Ameryka przed szansą - Prof. John Redpath  
 

Ameryka przed szansą

Ameryka potrzebuje odnowy, uzdrowienia gospodarki, stosunków społecznych i życia politycznego. Bodźcem do oczekiwanych zmian mogą stać się kampania przed wyborami prezydenckimi i działalność ruchu Tea Party.
Powszechnie wieszczy się, że Stany Zjednoczone znalazły się na drodze nieodwracalnie prowadzącej do kryzysu ekonomicznego. Sądzę jednak, że odwrócenie tego procesu jest możliwe - Ameryka posiada przecież ogromny kapitał ekonomiczny, społeczny i polityczny, na którego uwolnienie czeka wielu utalentowanych obywateli naszego kraju. Oczekują oni jednak momentu, kiedy amerykańscy wyborcy odsuną prezydenta Baracka Obamę od władzy. Ludzie ci uważają, iż to Obama - a nie większość obywateli amerykańskich - jest główną przyczyną obecnego stanu naszej gospodarki, problemów społecznych i politycznych oraz spadku naszej aktywności. Przesądza o tym fakt, że zarówno w wymiarze intelektualnym, jak i moralnym prezydent jest utopijnym socjalistą, osobą intelektualnie i moralnie niedojrzałą, pozbawioną kontaktu z rzeczywistością. W wymiarze politycznym Obama wydaje się świeżo upieczonym studentem bawiącym się w sprawowanie funkcji politycznego lidera. Przyczyna takiego stanu rzeczy tkwi głównie w jego niewłaściwej edukacji nasączonej propagandą socjalistyczną, która zainfekowała amerykańskie uniwersytety, od początku dwudziestego wieku obsadzone kadrą składającą się właśnie z utopijnych socjalistów.
W efekcie Obama próbuje obecnie narzucić Amerykanom ideały rewolucji francuskiej i zmusić nas do interpretowania amerykańskiej konstytucji przez jej pryzmat. Europejscy liderzy w Brukseli wykonują podobne operacje w krajach Starego Kontynentu, szczególnie tych, które - tak jak Polska - nie "nawróciły się" w pełni na socjalistyczną utopię.

