Po wizycie Knessetu w Polsce - Zygmunt Jasłowski  
 


Józefa Głazowska, Polka, 12 lat - w Auschwitz od 13 grudnia 1942

Po wizycie Knessetu w Polsce
Co o tym wszystkim myśleć?

Przyjechali, narobili dużo szumu i zamieszania, i pojechali do domu. Ale naturalnie "skrajna prawica", do której my, wolni i umiarkowani strzelcy się nie zaliczamy, dalej będzie produkować "niestworzone historie", jak napisał gdzieś pewien "rozsądny" blogger.

Otóż nie, nie tak! Konkluzja wynikająca z tego nadymanego spotkania pod wielkim namiotem jest krótka i zwięzła: nigdy więcej żadnych spotkań obcych parlamentów na polskiej ziemi, nigdy więcej ludobójczych wojen oraz niespodziewanych najazdów. Pomódlmy się za ofiary obozów i nie róbmy z tego politycznej hucpy. Ksiądz, rabin, pop, pastor oraz małe grupy reprezentantów różnych nacji mogą z powodzeniem sprostać zadaniu uczczenia ofiar niemieckich obozów śmierci. A pozatem oczekujemy uczciwej debaty historycznej z pożądnymi Żydami i Niemcami, z pewnością tacy są, a to po to, by prawda mogła ujrzeć światło dzienne. Wybór miejsca, czasu też jest nie bez znaczenia, no bo któż miałby dziś reprezentować polskie interesy, pani Kopacz?

Jak nam wiadomo sama idea przyjazdu przedstawicieli izraleskiego parlamentu była izraleskim pomysłem, który uzyskał poparcie najpierw dyrektora Piotra Cywińskiego, a potem Sejmu oraz czynników rządowych w Polsce. I w tym tkwi cały problem, bowiem jeśli naród czułby mocną potrzebę do zaproszenia na przykład bratanków z Budapesztu, to mógłby za pośrednictwem Sejmu to uczynić. Ale, inicjatywa powinna wyjść ze strony polskiej. Albo inaczej. Spróbujmy sobie wyobrazić taką sytuację: Ewa Kopacz dzwoni do Berlina i zgłasza ideę, że za 3 tygodnie przyjeżdża do Berlina polska delegacja licząca 120 posłów oraz oddział Gromu z grupą 100 szpiegów by uczcić rocznicę rugów pruskich. Co na to odpowiedziałaby pani Kanclerz Federalna nie trudno się domyśleć? Byłoby to krótkie: Polacken raus! No, ale jakoś ani pani posłanka, ani pan premier z prezydentem, na taki gest "wobec silniejszego" (ulubiony zwrot pana MSZ) się nie zdobyli, a mogliby przynajmniej oznajmić: a idźcie do diabła, nie widzicie że jesteśmy zajęci "patologią smoleńską" i wzrostem antysemityzmu. Mogliby za to nawet otrzymać ładny artykuł pochwalny w New York Times lub The Jerusalem Post .

Toteż moja sugestia na przyszłość, a kierowana do przedstwicieli wszystkich państw, które mają swe ofiary na terenie niemieckich obozów zlokalizowanych w Polsce, by po zmówieniu modlitwy spędzili 3 dni w naszym pięknym kraju, odpoczęli w najdroższych hotelach, poszli na zakupy, posmakowali polskiego jadła i trunków, i przyjęli do wiadomości, że Polska to kraj żywych ludzi, a nie permanentny cmentarz narodów świata, ciągły pretekst do jątrzenia stosunków między narodami. Tylko prywatne spotkania, turystyka i rekreacja służą zbliżeniu narodów i wzajemnemu zrozumieniu. Po takim katharsis (oh, Polska to nie tylko Auschwitz!) powinni zabrać swoje "miedzyparlamentarne" problemy do Brukseli, Genewy bądź Nowego Jorku, bo to tam są odpowiednie miejsca i warunki na debatowanie na temat "wzbierającej fali anty-semityzmu".

