ALFABET SEAWOLFA - Marek Baterowicz  

 

 

 

 

 

 


ALFABET SEAWOLFA

Nakładem Wydawnictwa "Słowa i Myśli" ukazał się właśnie cenny "Alfabet Seawolfa", zmarłego niedawno słynnego blogera, a był nim kapitan żeglugi wielkiej Tomasz Mierzwiński. Pisał pod pseudonimem Seawolf i to on stworzył popularne dziś zwroty jak Seryjny Samobójca, Pancerna Brzoza czy Szaleni Starcy Platformy. Formuła "Alfabetu" nawiązuje oczywiście do "Abecadła Kisiela" lub do "Alfabetu Wildsteina", z tym że książeczka Kisielewskiego - wydana w roku 1988 - nie może być niedoścignionym wzorem tego gatunku. Pisana jeszcze w epoce cenzury unika szlifowania prawdy, jej autor stara się pozostać obiektywnym, ale nie może być nim do końca. Oto próbki: "Daniel Passent - niewątpliwie dobre pióro, czasem bywa odważny... Czasem drażni okropnie uległością i wazeliną..." Albo "Wojciech Jaruzelski - mmh...to trzeba by cały poemat napisać...Ja myślę, że on jest człowiek bojowy. To znaczy boi się..." ( niestety ciąg dalszy rozczarowuje,ale autor nie mógł drażnić dyktatora). O ile wspominki Kisiela o swych "modelach" są często rozgadane, to "Alfabet Wildsteina" jest wzorem lakoniczności i precyzji, a tworzony obecnie nie musiał też owijać w bawełnę. Dla przykładu jedna tylko perełka ( a jest ich więcej ): "Adam Michnik - motyl opozycji, z którego wykluła się poczwarka IIIRP"! Ano właśnie, nie dość że prawda to jeszcze podana z wdziękiem.

Takiej eleganckiej ironii nie brakuje też u Seawolfa z tym, że litery jego "Alfabetu" są bardziej rozbudowane, ponieważ nie pisze wyłącznie o osobach, lecz porusza również problemy Kraju, a zatem jego hasła stają się mini-felietonami. I u niego skrzą się diamenty sarkazmu jak np. w tym akurat krótkim haśle: "John Kennedy - prezydent. Wzór Donalda Tuska. Konkretnie, to jedno zawołanie, które chciałby powtórzyć, zawołać pod Bramą Brandenburską: Ich bin ein Berliner!". A zaraz po Kennedym idzie hasło "Kielecki pogrom", w nim na str.87/8 Seawolf opisuje, co stało się naprawdę w Kielcach i dlaczego: reżim chciał odwrócić uwagę świata od wyników sfałszowanego referendum, a także ukazać tzw. problem "endekofaszystów", podczas gdy pogrom był naprawdę prowokacją LWP i NKWD, zaś żołnierze ...odbierali broń Żydom! Jeśli o Kielcach mowa to w innym haśle "Sukces" ( str.189) Seawolf pisze o wiadukcie w tym mieście, który zawalił się już po godzinie od zbudowania! Najwidoczniej cement rozrzedzony korupcją nie wytrzymał. Spękane szosy też są dowodem afer, zaś minister dróg był z zawodu piekarzem, bowiem Tusk nie lubi rządu fachowców.

Historycznych dygresji jest mniej u Seawolfa, bo "Alfabet" jest jakby przewodnikiem po dżungli IIIRP, wielce egzotycznej dla polskiej emigracji, ale i Polakom osiadłym w Kraju sporo wyjaśnia. I Autor robi to z cudowną ironią, a czarny humor jest maleńką anestezją na ból spowodowany hiobowymi wieściami o dewastacji naszych stoczni albo o rozmontowaniu polskiej armii ( bo generalicję sprzątnięto pod Smoleńskiem). O lustracji Seawolf pisze bez ogródek: "Lustracja -...matka naszych klęsk, wszystkie inne są konsekwencją. Daliśmy się sterroryzować łajdakom wyjącym przeciwko zoologicznemu antykomunizmowi...Większość z nich (...) okazywała się własnie agenciakami SB..." ( str.109) Ba, a któż stał za PO? Przypomina to Seawolf z sarkastycznym wdziękiem: "...jak Gromosław ( Czempiński!) spadło na nas wyznanie, kto zakładał Platformę Obywatelską, potem (...) oficjalnie u boku Palikota pojawia się generał Dukaczewski." ( str.97). Należy tu przypomnieć, że ten wychowanek WAT-u w latach 1976/82 pracował w Sztabie Generalnym, następnie był attache wojskowym w Waszyngtonie, a takie stanowisko powierzano zaufanym. Po roku 1989 był głównym specjalistą WSI, wrogiem lustracji i protegowanym prezydenta Kwaśniewskiego. Mimo różnych skandali lubi go też obecny "prezydęt" jak o Komorowskim wyraża się Seawolf i - choć nie ma osobno takiego hasła - to o gajowym i jego First Lady czytamy w kilku miejscach, a hasło "Dziadzia..." wprowadza tajemniczą Annę Komorowską. W "Alfabecie" są hasła osobowe lub problemowe jak np. "Język miłości" (wypowiedzi tuskoidalne ilustrują raczej nienawiść), "Nord Stream" (o gazociągu w porcie w Świnoujściu) albo "Miłość Ojczyzny", gdzie znów Seawolf parska czarnym sarkazmem: "Zadeklarujmy, że naszych bliskich pochowamy bez zaglądania do ich trumien i im też nakażemy, by nie zaglądali do naszej". Autor nieraz pisze jak bardzo Tragedia smoleńska zmieniła Polskę, a nawet polemiki na witrynach internetowych, kiedyś toczone przeważnie w stylu przekomarzań. A oto inny przykład jego swoistego stylu na pograniczu kpiny pod hasłem "Łoziński" (Przedostatnia nadzieja Sekty Pancernej Brzozy i Świętej Półbeczki): "Dlaczego ekspert i dlaczego w sprawie Smoleńska? Miało to głębokie uzasadnienie. Łoziński pisał dużo o wschodnich sztukach walki, a samolot leciał wszak na wschód. No i widział kiedyś na wsi jak rąbali brzozę, twarda była, że nie wiem" ( str.111). Seawolf nieraz wyśmiewa naiwny upór "ekspertów" rządowych utrzymujących, że to brzoza stała się przyczyną katastrofy, pomijając obłąkaną rosyjską tezę o naciskach i winie pilota. Pod hasłem "Zdrajcy" czytamy: "Motywy Putina, Anodiny, Szojgu, Miedwiediewa, Krasnokutskiego, tego sołdata niszczącego dowody łomem, są nietrudne do wytłumaczenia, a nawet zrozumienia, gdyż służą oni swemu państwu w takim samym koszmarnym kształcie, w jakim jest od stuleci..." ( str.221). Dalej Seawolf próbuje przeniknąć motywy strony polskiej, które "kazały im podjąć grę z Putinem i wystawić znienawidzonego Prezydenta na czysty strzał...", a w innym miejscu sądzi, że rozmowa na sopockim molo może być matką wszystkich rozmów. ( str.145)

