Gdzie nie spojrzeć - stalinowskie dzieci
Rozmowa z Wojciechem Cejrowskim
Gdzie nie spojrzeć: w sądach czy w mediach - od rozrywki po publicystykę - dzieci stalinowskich prokuratorów, agenci komunistycznych służb. Są! Ja ich widzę. No to "Precz z komuną!" należy się jak najbardziej - mówi Wojciech Cejrowski, podróżnik, pisarz i dziennikarz, w rozmowie z Joanną Lichocką z "Gazety Polskiej".
Śpiewa Pan "Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie". To o takich jak Pan zatem prezydent Bronisław Komorowski mówił w Dzień Niepodległości, że trzeba śpiewać za nich, za tych, którzy nie zauważyli jeszcze, że mamy wolną Polskę.
Przestałem słuchać, co mówi pan Komorowski. Te głupoty słowne i ciągłe wpadki spowodowały, że teraz już nie chcę się denerwować ani wstydzić za niego. A w sprawie niepodległości mam inne zdanie i tyle. Pan Komorowski twierdzi, że oddanie władzy organom unijnym to nie jest utrata suwerenności, ja uważam na odwrót.
"Precz z komuną!" jest nadal aktualne?
A nie jest? Czy Pani nie zauważyła w polskich instytucjach władzy Oleksego, Millera, Kalisza i tych wszystkich działaczy PSL, którzy w stanie wojennym byli "towarzyszami ludowcami"? Gdzie nie spojrzeć: w sądach czy w mediach - od rozrywki po publicystykę - dzieci stalinowskich prokuratorów, agenci komunistycznych służb. Są! Ja ich widzę. No to "Precz z komuną!" należy się jak najbardziej.
Poszedł Pan na Marsz Niepodległości organizowany przez narodowców. Potem publicznie wyraził Pan uznanie, że spalono tęczę.
Narodowcy jedynie złożyli papiery w urzędzie, a poszły ogólnie wszystkie środowiska niepodległościowe - widziałem przeróżne flagi, bannery. Szedłem z Mamusią otoczony przez trzy kontrastowe drużyny kiboli. Było piknikowo.
Uznanie dla spalenia tęczy owszem, wyraziłem, gdyż uważam, że zamiast ukrywać swoje opinie i poglądy, powinniśmy je pokazywać. Prawda nas wyzwoli, a nie dziennikarstwo tak zwane obiektywne, czyli udające, że poglądów nie ma.
Spalenie tęczy... można różnie odbierać: jest aspekt religijny, czyli bluźnierstwo, jest światopoglądowy, jest kulturowy, jest estetyczny... To dziełko nie było "artystyczne", tylko zwyczajnie brzydkie; pospolite i bez wyobraźni. Teraz jest lepsze. Teraz na pewno ma w sobie więcej ze sztuki, bo 11 listopada odbył się performance z ogniem, a teraz jest kolejny performance z zawieszaniem kwiatów. Dopiero po 11 listopada ta rzecz, ta tęcza, ożyła i nabrała walorów dzieła sztuki. Co nie zmienia faktu, że stanowi bluźnierstwo i należy ją usunąć. Poza tym do palenia prowokują władze Warszawy - butne wypowiedzi HGW, że odbuduje tęczę tyle razy, ile będzie spalana - za pieniądze warszawiaków, którzy ewidentnie tęczy nie chcą. HGW jako organ ma obowiązek pracować dla wszystkich, łagodzić konflikty, a podsyca je, stając po stronie mniejszości - w ten sposób zaprasza do "zabawy w palenie tęczy". Wyraźnie prowokuje.
Ale wie Pani, mnie coś zupełnie innego chodziło po głowie, gdy ucieszyło mnie spalenie tęczy - to były te same radosne emocje, które czułem, kibicując Frasyniukowi w stanie wojennym. Frasyniuk to był wtedy w propagandzie "terrorysta" i jednocześnie mój osobisty bohater. I jeszcze jeden moment, który mi chodzi po głowie, kiedy słucham o tych kilku petardach wrzuconych przez płot ruskiej ambasady - Stefan Niesiołowski działał czynnie w "organizacji terrorystycznej", która przygotowywała wysadzenie w powietrze muzeum Lenina. Zbierali trotyl, robili testy w terenie - Niesiołowski robił bomby. Na wieść o tamtym zamachu (na Lenina) naród dostał pozytywnego kopa, wszyscy szeptali o tym z radością, chociaż ze sprawców zrobiono kryminalistów i skazano za terroryzm. Ja więc dzisiaj dziwię się tym panom, kiedy oni krytykują zachowania pod ruską ambasadą. Przecież to są zachowania z tych samych pobudek. O co więc chodzi?
