mówił ks. Popiełuszko, rozważając trzecią tajemnicę bolesną, czyli ukoronowanie Jezusa cierniem. - Chrześcijanin musi pamiętać, że bać się trzeba tylko zdrady Chrystusa za parę srebrników jałowego spokoju - dodał chwilę później.
Po zakończeniu różańca wierni odmówili "Pod Twoją obronę" i modlili się do świętego Józefa, patrona rodziny i ludzi pracy.
- Niech zasady ewangelii pracy, ewangelii sprawiedliwości i miłości społecznej kierują poczynaniami wszystkich ludzi w naszej ojczyźnie. Amen - tymi słowami ks. Jerzy Popiełuszko zakończył modlitwę.
Z Bydgoszczy ks. Jerzy wyjeżdża o 21.30. Volkswagena Golfa prowadzi Waldemar Chrostowski, były komandos, który dla księdza Jerzego jest kierowcą i ochroniarzem. Ostatnio nawet u niego mieszka - po pożarze w domu Chrostowskiego. Na trasie do Torunia, niedaleko miejscowości Górsk, auto księdza wyprzedza nieoznakowany duży fiat, którym jadą trzej ludzie w mundurach MO. Nie są to jednak milicjanci, lecz członkowie Samodzielnej Grupy Operacyjnej "D" Służby Bezpieczeństwa: Grzegorz Piotrowski, Waldemar Chmielewski i Leszek Pękala. Ich szef, gen. Czesław Kiszczak, obchodzi w tym dniu urodziny.
Esbecy zatrzymują prowadzonego przez Chrostowskiego Golfa. Ks. Popiełuszko zetknął się już dziś z milicjantami jadącymi cywilnym samochodem. Pod Warszawą funkcjonariusze zarzucili mu przekroczenie przepisów i nałożyli mandat. Tym razem na mandacie się nie kończy. Esbecy zabierają kierowcy kluczyki, sadzają go w fiacie i skuwają kajdankami. Ks. Jerzy otrzymuje niespodziewanie cios drewnianą pałką w głowę, zostaje związany i wrzucony do bagażnika.

"Odnaleziono księdza"
30 października. W kościele św. Stanisława Kostki trwa wieczorna msza św. Już następnego dnia po porwaniu wiadomość o nim rozeszła się wśród znajomych ks. Jerzego. Jego matka dowiedziała się o wszystkim z "Dziennika". Odkąd informację o napadzie podała telewizja, wierni gromadzą się w parafii ks. Jerzego. Są tu nieprzerwanie od jedenastu dni. Modlą się o szczęśliwy powrót kapłana. Rządowe media podają niepełne komunikaty. Wiadomo o zatrzymaniu sprawców, MSW oficjalnie prowadzi poszukiwania.
Do odprawiającego mszę ks. Andrzeja Przekazińskiego podchodzi przyjaciel ks. Popiełuszki, Jacek Lipiński. Podaje mu kartkę, na której zanotował podaną przed chwilą w telewizji wiadomość. Ks. Przekaziński domyśla się, o co chodzi, jednak celebruje dalej nabożeństwo. Około godziny 20, gdy msza dobiega już końca, zwraca się do wiernych:
- Kochani bracia i siostry, dziś w wodach zalewu we Włocławku odnaleziono księdza...
Wybucha płacz.
- Któryś za nas cierpiał rany... - intonuje ks. Przekaziński. Wierni nie podchwytują śpiewu. Do mikrofonu podchodzi ks. Antoni Lewek. Próbuje znaleźć słowa pocieszenia i poleca miłosierdziu Bożemu duszę ks. Jerzego.

Tortury
2 listopada. Na dzień przed pogrzebem Jacek Lipiński oraz dwaj księża z warszawskiej kurii dokonują identyfikacji zwłok. Spodziewali się strasznego widoku, ale to, co zobaczyli, przeszło ich najgorsze obawy. Twarz ks. Popiełuszki ma kolor fioletowo-czarny, jest całkowicie opuchnięta, prawie nie można jej rozpoznać. Język pocięto lub wyrwano. Dłonie noszą ślady miażdżenia. We włosach znajduje się muł rzeczny. Nogi są otarte. Według jednego z księży, przeprowadzający sekcję zwłok lekarz stwierdził, że nie widział jeszcze ciała, które miałoby tak zmasakrowane narządy wewnętrzne. Ks. Jerzy związany był węzłem samoduszącym, zaciskającym się na szyi z każdym ruchem. Biegli nie potrafili stwierdzić, czy ofiara żyła, w momencie wrzucenia do wody, czy udusiła się wcześniej.
Tego, w jakich dokładnie okolicznościach zamordowany został ks. Jerzy Popiełuszko, tak naprawdę nie wiemy do dziś.