Dziś już wiemy, że owoców z tego spotkania, przynajmniej jeśli chodzi o nasz narodowy interes, nie ma żadnych. Witold Waszczykowski, poseł PiS i były wiceminister spraw zagranicznych, ma powód by ubolewać, że zabrakło wspólnego komunikatu potępiającego rozpowszechnianego przez dziennikarzy w świecie pojęcia "polskie obozy śmierci". Strona izraelska tłumaczyła to w Polsce, że stało się tak ponieważ zmarła żona przewodnczącego parlamentu Yuli Edelsteina. Tymczasem, jak wspomniałem w swoim artykule "Sejm w Warszawie, knesset na Wawelu", przedstawiciele Izraela zdecydowali o nie podpisaniu tej rezolucji kilka dni przed przybyciem do Polski. Cóż to zatem za tłumaczenie, że zabrakło przewodniczącego. To co, wice-przewodniczący nie mógł wypełnić funkcji parlamentarnej? Zabrakło dobrej woli. Zabrakło też rzeczowej dyskusji, która by ujęła całą złożoność sytuacji. Naturalnie Żydzi/Izraelczycy, jak zwykle zagrali na karcie anty-semityzmu, ale broniąc wysokich standardów moralności jakby na chwilę zapomnieli o nieprzyjaznych żądaniach wobec Polaków (50 mld dolarów, "zwrot" zamku na Wawelu), narodu który rownież niemało wycierpiał. Żadna wypowiedź polityków nie mogła w pełni nikogo zadowolić: dużo nadętych frazesów powtarzanych od lat na tego typu politycznych spędach. Isaak Herzog, szef opozycyjnej izraelskiej Partii Pracy, zwrócił uwagę, że uroczystość odbywa się w najstraszniejszym dla ludzkiej historii miejscu, które pokazuje, jak można stworzyć i dokonać zbrodni. - Musimy walczyć ze złem, walczyć z antysemityzmem, walczyć o wolność i dobre relacje międzyludzkie - apelował. Pięknie! Ale dlaczego akurat tylko z antysemityzmem, a nie na przykład z antypolonizmem, czy bardzo rozpowszchnianym polakożerstwem?

Pozostali izraelscy mówcy mówili sporo o wyjątkowości żydowskiegoo cierpienia i o odradzającym sie anty-semityzmie. A to był ten moment kiedy można było zacząć mówić prawdę o tym co czuje przeciętny Europejczyk czy Polak, a nie oficjalne czynniki sejmowo-rządowe. W tym miejscu muszę odnieść się do opinii największego z żyjących Żydów, czlowieka który potrafił wznieść się na wyżyny obiektywnej oceny, najsprawiedliwszego ze sprawiedliwych, Normana Finkelsteina, który skrytykował niedawno zarówno światowe żydostwo jak i skundlone polskie elity III RP: "Ludzie, którzy uważają, że każda krytyka Żydów to antysemityzm, a jednocześnie cały czas ostro krytykują swój własny naród. Mówią, że robią to ze szlachetnych pobudek, ale w rzeczywistości robią to dla kasy. Wyleją kubeł pomyj na Polskę, a potem pędzą do USA, aby przeczytać pochwalne recenzje w tutejszych gazetach, zostać poklepanym przez tutejsze autorytety " - mówi o polskiej inteligencji. Obok polskiej inteligencji szkalującej własny naród Finkestein krytykuje wycieczki izraelskich dzieci do Polski i lobby żydowskie czerpiące wielkie pieniądze z "przedsiębiorstwa holokaust". Profesor zgadza się z tezą, że w trakcie wycieczek izraelskich uczniów pokazuje się Polskę jako kraj antysemicki. "Te biedne dzieciaki wracają do Izraela przerażone, przekonane, że wszędzie poza domem grozi im niebezpieczeństwo. I niestety, Polacy - proszę mi wybaczyć to co teraz powiem - zachowują się w sposób godny pożałowania. Nie macie na tyle pewności siebie i poczucia własnej wartości, by powiedzieć Izraelowi: Zabierajcie się z naszego kraju i wsadźcie te swoje wycieczki gdzieś. (.) Jeśli ktoś na waszej ziemi prowadzi działalność, której celem jest wywołanie wobec was nienawiści, to nie powinniście się na to godzić" - stwierdził amerykański uczony. I miał rację i prawo jak mało kto, bo bedąc polskim Żydem stracił w holokauście całą niemal rodzinę.

