Kłopoty Prezydenta Hu
Stany Zjednoczone są coraz bardziej podirytowane rosnącym deficytem w handlu z Chinami; prezydent Chińskiej Republiki Ludowej, Hu Jintao, postawił więc sobie za cel główny wizyty w Waszyngtonie uspokojenie Amerykanów i przekonanie ich, że Chiny nie stanowią dla USA ani zagrożenia gospodarczego ani militarnego... no i oczywiście nie mógł nie wspomnieć, że sprawy dotyczące Tajwanu, represji stosowanych w Chinach czy ostatnio nagłośnionego w prasie zachodniej handlu organami ludzkimi w Państwie Środka, to wewnętrzne problemy Chin i jako takie nie zasługują na uwagę administacji a także opinii publicznej w USA.
Pech chciał, że w skrupulatnie zaplanowanej wizycie nie wszystko poszło tak jak trzeba, co przysporzyło Hu Jintao trochę kłopotów.
Zaczeło się od wystąpienia tuż przed wizytą Hu w Waszyngtonie republikańskiego kongresmana Steve Chabota, który nazwał absurdalnym przygotawanie dla chińskiego dyktatora ceremonii powitalnej z salwą złożoną z 21 wystrzałów, podczas gdy demokratycznie wybrany prezydent Tajwanu nie może nawet postawić stopy w Waszyngtonie.

"Tajwan jest niepodległym krajem i żadna dyplomatyczna nowomowa nie jest w stanie tego zatuszować (...) Naciski ze strony komunistycznych Chin, aby odizolować Tajwan, to bezpośredni rezultat naszej nieudanej polityki 'jednych Chin', która powoduje, że nadskakujemy dyktaturze a bagatelizujemy stosunki z naszym demokratycznym sojusznikiem", zauważył Chabot.
Potem doszło do gafy w trakcie samej ceremonii przywitania przed Białym Domem. Prowadzący zamiast zapowiedzieć hymn Chińskiej Republiki Ludowej, zapowiedział hymn Republiki Chińskiej (oficjalna nazwa Tajwanu). Wreszcie przemówienie prezydenta Hu zostało przerwane okrzykami członkini zakazanego w Chinach ruchu Falun Gong, Dr. Wang Weyi,: "Hu, twoje dni są policzone!", Prezydencie Bush, powstrzymaj go od prześladowania i zabijania członków Falun Gong!". Skonfundowany Hu miał problemy z dokończeniem przemówienia. Uchodzący za wspaniałego mówcę prezydent Chin (może mówić godzinami z pamięci) zaczął się jąkać i powtarzać tekst (tego oczywiście nie pokazała telewizja chińska, bo przy pierwszym okrzyku Dr. Wang relacje z wizyty przerwano!).
Do tego wszystkiego dorzucił jeszcze swój list w Wall Street Journal prezydent Tajwanu Chen Shui-bian; Chen przypominał, że to wschodzącą potęga militarna i gospodarcza, jaką są Chiny, chce zmienić status quo w rejonie Cieśniny Tajwańskiej. Blokując członkostwo Tajwanu w organizacjach międzynarodowych, lokując na swoim terytorium rakiety wycelowane w Tajwan (obecnie ich liczba wynosi 800, a wzrasta co roku o ok.100 do 125) i prowadząc rozmowy tylko z opozycją na Tajwanie (Kuomintangiem), a nie demokratycznie wybranym rządem na wyspie, nie może przecież Państwu Środka chodzić o nic innego.
"Rząd represonujący własnych obywateli nie może nie być nastawiony wrogo do swoich sąsiadów i nie stanowić poważnego zagrożenia. Jeśli Chiny chcą, aby społeczność międzynarodowa traktowała je przyjaźnie, sami najpierw muszą być nastawione przyjaźnie", dodał Chen Shui-bian.
Według raportu analityka z Rand Co., Erica Larsona, 64% Amerykanów uważa, że Chiny stanowią ekonomiczne zagrożenie dla ich kraju, a 50 % widzi militarną groźbę płynącą ze strony Pekinu. 55% uważa, że rozwój gospodarczy Chin "nie odbywa się przy wykorzystaniu przejrzystych reguł gry". Wizyta Hu Jintao w USA w niczym nie zmieni tej opinii tak samo jak nie przyniesie żadnych przełomowych ustaleń. Hu Jintao już bez dodatkowych kłopotów może wrócic do chińskiej rzeczywistości - jednopartyjnej dyktatury, która stanowi zagrożenie militarne w regionie azjatyckim (a zwłaszcza dla Tajwanu), handluje organami ludzkimi (dokonując operacji na więźniach politycznych i religijnych) i manipuluje kursem walutowym.
Hanna Shen , Tajpej
***
Chiny: kolejne prześladowania chrześcijan
Wraz z wizytą w USA prezydenta Chin, Hu Jintao odżyła dyskusja na temat przestrzegania przez Chiny międzynarodowych standardów w dziedzinie praw człowieka, w tym swobód religijnych i wolności sumienia. Dokładnie w dzień wylotu chińskiego przywódcy do Waszyngtonu opublikowano w Stanach Zjednoczonych informację na temat kolejnego ataku na "katakumbowych" chrześcijan działających w ChRL. Jak podała amerykańska organizacja pozarządowa Stowarzyszenie Pomocy Chinom (China Aid Association), do wydarzenia doszło 23 marca w mieście Kunming w prowincji Junan.
Oddziały policyjne rozpędziły tam spotkanie protestanckich pastorów z różnych stron kraju odbywające się z udziałem obcokrajowców. Zatrzymano i przesłuchano między innymi 5 obywateli Stanów Zjednoczonych i dwóch Tajwańczyków. Postawiono im zarzut "nielegalnej infiltracji religijnej". Z kolei aresztowanych Chińczyków poddano brutalnemu przesłuchaniu z zastosowaniem tortur w celu zmuszenia ich do przyznania się do winy.
Według danych, jakie zebrało Stowarzyszenie Pomocy Chinom, w ciągu 11 miesięcy ubiegłego roku chińskie władze dokonały 1317 aresztowań wśród pastorów należących do katakumbowych wspólnot chrześcijańskich. Wśród nich było 17 obcokrajowców, przeważnie Amerykanów, których po zatrzymaniu wydalono z Chin.
/mjw/
Christianitas.pl
22. 04. 2006r.
RODAKpress