"Wtajemniczeni" rządzą światem
Nieudolność Obamy w sprawowaniu zdrowych rządów jest pogłębiona przez to, że nie ma on praktycznie żadnego doświadczenia zawodowego wyniesionego z konfrontacji z "prawdziwym życiem". Wszystko, czym zajmował się, zanim został prezydentem, wyniósł ze skorumpowanej machiny politycznej w Chicago. Na dodatek Obama jest przekonany, że wygrał wybory prezydenckie dzięki swojej charyzmie, nie zaś za sprawą makiawelicznej machiny politycznej.
Zważywszy na istnienie bliskich związków między społecznością polską a Chicago, myślę, że większość Polaków przyzna mi rację odnośnie do powyższych konstatacji. Wiara w to, że jakikolwiek młody polityk bez żadnego doświadczenia zawodowego ani politycznego jest w stanie wstrząsnąć machiną polityczną w Chicago za sprawą samej tylko swojej charyzmy, jest śmieszna.
Nie chcę przez to jednak powiedzieć, że Obama jest pozbawiony uroku osobistego. Nie jest. Ten właśnie urok zdecydował zapewne o tym, że został on przez osoby sterujące machiną polityczną Chicago wybrany do reprezentowania ich interesów politycznych oraz związanych z nimi grup interesów.
"Politycznie Wtajemniczeni" - ciało składające się w przeważającej mierze z głównych banków inwestycyjnych Wall Street (jednak nie całej Wall Street), kilku największych międzynarodowych przedsiębiorstw - takich jak General Electric, niektórych dużych spółek - na przykład Teamsters czy SEIU, fundacji (takich jak Fundacja Forda, Carnegiego czy Rockefellera), a nie Barack Obama, zdecydowało o jego wyborze na prezydenta. O tym, że zechcieli oni posłużyć się właśnie Obamą, zdecydował głównie jego młody wiek, urok osobisty, brak doświadczeń zawodowych oraz jego gospodarcza i polityczna ignorancja.
Ktoś, kto ma prawdziwe doświadczenie życia i pracy w Stanach Zjednoczonych oraz posiadałby gospodarczą i polityczną orientację, wie, że obie główne partie polityczne w USA na poziomie ekonomicznym kontrolowane są przez biznes prowadzony przez międzynarodowych socjalistów w obrębie największych grup, takich jak Wall Street Democrats i Rockefeller Republicans (którzy zagospodarowali polityczny establishment Wschodniego Wybrzeża). Rockefeller Republicans i lewe skrzydło Demokratów różnią się tylko nazwą. Ich istota jest jednak dokładnie taka sama. Stanowią one część globalnego monopolu ekonomicznego, który kontroluje, kto pociąga za sznurki w obu partiach politycznych w Stanach Zjednoczonych, w większości partii politycznych na poziomie globalnym, kontrolując także większą część amerykańskiego systemu sądowego oraz największe amerykańskie agencje informacyjne.
W efekcie mają one decydujący głos odnośnie do tego, kto zostanie wybrany na członka głównych ciał politycznych (takich jak Kongres) czy organów wymiaru sprawiedliwości. Decydują również o wyborze prezydenta, a także linii legislacyjnej, według której organizowany będzie ład prawny na poziomie politycznym, społecznym i kulturowym. Jeżeli któraś z wybranych do tych ciał osób nie porusza się w obrębie tych zasad, oligarchowie i plutokraci używają swoich politycznych instrumentów, aby wywołać destabilizację ekonomiczną w obrębie danego systemu politycznego i w ten sposób pozbawić tego kogoś stanowiska. Na szerszym, międzynarodowym planie można w ten sposób obalać całe systemy polityczne.
Kiedy Obama obejmował swój urząd, miałem wrażenie, że nie ma on pojęcia o tym oligarchiczno-ekonomicznym systemie powiązań. Myślę, że nadal sobie tego nie uświadamia. Stąd też biorą się jego próby obwiniania Wall Street za wszystkie ekonomiczne i polityczne niepowodzenia Stanów Zjednoczonych. Gdyby rozumiał, gdzie naprawdę leży ośrodek zarządzania jego stanowiskiem, nie gryzłby ręki, która go karmi. Jeśli Obama będzie kontynuował taką linię postępowania, niedługo - mówiąc kolokwialnie - zostanie wysadzony z siodła.

Bilion dolarów na kampanię
Wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych stały się obecnie spektaklem teatralnym. Jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy jest to, że od lat sześćdziesiątych utopijny socjalizm wywiera ogromny wpływ na mentalność Amerykanów, czyniąc ich niezdolnymi do odróżniania fantazji od rzeczywistości, a teatru od prawdziwego życia. Z tego też powodu również zbliżająca się kampania prezydencka w USA będzie zorganizowanym na wielką skalę spektaklem teatralnym. Dla Obamy zwycięstwo w wyborach prezydenckich było czymś przypominającym zdobycie statuetki Emmy.
Podobno Obama ma w swoim "rynsztunku bojowym" zgromadzony blisko bilion dolarów. Jako że utopijni socjaliści nie są w stanie odróżnić fantazji od rzeczywistości, sądząc, że coś takiego jak prawda i kłamstwo w ogóle nie istnieje, ale stojąc na stanowisku, że kategoria prawdy jest czymś, co zastosować można wszędzie i wobec każdego, mają tendencję do identyfikowania jej z tym, co normalna osoba wzięłaby po prostu za najbardziej przekonujące kłamstwo. Upatrują oni prawdy w najbardziej przekonującym kłamstwie, do którego jego autor będzie zdolny przekonać najwięcej osób. (Z tego właśnie powodu amerykańscy utopijni socjaliści nadal wierzą poprzedniemu prezydentowi Billowi Clintonowi). Przy takiej ilości pieniędzy i tak ogromnym poparciu mediów możemy się spodziewać, że zbliżająca się kampania wyborcza Baracka Obamy będzie jedną z najbardziej nieczystych gier w historii USA.

