Mikołaj Strus - rycerz Jego Królewskiej Mości Zygmunta III Wazy - Zygmunt Jasłowski  
 


Mikołaj Strus - rycerz Jego Królewskiej Mości Zygmunta III Wazy

"Niech ci, którzy przedniejsze miejsca trzymają w tej Rzeczpospolitej, poczną dobry rząd od siebie, pytając się o drogach swoich i chodząc drogami Jezusowymi ową by tym snadniej i rychlej lud pospolity szedł za starszymi swymi".

Jan Stoiński (1590-1654), Modlitwa za Królestwem Polskim


Rycerze kresowi

Zanim ogarną nas dwugłowe orły

W czasach kiedy zarówno Niemcy jak i Rosja prowadzą konsekwentną politykę historyczną, zawsze "głodnym" Polski Polakom wmawia się, że historia już nie jest nikomu i do niczego potrzebna, a i oni sami powinni stać się mniej polscy, bo przecież żyją w czasach "post-historycznych". Indoktrynacja ma trwać tak długo, aż zrezygnowane polskie masy staną się wyrobnikami w imperium kolonialnym Unii Europejskiej, która spreparuje historię "nowego porządku". Póki co, w tej części Europy katolicka Polska jest najtwardszym orzechem do zgryzienia, a jak z nią nie będzie już "problemu", to z resztą pójdzie jak z płatka.

Istnieje jednak inna, dobrze wypróbowana alternatywa. Jeśli w krajach sąsiednich zaistnieje w końcu świadomość realnego niebezpieczeństwa, to wcześniej czy później będą musiały one pomyśleć o idei wskrzeszenia Miedzymorza jako zapory przeciw imperialnym zakusom Rosji i Niemiec. Bowiem jeśli nawet kraj tak duży jak Polska nie jest traktowany przez Unię i sąsiadów poważnie, to cóż tu mówić o pogrążonej w chaosie Ukrainie, malutkiej Litwie, czy słabiutkiej Białorusi. Przyszłość pokaże, że prędzej czy później wspomniane kraje, a może także Węgry, Czechy, Słowacja czy Chorwacja zrozumieją, że ani euro-azjatcka imperialna Rosja, ani kontrolowana przez Niemców Unia, nie zamierzają dbać o ich interesy. Rzeczpospolita powiązanych gospodarczo-militarnym sojuszem wolnych narodów jest przyszłością i zbawieniem nas wszystkich. Tylko Unia Równych z Równymi, albo nic.

Musi istnieć przecież jakiś wzorzec rozumnego działania, który oprze się na trzeźwym przeświadczeniu, że słabe militarnie i gospodarczo kraje i narody skazane są na zagładę, gdyż "nowy porządek świata" to porządek nitzscheański, gdzie duże zwierzęta zjadają małe. Etyka chrześcijańska nie ma tu zastosowania.

Zapotrzebowanie na rycerską slużbę


Walka na szable

Pamięć o tych dzielnych obrońcach Najjaśniejszej Rzeczpospolitej, najpotężniejszego, wielonarodowego, chrzescijańskiego państwa XVII wiecznej Europy, przetrwała do naszych czasów tylko dzięki pieczołowitości szlacheckich skrybów, dla których historia Polski była historią rodzin. Polska miała w przeszłości doskonałych dziejopisów i powieściopisarzy, że wymienię kilku - Długosza, Kadłubka, Kromera, Paska, Kitowicza, Kraszewskiego, Bunscha, Sienkiewicza czy Jasienicę, i to oni utrwalali pamięć o wielkich ludziach i momentach w polskich dziejach, a potem dość nagle coś się stało. Kiedy zniknęło z areny dziejowej polskie ziemiaństwo, zginęła wraz z nim polska cywilizacja, która zapładniała rozwój wielu sąsiednich nacji. Samo ziemiaństwo było tworem powstałym z solidarności polsko-litewsko-ruskiej braci szlacheckiej, która poprzez więzi krwi dopuszczała także do swych herbów zasłużonych dla Rzeczpospolitej rycerzy z całej Europy. Później była już tylko słabość i brak wiary we własne możliwości, ale do dziś Polska przetrwała jako królestwo Chrystusa i Maryi. Wraz z upadkiem cywilizacji polskiej upadła Ukraina, Litwa, Łotwa, Bialoruś i Estonia, na psy zeszły Czechy i Słowacja. I dziś naród polski stoi na progu wielkiej próby dziejowej, która może zadecydować o jego być albo nie być. Dzisiejsze zmagania Polaków muszą być skoncentrowane na obronie tego ostatniego bastionu Polski chrześcijańskiej - obrony Krzyża Świętego i Świętej Wiary Katolickiej, bo to jest ta siła która naród polski integruje.