Rosyjski ambasador w Polsce, Aleksandr Aleksiejew, napomknął delikatnie, że rasizm, ksenofobia czy mówienie o wyjątkowości jednego narodu jest rzeczą naganną, tak jak naganną jest niepamięć o 250 żołnierzach Armii Czerwonej, którzy polegli wyzwalając Auschwitz. Prawdą jest też, że w czasie II wojny światowej to właśnie Rosjanie ponieśli największe ofiary w ludziach, choć nie w proporcji do liczby ludności.

Wyzwolenie obozu przez Rosjan umniejszyło wystąpienie Noaha Kliegera, który wspomniał, że 27 stycznia 1945 r. w obozie nikogo nie było. Niemcy, wycofując się przed wojskami radzieckimi, zabrali ze sobą 57 tys. więźniów, aby umieścić ich później w obozach w Trzeciej Rzeszy.

- Niemcy jechali ciężarówkami, samochodami, motorami, rowerami, wozami oraz końmi. My musieliśmy iść pieszo. Kto nie nadążał, był zabijany. Drogi Śląska były usłane ciałami tych, którzy przeżyli Auschwitz i zostali zastrzeleni jak psy w czasie tego marszu śmierci - wspominał Klieger.

To właśnie wypowiedzi ofiar brzmiały najbardziej przekonywująco. Polska ofiara, Zofia Posmysz, wspominając swój pobyt w obozie oraz przebyty tyfus, powiedziała zebranym, że ważne jest że świat pamięta, i że ona tu wraca, zaraz po wojnie tu wróciła. - Pokazałam mamie pryczę, na której leżałam, a ona zapytała, czy te szuflady to były nasze łóżka. I zaraz chciała jak najszybciej wyjść, a po powrocie do domu prosiła, bym więcej tu nie przyjeżdżała i zapomniała o tym - wspomina Posmysz. Nie zrobiła tego. Wciąż wracała i wraca do obozu. Nieraz słyszała pytanie, dlaczego to robi. - Dlatego, że jest - mówi krótko.

Nasuwa się wniosek, że izraelscy politycy mogliby więcej zyskać zachowując skromność, rezerwę i więcej zrozumienia dla krzywd nie-Żydów, i nie mówić tyle o swej wyjatkowości z pozycji siły, w asyście swych agentów. Polacy od lat oddają cześć wszystkim ofiarom, w tym też Żydom, obywatelom II RP. Natomiast polscy politycy powinni podkreslić dobitnie, że "wyzwolenie" Polski przez Rosjan było początkiem nowych kaźni narodu polskiego. Był to początek następnej okupacji, którą naród polski musiał znosić w osamotnieniu i izolacji. Wśród oprawców było wielu Żydów i Rosjan. Są to fakty cudzoziemcom mało znane.

Coraz większa i niemal natarczywa obecność Żydów w Polsce dowodzi, że mimo głębokiej niechęci elit żydowskich do Polski i Polaków chętnie odwiedzają oni Polskę w interesach oraz po to by przyzwyczajać Polaków do swojej obecności. Obecność niemieckich obozów koncentracyjnych w Polsce jest doskonałym prestekstem do ekscesów izraelskich "turystów" wymachujących flagami z gwiazdą Syjonu, w kraju który z trudem od lat broni swej niepodległości i suwerenności. Niski szczebel reprezentacji politycznej (chyba rezerwują to na rok przyszły) na tegorocznych obchodach jest najlepszym dowodem, że żądania natury finansowej zostały już umówione wcześniej w Tel-Awiwie. Nic też dziwnego że Jonny Daniels czuje się w Polsce jak u siebie w domu. Jeśli jest to szczere wyznanie, to nas to bardzo cieszy.

Po co naprawdę była ta wizyta to się jeszcze okaże.

dr Zygmunt Jasłowski

29.01.2014r.
RODAKpress

 
RUCH RODAKÓW : O Ruchu Dolacz i Ty
RODAKpress : Aktualnosci w RR Nasze drogi
COPYRIGHT: RODAKnet