Kto Go zabił
Pierwszym, który poinformował o porwaniu, był Waldemar Chrostowski. Według jego relacji, na wysokości miejscowości Przysiek wyskoczył on z samochodu. W tzw. procesie toruńskim skazano porywaczy księdza oraz ich bezpośredniego przełożonego - płk. Adama Pietruszkę. Podczas procesu oskarżyciele posiłkowi bali się wnioskować o założenie oskarżonym kajdanek, a przebieg wydarzeń po porwaniu sąd ustalił wyłącznie na podstawie zeznań sprawców. Według tej wersji, oprawcy bili ks. Jerzego pałkami i kamieniami, po czym przywiązali mu kamienie do nóg i z tamy we Włocławku wrzucili do Wisły, a wszystko wydarzyło się w ciągu jednej nocy. Poza czterema skazanymi nikt nie brał udziału w zabójstwie, nie ma żadnych zleceniodawców mordu.
Jest jednak także inna wersja. Według niej, ks. Jerzy padł ofiarą skomplikowanej kombinacji operacyjnej bezpieki dobierającej sobie "konstruktywną" opozycję i eliminującej "ekstremę". Po porwaniu, ofiara została przekazana przez komando Piotrowskiego innej grupie. Ksiądz został przez nią wywieziony do bunkrów w Kazuniu Polskim, gdzie znajdowała się sowiecka baza. Tam poddano go torturom, cięższym niż te opisane przez Piotrowskiego, Chmielewskiego i Pękalę. Wszystko po to, by wymusić na księdzu współpracę. Śmierć mogła nastąpić 19 października, lecz nie jest wykluczona także data późniejsza, nawet o 6 dni.
Jeśli prawdziwa jest ta druga wersja, to ks. Jerzy wykazał się jeszcze większym heroizmem, niż się powszechnie uważa. Oznaczałoby to bowiem, że żoliborski duchowny miał możliwość zachowania życia za cenę wyparcia się Chrystusa, ale wolał wybrać śmierć.

Droga na ołtarze
Wstępny warunek rozpoczęcia procesu beatyfikacyjnego, czyli powszechna opinia świętości, spełniony był całkowicie. Już w listopadzie z prośbą o beatyfikację wystąpili do prymasa Glempa pracownicy szpitala, w którym ks. Jerzy był kapelanem. Podobne pisma podpisywane przez setki osób słano do różnych polskich hierarchów albo bezpośrednio do Watykanu. Rekord pobił pochodzący z Detroit w USA komitet, który zebrał blisko 14 tys. podpisów osób z 17 krajów. Tłumy przyciągał także grób kapłana w żoliborskim kościele św. Stanisława Kostki. Wzbudziło to wręcz niepokój kongregacji spraw kanonizacyjnych. W Kościele nie jest bowiem dozwolony publiczny kult osób, których nie wyniesiono jeszcze na ołtarze. Nie ułatwiał sprawy także fakt, że okoliczności śmierci ks. Jerzego budzą wątpliwości. Opóźnienia trwały w sumie kilka lat. Po wyjaśnieniach i usunięciu niektórych form kultu, proces mógł się rozpocząć.
Pierwszym etapem procesu beatyfikacyjnego męczennika jest tzw. Diecezjalny proces informacyjny, podczas którego gromadzone są dowody na to, że mamy do czynienia z męczeństwem za wiarę. Pierwsza publiczna sesja procesu beatyfikacyjnego miała miejsce 8 lutego 1997 r. w kościele, w którym posługiwał ks. Popiełuszko. Prymas Glemp zaprzysiężył wówczas Trybunał beatyfikacyjny, który rozpoczął trwającą cztery lata pracę. Przesłuchano 44 świadków, zbadano dokumenty związane z działalnością ks. Jerzego, przeanalizowano kwestię prześladowania za wiarę i łaski przypisywane jego wstawiennictwu.
W marcu 2001 r. akta procesu informacyjnego trafiły do Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych. Na podstawie 13 przekazanych tam tomów sporządzono opracowanie nazywane "Positio super martyrio" liczące 1,1 tys. stron. Przedstawiono tu biografię ks. Jerzego i wynikające z niej przesłanie, omówiono także szczegółowo samo męczeństwo. Należało tu przeanalizować trzy aspekty. Po pierwsze, sam fakt prześladowania i doprowadzenia do śmierci. Po drugie, motywację zabójców. O męczeństwie mówimy wtedy, kiedy oprawcami kierowała nienawiść do wiary chrześcijańskiej. Po trzecie, trzeba było uzyskać pewność, że męczennik przyjął śmierć, nie wypierając się Boga i nie żywiąc nienawiści do zabójców. Śmierć ks. Jerzego Popiełuszki była autentycznym męczeństwem w rozumieniu teologicznym - stwierdzono. Za prześladowcę uznany został system komunistyczny, z zasady wrogi Kościołowi i wierze. Po przeanalizowaniu postawy ks. Jerzego uznano także, że zdawał on sobie sprawę z tego, jaką cenę może zapłacić za wierność Bogu.
W listopadzie 2008 r. po liście polskiego episkopatu i konsultacjach z prefektem Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych abp. Angelo Amato, papież Benedykt XVI podjął decyzję o potraktowaniu sprawy ks. Popiełuszki w sposób priorytetowy. 1 grudnia tego roku rozpatrzyła ją Komisja Kardynałów i Biskupów. W tym samym miesiącu papież upoważnił arcybiskupa Amato do promulgowania dekretu o męczeństwie. Oznaczało to w praktyce decyzję o beatyfikacji ks. Jerzego Popiełuszki.