O przemoc. I głupotę albo prowokację. Palenie tęczy jest zwyczajnym wandalizmem, obrzucenie ambasady wyglądało jak prowokacja, którą świetnie wykorzystała Moskwa do upokorzenia Polski i pokazania w zachodnich mediach "nazistowskich chuliganów". Żaden z tych czynów nie był bohaterstwem.
No to się nie zgadzamy. Palenie ruskiego czołgu na Węgrzech w roku 1956 to też wandalizm? Zależy, kto ten czyn ocenia. Głaskanie Moskwy nie ma sensu, a upokorzenie Polski, o którym Pani mówi, jest bardzo dobre w dłuższej perspektywie. Polacy nie lubią być upokarzani, szczególnie przez Moskala. Pojawia się więc teraz irytacja (pozytyw!) i spostrzeżenie, że PO to lizusy, które nie potrafią lub nie chcą radzić sobie z takimi prostymi sprawami. A to jest sprawa prosta do załatwienia. Porządny minister spraw zagranicznych i patriota załatwiłby to w 3 minuty za pomocą listów, w których odpowiedziałby Moskwie moskiewskim językiem, przypomniał kilka ich zbrodni dla równowagi. Za "nazistowskich chuliganów" można pięknie odpowiedzieć "nazistowskim sojusznikom". Pani pytanie prezentuje postawy niesuwerenne.
Dlaczego tęcza na placu Zbawiciela ma być symbolem homoseksualizmu? Z tego co wiadomo, nie była jako taki symbol zaprojektowana, wcześniej stała na murach klasztoru Wigry, gdy jeszcze był Domem Pracy Twórczej.
Ona nie "ma być", tylko jest symbolem sodomitów. Przed spaleniem żadna strona debaty tego nie kwestionowała. Sodomici cieszyli się, gdy tęcza stawała na placu Zbawiciela i ogłosili, że nareszcie mają swój pomnik. A po spaleniu - jak zauważył Stanisław Michalkiewicz - to oni, a nie artyści czy meteorolodzy, poczuli się zaatakowani i nazwali spalenie tęczy "homofobią".
Tęcza zmieniła miejsce i zmieniła kontekst. Czym innym jest świeca ustawiona na ołtarzu, czym innym ta sama świeca wsadzona w tort, a jeszcze czym innym wsadzona w tyłek, prawda?
Nie odkręcajmy teraz kota ogonem, że wciąż chodzi o biblijny znak po potopie, kiedy pederaści zwołują się pod tą tęczą na homoseksualne pocałunki.
Czy przypadkiem nie jest zamierzeniem postkomuny, by przedstawiać środowiska wolnościowe, prawicowe przez pryzmat tych problemów? By prawicę wpuścić w kanał debaty dotyczącej homoseksualizmu, gender itp.? I żeby przy tej okazji okazywała się zwyczajnie nie nazbyt mądra - bo wszędzie widzi gejowskie symbole i cieszy się ze spalenia tęczy, która większości warszawiakom nie przeszkadzała?
A co się Pani ogląda na to, co "zamierza postkomuna"? Co to Panią obchodzi? I cóż w tym złego, gdyby okazało się, że prawica jest "nie nazbyt mądra"? I kto tu ma być sędzią mądrości - te głupki z lewej strony, ci nieszczerzy cynicy, którym żadna prawica nigdy się nie będzie podobać? Niech się Pani na nich nie ogląda, tylko plwa i robi swoje.
Obchodzi mnie to, co widzą Polacy. To, że środowiska, które określają się jako prawica, kompromitują ją w ich oczach. Już nawet nie mówię o agresji. Tylko właśnie o głupocie. W efekcie może ktoś zapytać: to z książeczek dla dzieci też będziecie wycinać tęczę?
Tak! Będziemy, jeśli to będzie tęcza symbolizująca zboczenie, a nie będziemy wycinać, jeśli pojawi się w kontekście biblijnego potopu.
