Prezydent Lech Kaczyński był inwigilowany - Dorota Kania  
 

Prezydent Lech Kaczyński był inwigilowany

Czy to początek polskiej afery Watergate, która wstrząśnie sceną polityczną? "Gazeta Polska" zdobyła tajne dokumenty ABW będące dowodem, że prezydent Lech Kaczyński był inwigilowany. 25 października 2008 r. o godz. 23:02 jego dane wprowadzono do tajnej Bazy Wiedzy Operacyjnej Centrum Antyterrorystycznego ABW. Dokonała tego osoba posługująca się kartą ID o numerze 9200167. Oznaczało to, że od tamtej chwili wobec głowy państwa można było stosować wszelkie rodzaje inwigilacji, w tym podsłuch.

Październik 2008 r. Trwa rozpętana przez ministra Tomasza Arabskiego, szefa Kancelarii Premiera, "wojna o krzesła". Chodzi o udział w szczycie UE prezydenta i premiera. Minister Arabski odmawia prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu użyczenia rządowego samolotu Tu-154M.

Premier Donald Tusk na pytanie, czy potrzebuje samolotu do swojej pracy, odpowiada: - Powiem brutalnie - nie potrzebuję pana prezydenta, na tym polega problem.

Mimo trudności robionych przez Kancelarię Premiera prezydent Lech Kaczyński chce aktywnie uczestniczyć w polityce zagranicznej i zapowiada swój kolejny wyjazd do Brukseli, zaplanowany na 15 grudnia. Swoją decyzję ogłasza w połowie października.

Kilka dni później zostaje zarejestrowany w Bazie Wiedzy Operacyjnej (BWO) Centrum Antyterrorystycznego (CAT) ABW. Oznacza to, że można wobec niego stosować wszelkie typy inwigilacji, w tym podsłuch.

Centrum tajnych danych

Rejestracja Lecha Kaczyńskiego nastąpiła 25 października o godz. 23:02:38. Dane wprowadził funkcjonariusz delegowany do CAT z innej służby, który posługiwał się kartą ID o numerze 9200167 - właśnie taki numer figuruje na dokumencie potwierdzającym wprowadzenie danych do BWO. Według naszych informacji, polecenie rejestracji prezydenta wydał mu Andrzej Józefacki, zastępca naczelnika wydziału III CAT.

- Do BWO wprowadza się imię i nazwisko danej osoby, a pozostałe dane mogą być fałszywe. O kogo konkretnie chodzi, świadczą załączniki do rejestracji, które są nierozłączną częścią dokumentu. W przypadku Lecha Kaczyńskiego załącznikami są m.in. poufne dane dotyczące prezydenta, raport gruziński, dane na temat jego brata Jarosława Kaczyńskiego i dane z prezydenckiego telefonu z łącznością niejawną - mówią nasi informatorzy. Podkreślają, że wprowadzenie danych do BWO oznacza zbieranie informacji ze wszystkich służb na temat tej osoby.

- Nie ma mowy o żadnym zabezpieczeniu anyterrorystycznym - żeby kogoś zabezpieczyć, nie trzeba gromadzić o nim wszystkich informacji, także tych najbardziej poufnych. A poza tym takie zabezpieczenie odbywa się za wiedzą osoby zabezpieczanej - dodają nasi rozmówcy.

Zebrane informacje na temat Lecha Kaczyńskiego trafiły z CAT do bazy ABW nazywanej w slangu funkcjonariuszy "jądrem".

- Termin rejestracji prezydenta Kaczyńskiego nie był przypadkowy. Chodziło o zebranie wszystkich informacji na jego temat ze służb po to, by później rząd i politycy PO mogli je wykorzystać w sporze z prezydentem, a zbliżał się kolejny szczyt w Brukseli, na który prezydent Kaczyński się wybierał. Warto, by te dokumenty zostały w całości ujawnione, a później porównać je do działań i wypowiedzi np. Janusza Palikota czy też innych polityków PO. Gwarantuję, że znajdzie się bardzo dużo wspólnych punktów - uważa jeden z naszych rozmówców.

Ich zdaniem, wprowadzenie danych prezydenta do BWO musiało być polecone "z samej góry". - Świadczy o tym chociażby fakt, że trzeba się mocno postarać, by odszukać tę rejestrację i podłączone pod nią informacje. Powód jest prosty - jest ona zastrzeżona dla szefów ABW. Ale można udowodnić, że ona istnieje - są wydruki dokumentów i jest baza, w której się ona znajduje. Nie można jej tak po prostu wykasować, bo zawsze zostanie po niej ślad - mówi nasz informator.

Telefon z ABW

Jesienią 2009 r. prezydent Lech Kaczyński i najważniejsi dowódcy WP otrzymali z Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego telefony z łącznością niejawną, na które SMS-em przychodziły raporty z działalności CAT. Dotyczyły one najistotniejszych analiz CAT na temat terroryzmu.

