Czas najwyższy zablokować na zawsze "stachanowców nocnej zmiany"!
Trzeba przepędzić szkodników
Wykonawcy uchwały lustracyjnej sejmu z 28 maja 1992 r. stali się obiektem zmasowanej kampanii propagandowej. Jej ton nadawali postkomuniści oraz politycy związani z Unią Demokratyczną i środowiskiem "Gazety Wyborczej".
Prezydent Lech Wałęsa od początku nie ukrywał niechętnego stosunku do powołanego w końcu 1991 r. rządu Jana Olszewskiego. Jednym z pól konfliktu była sprawa lustracji.
Wedle relacji ówczesnego ministra spraw wewnętrznych Antoniego Macierewicza, już w początkach 1992 r. Wałęsa miał pojawić się w siedzibie MSW i w długiej rozmowie w cztery oczy przedstawić swoją formułę przeprowadzenia lustracji: "Rozmowa odbyła się w gabinecie ministra, przy długim, owalnym stole stojącym pod szczytowym oknem. Pomysł Wałęsy sprowadzał się do przyjęcia daty strajków czerwcowych 1976 r. i powstania ówczesnej jawnej opozycji za cezurę oddzielającą okres dopuszczalnej współpracy z SB od okresu, gdy współpraca ta miała być potępiona. Krótko mówiąc, jeśli ktoś współpracował przed 1976 r., należało według Wałęsy przymknąć na to oko, jeśli zaś dał się zwerbować potem, nie mógł liczyć na pobłażanie". Powyższa cezura strajków czerwcowych 1976 r. wydaje się dość znamienna z tego powodu, że właśnie wówczas nastąpiło zdjęcie "Bolka" z ewidencji operacyjnej gdańskiej bezpieki.
Posunięcia nowej ekipy rządowej zmierzały w kierunku rozpoznania, zinwentaryzowania i ujawnienia byłych komunistycznych agentów pełniących wysokie funkcje państwowe. 10 lutego 1992 r. powołano Wydział Studiów przy Ministrze Spraw Wewnętrznych, który rozpoczął systemową analizę pracy operacyjnej byłej SB oraz zachowanej po niej dokumentacji. Na czele zespołu stanął bliski współpracownik ministra Macierewicza - Piotr Woyciechowski. Zespół pracowników Wydziału Studiów wykonywał swoje obowiązki w atmosferze niechęci znacznej części kadry UOP wywodzącej się z SB. Dochodziło do utarczek słownych lub nawet stawiania oporu, jak to miało miejsce podczas próby dostania się podwładnych ministra Macierewicza do pomieszczeń wywiadu. W marcu i kwietniu 1992 r. Macierewicz w imieniu rządu przedkładał komisjom sejmowym poprawki do rozpatrywanych ustaw lub gotowe akty prawne, zmierzające do stworzenia mechanizmów pozwalających na oficjalne sprawdzanie wysokich urzędników państwowych pod kątem ewentualnej współpracy z SB. Bez takich procedur przeszłość żadnej osoby, w stosunku do której zachowały się kompromitujące dokumenty, nie mogła być przekazana opinii publicznej.
Macierewicz ujawnił również, że zarówno za rządów premiera Mazowieckiego, jak i premiera Bieleckiego, sprawdzano, kto z parlamentarzystów współpracował z SB. Jednym ze sprawdzających miał być Andrzej Milczanowski, drugim - minister Henryk Majewski. Wcześniej obaj publicznie podważali wiarygodność dokumentów byłej SB i przekonywali, że "grzebanie w nich" nie ma absolutnie żadnego sensu i znaczenia. Pojawiało się też coraz więcej informacji na temat zakulisowych gier w czasie kampanii prezydenckiej 1990 r. Wówczas po raz pierwszy wypłynęła na forum publicznym sprawa materiałów mających skompromitować Wałęsę. Kontrkandydat Wałęsy - Stanisław Tymiński mówił otwarcie o tajemniczych dokumentach ze swojej "czarnej teczki", w związku z czym ówczesny minister spraw wewnętrznych Krzysztof Kozłowski miał wtedy pokazać akta "Bolka" szefowi kampanii wyborczej Wałęsy - Jackowi Merklowi. Jeżeli taki fakt rzeczywiście miał miejsce, to jego legalizm wydaje się wątpliwy. Także z racji tego nie można wykluczyć, że za przeciekiem akt "Bolka" do Tymińskiego stał ktoś z MSW popierający Tadeusza Mazowieckiego - kontrkandydata Lecha Wałęsy. Sprawy tej jak dotąd nie zdołano potwierdzić dokumentami.