Dawniej każdy niemal mieszkaniec rozległej Rzeczpospolitej był gotów za Krzyż oddać życie. Polscy rycerze szli do boju z pieśnią "Bogurodzica" na ustach. Jeszcze w przysiędze Armii Krajowej, w jej pierwszej części, było odniesienie do tych wartości: "W obliczu Boga Wszechmogącego i Najświętszej Maryi Panny, Królowej Korony Polskiej, kładę swe ręce na ten Święty Krzyż, znak Męki i Zbawienia, i przysięgam być wierny Ojczyźnie mej, Rzeczpospolitej Polskiej, stać nieugięcie na straży Jej honoru i o wyzwolenie Jej z niewoli walczyć ze wszystkich sił - aż do ofiary życia mego... ." Do ludzi takiego pokroju zaliczał się. Mikołaj Strus, jego przodkowie, i towarzysze wojskowi. Podobnie czuł każdy niemal magnat, szlachcic średni, czy szaraczek.

To z czym mamy dziś do czynienia jest pół-snem Polski; niby to Ojczyzna nasza miała w roku 1989 odzyskać niepodległość, ale jej przywódcy zapomnieli czym dla Polaków jest Święty Krzyż. Zapomnieli też o honorze, godności narodowej oraz nieugiętości postaw. Ponieważ w wieku XVIII podeptano polską godność, a wiek XIX -wiek imperializmu - Polska przespała w niewoli, więc na próźno w kraju naszym szukać łuków triumfalnych Unii Litewskiej, Wiktorii Wiedeńskiej, Bitwy pod Kircholmem, Kłuszynem czy Warszawą, a przecież tych zwycięstw było dużo więcej.


Taki oto łuk triumfalny zbudowali Warszawiacy w roku 1809 na powitanie polskich wojsk
walczących u boku Napoleona

Nie tak dawno wielu Polaków usłyszało po raz pierwszy o rotmistrzu Witoldzie Pileckim, Ince Siedzikównej czy generale Edwardzie Fildorfie-Nilu, a kto słyszał o Mikołaju Strusie? Prawie nikt, a żołnierz to był wielki. W Polsce nie ma łuku triumfalnego upamiętniającego zdobycie Kremla przez Polaków (Strus był jednym z nich), w literaturze też dość cicho na ten temat. Rosjanie nawet zrobili film o tym jak to "wyrzucili" Polaków z Kremla i ustanowili święto narodowe, a przecież wiadomo, że wolności szlacheckie w Rzeczpospolitej były marzeniem każdego niemal moskiewskiego bojara, i to Rosjanie sami prosili Polaków o pomoc. Jak do tej pory polscy reżyserzy (nie mylić z rycerzami) trzęsą portkami na samą myśl upamiętnienia jednego z najważniejszzych czynów zbrojnych w historii I Rzeczpopolitej. Za to w centrum polskiej stolicy stoi budynek-symbol sowieckiej dominacji w Polsce, prezent od Stalina - łuk triumfalny rosyjskiego panowania w Polsce. Styl tego potwora powinien być zmieniony na barokowy.

Mikołaj Strus - w służbie Krzyża Świętego i Rzeczpospolitej

Z tego to względu trudno o lepszy czas do pisania o mym polskim rycerzu, gdyż właśnie teraz zaklęci rycerze śpiący pod Giewontem, oraz wielu innych miejscach Rzeczpospolitej dawnego Miedzymorza, budzą się z długiego snu, gdyż nad Rzeczpospolitą znowu nadciągnęly czarne chmury. Kiedy polska ziemia deptana jest buciorami żydowskich prowokatorów z "marszu żywych", kiedy po polskich miastach, miasteczkach i wsiach snują się lewaccy huligani z Niemiec oraz agenci obcych wywiadów, kiedy kraj nasz stoi bezbronny wobec obcych sił niszczących naszą gospodarkę, edukację oraz morale narodu, przyszedł czas by głosić wszem i wobec o silnych ludziach i o czasach dla Rzeczpospolitej łaskawych. To one, duchy przodków wiernych za życia Chrystusowi i jego matce, dodadzą nam otuchy, inspiracji i wiary we własne siły.

