Smorze-Mochnate
Zagłada kresowej społeczności
Śmierć gajowego ze Smorza k/Stryja
Zwykliśmy patrzeć na ukraińskie ludobójstwo na kresach południowo-wschodnich II Rzeczpospolitej pod kątem statystyk, i wtedy otrzymujemy świadectwo planowanej od lat eksterminacji ludności polskiej na masową skalę, która miała położyć kres wielowiekowej polskiej obecności na tych koronnych ziemiach Rzeczpospolitej. Rozbrat bratniej ludności rusińskiej z Polską dokonał się w sposób bardzo niehonorowy, gdyż nie był on wynikiem działań frontowych pomiędzy obiema stronami, lecz rezultatem czystek etnicznych, które były skierowane przede wszystkim przeciwko polskiej ludności cywilnej. Ale, ofiarami zbrodni byli także Żydzi i sami Rusini, którzy niekoniecznie posiadali jakieś tam roszczenia natury politycznej. Ludność ruska była częścią wieloetnicznego otoczenia, i była z nim zżyta, a także nierzadko połączona więzami krwi. Ukraińscy nacjonaliści terrorem zastraszyli po prostu miejscową ludność, często zresztą ze sobą wymieszaną. Czystka etniczna obliczona na depolonizację nie przyniosła Ukraińcom żadnych wymiernych korzyści, gdyż o granicach powojennej Rzeczpospolitej zadecydowała konferencja w Teheranie. Ukraińcy z dawnych ziem I Rzeczpospolitej stali się niewolnikami sowieckiego kołchozu narodów, a Polacy, jeśli nie stracili życia, to stracili swoją Ojczyznę na zawsze. Pozostała tylko hańba ukraińskich rezunów i słabo-fukncjunujące państwo, złożone z dwóch, niepodobnych do siebie części, które do dziś nie potrafiły zrosnąć się w jeden organizm, czy jeden naród. W mojej rodzinie wydarzenia z tamtych lat zapadły głęboko w pamięci.
Ludność Smorza (lub Smorzego), gdzie moi przodkowie mieszkali od średniowiecza, zasadniczo składała się z czterech grup etnicznych: Polaków, Rusinów, Niemców i Żydów, było też kilku Czechów i Horwatów, a na targi przyjeżdżali także Węgrzy. Z opowieści mego ojca Witolda wynika, że stosunki międzyludzkie ukladały się w Smorzu bardzo dobrze. Zanim ok. 1830 roku Niemcy założyli na obrzeżach Smorza kolonie w Feliezienthalu, Annabergu i Karlsdorfie, parafia rzymsko-katolicka była zlokalizowana w Klimcu. Jednakże, by sobie ułatwić życie, smorzańscy Polacy często chodzili na mszę do smorzańskiej cerkwi Św. Micha, która nie tylko była na miejscu, ale posiadała dwie specjalnie podzielone części: grecko-katolicką i łacińską. Pomimo, że Polaków w Smorzu było mniej, to jednak stanowili oni grupę bardziej wyedukowaną, i świadomą faktu, że Smorze Miasteczko zostało założone w roku 1553 przez królową Bonę, a Polacy mieszkali tu już od czasów Władysława Opolczyka. Okoliczna, często już zruszczona, szlachta przechowywała w kufrach klejnoty szlachectwa. Po osadzeniu się bohemskich Niemców w Feliezienthalu, Polacy chodzili na msze do zbudowanego przez Niemców kościoła pod wezwaniem Św. Jana Nepomucena. Sporo było też polsko-niemieckich małżeństw. Religia katolicka niewątpliwie zbliżała te dwie grupy etniczne do siebie. Nie bez znaczenia był fakt, że osadnicy niemieccy posiadali już doświadczenie życia wsród Słowian, gdyż przybyli z czesko-niemieckich wsi. Życie toczyło się wokół kalendarza kościelnego oraz ślubów, wesel, i pogrzebów. Ludzie się znali, pomagali sobie na wzajem i szanowali. Mieszakała tu też szlachta herbu Sas, pochodznia wołoskiego posiadająca nadania od samego króla Władysława Jagiełły. Moja prababka, Marianna Wysoczańska, pochodziła właśnie z takiej rodziny, która jeszcze w roku 1772 dzierżyła pobliski Radycz. Mój pradziad, Józef Jasłowski, przybył do Smorza z Łańcuta i ożenił się z Marianną. Zbudował w Smorzu modrzewiowy dom. W tym czasie Smorze było częścią Fundacji Hrabiego Skarbka, i posiadało wydzielone obszary dworskie.