Ponadto ludzie Macierewicza ustalili, że tuż po wyborach w czerwcu 1989 r. podsekretarz stanu MSW gen. Henryk Dankowski nakazał oficjalne wyeliminowanie z sieci agenturalnej i zgromadzenie akt tajnych współpracowników SB, którzy dostali się do sejmu i senatu. Dankowski pisał: "Zdjęcie z ewidencji nie powinno oczywiście oznaczać przerwania kontaktu operacyjnego. Przeciwnie, należy podejmować różnorodne działania , by osoby te były coraz silniej związane z nami i coraz bardziej dyspozycyjne w realizacji zadań". W lipcu 1989 r. na polecenie Dankowskiego w MSW stworzono kartotekę agentów wybranych do parlamentu. Wspomniany zbiór archiwalny (oznaczony numerem 560) wkrótce potem zaginął.
Lustracja w cieniu Kremla
Odkrywanie podobnych faktów tylko wzmacniało determinację rządu w działaniach ukierunkowanych na przeprowadzenie lustracji. Tymczasem kontakty rządu i prezydenta ulegały wyraźnemu zaostrzeniu. Do otwartego konfliktu doszło w drugiej połowie maja 1992 r. Nieco wcześniej na forum Rady Ministrów jednoznacznie skrytykowano art. 7 przygotowywanej umowy polsko-rosyjskiej, który uważano za niekorzystny dla Polski ze względu na możliwość tworzenia spółek polsko-rosyjskich w dawnych bazach sowieckich. Pomimo zastrzeżeń rządu, 21 maja 1992 r. minister z Kancelarii Prezydenta, Andrzej Drzycimski, publicznie oświadczył, że zastrzeżenia rządu "zostały wycofane". Wobec takiej wypowiedzi jednego z bliskich współpracowników Wałęsy - przebywającego już w Moskwie w celu podpisania umowy - premier natychmiast wysłał mu szyfrogram z kategorycznym sprzeciwem wobec treści spornego artykułu. Ostatecznie jego tekst udało się zmienić na zdecydowanie bardziej korzystny dla Polski. Ale po powrocie do kraju prezydent oskarżył rząd o "nieodpowiedzialność", która mogła zakończyć się zerwaniem rozmów z Rosją.
Dezawuowanie przez prezydenta stanowiska rządu i forsowanie przez niego rozwiązań ocenianych jako szkodliwe dla Polski wzbudzały niechęć członków gabinetu Olszewskiego. W rządzie Olszewskiego pojawiały się głosy, że "miękka" postawa Wałęsy wobec rosyjskiego partnera może być spowodowana strachem przed wiedzą Moskwy na temat jego kontaktów z SB. Wedle raportu ówczesnego szefa kontrwywiadu UOP Konstantego Miodowicza, podległe mu służby miały uzyskać informację, jakoby Rosjanie dysponowali dokumentami sporządzonymi przez Wałęsę jako TW "Bolek". Według tegoż raportu "grafolodzy nie mieliby trudności z potwierdzeniem ich autentyczności". Warto w tym miejscu zauważyć, że w owym czasie zarzut agenturalnej przeszłości sformułował publicznie jeden z doradców premiera, Krzysztof Wyszkowski, który 23 maja 1992 r. na łamach dziennika "Nowy Świat" ujawnił, że minister spraw zagranicznych Krzysztof Skubiszewski był w przeszłości współpracownikiem SB, i pytał, ilu agentów było w rządzie Mazowieckiego.
26 maja 1992 r. Lech Wałęsa wysłał do marszałka sejmu Wiesława Chrzanowskiego oficjalne pismo, w którym poinformował o utracie zaufania do premiera Jana Olszewskiego i wycofaniu dlań swojego poparcia.
Kilka dni później doszło do wydarzenia przełomowego. 28 maja 1992 r. poseł Janusz Korwin-Mikke zgłosił wniosek o przeprowadzenie lustracji osób piastujących najwyższe stanowiska państwowe. Przedstawiciele Unii Demokratycznej i Kongresu Liberalno-Demokratycznego usiłowali zablokować uchwałę, opuszczając salę sejmową. Chcieli w ten sposób zerwać quorum. Kalkulacje te zawiodły, na sali zostało bowiem o dwie osoby więcej, niż wymagało tego prawo. Wobec opuszczenia sali obrad przez posłów UD i KLD oraz wstrzymania się od głosu postkomunistów, po dyskusji zdecydowaną większością głosów została przegłosowana uchwała o brzmieniu: "Niniejszym zobowiązuje się ministra spraw wewnętrznych do podania do dnia 6 czerwca 1992 r. pełnej informacji na temat urzędników państwowych od szczebla wojewody wzwyż, a także senatorów, posłów, a do dwóch miesięcy - sędziów, prokuratorów, adwokatów oraz do sześciu miesięcy - radnych gmin i członków zarządów gmin, będących współpracownikami Urzędu Bezpieczeństwa i Służby Bezpieczeństwa w latach 1945-1990".