Jednym z wielkich rycerzy i wodzów wojskowych I Rzeczpospolitej był Mikołaj Strus herbu Korczak (a nie Struś, bo herbarze podają wersję z S) najprawdopodobniej też leżałby na Łączce, gdyby przyszło urodzić mu się w I ćwierci XX wieku. Jednakże w naszej pamięci pozostanie jako dzielny barokowy rycerz króla Zygmunta, rocznik 1577. Nic nie wiemy ani o jego dzieciństwie, ani wczesnej młodości. Prawdopodobnie nie zachował się też żaden portret go przedstawiający. Jakże typowy to życiorys żołnierza, naznaczony wyłącznie awansami, odznaczeniami oraz udziałem w bitwach. Strus był kimś w rodzaju barokowego rotmistrza Pileckiego, który nawet dla swej żony nie miał czasu, bo jego żoną była szabla, a pragnieniem silna i bezpieczna Polska. Nic też może dziwnego, że historia utrwaliła przede wszystkim jego służbę dla Niej; tylko tyle o nim wiemy, i prawie nic pozatem. Był. ostatnim przedstawicielem Strusów z Komorowa, starego rodu herbu Korczak, synem Jakóba Strusa i Barbary Potockiej. O samym rodzie można znaleźć więcej w "Kronice Polskich Rodów Szlacheckich Podola, Wołynia i Ukrainy" autorstwa Kazimierza Pułaskiego. Na stronie 209-210 w tomie I, autor podaje taką oto notę: "Pisali się z Komorowa. Przenieśli się z Bełzkiego na Podole u schyłku XV wieku. Strusów nad Seretem (w dzisiejszym powiecie tarnopolskim), przez czas długi był "dziedziną Strusów". Pod rokiem 1485, czytamy w aktach Jana Strusa de Comorowo, które w nagrodę zasług, otrzymuje 100 marek na włości królewskiej Harmaki, w pow. kamienieckim. Ten sam zapewne Jan Strus występuje w 1496 roku jako tentarius Chmielnicensis , miał też posiadłości w blliższej okolicy Kamieńca. W 1514 roku sprzedaje za 40 marek Ambrożemu Ormiańczykowi (propoplasta Siekierzyńskich h. Zadora), wieś swą Siekierzyńce nad Zbruczem. Dziedziczył nadto Wyerzbowycze."

Miał też rzeczony Mikołaj Strus przodków nie byle jakich, którzy "krwie dla Rzeczpopolitej" nie żałowali. Za Aleksandra Jagiellończyka dwaj urodziwi młodzieńcy, bracia Szczęsny i Jerzy Strusowie zginęli w bitwie z Wołochami (1505), podobnie Jakób Strus zginął pod Woronowem (ok. 1520) walcząc z hordą 2000 Tatarów. Inny Strus, Stanisław, poprowadził rotę 150 wojów na Inflanty, a później, w roku 1571 poległ w boju z Tatarami nad Rastawicą. Tenże miał syna Jerzego i Jakóba, obaj bili się z Tatarami pod Sieniawą (1575). Jerzy był stryjem opisywanego tu Mikołaja, przez lata był rotmistrzem królewskim i brał udział we wszystkich wyprawach wojennych, a szczególnie nieprzejednany był wobec wrogów Krzyża Świętego. O bracie Jerzego, a ojcu Mikołaja Bartosz Paprocki napisał, że był fortunnym rotmistrzem Jego Królewskiej Mości i "z wiela nieprzyjaciół potrzeby miewał"; Jakób zginął w młodym wieku, w roku 1589 w bitwie z Tatarami pod Baworowem. Mikołaj miał zaledwie 12 lat, gdy stracił ojca. Sławetne czyny innych Strusów zasługują na osobne opisanie. Istotne jest że Mikołaj Strus, pan na Komorowie nie był jedynym, któremu służba Rzeczpospolitej leżała głęboko na sercu. Tylko przykład tego jednego rodu daje nam wyobrażenie o tym jak poważnie dawni Polacy traktowali służbę Ojczyźnie.

