Rosyjski prowokator w Telewizji Republika
Wielość agresywnych pro-rosyjskich artykułów prasowych, które pojawiły się po programie w Telewizji Republika, gdzie moskiewski dziennikarz obraził profesora Andrzeja Nowaka z UJ, wygląda jednoznacznie na prowokację. Buńczuczny Moskal niczym nie przypominał jowialnego kapitana Rykowa i zachowywał sie tak jakgdyby to on byl gospodarzem programu, obrażajac uczucia prawdziwego gospodarza, gości oraz widzów, łamiąc przy tym wszelkie zasady dobrego wychowania. Chodziło tu jednak o coś znacznie więcej niż nam się może wydawać.
Bowiem, redaktor Wladmir Kirianow nie przybył do studia polskiej telewizji po to tylko by sobie pogawędzić z Polakami niczem Ryków, wypić i dobrze zjeść, czy lulki wypalić, lecz po to by nauczyć Polaków jak mają poprawnie zwracać się do Rosjan, by nie urazić ich uczuć narodowych. A poprawność wymaga - wiadomo - milczenia i nie zadawania pytań na tematy takie jak Katyń, Smoleńsk czy manewry wojskowe u polskich granic. Nic też dziwnego, że za jego to sprawą to co mialo być dyskusją na istotne tematy szybko przybrało formę monologu pana redaktora Wladmira Kirianowa z wszechmogącej Rosji. Na prośbę profesora Nowaka by pozwolić mu dokończyć swoją myśl, cała Polska mogła usłyszeć - Nie pozwalam! A potem już rosyjski 'gość' dalej uparcie naruszał dobre zasady gościnności tokując bez końca i przerywając każdą wypowiedź. Należy sie cieszyć, że na wzór rosyjskiej dumy nie doszło do rękoczynów, a także że żaden z gości nie został wywieziony na Sybir, bo z samych rozmów wynika, że Rosjanom zawdzięczamy wiele, włącznie z życiem i kulturą.
Pozostaje nam rozważyć problem dziennikarskiej etyki i kultury wypowiedzi - o czym przypomniał mu redaktor Wildstein - nakazującej wysłuchanie w spokoju do końca argumentów przeciwnej strony, a potem ustosunkowania się do nich. Jednakże poza, która przybrał Rosjanin była nie pozą dziennikarskiego dyskutanta, lecz pozą Repnina, który nawet samemu królowi ma prawo mówić co mu wolno, a czego nie wolno powiedzieć, czy zrobić. Można przypuszczać, że gdyby w studiu był znany rusofil, redaktor Michnik, to sytuacja byłaby bardziej na korzyść Rosjanina, ale prze...prze...rrwy pomiędzy wypowiedziami byłyby dłuższe, co nie byłoby w tej sytuacji najgorszym rozwiązaniem. Monika Olejnik pewnie też byłaby łaskawsza dla rosyjskiego "gościa" mieszkającego w Polsce ponad 25 lat, a mimo to łamiącego zasadę dobrej polskiej gościnności. Ta zasada jest dość przyzwoita i prosta: powiedz co masz do powiedzenia i daj nam coś powiedzieć, a poparta on jest staropolskim przysłowiem: gość w dom, Bóg w dom. Naturalnie, gość musi się zachowywać jak gość.
Z wywiadu z Kirianowem po programie wynika, że to on sam był główną ofiarą "incydentu w Studiu TV Republika", a głównym winowajcą był nie kto inny niż... prowadzący Bronisław Wildstein, który "zastosował nietypowe standardy polegające nie na przepytywaniu gościa, a na wyjaśnianiu mu własnego stanowiska". Kirianow żalił się: " Zaproszono mnie jako chłopca do bicia. Skandal jest im na rękę".