29 maja 1992 r. prezydent Wałęsa wezwał do Belwederu ministra Macierewicza. Fragment znamiennego dialogu został pokazany w telewizji. "To jest zbyt skomplikowana sprawa - mówił Wałęsa - by rząd, by nawet prezydent, którego naród wybrał, mógł decydować bez konstrukcji prawnej, jak to ma być wykonane. Bez możliwości odwołania, udowodnienia. (...) Proszę pana, bardzo szeroka uchwała, bardzo nieprecyzyjne wykonanie, co może być bardzo wielkim nieszczęściem dla Polski. Ja ostrzegam pana i proszę o wielkie zastanowienie. Pan to dobrze wie, co było robione w latach siedemdziesiątych. Jakie podrzutki, jakie rzeczy do dzisiaj jeszcze krążą". "Pracowaliśmy cztery miesiące - przekonywał Macierewicz - by wszystkie możliwe posądzenia, uchybienia, fałszerstwa zostały wyeliminowane. I gwarantuję panu, panie prezydencie, że wszystko, co zostanie ujawnione, będzie absolutnie zgodne z prawdą". Minister Macierewicz uznał rozmowę za element presji i "działania wyprzedzające" Wałęsy, usiłującego wszelkimi metodami zablokować ujawnienie jego przeszłości. Obecność telewizji oraz sposób przeprowadzenia rozmowy zinterpretował jako sygnał prezydenta, że zaatakuje on wykonawców uchwały, a także jakich użyje wówczas argumentów.
Puzzle Wałęsy
Wśród ponad 900 osób, które Antoni Macierewicz musiał sprawdzić w pierwszej kolejności, był również prezydent Lech Wałęsa. Oprócz dokumentów otrzymanych w tej sprawie od Milczanowskiego jeszcze przed przyjęciem uchwały sejmu z 28 maja 1992 r., podwładni Macierewicza odnaleźli dokumenty Biura Studiów SB dotyczące tzw. operacji specjalnych w sprawie Wałęsy, w których wyraźnie pisano, że w operacjach tych chodziło o ">przedłużenie działalności< TW ps. >Bolek<, tj. L[echa] Wałęsy, o minimum 10 lat". Jednak chcąc wyświetlić wszystkie możliwe aspekty tej sprawy, należało dokonać kwerendy w archiwaliach gdańskiej SB. Pracownicy powołanego przez szefa MSW Wydziału Studiów, wyposażeni w stosowne pełnomocnictwa, przybyli 31 maja 1992 r. (niedziela) do Delegatury UOP w Gdańsku w celu ewentualnego odszukania innych dowodów. Sprawdzali oni przede wszystkim, czy zachowały się materiały archiwalne TW ps. "Bolek". Kiedy upewniono się, że ich nie ma, przeglądano dokumentację dotyczącą niszczenia akt SB w latach 1989-1990. Próbowano też odnaleźć dziennik archiwalny (w którym rejestrowano teczki agentów złożone do archiwum SB) wyeliminowanej sieci agenturalnej byłej Komendy Wojewódzkiej MO/WUSW w Gdańsku. Bez rezultatu.
Na drugi dzień, 1 czerwca 1992 r., kierownictwo Delegatury zostało telefonicznie poinformowane o przyjeździe kolejnej grupy pracowników Wydziału Studiów. Do Gdańska dotarła ona ok. godz. 21 - jej członkowie poprosili o "wydanie wszystkich materiałów archiwalnych świadczących o możliwości współpracy Lecha Wałęsy z SB".
Dla efektów poszukiwań kluczową postacią okazał się ówczesny naczelnik Wydziału Ewidencji i Archiwum Delegatury UOP w Gdańsku, por. Krzysztof Bollin. Począwszy od 1991 r., prowadził kwerendę archiwalną na potrzeby prokuratury w sprawie "wydarzeń grudniowych" 1970 r. Wówczas natrafił na ślady działalności Lecha Wałęsy. Poruszony znaleziskiem, zaczął poszerzać kwerendę. Później, w notatce służbowej, napisał: "Był to dla mnie bardzo silny wstrząs psychiczny, chciałem koniecznie sprawdzić, czy to prawda. Dlatego poszukałem informacji na ten temat w innych materiałach, znalazłem jeszcze inne informacje dotyczące tego tematu". Bollin w przeszłości był aktywnym działaczem Ruchu Młodej Polski i trójmiejskiego podziemia, dla którego Wałęsa był legendą i liderem ruchu antykomunistycznego. Do pracy w UOP rekomendował go Hodyszowi Aleksander Hall. Bollin nie myślał zapewne, że w życiorysie Wałęsy był okres związków z bezpieką w latach 70. Zaczął on zbierać informacje na temat "Bolka" i umieszczać je w kasie pancernej. Zorientował się szybko, że przeszłość Wałęsy jest w gdańskim UOP tajemnicą poliszynela: "Osobiście kilkakrotnie w prywatnych rozmowach z byłymi funkcjonariuszami SB słyszałem o współpracy Lecha Wałęsy z SB" . W czerwcu 1991 r. por. Bollin sporządził trzy notatki służbowe na temat dokumentów dotyczących Wałęsy, odnalezionych w trzech sprawach operacyjnych prowadzonych przez gdańską SB ("Arka", "Jesień 70" i "Klan"/"Związek"). Do dziś zachowała się tylko jedna ze wspomnianych notatek, zawierająca szczegółowe omówienie SO krypt. "Arka" prowadzonej na Stocznię Gdańską im. Lenina. W tomach 2 do 5 sprawy krypt. "Arka" miało znajdować się wiele dokumentów dotyczących Wałęsy. Krzysztof Bollin pisał: "Wśród doniesień agenturalnych zamieszczonych w materiałach sprawy obiektowej krypt[onim] >ARKA< znajduje się 15 informacji pochodzących od tajnego współpracownika ps. >Bolek<".