- W telefonie prezydenta znajdowały się numery telefonów i adresy e-mailowe najważniejszych osób w państwie, była też w nim karta szyfrująca, jej kody znajdowały się w ABW - mówią nasi rozmówcy.

Telefony, które otrzymały najważniejsze osoby w państwie, miały zabezpieczenie tzw. Black Berry. Można w nich było odczytywać wewnętrzną pocztę danej instytucji, e-maile, notatki, sprawozdania i dokumenty. Nie są one profesjonalnie zabezpieczone, ponieważ można łatwo złamać kody zabezpieczające np. przed podsłuchem. Można też łatwo rozszyfrować tajne dane, które się w nim znajdują. W 2007 r. Służba Kontrwywiadu Wojskowego odmówiła telefonom z Black Berry certyfikatu dostępu do tajemnicy państwowej.

Jadąc 10 kwietnia 2010 r. na obchody 70. rocznicy zbrodni katyńskiej, prezydent Lech Kaczyński zabrał ze sobą telefon, który dostał z ABW. Po katastrofie zabezpieczeniem rzeczy należących do ofiar zajęli się Rosjanie, którzy telefony i sprzęt elektroniczny zwrócili dopiero w końcu kwietnia. Czy wśród nich był także telefon prezydenta z tajnymi danymi? Nie wiadomo, ponieważ ABW nam nie odpowiedziała.

"Zabezpieczony" Tu-154M

Ostatni remont przed katastrofą Tu-154M o numerze bocznym 101 przeszedł w rosyjskim mieście Samara, gdzie otrzymał certyfikat MAK. Całkowicie zostało przebudowane jego wnętrze: podzielono je na trzy saloniki i część pasażerską.

- Po przylocie do Polski Tu-154M został zabezpieczony przez nasze służby. Szczególnie dokładnie zrobiono to w salonikach VIP-owskich. Później dowiedzieliśmy się, że będziemy mieć informacje z pierwszej ręki, bo został zamontowany dodatkowy sprzęt. Gdy jeden z nas zapytał szefa, czy to oznacza, że będą podsłuchiwane najważniejsze osoby w państwie, usłyszał, że jest za bardzo ciekawy i lepiej będzie dla niego, jak zapomni o tej rozmowie - relacjonują nasi informatorzy.

Ich zdaniem, opieszałość rządu i wojskowej prokuratury przy sprowadzaniu szczątków tupolewa jest związana właśnie z jego "zabezpieczeniem".

- Jestem przekonany, że Rosjanie, badając wrak, natrafili chociażby na fragment tego dodatkowego sprzętu. Niewykluczone, że właśnie dlatego polski rząd zachowywał się tak spolegliwie po katastrofie. Gdyby jakimś cudem Rosjanie przeoczyli urządzenia zamontowane w salonkach VIP-ów, naszym władzom jest teraz na rękę, by ten wrak niszczał w Rosji - dodają nasi rozmówcy.

Analiza przed katastrofą

Latem 2009 r. w Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego wykonano analizę dotyczącą największych potencjalnych sytuacji kryzysowych. Opisano w niej m.in., co się może stać, gdyby jednocześnie państwo zostało pozbawione prezydenta, kluczowych dowódców wojskowych i pozostałych najważniejszych osób. Precyzyjnie opisano, co trzeba zrobić, aby zapobiec panice i kto ma przejąć władzę.

- Mimo tego raportu polscy politycy byli totalnie spanikowani, poza jednym - Bronisławem Komorowskim, który przejął władzę, nie czekając na oficjalne potwierdzenie śmierci prezydenta Lecha Kaczyńskiego. A poza tym wszystko potoczyło się dokładnie tak, jak było w analizie - mówi nasz informator.

W dniu tragedii rząd zebrał się na nadzwyczajnym posiedzeniu, bardzo szybko wyznaczono następców na pełniących obowiązki najważniejszych dowódców wojskowych. Zwołano nadzwyczajne posiedzenie Sejmu, a marszałek Bronisław Komorowski jako p.o. prezydenta ogłosił termin przyspieszonych wyborów..

Wyciek tajnych danych z CAT

Kilka miesięcy po powstaniu CAT ABW okazało się, że ktoś kopiuje tajne dane na temat różnych osób z komputerów. Początkowo wykryto, że powielono dane ponad 70 osób, ale kolejna kontrola dowiodła, że liczba ta sięgnęła kilkuset. Co ciekawe, robiono to zawsze nad ranem na kody osób, które zdeponowały swoje karty w CAT i nie było ich w tym czasie w pracy.