Oczywiście wszystko ma w tej książce wyborne proporcje, a Autor ukazuje przede wszystkim sytuację Polski po roku 1989, jeszcze bardziej zdewastowanej, rozbrojonej, skorumpowanej, niepraworządnej i przenikniętej agenturą. Z ogromną wnikliwością przybliża nam te niewesołe sprawy, a obserwatorem polskiej rzeczywistości został już w grudniu 1970, gdy będąc pacholęciem z okien mieszkania oglądał pochód stoczniowców niosących na drzwiach ciało zastrzelonego kolegi. To przeżycie - jak napisał - ukształtowało go na zawsze, z pewnością też wyostrzyło jego oko. Celność jego spostrzeżeń imponuje, na przestrzeni całej książki proponowałbym korektę zaledwie jednego hasła - o Rokicie ( str.165), gdyż Autor wyliczając jego grzechy zapomniał o największym. Oto Rokita w noc czerwcową 1992 r. gorączkowo apelował o przyśpieszenie głosowania nad wnioskiem o dymisję rzadu Olszewskiego ( patrz film "Nocna zmiana"), a tym samym wzniósł się na szczyty antypolskości, podczas gdy tejże nocy posłowie na Sejm - nominalnie Polacy - wbili sobie sami nóż w plecy!

Z okazji hasła o Bratkowskim poznaliśmy ofiary represji, zamordowanych bez kul. Dodajmy tu jeszcze księdza Isakowicza-Zaleskiego ( str.70), który przeżył esbecki zamach w PRL-u, a niedawno ( czego Seawolf nie mógł dopisać, bo Pan wezwał go do siebie ) został ranny w dziwnym wypadku drogowym, lecz opuścił już szpital. A na stronie 102 czytamy o samochodzie, który uderzył w jadącą na rowerze minister Annę Fotygę, na szczęście nie pozbawiając jej życia. Seawolf wspomina też ofiary Seryjnego Samobójcy ( jak Michniewicz, Lepper, gen.Petelicki ) i nieraz podaje przykłady niesłychanej niepraworządności IIIRP jak np. pisząc o Staruchu - uwięzionym liderze kiboli, do którego nie dopuszcza się adwokata, a aresztowano też narzeczoną Starucha za to tylko, że siedziała na innym miejscu niż wskazywał jej bilet! O arogancji wobec prawa mówi też hasło "Spisek grafologów" i ze stylem właściwym dla Seawolfa: "Niewinność Grasia nie ulega wątpliwości. Przecież jest z PO. Nic zatem dziwnego, że prokuratura roztropnie umorzyła sprawę".( str.183) Inne przypadki łamania praw czytelnik odkryje sam jak i inne sensacyjne sprawy. "Alfabet" powinien trafić pod wszystkie strzechy, jest bowiem znakomitym przewodnikiem po bagniskach IIIRP, przynosi też kilka ważkich refleksji o dziejach kraju, osaczonego przez odwiecznych wrogów ( vide np. hasło "Igelstroma lista"). Seawolf był blogerem również nurkującym w historię narodu, nie tylko obserwatorem współczesności. Swój "Alfabet" kończy hasłem o "Żołnierzach Przeklętych" pisząc, że nie lubi nazwy "wyklęci" i woli "niezłomnych". I ma z pewnością rację, on sam też niezłomny wilk morski i wielki patriota, teraz na odwiecznej warcie prowadzi okręt Ojczyzny, dryfujący w pełnej wirów cieśninie stulecia.

Marek Baterowicz

30.06. 2013r.
RODAKpress

 
RUCH RODAKÓW : O Ruchu Dolacz i Ty
RODAKpress : Aktualnosci w RR Nasze drogi
COPYRIGHT: RODAKnet