W tym stanie akta przeleżały w archiwum do czasu przegłosowania uchwały sejmowej z 28 maja 1992 r. Z powodu braku czasu ekipa przysłana do Gdańska przez szefa UOP Piotra Naimskiego nie mogła dokonać solidnej kwerendy źródłowej w celu odnalezienia większej liczby dokumentów dotyczących działalności "Bolka". Z konieczności więc podwładni Macierewicza oparli się na wynikach pracy por. Bollina. Ten przekazał przybyszom opisane już - sporządzone przez niego w czerwcu 1991 r. - trzy notatki oraz dołączone do nich kserokopie donosów "Bolka". Na ich podstawie wytypowano i zabrano do Warszawy pięć tomów akt pochodzących z trzech zachowanych w archiwum Delegatury w Gdańsku spraw operacyjnych. Oprócz wspomnianej dokumentacji pracownicy gabinetu ministra skopiowali w Delegaturze kartę z dziennika rejestracyjnego rozpoczynającą się od numeru 12516 do numeru 14540. Na wspomnianej stronie znajdowała się rubryka numer 12535, do której odsyłała zachowana wówczas w oryginale karta rejestracyjna dotycząca Wałęsy. Zapisy z tej rubryki pasowały do danych zawartych w karcie rejestracyjnej dotyczącej prezydenta.
Kolekcję zgromadzonych dokumentów uzupełniał oryginał odnalezionego przez pracowników Wydziału Studiów "Arkusza ewidencyjnego osoby podlegającej internowaniu z 28 listopada 1980 r.". W krótkiej charakterystyce personalnej Wałęsy napisano: "Członek Komitetu Strajkowego. 29 XII 1970 r. pozyskany do współpracy z SB. W okresie 1970-[19]72 przekazał szereg informacji dot[yczących] negatywnej działalności pracowników Stoczni". A zatem minister Macierewicz posiadał przed 4 czerwca 1992 r. kilkadziesiąt istotnych dla sprawy dokumentów, które odsłaniały kompromitującą przeszłość prezydenta RP.
Koalicja strachu
Na drugi dzień po przyjęciu przez sejm RP uchwały lustracyjnej z 28 maja 1992 r. w imieniu grupy 65 posłów Unii Demokratycznej, Kongresu Liberalno-Demokratycznego i Polskiego Programu Gospodarczego (tzw. mała koalicja) Jan M. Rokita złożył w sejmie wniosek o wotum nieufności dla rządu Jana Olszewskiego. Zarówno w samym wniosku, jak i w późniejszych wypowiedziach rządowi stawiano wiele zarzutów dotyczących polityki wewnętrznej, szczególnie gospodarczej. Poseł Jan Lityński (UD) argumentował: "Ten rząd po prostu nic nie robi. Podczas pięciu miesięcy swego istnienia nie przygotował żadnej koncepcji polityki gospodarczej. Zupełnie zastopował prywatyzację. Koncepcje polityki społecznej, które przedstawił, były tak słabe, że nadawały się tylko do kosza. (...) Równie krytycznie oceniam polityczną działalność obecnej ekipy. Prowokując nieustanne awantury z parlamentem i prezydentem, rząd przyczynił się do paraliżu głównych ośrodków władzy w państwie".