Sporządzono na ten temat notatki służbowe, które trafiły do szefów ABW. Co się stało dalej ze skandalem w związku z kopiowaniem tajnych danych? Nie wiadomo. Warszawska Prokuratura Apelacyjna odpowiedziała nam, że w podległych jej jednostkach nie było prowadzone postępowanie dotyczące wycieku tajnych danych z CAT ABW. Ponieważ są dowody, że taki wyciek nastąpił i jeżeli zawiadomienie nie trafiło do prokuratury, to oznacza tylko jedno: sprawa nigdy nie wyszła poza ABW i została po prostu "zamieciona pod dywan".

- To pokazuje, że nadzór Sejmu nad służbami specjalnymi jest zwykłą fikcją, a służby te robią, co chcą - mówią nasi informatorzy.

Sędzia we własnej sprawie

Na początku roku posłowie PiS zarzucili ABW bezprawną inwigilację prezydenta Lecha Kaczyńskiego i jego małżonki. Ich zdaniem Agencja mogła przekroczyć swoje uprawnienia w sprawie śledztwa dotyczącego ujawnienia raportu CAT na temat wyjazdu prezydenta Lecha Kaczyńskiego do Gruzji, gdzie w listopadzie 2008 ostrzelano konwój, w którym jechał.

Natychmiast na stronie ABW pojawił się komunikat, że nie prowadzono żadnych czynności wobec pary prezydenckiej a zajęto się ujawnieniem raportu w sprawie incydentu gruzińskiego, ponieważ dokument był poufny.

Płocka prokuratura, do której trafiło zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez ABW odmówiła wszczęcia śledztwa. Ustaliliśmy, że jednym z najważniejszych dowodów, które zadecydowały o odmowie wszczęcia postępowania były materiały przekazane przez . ABW. Sąd, do którego trafiło zażalenie Marty Kaczyńskiej, podtrzymał decyzje prokuratury.

Zapytaliśmy prokuraturę, czy była sprawdzana baza CAT oraz jaki okres badała w związku z zawiadomieniem posłów PiS. Prokuratura odpowiedziała nam, że nie były sprawdzane bazy CAT zaś badany przez prokuraturę okres, w którym służby mogły inwigilować prezydenta dotyczył tylko dwóch dni - 26-27 listopada!

Płocka prokuratura poinformowała nas również, że do akt sprawy była załączona kopia odpowiedzi zastępcy szefa ABW dotycząca "rzekomej inwigilacji Prezydenta RP i jego małżonki" skierowanej m. in. do sejmowej komisji d.s. służb specjalnych, Rzecznika Praw Obywatelskich i Prokuratora Generalnego. Wysłaliśmy pytania do ABW, jednak do momentu oddania gazety do druku nie dostaliśmy odpowiedzi.

Dorota Kania

31.08.2011r.
Gazeta Polska


AKO-wcy oburzeni!

Szanowni Państwo,

Zwracamy się z uprzejmą i stanowczą prośbą o zamieszczeniu w serwisie informacyjnym PAP wstrząsającej wiadomości podanej za Gazetą Polską przez *portal * http://niezalezna.pl/15345-prezydent-lech-kaczynski-byl-inwigilowany *niezalezna.pl* o inwigilacji Prezydenta RP, śp. Prof. Lecha Kaczyńskiego przez polskie służby specjalne.

Informacja taka wstrząsnęłaby posadami każdego demokratycznego państwa; przypominamy choćby następstwa afery Watergate.

Domagamy się zamieszczenia tej wiadomości jako stowarzyszenie, którego jednym z celów statutowych jest upowszechnianie wiedzy o działalności społeczno-politycznej i zasługach dla Polski śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, patrona Akademickiego Klubu Obywatelskiego.

Z poważaniem,

Stanisław Mikołajcza

Prof. dr hab. Stanisław Mikołajczak Przewodniczący Akademickiego Klubu Obywatelskiego im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Poznaniu

dw. red. Gazety Polskiej, red. niezalezna.pl

***

Aleksander Ścios w dyskusji z internautami na swoim blogu:
... W artykule GP na szczególną uwagę zasługuje fragment dotyczący sporządzonej przez ABW analizy największych potencjalnych sytuacji kryzysowych, w której precyzyjnie opisano, co się może stać, gdyby jednocześnie państwo zostało pozbawione prezydenta, kluczowych dowódców wojskowych i pozostałych najważniejszych osób.
Jeśli taka analiza powstała, a jej autorzy nie byli wróżbitami - mamy do czynienia z przesłanką, której konsekwencje przekraczają wszytko, co do tej pory ustalono w sprawie tragedii smoleńskiej.

 
RUCH RODAKÓW : O Ruchu Dolacz i Ty
RODAKpress : Aktualnosci w RR Nasze drogi
COPYRIGHT: RODAKnet