Jak reagować na szkalowanie polskiej historii i tożsamości? - prof Andrzej Nowak  
 


Jak reagować na szkalowanie polskiej historii i tożsamości?

Czarna legenda Polski i Polaków to w naszej historii żadna nowość. A jednak nasi przodkowie umieli sobie z nią poradzić. Profesor Andrzej Nowak pisze o strategii ratowania polskiej pamięci historycznej. Publikujemy drugą odpowiedź na ankietę z podwójnego numeru Dwumiesięcznika ARCANA (112-113) dotyczącą obrazu polskiej przeszłości w świadomości społecznej. 03.01.2014 11:23

Redakcja "Arcanów" stawia, jak to ładnie za klasykami ujął Henryk Głębocki, pytania: kto winowat? i czto diełat'? Konkretnie: kto jest winny fatalnego stanu wiedzy o najważniejszych dokonaniach w naszej historii - w szerokim świecie, u naszych sąsiadów i wśród samych Polaków? I jak mielibyśmy temu zaradzić?

To temat na program działania całej historycznej wspólnoty. Albo nią, jako Polacy, jesteśmy jeszcze - i wtedy zależy nam na tym, żebyśmy wiedzieli co znaczymy i kim jesteśmy - i żeby inni (ci, na których nam zależy) też o tym wiedzieli. Albo już nie jesteśmy taką wspólnotą, tylko zbieraniną w stadium rozbioru, albo rozsypki - i wtedy na uszanowaniu i zrozumieniu naszej historii już nam nie zależy, bo nie mamy już wspólnej historii.

Jak sobie z tym poradzono 500 lat temu

Polska wspólnota historyczna nieco od tysiąca lat (z przerwami) uformowana jest, jak inne stare wspólnoty w Europie, w państwo. Państwo taki zewnętrzny PR i jednocześnie (co ważniejsze) lekcje znaczenia i samo rozumienia dla swoich obywateli inicjowało od czasów Mieszka i Bolesława Chrobrego.

Ale państwo to ludzie, którzy je tworzą, albo je demontują. Akurat w przyszłym roku (pisane w 2013 - red.) będziemy mogli obchodzić okrągła, 500 rocznicę chwalebnej inicjatywy jednego z najlepszych sług, jakie polskie państwo miało w całej swojej historii: arcybiskupa gnieźnieńskiego, a wcześniej kanclerza wielkiego koronnego, Jana Łaskiego. To był pomysł przedstawienia wspaniałej polskiej historii - Europie. Wbrew kłamstwom, jakimi szkalowali tę historię ludzie nieprzychylni (w tym wypadku sam papież Eneasz Sylwiusz Piccolomini, Pius II, który oszkalował w swych pismach historycznych osobę króla Władysława Jagiełły i Królestwo Polskie). Otóż w liście z 28 lipca 1514 r., wysłanym z Rzymu do Macieja z Miechowa, profesora i rektora Akademii Krakowskiej, prymas Królestwa pisał wprost: Piccolomini releguje w swych poczytnych pismach Polskę na margines europejskiej historii, umniejsza dziejowe dokonania Polaków na korzyść Niemców; nie zna w ogóle polskich źródeł. Trzeba przedstawić Europie prawdziwy obraz naszych dziejów. To było wezwanie prymasa Łaskiego - nie tylko do Miechowity, ale i do kolejnych generacji Polaków. Sfinansowana przez Polaków nowa synteza dziejów z inaczej rozłożonymi akcentami miała zwrócić honor polskiemu królowi i stworzyć dla następnych pokoleń - czy to w Polsce, czy za granicą - obowiązujący kanon pamięci 1 . Już trzy lata później Maciej z Miechowa opublikował swój Tractatus de duabus Sarmatiis. ("Traktat o dwóch Sarmacjach.") - pierwszą odpowiedź na apel prymasa. Niezwykle skuteczną w warunkach XVI w. - przez sześć wydań w ciągu następnych 70 lat, przekładów na włoski i niemiecki, stał się traktat Miechowity tym właśnie, o co nawoływał troskliwy sługa polskiej wspólnoty: przyjętym w Europie obrazem naszej jej części, opartym o dostępne nam źródła i wrażliwość historyczną.

Kto winowat?

Mniej mnie tutaj obchodzi Piccolomini i jego bez porównania bardziej prymitywni i groźni następcy, autorzy rozmaitych "Nazi matek i ojców" czy np. nihilistycznej (wobec najbardziej elementarnych faktów) antypolskiej propagandy w Rosji Putina. Tego, jak wygląda obraz Polski, winni jesteśmy przede wszystkim my sami. Winni jesteśmy przede wszystkim wobec siebie samych (a więc także wobec tych kilkudziesięciu pokoleń, które Polskę, jej historię i kulturę tworzyły, jak również wobec tych, którzy to dziedzictwo mogliby ewentualnie po nas przejąć). Musimy pisać sami naszą historię, żeby nie pisali za nas jej inni. W tym drugim wypadku spełniamy doskonale definicję kolonializmu: systemu, w którym ktoś nas, kolonizowanych, musi reprezentować - bo sami tego nie potrafimy, rezygnujemy z tego.

Czto diełat'?

Najważniejsze zatem - to odzyskać zdolność do reprezentowania siebie. Najpierw we własnym państwie. Jeśli czujemy się reprezentowani dobrze przez rząd, na czele którego od 6 lat soi człowiek, który oficjalnie ogłosił, iż dla niego "polskość to nienormalność" -to znaczy, że tej wspólnoty historycznej, o której pisałem na początku mojej odpowiedzi - już nie ma. Jeśli okażemy się zdolni do odzyskania reprezentacji we własnym państwie i przez to państwo - wtedy łatwiej będzie nam pisać dalej nasza historię i pokazywać ją sobie, naszym dzieciom, naszym sąsiadom bliższym i dalszym, w końcu tym wszystkim, których zdołamy zainteresować w świecie.