Mikołaj dosłużył się w Rzeczpospolitej wielu tytułów: był m.in. starostą chmielnickim, halickim, śniatyńskim, lubeckim i łojowskim. Jak na szlachcica polskiego przystało wykazywał dużo dbałości o swe włości tocząc spory z sąsiadami: w 1602 z Januszem Zbaraskim o zbiegłych poddanych, w 1605 ze starostą bracławskim Aleksandrem Kalinowskim o wieś Miziaków, a w 1606 z Łaszczem i Szaszkiewiczami.

Wertując stare annały, herbarze i inne dokumenty, w tym także te dotyczące Strusów, możemy się dowiedzieć że nasi przodkowie mieli temperament jeśli chodzi o sejmikowanie, ciąganie sąsiadów po sądach, czy też robienie zajazdów. Najczęstszym powodem sporów pomiędzy ziemianami kresowymi stanowią sprawy o zbiegłych poddanych z jednej włości do drugiej, gdzie ofiarowywano większe swobody i dogodniejsze warunki. Szczególnie na terenach kresowych, gdzie wojny powodowały spore zamieszanie, poddani mieli więcej możliwości przemieszczania się. Strusowie, tak jak i inne rody często przyjmowali zbiegów z dalej oddalonych włości, ale i też najeżdżali sąsiadów w celu odzyskania uciekinierów z ich majątków.

Obraz Polski dostępny dziś na starych pożółkłych stronicach, mikrofilmach, lub coraz częstszych dziś reprintach, jest fascynujący. Oto nasi rodacy posiadają doskonałą wiedzę o swej braci szlacheckiej, a jeśli są spory to rozstrzygane one są przez polskie sądy lub szablą, toczą się one o polską własność, polską ziemię, i między Polakami.

Wysokim autorytetem, do którego się można było odwoływać był król. Tego komfortu Polacy nie mają dziś, bo do kogóż mieli by się odwoływać, do sędziów trybunału strassburskiego? Nie mamy dziś żadnej pewności, że ludzie którzy mają dbać o nasze polskie sprawy są godni zaufania: nie mamy pojęcia skąd się wziął ten czy inny poseł, o ministrze finansów wiemy skąd się wziął, ale nie możemy się go pozbyć, bo ktoś lub coś za nim stoi. Żona głowy państwa jest w miejscu publicznym inną osobą niż w registrze ludności, inny człek co trzęsie całym rządem jest potrząsany przez kogoś wpływowego, i boi się o swoje życie. Reprezentacja narodu jakim powinien być Sejm RP jest czystą farsą, fasadą demokracji, a sądom daleko do niezawisłości. Oto Polska we wrześniu 2013. Czy to ma być ten kraj jakiego nigdy nie mieliśmy, kraj naszych marzeń, którym tak się chlubi pan Sikorski?

Przywołuję tu pamięć o wielkim bohaterze - obrońcy Ojczyzny, współtwórcy jej wielkości i chwały - Mikołaju Strusie, który zapewne napluł by każdemu zdrajcy w twarz, a następnie przejechał szablą po grzbiecie. Podobnie by uczynił Reytan. Sam Strus już od jesieni 1609 r. uczestniczył w kampanii smoleńskiej, dowodząc oddziałem 150 husarzy, 50 kozaków i 100 piechoty. Odznaczył się wielkim męstwem w wojnach z Moskwą, a w dniu 4 lipca 1610 r. brał udział w bitwie pod Kłuszynem gdzie dowodził lewoskrzydłowym pułkiem jazdy, oddziałem piechoty i artylerią. Walcząc z nieprzyjacielem umocnionym na wybornych pozycjach, posiłkowanym przez bitne pułki cudzoziemskie, hufce Strusa po trzykroć musiały się cofać, i po trzykroć nacierać na Moskala, aż zdobyły pozycje wroga i rozniosły go w pył.