Smorze dzieliło się na trzy wyodrębnione jednostki osadnicze - Smorze Górne, Smorze Dolne (Niżne), Smorze-Miasteczko, oraz przyległe kolonie niemieckie, Feliezienthal i Annaberg. W okresie II wojny światowej sielanka współżycia pomiędzy wspomnianymi wyżej grupami społecznymi dobiegła końca z woli komunistów i nacjonalistów ukraińskich. Tym problem zajmował się przed wojną brat mojego dziadka po kądzieli, Rudolf Muchel, który był polskim policjantem w Smorzu. Za ściganie irrydenty Sowieci wywieźli go wraz z żona Sabiną i małym synkiem Tadziem na Kołymę. W przypadku Smorzego, trudno jest chyba mowić o jakichś oddolnych nastrojach czy naciskach na przeprowadzenie depolonizacji. Inspiratorami byli ludzie z Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów oraz Ukraińskiej Powstańczej Armii, a mordów dokonała ukraińska milicja. Jednakże, dzięki pomocy części ukraińskich sąsiadów oraz obecności Wehrmachtu (bliskość kolonii niemieckich), większa część Polaków ze Smorzego się uratowała. Polacy również pomagali żydowskim sąsiadom. Moja mama nosiła z narażeniem życia mleko ukrywającej się rodzinie aptekarza o nazwisku Ehrlich.
W Smorzu przed wojną mieszkało ok. 416 greko-katolików i 170 Polaków, w tej liczbie 40 Polaków poniosło śmierć z rąk ukraińskich siepaczy. W pobliskiej Tucholce oraz Skolem w sumie zamordowano blisko 90 Polaków. Natomiast na masową skalę, i z pełną aprobatą Niemców, mordowano Żydów. W pobliskim Stryju kanalizacja była zatkana ciałami żydowskich ofiar. Było to bezsprzecznie ludobójstwo, tak samo jak w przypadku ludności polskiej, gdyż chodziło o całkowite usunięcie tych grup etnicznych z terenu Małopolski Wschodniej. Należy jednak wziąć pod uwagę fakt, że skupiska Polaków w powiecie stryjskim były dużo mniejsze, więc strategicznie nie stanowiły dla Ukraińcow takiego "zagrożenia" jak Wołyń, czy zwarte osadnictwo polskie wokół Lwowa. Tak czy owak, jak podaje pani Siemaszko, w Małopolsce Wschodniej zamordowano do 70 tysięcy Polaków.
Wstępem do czystki etnicznej oraz wysiedleń była fala pojedyńczych zabójstw, często osób o znaczącej pozycji w społeczności polskiej - przedstawicieli inteligencji, byłych wojskowych i policjantów, księży, leśników. Wśród pierwszych ofiar był Władysław Jasłowski, gajowy w Smorzu. Władysław, syn Mikołaja i ukraińskiej matki, był kuzynem mojego ojca (bratem stryjecznym) Witolda. Mój dziad Julian, i jego ojciec Mikołaj byli rodzonymi braćmi. Co zasługuje na podkreślenie to szczególne okrucieństwo z jakim zamordowano Władysława. Według relacji ustnych miał powtarzać, że to jest swiata Ukraina, a nie żadna Małopolska, a potem wyrwano mu język i spętano ciało drutem kolczastym by pomału konał. Na początku 1944 r. w sumie zostało zamordowanych 73 leśniczych i gajowych z żonami i dziećmi, ale na szczęscie jego żonie, Teresie Jasłowskiej z dziećmi udało się zbiec na Czechy, gdzie ich potomkowie mieszkają do dziś.
Właśnie losy pojedyńczych osób i rodzin składają się na kolosalną tragedię Polaków na Kresach. Ich kaźnia z rąk ukraińskich rezunów to tylko część golgoty, do której trzeba dodać sowieckie i niemieckie mordy i wywózki. Los rodziny gajowego ze Smorzego to także los mojej rodziny roproszonej dziś po całym świecie. Władysław Jasłowski nie miał szczęścia: wrócił z Bostonu, gdzie pojechał wraz z mym stryjem Bronisławem, na zaproszenie mojego dziadka Juliana Jasłowskiego. Dorobił się trochę w Ameryce, był lokalnym elegantem, chodził ze strzelbą w kapeluszu po okolicy, pięknie się prezentował. Wrócił z Ameryki do domu... po swoją śmierć.
Smorze jest dziś wsią na Ukrainie. Po dawnym, wieloetnicznym Smorzu ani śladu. Tylko od czasu do czasu, w Australii, Niemczech, Austrii czy Stanach Zjednoczonych można spotkać ludzi, którzy mówią dumnie - urodziłem się w Smorzu. A ja mogę powiedzieć, że w Smorzu mam swoje korzenie, i kocham te ziemie gdzie leży Smorze jak swoje.
Od lewej: Bronisław Jasłowski, Julian Jasłowski, Władysław Jasłowski (zamordowany przez Ukrainców)
Ochotnicza Straż Pożarna w Smorzu
Cerkiew Św. Michała
Tartak w Smorzu
Krzyż poległych w I wojnie światowej
Kościół Sw. Jana Nepomucena, wnętrze w czasie mszy
Powtórka zdjęcia 1
Smorze - cmentarz
Zygmunt Jasłowski
13.07.2013r.
RODAKpress