Oczywiście już nie łacińskimi traktatami, ale raczej udanymi filmami fabularnymi, być może powieściami, być może nowoczesnymi muzeami, które będą zdolne porwać swoją narracją polską młodzież, a może i zagranicznych odbiorców (po wsparciu tłumaczenia i reklamy, jeśli "towar", czyli powieść, film, muzeum - będą na to zasługiwały swym poziomem).

Jeśli mamy nadzieję na odzyskanie dla reprezentacji Polski w Polsce, a potem Polski w świecie, to warto przygotować się do tego serio.

KONGRES POLSKIEJ PAMIĘCI I NADZIEI

Może warto by zrobić, przed 500. rocznicą inauguracji polskiej polityki pamięci przez Jana Łaskiego - coś, co nazwałbym KONGRESEM POLSKIEJ PAMIĘCI I NADZIEI. Potrzebna wydaje się swoista inwentaryzacja środków, którymi dysponować możemy od razu w pracy nad obroną i odnową dobrego wizerunku Polski. Konieczny jest także namysł nad tym, co możemy zaoferować nowym, teraz kurczącym się niestety, pokoleniom Polaków jako wizję przyszłości, którą warto dalej razem budować, wizję porywającą, ale nie odrywającą od tego, czym polska historia i kultura zbudowane są już przez ostatnie milenium.

Tu można by wykorzystać znakomity pomysł Wojciecha Wencla, by stworzyć na nowo Polską Akademię Literatury - i oderwać się wreszcie od peerelowskich urzędniczych hierarchii (może zresztą nie tylko w literaturze, ale w kinie, w sztukach plastycznych, w naukach humanistycznych.). Tu można by zorganizować spotkanie tak licznych w ostatnim czasie (to jednak znak nadziei?). Tu można by wykorzystać znakomity pomysł Wojciecha Wencla, by stworzyć na nowo Polską Akademię Literatury autorów powieści historycznych, odnowicieli tego gatunku. Ileż można by się dowiedzieć o tym, jak przyciągnąć widzów (nie tylko czytelników) do nowych, potrzebnych filmów fabularnych o naszych dziejach np. od Elżbiety Cherezińskiej (od sięgających średniowiecza "Gry w kości" oraz "Korony śniegu i krwi" - po najnowszy "Legion" dedykowany Brygadzie Świętokrzyskiej), Mariusza Wollnego (seria powieści o Kacprze Ryxie), Jacka Komudy (cykl XVII-wiecznych portretów Rzeczypospolitej imperialno-sarmackiej), czy - autorów nawiązujących przede wszystkim do historii najnowszej - od Wacława Holewińskiego, Bronisława Wildsteina czy Jana Polkowskiego.

Jak ciekawie byłoby usłyszeć na takim kongresie np. od wielkiego maga światowego kina, Petera Weira, dlaczego tak fascynują go polscy Niepokonani ? Albo - to już pytanie do innych - dlaczego polska telewizja nie pokazuje jednego z najlepszych filmów Krzysztofa Zanussiego - "Kolbe", z pierwszą dużą rolą dzisiejszej gwiazdy kina, Christophera Waltza i podnoszącą ku niebu muzyką Wojciecha Kilara? Może sam mistrz Kilar mógłby pomóc uświadomić nam, ile potrafi muzyka jako znak firmowy naszej tożsamości, naszych dziejów - najmocniejszy i najbardziej uniwersalnie zrozumiały od czasów poloneza i czasów Chopina przynajmniej? A może, z innej beczki, warto byłoby też zaprosić ludzi takich jak Stephanie Kwolek (córka Jana Chwałka)? Ta akurat badaczka mogłaby opowiedzieć, jak tworzy się najtwardszy materiał świata - kevlar? Może ta historia (i setki innych, niesamowitych, ukrytych przed nami sukcesów ludzi z Polski, z polskich doświadczeń wyrastających) dałaby się także ukazać jako nasza wspólna historia: powód do dumy, ale i do zadumy, ze tak wiele genialnych pomysłów, inwencji polskiej nie mogło być zrealizowanych w kraju.

Takie duże spotkanie, którego kilka tylko chaotycznie przedstawionych tutaj aspektów i przykładów wymieniam, powinno być zaczynem systematycznej pracy nad tym, żeby Polska mogła zostać ośrodkiem nie dumnej pamięci tylko, ale nadziei na lepsze jutro dla swoich dzieci. Lepsze niż gdzie indziej. Lepsze niż na angielskim zmywaku, na amerykańskiej czy niemieckiej budowie, lepsze nawet niż na jakiejś holenderskiej czy brytyjskiej uczelni. Musimy w rzeczywistości i w naszej wyobraźni jednocześnie odbudować polski dom. To jest najważniejsze. Dzieło Miechowity było dlatego skutecznie w przywracaniu dobrego imienia Polski, Rzeczpospolitej w XVI-wiecznej Europie - bo Rzeczpospolita była właśnie takim domem: wspaniałym, dumnym ze swych tradycji, otwartym na przyszłość.

prof Andrzej Nowak
Tekst został opublikowany w podwójnym numerze Arcanów (112-113)

10.12.2013r.
Arcana

*********************************************************************************************
Komunikat ekspertów współpracujących z Zespołem Parlamentarnym
**********************************************************************************************

 
RUCH RODAKÓW : O Ruchu Dolacz i Ty
RODAKpress : Aktualnosci w RR Nasze drogi
COPYRIGHT: RODAKnet