Zastanawiające, że pomimo bardzo burzliwej debaty publicznej dnia poprzedniego sprawa uchwały sejmu z 28 maja 1992 r. na ogół nie była tu wymieniana. Pytanie, czy sprawa ta stała się z dnia na dzień nieważna, czy też przemilczanie tej kwestii było świadomą taktyką przeciwników rządu, pozostaje otwarte. Jest też faktem, że 29 maja 1992 r. grupa posłów z tzw. małej koalicji skierowała do Trybunału Konstytucyjnego wniosek o zbadanie zgodności uchwały z konstytucją. Znacząca jest także postawa wspierającej środowiska niechętne rządowi "Gazety Wyborczej". O ile informacja o złożeniu wotum nieufności wobec rządu została jedynie wzmiankowana, o tyle tematem dnia była uchwała sejmu z 28 maja 1992 r. oraz metody prawne i sztuczki prawnicze, którymi można byłoby zatrzymać jej realizację. Uchwałę skrytykował też Michał Boni, poseł KLD, odwołując się do historiozoficznych rozważań na temat polskiej inteligencji i atakując inicjatorów lustracji: "To, co obserwujemy obecnie, jest końcem pewnej formacji umysłowej. Jest końcem tego modelu polskiej inteligencji, jaki powstał po powstaniu styczniowym. Jest końcem pewnego etosu. Przez te trudne sto dwadzieścia lat, ze zmiennymi doświadczeniami, w etosie tym i polskiej opinii publicznej dominował prymat prawdy nad manipulacyjną efektywnością. (...) Obrona wartości jest wyśmiewana, sejmowy błazen, jakim jest Janusz Korwin-Mikke, przywdziać może niepasujący do niego kostium Katona, oby się nie okazało, że kata. (...) Nie ma w tej okrutnej, hazardowej grze parlamentarnej ani wygranych, ani przegranych. Zaczęła przegrywać polska racja stanu". Jednak czytając podobne opinie, trzeba pamiętać, że kilka dni później nazwisko Boniego znalazło się na liście przygotowanej dla sejmu przez ministra Antoniego Macierewicza. Do podpisania zobowiązania do współpracy z SB przyznał się dopiero w 2007 r.
Głosowanie w sprawie wotum nieufności dla gabinetu Jana Olszewskiego zaplanowano na 5 czerwca 1992 r. Ugrupowania trwale wspierające rząd (przede wszystkim Zjednoczenie Chrześcijańsko-Narodowe, Porozumienie Centrum i Porozumienie Ludowe) były zbyt słabe, by zapobiec jego upadkowi, w takim samym stopniu, jak siły jego przeciwników - tzw. mała koalicja plus SLD, nie wystarczały, żeby go obalić. Kluczowe było więc to, jak zachowają się Polskie Stronnictwo Ludowe i Konfederacja Polski Niepodległej. Już w drugiej połowie maja nastąpiło wyraźne ożywienie w kontaktach PSL i prezydenta. Pośrednikiem i architektem tego procesu był Aleksander Bentkowski, były minister sprawiedliwości w rządzie Tadeusza Mazowieckiego. Kilka lat później, kiedy do sejmu wróciła sprawa lustracji, a Bentkowski pasywnie przyglądał się dyskusji nad ustawą, tygodnik "Nie" opublikował obciążające go dokumenty bezpieki. Nie pochodziły one jednak z archiwów UOP, lecz z prywatnych kolekcji.
Będąc osobą odnotowaną w ewidencji operacyjnej SB jako TW o pseudonimach "Arnold" i "Kamil", do zwolenników rządu Olszewskiego - a przede wszystkim lustracji - raczej nie należał. W tym czasie Bronisław Geremek rozpoczął promowanie w prezydium Unii Demokratycznej osoby Waldemara Pawlaka jako kandydata na premiera. Waldemar Kuczyński stawia tezę, że już w czasie wizyty w Moskwie Geremek i Wałęsa chcieli przy pomocy lidera PSL "wysadzić" rząd Jana Olszewskiego. W kierownictwie PSL dojrzewał plan poparcia sił dążących do obalenia rządu w zamian za stanowisko premiera dla Waldemara Pawlaka. Po przyjęciu uchwały lustracyjnej działania Belwederu zostały gwałtownie przyśpieszone. 2 czerwca 1992 r. na raucie w ambasadzie włoskiej doszło do znamiennej wymiany zdań pomiędzy Mieczysławem Wachowskim a jednym z liderów UD - Jackiem Kuroniem. Kuroń wspominał: "Powiedziałem mu, że teraz, po zgłoszeniu uchwały lustracyjnej, już rozumiem, że nie ma rady - trzeba przepędzić szkodników. Mietek popatrzył na mnie uważnie i powiedział: - Ale do tego przepędzenia trzeba się bardzo poważnie przygotować. Co zrobić? - zapytałem. Przydałby się wam jakiś rolnik jako kandydat na premiera".
Na początku czerwca 1992 r., podczas poufnego spotkania z Pawlakiem, Mazowiecki obiecał wsparcie prezesa ludowców w zamian za pomoc PSL w obaleniu rządu Jana Olszewskiego. Już 3 czerwca 1992 r. Wałęsa oficjalnie zaproponował Waldemara Pawlaka jako kandydata na premiera. Wobec powyższych wydarzeń próba uzyskania przez Olszewskiego wsparcia ze strony PSL byłaby z góry skazana na niepowodzenie. Premier mógł jeszcze próbować uzyskać poparcie KPN. W czasie rozmów z rządem lider tej partii Leszek Moczulski zażądał dla siebie funkcji wicepremiera i ministra obrony. Ale kłopot polegał na tym, że w archiwach MSW zachowała się jego teczka personalna i teczki pracy dokumentujące jego współpracę z komunistyczną tajną policją, jako współpracownika o ps. "Lech".
"Obalić ten rząd!"