Wiosną 1612 r. dowodząc oddziałem 1 tys. piechoty i 3 tys. jazdy, dołączył do sił Jana Karola Chodkiewicza, które miały za zadanie pomoc załodze polskiej na Kremlu. Strus objął dowodzenie 27 czerwca, a przez ponad dwa miesiące załoga polska odpierała ataki wroga, ale we wrześniu w wyniku głodu i nacisków sił moskiewskich musiał rozpocząć rokowania z Moskalami, którzy dysponując olbrzymim zapleczem z coraz większym wigoremm podjęli szturmy, aż 7 listopada zmusili Polaków do kapitulacji. Moskale, jak zwykle mało honorowi, nie dotrzymali warunków kapitulacji i część żołnierzy wymordowali, a pułkownika Strusa uwięzili w klasztorze czudowskim. Po siedmiu latach niewoli, mimo działań króla, oficerów oraz licznej szlachty ruskiej został uwolniony nad rzeką Polanówką 10 czerwca 1619 r., dopiero pół roku po zawarciu rozejmu w Dywilinie. Jak widać Rzeczpospolita nie zapominała o swym rycerzu. (My też nie zapomnimy o czynach premiera Tuska i jego janczarów pod Smoleńskiem 10 kwietnia 2010, i ufamy, że on też spędzi co najmniej kilka lat... w bezpiecznym miejscu!).


Lissner, Na Kremlu

Kiedy Strus siedział w moskiewskiej tiurmie, Tatarzy i Kozacy spusztoszyli należące do niego ziemie starostwa chmielnickiego, a także sąsiedzi pozywali go do sądów w zaległych sprawach. W specjalnym dokumencie król uznał za zasadne przesunąć sprawy sądowe na później "Iż ur. Mikołaj Strus z Komorowa, starosta nasz chmielnicki, służąc Nam i Rzplitej, przez wszystkie ekspedycje panowania naszego żadnej nie opuszczając; a osobliwie teraz, w dotrzymaniu Nam stolicy moskiewskiej, i po odejściu z tych krajów wojska naszego, dosyć znacznie z odwagą zdrowia i przewagą, służył, i na ten czas w zatrzymaniu w Moskwie jest. Przeto, za zgodnem zezwoleniem wszech stanów postanawiamy, aby wszystkie sprawy jego wszystkich in genere sądów, do wyjścia i oswobodzenia jego, zatrzymane były, a mianowicie i specifice sprawy z Iwaszkowskim". Po siedmioletniej niewoli Strus powrócił do kraju, ale już wkrótce zgłosił się by walczyć z Turkami. Klęska wojsk polskich pod Cecorą (1620) przyniosła śmierć hetmanowi Żółkiewskiemu i wielu innym z najbliższego otoczenia hetmana; do niewoli powędrowali jego syn, synowiec, Koniecpolski, Korecki, Bałaban, a także Strus. Nasz bohater spędził następne dwa lata w tatarskim jasyrze. Jednakże solidarność rodaków, oraz protekcja królewska nie opuściła Strusa i tym razem. Ziemia halicka, często narażona na ataki z zewnątrz, uchwaliła na jego uwolnienie podatek łanowy, a Sejm Rzeczpospolitej w roku 1623 uchwalił konstytucyę przyznajacą na ten sam cel 15 000 złotych ze skarbu koronnego.