Jakub Jałowiczor

Krzysztof Wolf - hutnik, związkowiec, działacz Międzyzakładowego Robotniczego Komitetu Solidarności, w roku 1988 członek komitetu założycielskiego "S" w Hucie Warszawa
Pierwszy raz zobaczyłem księdza Jerzego podczas strajku w hucie w roku 1980. Wtedy jeszcze ani osoba, ani słowa nie wywarły na mnie jakiegoś szczególnego wrażenia. Ujrzałem w Nim po prostu zwykłego księdza, jednego z wielu. Natomiast w stanie wojennym, w czasie słynnych mszy za ojczyznę słuchałem już jego kazań całkiem inaczej. Ważne było nie tylko to, co mówił, ale przede wszystkim sposób, w jaki to robił. Umiał trafić ludziom do przekonania. Nie wiem, czy to charyzma, czy coś innego, ale czuło się w jego głosie moc i pewność. Tak, Jerzy Popiełuszko to był taki prawdziwy kapłan, ksiądz z powołania, ale nie zapominał nigdy o ojczyźnie, był bardzo patriotycznie usposobiony. Myślę, że w latach 80. Bóg dał nam dwóch ludzi, żeby nas przez ten trudny czas przeprowadzili. Jednym z nich był papież-Polak, drugim - właśnie ksiądz Popiełuszko. To był nasz nauczyciel. Przewodnik, który poprowadził nas przez pustynię stanu wojennego. Bardzo żałuję dziś, że nie udało mi się poznać Go osobiście. A przecież nieźle znałem księdza Zycha, z księdzem Suchowolcem nawet się zaprzyjaźniłem. Brałem natomiast udział w mszach za ojczyznę, które ksiądz Jerzy odprawiał na Żoliborzu, dość regularnie uczestniczyłem w rozpoczętych przez Niego pielgrzymkach ludzi pracy na Jasną Górę. W czasie jednego z takich wyjazdów, już po męczeńskiej śmierci księdza, właśnie w Częstochowie zostałem zatrzymany przez SB i fałszywie oskarżony o pobicie milicjanta. Tak naprawdę, szło o moją działalność w drugim programie Radia Solidarność. Był proces, dostałem wyrok. To był odwet esbeków za nadawanie na ich częstotliwościach. W areszcie powiedziano mi o tym wprost. (waż)