4 czerwca 1992 r. w godzinach rannych minister Macierewicz wręczył przewodniczącym wszystkich klubów parlamentarnych koperty z listą zawierającą 64 nazwiska parlamentarzystów, członków rządu i ministrów Kancelarii Prezydenta, co do których zachowały się przynajmniej zapisy ewidencyjne świadczące o zarejestrowaniu ich jako tajnych współpracowników (różnych kategorii) byłej SB. W oddzielnej kopercie znajdowała się kolejna lista, która została wręczona prezydentowi, marszałkom sejmu i senatu, Pierwszemu Prezesowi Sądu Najwyższego oraz przesłana do Trybunału Konstytucyjnego. Na liście tej figurowały tylko dwa nazwiska - marszałka sejmu Wiesława Chrzanowskiego oraz prezydenta Lecha Wałęsy. Sposób, w jaki Macierewicz zdecydował się zrealizować pierwszą część uchwały sejmu z 28 maja 1992 r., jest czytelny. Podstawą do sporządzenia listy były zapisy ewidencyjne Służby Bezpieczeństwa bez wskazywania, kto jest agentem, a kto nie. W dokumentacji, którą otrzymał każdy poseł, były podstawowe informacje zarówno na temat zniszczeń dokonanych w aktach SB, jak i metodologii sporządzenia listy. Specjalna notatka dołączona do listy informowała: "Minister spraw wewnętrznych pragnie kategorycznie stwierdzić, iż nie uważa się za upoważnionego, by określać, kto był, a kto nie był współpracownikiem Urzędu Bezpieczeństwa i Służby Bezpieczeństwa. Minister spraw wewnętrznych może jedynie przekazać do wiadomości odnalezione w archiwach podległych mu służb dane operacyjne i archiwalne dotyczące tej kwestii".
Jeden z czołowych działaczy KLD, Jacek Merkel, tak wspominał moment wykonania przez Macierewicza uchwały sejmowej o lustracji: "Rano [4 VI 1992 r.] odbieram telefon od Donalda. Tusk jako przewodniczący klubu parlamentarnego prosi mnie o natychmiastowy przyjazd do Warszawy, obecność obowiązkowa. Dzwonił zresztą nie tylko do mnie, ale do wszystkich członków klubu. Więc ja szybko do banku, otworzyłem posiedzenie, pobyłem ze dwie godziny i w samochód. W Warszawie zjawiłem się między 5 a 6 po południu. Kamienne twarze. Pytam: co się stało? Donald mówi: wyciągnęli teczki, trzasnęli w trzech od nas, co robimy? Ja: to co? Atakujemy! Tusk mówi: wiesz, jedyne co można zrobić, to obalić ten rząd".
Na liście przygotowanej dla sejmu przez Macierewicza znajdował się również urzędujący prezydent. Początkowo prezydent znalazł się w defensywie. Próbując tłumaczyć, dlaczego jego nazwisko figuruje na liście z informacją o współpracy z SB w latach 1970-1976 pod pseudonimem "Bolek", wydał oświadczenie dla Polskiej Agencji Prasowej: "Byłem przywódcą strajku, próbowałem różnych możliwości i różnych sposobów walki. Aresztowano mnie wiele razy. Za pierwszym razem, [w] grudniu 1970 roku, podpisałem 3 albo 4 dokumenty. Podpisałbym prawdopodobnie wtedy wszystko, oprócz zgody na zdradę Boga i Ojczyzny, by wyjść i móc walczyć. Nigdy mnie nie złamano i nigdy nie zdradziłem ideałów ani kolegów".
To niejasne oświadczenie nie wykluczało możliwości istnienia kompromitujących fragmentów życiorysu Wałęsy po grudniu 1970 r. Jednak oświadczenie to zostało szybko wycofane i zastąpione innym, o zupełnie odmiennej treści: "Teczki ze zbiorów MSW uruchomiono wybiórczo. Podobny charakter ma ich zawartość. Znajdujące się w nich materiały zostały w dużej części sfabrykowane. (...) Zastosowana procedura jest działaniem pozaprawnym. Umożliwia polityczny szantaż. Całkowicie destabilizuje struktury państwa i partii politycznych. Kwestie etyczne związane z tą operacją, mającą już w swoim założeniu charakter manipulacji, pozostawiam bez komentarza" . Geneza wolty Wałęsy jest oczywista. Pomiędzy obiema depeszami, w czasie telefonicznych konsultacji z Geremkiem, Kuroniem i Moczulskim, prezydent zorientował się, że w sejmie istnieje większość zdolna do natychmiastowego odwołania rządu.
Nocna zmiana
W sejmowych kuluarach prezydent spotkał się z grupą liderów czołowych ugrupowań politycznych. Główną rolę w obradach, oprócz Wałęsy, odgrywał inny polityk mający sporo do stracenia - Leszek Moczulski. Oto fragment prowadzonych wówczas rozmów.