Czynów chwalebnych Strus dokonał w swym pięćdziesięcioletnim życiu o wiele więcej. Częściej siedział w siodle niż w dworskim fotelu, częściej garbował skórę nieprzyjacielowi niż orał własne pole. Na przykład, w 1595 roku był z Janem Zamoyskim w Mołdawii, w 1596 u boku Stanisława Żółkiewskiego tłumił kozackie powstanie Semena Nalewajki, a w 1597 udał się z Jerzym Strusem i Janem Potockim do Niemirowa by uniemożliwić kozakom przeprawę przez Dniestr. W roku 1600 Strus dowodził rotą kozacką walczącą u boku Jana Zamoyskiego przeciw Wołochom, a w latach 1601-2 bił się o inflancki Wolmar, Fellin i Biały Kamień. Należy pamiętać, że często tak jak wielu innych u jego boku głodował, pokonywał trudy, zmęczenie i chorobę, często walczył też bez zapłaty. Znana jest sprawa z 19 stycznia 1602 r., kiedy to Strus jako reprezentant jazdy polskiej został przyjęty w Wilnie przez króla Zygmunta III w sprawie wypłaty zaległego żołdu. W trzy lata później został rotmistrzem chorągwi kozackiej, a 28 stycznia 1606 r. nad rzeką Udycz walczył z Tatarami Kantymira. Pięknym akcentem wieńczącym zwycięstwo był udział w przedstawicielstwie u boku Aleksandra Zborowskiego i Mikołaja Ścibora Marchockiego do króla Jegomości, gdzie 17 lipca wręczył królowi trzynaście zdobytych w walce chorągwi. Losy tych choragwi nie są mi znane, ale serce rośnie i aż chciałoby się sparafrazować słowa hetmana Sobieskiego adresowane do poległego w Kamieńcu Wołodyjowskiego: "Panie pułkowniku Strus larum grają, a ty na koń nie wsiadasz, szabli nie chwytasz...", bo Rzeczpospolita potrzebuje dziś swych rycerzy bardziej niż dawniej.

Ze starych ksiąg, herbarzy i dokumentów wyłania się bardzo wyrazista postać szlachcica - Sarmaty, człowieka z krwi i kości, z solidnym rodowodem rodzinnym. Z reguły jednak narracje historyczne dawniejszych wieków polskiej historii najczęściej skupiają swoją uwagę na królach, hetmanach i wielkich magnatach, a o ludziach jak Strus milczą, a przecież to ci żołnierze swoją walecznością decydowali o bezpieczeństwie ogromnego państwa jakim była niegdyś Rzeczpospolita. Mikołaj Strus zakończył służbę w wojskach Rzeczpospolitej w stopniu pułkownika, zmarł w wieku lat 50, nie pozostawił żadnego potomstwa.

Polska się budzi ze snu


Krzyż przydrożny, a to Polska właśnie

Polacy mają co i kogo upamiętniać, i mają z czego być dumni. Po 123 latach zaborów, 45 latach sowieckiej dominacji w Polsce i 8 w "wolnej" Unii, nic lepiej nie mogłoby poprawić narodowego sampopoczucia niż świadomość, że z przyjaźnią na siłę koniec. Jeśli przestaliśmy być satelitą Moskwy, to czegóż mamy się bać? Własnych narracji historycznych? Strach paraliżuje działanie.

Sowieciarzom, agentom Mossadu, dumnym posiadaczom germańskich orderów oraz francuskich legii honorowych, lokajom z Bilderbergu, już dziękujemy. Śmietnik historii jest ich stałym miejscem pobytu. Budujmy łuki triumfalne, budźmy naszych wielkich rycerzy ze snu, gdzie by nie spali: pod Giewontem, pod murami Kremla, na Cmentarzu Łyczakowskim we Lwowie, a może na warszawskiej Łączce przy Powązkach.

Polacy przez niemal dwieście już lat walczą o swoją narodową tożsamość, o swoją godność, suwerenność i niepodległość. Ten stan długo trwającej defensywy oraz ofensywnych działań naszych odwiecznych wrogów, leży u podstaw naszej narodowej zapaści. Ostatnio znalazł się nawet śmiałek o nazwisku Sikorski, który "dla pokrzepienia serc" systematycznie wmawia Polakom, że takiej Polski (w domyśle takiego dobrobytu) to jeszcze nie mieliśmy. Cóż za amnezja! A Polska od morza do morza, bogate i zasobne państwo które budziło respekt, zazdrość i uznanie w całej Europie - I Rzeczpospolita - to gdzie? Wolność można obronić tylko własnym orężem.

Znaki na niebie i ziemi wskazują, że Rzeczpospolita naszych marzeń i snów, kraj szanujący tradycje, ale jednocześnie posiadający jasną wizję nowoczesności, pod sztandarami Chrystusa i Jego Matki, budzi się ze snu.

Zygmunt Jasłowski

08.09.2013r.
RODAKpress

 
RUCH RODAKÓW : O Ruchu Dolacz i Ty
RODAKpress : Aktualnosci w RR Nasze drogi
COPYRIGHT: RODAKnet