I właśnie to ostatnie zdanie wyjaśnia prawdę absolutną: Kirianow poszedł do studia by prowokować, upokarzać i wywołać skandal. Mechanizm tej prowokacji był możnaby rzec tradycyjny: dać Polakom w sposób jasny do zrozumienia, że nie mają prawa mówić o żadnych zastraszających manewrach u polskich granic, nawet jeśli takie miałyby mieć trzykrotnie miejsce. Polacy i Polska mają siedzieć cicho. Dotyczy to każdego Polaka, ktory ma coś na ten temat do powiedzenia, z prezydentem RP włącznie. On już dobrze wiedział, że nasi rządzący przyswoili sobie już ten język zgody i pojednania, bo uczy ich tego nie tylko Moskwa, ale i Bruksela.
By sprawa była jeszcze żałośniejszą, to autor wywiadu z Kiranowem, pozwolił sobie na taki oto komentarz" "Rozmowa dotyczyła stosunków na linii Polska-Rosja, które dla polskiej prawicy mają niezwykłe znaczenie. Sowietolog prof. Andrzej Nowak mówił o działaniach Rosji, które polegają na ćwiczeniach ataku nuklearnego na Polskę. W odpowiedzi na te zarzuty, rosyjski dziennikarz Władimir Kirianow stwierdził, że ataku jądrowego się nie ćwiczy - Przecież to naciska się guzik i już -mówił redaktor naczelny "Rosyjskiego Kuriera Warszawy". Czy aby stosunki polsko-rosyjskie mają znaczenie tylko i wyłącznie dla polskiej prawicy? Bo co, lewica i centrum już przyswoiły sobie język narzucony przez Rosjan? Czy dla tej orientacji politycznej stosunki polsko-rosyjskie nie zasługują na uwagę?
Wyjaśnienia innych rozmówców, że manewry miały charakter zastraszający, a sam atak skierowany był na Warszawę, tylko bardziej rozgniewały kuriera-namiestnika z Warszawy. Rozsierdzony Rosjanin boksował za czterech, nie pozwalając nikomu dojść do głosu, sprawiając wrażenie że to on jest tu gospodarzem lecz jego polscy rozmówcy, zgodnie zresztą z rosyjskim powiedzieniem - "kurica nie ptica, Polsza nie zagranica". Kropkę nad i postawił zawsze idealnie punktujący profesor Andrzej Nowak z UJ dając do zrouzmienia, że Polska jest jednak dla Rosji bardzo daleką zagranicą. Najwyraźniej galicyjskie dobre maniery i takt nie mogły spotkać się z bizantyjsko-sowieciarskim chamstwem. Po kilkukrotnym napomnieniu, że Kirianow wciąż mu przerywa, pan profesor powiedział chamowi dokładnie to co powinien usłyszeć: "Nie zamierzam dłużej rozmawiać. To jest po prostu popis imperialnej buty". Zupełnie spalony w oczach rozmowców i widzów Telewizji Republika mógł biedaczyna-dziennikarz tylko już czekać na wyproszenie ze studia. Na jego prośbę to sie stalo. - "Jeżeli pan chce, może pan sobie pójść. Pan rzeczywiście prezentuje imperialną postawę Rosji. Nawet nie pozwala mi pan w tej chwili skończyć. Niechże się pan trochę uspokoi - powiedział mu prowadzący."
Uszom i oczom nie mogłem uwierzyć, głosami panów Nowaka i Wildsteina przemówiła Rzeczpospolita, bez dubbingu lub napisów, jak to bywa w mediach głównego zasięgu. Rosyjski sposób traktowania Polaków ujrzało wielu widzów, ale tym razem arogancja rosyjska doczekała się godnej riposty. Telewizja nie jest przecież tylko po to by sobie kadzić wzajemnie. Szacunek dla TV Republika.
Muszę tu poprzeć pana Wildsteina, który tylko kontynuował myśl gościa, którego Kirianow zmusił wcześniej do opuszczenia studia, i wezwać "kuriera-agenta warszawskiego" do powrotu do Moskwy - Jeśli on chce to niech już sobie jedzie, 25 lat na Zachodzie mu wystarczy. Wladimir spędził u nas tyle czasu, a mimo to nie nauczył się dobrych manier. Niech Wladmir da nam pieredyszkę i już sobie pojedzie do swoich, bo jest za stary na naukę. Nie mówię do swidania, mówię - praszczaj Iwan.
Zygmunt Jasłowski
29.09.2013r.
RODAKpress