Moczulski: "Właściwie tak tuśmy doszli do wniosku, że można nawet w tej chwili powołać nowego premiera na tak zwane porozumienie dżentelmeńskie, żeby na tydzień był premierem. W ciągu tygodnia uformujemy koalicję".
Wałęsa: "Wy nie wiecie, jak daleko oni zaszli, dlatego trzeba ich błyskawicznie. Natychmiast, dzisiaj!".
Pawlak: "Tylko że to jest trochę gangsterski chwyt".
Wałęsa: "Słuchajcie, bo jak [Pawlak] nie przejdzie, to jesteśmy w bardzo trudnej sytuacji. Toż możemy się porozumieć, że później będziemy robić różne układanki jeszcze. Ale natychmiast trzeba zablokować tych ludzi, żeby nie przyszli do biura".
Tusk: "Jeśli SLD nie skrewi, to [odwołanie rządu] przejdzie".
Wałęsa: " Dzisiaj, natychmiast, dzisiaj. Ja jutro nie mogę ich wpuścić do biura!".
Z chwilą powrotu prezydenta i liderów poszczególnych klubów na salę sejmową los rządu Olszewskiego był przesądzony. W jego obronie stanęli jednak posłowie Józef Frączek (PL), Jarosław Kaczyński (PC) oraz Stefan Niesiołowski (ZChN). Ten ostatni mówił z trybuny sejmowej: "Jest to rząd autentycznego, a nie deklaratywnego antykomunizmu. Jest to rząd odejścia od >okrągłego stołu<, odejścia od >grubej kreski<; (...) jest to jakby symboliczny powrót (...) do kontraktu >okrągłego stołu<. W imię czego, panowie, sięgacie po władzę? Co macie do zaproponowania? Co właściwie chcecie (...)? Robicie błąd polityczny i Polska tego błędu politycznego wam nie zapomni" . W debacie wystąpił też poseł Kazimierz Świtoń, który bez ogródek stwierdził: "Jako stary opozycjonista, odpowiedzialny za swoje słowa, pragnę powiedzieć, że na drugiej liście jest pan prezydent jako agent Służby Bezpieczeństwa" (słowa te zostały wykreślone z oficjalnego protokołu posiedzenia sejmu). Kiedy Świtoń wypowiadał swoje słowa, siedzący w loży prezydenckiej Wałęsa wybuchnął śmiechem. Po burzliwej debacie rząd został odwołany zdecydowaną większością głosów (za było 273 posłów, przeciw 119, a 33 wstrzymało się). Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami, 5 czerwca 1992 r. na premiera wybrano Waldemara Pawlaka. Nowy premier w pierwszej kolejności doprowadził do usunięcia szefów MON i MSW. Kamera prezydencka uchwyciła interesującą scenę, w której Wałęsa odpytuje Pawlaka z tego, co ma mówić i robić. Pawlak: "Potem po powołaniu składam podziękowanie. (.) sytuacja jest dramatyczna, wniosek o MSW i MON, i tak czyszczę sobie UOP". Wałęsa: "Tak jest!".
Przemysł pogardy
Wykonawcy uchwały lustracyjnej sejmu z 28 maja 1992 r. stali się obiektem zmasowanej kampanii propagandowej. Jej ton nadawali postkomuniści oraz politycy związani z Unią Demokratyczną i środowiskiem "Gazety Wyborczej". Przykładem takiej kampanii może być książka "Teczki, czyli widma bezpieki" (pod red. Jacka Snopkiewicza, współpraca Aleksandra Jakubowska i Dariusz Wilczak). Na okładce przedstawiono twarz Macierewicza z charakterystycznym paskiem na oczach, przez co zapewne sugerowano, że jest on podejrzany o przestępstwo. Pod zdjęciem widnieje komunikat: ">Czarny scenariusz< czerwcowego przewrotu". Jeden z autorów tej książki, Jacek Podgórski, po latach okazał się funkcjonariuszem UOP na etacie niejawnym, który jako dziennikarz miał publikować w prasie artykuły mające skompromitować polityków prawicy. Także Władysław Frasyniuk i Zbigniew Bujak publicznie oskarżyli wówczas Macierewicza, że w czasie stanu wojennego wyszedł z podziemia na skutek porozumienia z gen. Czesławem Kiszczakiem. Z kolei Piotrowi Naimskiemu zarzucili podpisanie tzw. lojalki, czyli deklaracji lojalności wobec władz w czasie trwania stanu wojennego. Oba oskarżenia nie zostały poparte żadnymi dowodami. Realizatorów uchwały sejmu atakowali m.in.: poseł UD Jacek Taylor, Bronisław Geremek, Jacek Kuroń i Jan Nowak Jeziorański. Najważniejsze media w kraju przedstawiały lustrację jako spisek ludzi kierujących się niskimi pobudkami. Janina Paradowska z "Polityki" pisała: "Uderzyć w prezydenta, niektórych ministrów, na których zresztą używano sobie od dawna, wywrzeć presję na potencjalnych koalicjantów, dokonać przegrupowania w niektórych partiach politycznych. Z ujawnionych faktów tylko tyle daje się, jak dotąd, odczytać. Wielkie słowa o konieczności oczyszczenia, moralnym zadośćuczynieniu, o Polsce, ugrzęzły w manipulacjach, kłamstwach, w chorobliwej wręcz chęci utrzymania się przy władzy".