Nadzieja w Tea Party
Na przestrzeni ostatnich kilku dekad, szczególnie od kiedy wzrosła rola internetu, utrzymanie scentralizowanego zarządzania gospodarką, prowadzenie centralnej polityki społecznej i kulturalnej staje się coraz trudniejsze. Z tego właśnie powodu centralne banki doświadczają obecnie kryzysu - nie wyłączając z tego krajów Bliskiego Wschodu ani nawet Rosji. Centralizacja gospodarki stoi w sprzeczności z naturą nowych środków komunikacji międzyludzkiej. Jako że dwa sprzeczne kierunki nie mogą jednocześnie wyznaczać drogi rozwoju ludzkiej aktywności, jedna z tych tendencji musi w najbliższej przyszłości upaść.
Nowe kanały komunikacji nie poddają się scentralizowanej kontroli. Wręcz przeciwnie - ze swej natury, gdziekolwiek zaczynają one dominować, kierują się raczej oddolnymi, nie zaś odgórnymi tendencjami. Dzięki temu możliwe staje się także oddolne tworzenie ośrodków aktywności społecznej, ekonomicznej, kulturalnej czy politycznej. Skutkuje to przełamaniem monopolu do tej pory sprawowanego przez centralnie zarządzane ośrodki. Ignorowanie tego procesu byłoby próbą zaklinania rzeczywistości.
Tea Party na gruncie amerykańskim jest takim właśnie przejawem istnienia w społeczeństwie "ruchów oddolnych". W bardzo krótkim czasie stała się ona jednym z głównych graczy na amerykańskiej scenie politycznej. Obecnie "partia herbaciana" odgrywa kluczową rolę w prowadzeniu kampanii wyborczych na całym terenie Stanów Zjednoczonych. W połączeniu z użyciem nowych środków komunikacji oraz medium takiego jak "Talk Radio", wspiera ona proces konstytuowania się nowego porządku amerykańskiej sceny politycznej będącego w stanie coraz bardziej efektywnie ograniczać wpływy centralnie zarządzanych instytucji politycznych oraz potęg ekonomicznych sponsorowanych przez nie na przestrzeni wielu lat.
Nie potrafię powiedzieć, czy Tea Party i inne nowe instytucje i środki przekazu pomogą w odsunięciu Obamy od władzy w zbliżających się wyborach. Jedną z przyczyn, dla których trudno przewidzieć rozwój sytuacji, jest to, iż Tea Party i podobne jej ośrodki poprzez zwiększenie swoich politycznych wpływów być może będą w stanie wysunąć trzeciego kandydata, który weźmie udział w wyścigu o fotel prezydenta. Istnieje możliwość, że "Politycznie Wtajemniczeni" poprą tę kandydaturę, jeśli tylko zorientują się, że osoba, którą namaścili na prezydenta, została odrzucona przez jedną z partii politycznych, a z kolei ich alternatywny kandydat nie ma szans na zdobycie wymaganej większości głosów w wyborach powszechnych.
Wiele wskazuje na to, że Mitt Romney, możliwy kandydat Republikanów w wyborach prezydenckich, jest faworytem "Wtajemniczonych". Jeśli natomiast Republikanie wystawią w wyborach kandydaturę Newta Gingricha, wtedy "Wtajemniczeni" mogą zacząć zachęcać "trzecią siłę polityczną" do poparcia Obamy. Zrobią to, ponieważ Obamy zawsze mogą pozbyć się już po wyborach, Gingrich natomiast mógłby stanowić poważniejsze zagrożenie dla ich wpływów.
Cokolwiek się jednak stanie, wydaje się, że Obama właśnie pomaga innym kopać swój polityczny grób. Co więcej - niezależnie od naiwnych przekonań starej klasy politycznej, "dobrych chłopaków", którzy są przekonani o tym, że to oni "zarządzają całym tym interesem", stary porządek polityczny zaczyna się kruszyć. Dzieje się tak na całym świecie i dotyczy to także Ameryki. I właśnie ten proces otwiera przed Stanami Zjednoczonymi nowe możliwości i daje nadzieję na to, że Ameryka znowu stanie się Ameryką. Mam nadzieję, że taka możliwość otworzy się także przed Polską.

Prof. John Redpath
tłum. Agnieszka Żurek

Autor jest przewodniczącym Międzynarodowego Stowarzyszenia Étienne´a Gilsona (USA), emerytowanym profesorem St. John´s University w Nowym Jorku.

26.12.2011r.
Nasz Dziennik

 
RUCH RODAKÓW : O Ruchu Dolacz i Ty
RODAKpress : Aktualnosci w RR Nasze drogi
COPYRIGHT: RODAKnet