ks. prałat Zygmunt Malacki - proboszcz stołecznej parafii Świętego Stanisława Kostki na Żoliborzu; wcześniej długoletni duszpasterz akademicki i rektor kościoła Świętej Anny; kolega ks. Jerzego z czasów seminarium
Z księdzem Jerzym poznaliśmy się jeszcze podczas nauki w seminarium. Później, podobnie jak innych kapłanów, wciągnął go powszedni rytm pracy duszpasterskiej. Ale gdy został przeniesiony do parafii św. Stanisława Kostki na Żoliborzu, wszystko radykalnie się odmieniło. Tutaj niepozornego dotąd księdza zaczęto podziwiać za okazywaną ludziom miłość i świadczoną dobroć, za przejawianą otwartość wobec tych wszystkich, którzy się wokół niego coraz liczniej gromadzili. Ksiądz Jerzy z wewnętrzną sił., ale spokojnie, bez emocji nauczał Ewangelii, mówił o pracy, o godności człowieka, o potrzebie solidarności. A słuchaczy wciąż przybywało. Dlaczego? Inaczej patrzyłem na to kiedyś, jako młody kapłan. Inaczej widzę to dzisiaj, gdy od dwunastu lat sam jestem proboszczem tej żoliborskiej parafii u grobu księdza Jerzego. W swoim koledze z seminarium widzę przede wszystkim kapłana, który w pełni odczytał wolę Bożą i do końca ją wypełnił. Który swoim życiem, swoim nauczaniem, wreszcie swą osobistą postawą bardzo wielu ludzi pojednał z Bogiem, a licznym parom, które pozostawały w związkach cywilnych, udzielił sakramentu małżeństwa. To był ksiądz odważny, stanowczy, jednoznaczny. Taki prawdziwie Boży kapłan, który bez względu na okoliczności przypomina o sprawach elementarnych, ważnych, nieprzemijających. Uczy jak odróżniać dobro od zła, jak wzrastać duchowo. O konieczności unikania zła oraz wielkiej potrzebie prawdy ksiądz Jerzy mówił w czasach, kiedy system komunistyczny zniewalał kłamstwem ludzkie sumienia, niszczył ludzką godność. Paradoksalnie dziś, w wolnym kraju, wewnętrzne zniewolenie człowieka bywa nieraz większe niż wtedy, bo celem życia stały się pieniądze, prestiż, władza, a przyjemność wielu ludziom wydaje się bardziej pożądana niż dobro. Na pytania, czy karmimy się prawdą, czy nadal jesteśmy narodem solidarnym, trudno dziś odpowiedzieć twierdząco. Dlatego nieustanne wołanie o duchową przemianę każdego z nas, jakie płynie od grobu księdza Jerzego, zachowuje swą niezmienną aktualność. (waż)

Józef Mozolewski - przewodniczący podlaskiej Solidarności; w związku od roku 1980; po 13 grudnia 1981 zajmował się organizacją pomocy dla represjonowanych; od 1993 w strukturach krajowych "S"
Próba oceny, jaką rolę odegrał w naszym życiu ksiądz Jerzy Popiełuszko, jest niełatwa, szczególnie teraz, gdy znamy już termin Jego wyniesienia na ołtarze. Dziś wiemy, że ten cichy, skromny, niepozorny chłopiec, który codziennie przemierzał drogę z Okopów do Suchowoli, i jeszcze przed lekcjami służył do mszy, od najmłodszych lat pragnął zostać kapłanem. I to swoje marzenie ze szkolnych lat zrealizował. Nie przeszkodziło mu w tym ani słabe zdrowie, ani służba wojskowa, która w zamyśle komunistycznych władz miała młodego alumna zniechęcić do kapłaństwa. Otwarty na drugiego człowieka, ksiądz Jerzy z każdym potrafił rozmawiać, co spowodowało, że w późniejszym okresie, gdy został już kapelanem ludzi pracy, gromadziły się wokół niego rzesze ludzi, pragnących słuchać Jego nauczania. Słowa, które do nich kierował, były mocne w wymowie i jednoznaczne w treści. I co szczególnie ważne, były to słowa nasycone miłością. W tamtych, pełnych nienawiści czasach zyskiwaliśmy dzięki nim przekonanie, że nasza, wyrzekająca się przemocy walka o demokrację, o wolną i niepodległą Polskę, ma sens. Że jest sprawiedliwa. Dziś naszemu poczuciu dumy, że ten kapłan-męczennik pochodzi z Podlasia, z ziemi białostockiej, towarzyszy też prawdziwa radość, że pani Marianna Popiełuszko, która oddała swego syna Bogu i Ojczyźnie, doczeka się wreszcie wspaniałej chwili, jaką będzie wyniesienie kapelana Solidarności na ołtarze. Chcemy mieć nadzieję, że ta uroczystość, na którą mama księdza Jerzego od lat w pokorze i zawierzeniu cierpliwie czekała, wynagrodzi jej ból oraz przeżyte cierpienia. (waż)

Czytaj także:
Program uroczystości beatyfikacyjnych ks. Jerzego Popiełuszki w Warszawie
Nasz duszpasterz
Pomoc z Góry

03.06.2010r.
Tygodnik Solidarność

 
RUCH RODAKÓW : O Ruchu Dolacz i Ty
RODAKpress : Aktualnosci w RR Nasze drogi
COPYRIGHT: RODAKnet