W podobnym stylu pisało wielu dziennikarzy, wśród nich bardzo groźny agent SB pracujący w "Gazecie Krakowskiej" i "Gazecie Wyborczej" Lesław Maleszka. Adam Michnik zapowiadał bliski wybuch wojny domowej: "Polska straciła swoją niepowtarzalną historyczną szansę. Polska zrujnowała swój międzynarodowy autorytet i prestiż. Polska zaczyna być traktowana jak bananowa republika. Bardzo chciałbym się mylić, lecz jeżeli dekomunizatorzy będą kontynuować dekomunizację wedle receptury i technologii Antoniego Macierewicza, Polska może stanąć w ogniu".
Działania prezydenta Wałęsy wsparł gen. Jaruzelski - w przeszłości współpracownik stalinowskiej Informacji Wojskowej o pseudonimie "Wolski". W jednym z wywiadów twierdził: "Rad jestem, że sprawy zostały opanowane i chcę podkreślić w tym szczególną rolę Lecha Wałęsy" . Głos zabrał również gen. Czesław Kiszczak: "Nie sądziłem, że ci, którym władzę przekazaliśmy nieomal na złoconym talerzu, będą postępowali tak, jak postępują. Nie sądziłem, że zostanie rozpętana afera teczkowa, że sejm przyjmie uchwałę lustracyjną, ze wszystkimi jej konsekwencjami. Nie po to organizowaliśmy >okrągły stół<, nie po to byłem jednym z jego konstruktorów, by działo się to, co się dzieje. (...) Był to najdogodniejszy moment [do oddania władzy], przeciwnik był tak osłabiony, że uznaliśmy, że obędzie się bez jakichkolwiek awantur. Inna rzecz, że nie przewidzieliśmy, iż rząd premiera Mazowieckiego, że grupa mądrych ludzi z obozu >Solidarności<, tak łatwo odda władzę oszołomom politycznym. Zakładaliśmy, że to będzie stabilna władza".
Politycy związani z rządem Jana Olszewskiego (Jarosław Kaczyński, Jan Parys, Antoni Macierewicz i Adam Glapiński), pozbawieni dostępu do mediów i zepchnięci na margines życia politycznego, organizowali antywałęsowskie demonstracje. Ważnym wydarzeniem stała się opublikowana w styczniu 1993 r. przez Piotra Semkę i Jacka Kurskiego książka "Lewy czerwcowy", ujawniająca kulisy obalenia rządu Olszewskiego. Otoczenie prezydenta odmówiło ustosunkowania się do informacji podanych w publikacji, a rzecznik prasowy Wałęsy, minister Andrzej Drzycimski, nazwał głównych bohaterów książki "biegnącymi w szparach chodników insektami". W wystąpieniu radiowym sugerował, że są oni agentami SB.
Przeciwnicy Lecha Wałęsy mieli również kłopoty formalnoprawne. W marcu zastępca prokuratora generalnego (potem szef Kancelarii Prezydenta RP Lecha Wałęsy) Stanisław Iwanicki złożył wniosek o uchylenie immunitetu poselskiego Antoniemu Macierewiczowi, który - wedle prokuratury - przesyłając sejmowi informacje żądane na mocy uchwały z 28 maja 1992 r., nie zachował stosownych przepisów, przez co "ujawnił tajemnicę państwową", którą wcześniej nałożono "ze względu na bezpieczeństwo państwa". Podobny wniosek złożono w sprawie Jarosława Kaczyńskiego. Prokuratura rozpoczynała kolejne śledztwa i postępowania w sprawie publikowania plakatów, artykułów prasowych i książek "pomawiających" urzędującą głowę państwa o współpracę z SB.
W rozgrywki polityczne zaangażowano także UOP i prokuraturę. Przy gabinecie ministra Andrzeja Milczanowskiego istniał wówczas specjalny Zespół Inspekcyjno-Operacyjny kierowany przez byłego oficera SB płk. Jana Lesiaka. Funkcjonariusze kontrwywiadu UOP zrywali nawet plakaty nawołujące do antywałęsowskich demonstracji.
W tym samym czasie prezydent Wałęsa wraz z grupą najwyższych urzędników państwowych i funkcjonariuszy służb specjalnych "wyprowadził" z archiwum Urzędu Ochrony Państwa najważniejsze dokumenty dotyczące działalności "Bolka". Ale to już temat na zupełnie inny artykuł.
Sławomir Cenckiewicz, Piotr Gontarczyk
Zobacz, jak to wyglądało - OBEJRZYJ FILM (reż. Jacek Kurski, Michał Balcerzak)
04.06.2012r.
Gazeta Polska