Powtarzam, ta tęcza nie stanęła na placu jako symbol homoseksualistów. To, że zaczęła mieć takie znaczenie, jest wielką zasługą właśnie tzw. prawicy, która przyjęła narrację gejowską. Ale porozmawiajmy o tym, co zdarzyło się po Pana słowach. "GW" natychmiast chciała zdjąć Pana program z TVP.
Ja też chciałbym zdjąć mój program z anteny TVP, gdyż Telewizja Polska okrada twórców tego programu , odmawiając im należnych tantiem. Powtarzają te moje filmy do znudzenia i nie płacą za powtórki, choć zobowiązuje ich do tego prawo autorskie. Granda. Zatem ucieszę się, gdy przestaną nadawać i niech mi to "Wyborcza" załatwi (śmiech).
Nie zauważyli, że już w TVP żadnych programów Pan nie robi. To bardzo było charakterystyczne dla pojmowania debaty i demokracji przez establishment III RP - prawica ma siedzieć w niszy, ma być marginesem.
Margines, czyli elita, więc na Pani miejscu nie obrażałbym się za to słowo.
Nie obrażam się - przeciwnie, też tak uważam. Ale Pan się przed tymi próbami broni - z powodzeniem. Właściwie jakim cudem?
Przed czym? Przed zepchnięciem na margines? Wcale się nie bronię, lubię robić programy niszowe, szczególne, wyróżniające się, inne, wyjątkowe. Pospolitych rzeczy nie lubię. I siedzę sobie na moim marginesie, na warszawskie przyjęcia nie chodzę, nikogo nie znam, nawet po tzw. naszej stronie. No choćby "Gazetę Polską" czytam, ale z nikim z Państwa się nie znam ani nie koleguję.
Prof. Chris Cieszewski, gdy przyjechał na konferencję smoleńską i zetknął się z mediami w Polsce, wpadł w osłupienie. - Jak mogliście na to pozwolić - pytał? Bo faktycznie, Polacy przyzwolili na poziom TVN czy "GW", na stan i poziom debaty.
Polacy nie mieli tu nic do gadania, moim zdaniem. To jest stary układ: komuniści + kolaboranci + tajne służby i oni Polaków o nic nie pytają - oni dzierżą władzę.
Ale niemal nikt nie protestował. Była potężna demonstracja w obronie telewizji Trwam i wolności słowa i niewiele więcej. Teoretycznie mamy demokrację - choćby w wyborach Polacy mogliby coś zmieniać - nie zmieniali. Mogliby bojkotować, nie bojkotują. Akceptują ten stan rzeczy.
Nie ma Pani racji. Wierzy Pani w jakieś iluzje dotyczące demokracji i prezentuje bałagan pojęciowy.
Po pierwsze - to, co Pani nazywa "demokracją", oznacza dyktaturę partii, która zdobyła najwięcej głosów. Wybory wygrywa mniejszość. Tak! Gdyby zsumować wszystkie głosy oddane na pozostałe partie - nie na PO - to wychodzi, że PO nie ma poparcia większości, lecz jedynie największe poparcie pośród partii, które startowały. Po drugie - system, który mamy w Polsce, to nie jest demokracja, tylko republika - obywatel nie rządzi, naród nie rządzi - rządzą zawsze jacyś przedstawiciele. I po trzecie, ci przedstawiciele nie są wybrani bezpośrednio, lecz wpisani na listy partyjne przez swoich szefów. Wygrywa lista, a nie osoba. Osoba zostaje w ten sposób przedstawicielem swojego szefa, a nie przedstawicielem narodu.
No i teraz Pani postulat, że Polacy "mogliby bojkotować, a nie bojkotują..." to, co Pani chciałaby zobaczyć, to już nie jest demokracja, tylko rewolucja. Naród głosuje w ten sposób w czasie powstań - poprzez aklamację (kogoś lub czegoś) oraz poprzez obalanie (kogoś lub czegoś). Są tylko dwie sytuacje, gdy naród rzeczywiście o czymś decyduje - okręgi jednomandatowe bez żadnych progów wyborczych, bez żadnego rejestrowania partii etc., czyli wolna amerykanka (głosuje i kandyduje, kto tylko chce), lub... głosowanie na ulicach.
Ostatnio "Newsweek" zrobił z Pana zdjęcia okładkę - jest Pan tam opisany jako idol prawicy z cytatem "Won z pederastami". A w środku spisany wywiad z radia, gdzie chyba - nie słyszałam wywiadu - faktycznie coś takiego Pan powiedział? Zrobi Pan coś z tym?
O, jakie ładne pytanie. Niech Pan coś z tym zrobi, Panie Wojtku, trzeba to, trzeba tamto... A Pani coś z tym zrobi? Bo pytać łatwo, ale propozycji wyrażonej w konkretach nie widzę. A co niby miałbym robić? Pan Kwaśniewski (niespokrewniony!) zaprosił mnie do Polskiego Radia do audycji na żywo. I to była bardzo miła i dość łagodna rozmowa. Sporo w niej było uśmiechów - wzajemnych - i spora porcja szczerego zainteresowania poglądami drugiej strony. A potem w tajemniczy sposób "Newsweek" wszedł w posiadanie wybranych fragmentów tekstu spisanego z taśmy i tam, w druku , już nie widać tych uśmiechów... szczególnie że do tekstu dolepili nieudolny fotomontaż z jakichś starych zdjęć, też zresztą przedrukowanych z innego źródła. No cóż, więcej nie dam się panu Kwaśniewskiemu oszukać i tyle. Miał szansę zachować się inaczej niż jego koledzy z "Dużego Formatu", ale jednak wybrał mały format. Plwać na to, łaskawa Pani.
Jeździ Pan i wędruje po świecie, ogląda inne ludy. A jak przyjeżdża Pan tutaj - to co Pan widzi? Jaki lud?
Mój lud - Naród Polski oraz wszy, które go oblazły. Kiedy ludzie pytają, skąd u mnie tyle łagodności wobec Indian, a jednocześnie tyle twardości wobec własnego narodu, odpowiadam, że tam jestem gościem i nie mam prawa głosu, a tu mam OBOWIĄZKI, jako członek mojej społeczności, obowiązki, by ją wraz z innymi Polakami budować, a nie tylko obserwować. Indian obserwuję, Polskę współtworzę - na tym polega różnica.
Jedną z najważniejszych naszych spraw narodowych stała się chyba sprawa smoleńska. Polska jest narodem posmoleńskim - mówi socjolog prof. Kurzępa, bo to wydarzenie, które odcisnęło się na nas wszystkich. Jarosław Marek Rymkiewicz napisał niedawno o tym wiersz "Krew". Jego zdaniem ona jest wszędzie, każdy z nas jest nią poplamiony, chcemy tego czy nie chcemy. Czy Pan to widzi? Co Pan o tym myśli?
Nic. Strzela Pani powyżej mojej pokrywki. Dla mnie Smoleńsk jest wciąż jeszcze rzeczą praktyczną, sprawą do załatwienia, a profesor z poetą analizują Smoleńsk w kontekstach symbolicznych. Za wcześnie dla mnie. Najpierw wrak do domu, najpierw śledztwo, najpierw winowajcy i wyroki, a dopiero potem wiersze i symbole.
Co z tym poczniemy?
Z czym? Ze śledztwem? Na Katyń czekaliśmy pół wieku i nadal jeszcze trochę grzebiemy się w papierach. No ale przynajmniej mamy pewność, że Katyń to ludobójstwo i że winę ponoszą Ruscy, a nie Szkop. Smoleńsk, być może, też potrwa pół wieku. Ważne, byśmy nie ustali w wysiłkach.
Wyjeżdża Pan teraz - nie będzie Pana do maja. Czy to jest tak, że od Polski współczesnej trzeba na jakiś czas się urywać, by być szczęśliwym ?
Taką mam pracę i takie życie, że mieszkam sporo za granicą. Nie da się uprawiać antropologii wyłącznie w bibliotece - trzeba jeździć w teren. A poza tym jaskółki odlatują na zimę do ciepłego, nie dlatego, że Polska im się nie podoba, tylko dlatego, że temperatura im nie odpowiada. Mnie też.
Joanna Lichocka
28.11.2013r.
Gazeta Polska
*********************************************************************************************
Komunikat ekspertów współpracujących z Zespołem Parlamentarnym
**********************************************************************************************