Polacy nie mają problemu z tożsamościa narodową
Polakom wmawia się jej kryzys
...mamy Racłwickie kosy,wygrać Bóg pozwoli
Problemy z tożsamością mają post-komunistyczno-neoliberalne, mówiące po nowo- polsku elity i media, a także dziennikarze i intelektualiści z pałacowego często namaszczenia, ale od siódmych boleści. Uważam tak ponieważ ostatecznie mnie przekonał do tego profesor Ryszard Legutko, minister edukacji z czasów prezydentury Lecha Kaczyńskiego. Nie posądzam pana profesora o złą wolę, gdyż jak zaznaczył, marzy o "odbudowaniu państwa", ale na drodze stanęła mu tożsamościowa "mizeria trwająca wieki", a szansą - "straconym dziedzictwem" była II Rzeczpospolita, ale i ta się nie udała bo "udać się nie mogła" itp itd. Możliwe, też że pan profesor miał zły dzień, albo jakiś mały przechył nastąpił w Gazecie Polskiej, choć to jest mniej prawdopodobne. Aczkolwiek doświadczenia z Grzegorzem Gajdarowiczem i "Rzeczpospolitą" dowodzą, że przechyły są w III RP bardzo możliwe i należy się ich spodziewać. Nawet Telewizja Republika rozczarowuje, więc pozostaje nam już tylko TV Trwam, Nasz Dziennik i Max Kolanko. Najwyraźniej szeroko definiowane media co rusz mają problem tożsamościowy i ciągle muszą się zastanawiać komu się tym razem przypodobać, komu nie narazić, lub jakiego rodzaju kadzenie bądź krytyka jest w tym czasie najodpowiedniejsza.
Pragnąc się ucziciwie i bez uprzedzeń ustosunkować do tego co pan Legutko napisał (...tutaj) muszę rzeczowo zabrać się do krytyki głównych tez jego artykułu. Otóż narzekając, że tożsamość polska jest dziś w opłakanym stanie, autor pociesza że mogło być jeszcze gorzej ze względu na naszą straszliwą historię. I dodaje: "Jednak prawdziwe kłopoty naszej tożsamości biorą się stąd, że jej dziejom nie towarzyszył rozwój polskiego państwa." W tym sformułowaniu jest kilka problemów, ale problemem naczelnym jest rozumowanie, że Polska tak sobie trwała w czasie, ale państwo zupełnie się nie rozwijało. To jest jakaś niedorzeczność, ale i woda na młyn Radka Sikorskiego, który uważa że tak bogatej Polski jak dziś to jeszcze nie mieliśmy. Zapewne za Jagiellonów to ci Sikorscy mogliby co najwyżej mieszkać w kurnej chacie lub w żydowskiej karczmie, a dziś, no proszę... . Jeśli sprawa tożsamości w dawnej Polsce miała się tak źle, to czymże było w naszych dziejach przyjęcie Chrześcijaństwa w roku 966, koronacja Chrobrego w roku 1025 jeśli nie testamentem tożsamości narodu, który wydobywając się z ciemnych lasów Europy Środkowej stopniowo stawał się podmiotem polityki europejskiej, z którą musieli liczyć się obcy. Czymże była unia w Krewie czy Horodle, jeśli nie świadomym działaniem panów polskich by także wciągnąć Litwę w sferę kultury europejskiej oraz stworzyć system bezpieczeństwa i pomyślności dla obu części Rzeczpospolitej na zasadzie wolni z wolnymi, równi z równymi. Jednak dla pana ministra polska historia była tylko "straszliwą". Otóż nie, Polacy mają piękną historię, z której mogą czerpać naukę, natchnienie i moc. Polacy posiadali i posiadają głęboką świadomość, że są narodem sarmackim, zarządzali tym państwem w ten sposób by fale imigrantów z Niemiec, Holandii, Szkocji, czy szlachetnie urodzeni pobratymcy, mogli także czuć się Polakami. Unia lubelska, i późniejsza nieudana unia hadziacka były etapami rozwoju olbrzymiego, bogatego i zasobnego państwa. Jak można, pomijać znaczenie tych faktów i bezprawnie twierdzić, że "Samo nazwanie tego tworu politycznego Rzecząpospolitą, czyli rzeczą wspólną, jest nieuprawnione." To już jest kompletna, totalna bzdura, albo świadome fałszowanie polskiej historii. A bzdurą jest też stwierdzenie, że polskie państwo przestało istnieć, ponieważ nie miało rzeczy wspólnej ani jako państwo, ani jako naród. Rzeczpospolita była związkiem dobrowolnym dwóch narodów, Polaków i Litwinów. Ci ostatni zamieszkiwali olbrzymie terytorium Wielkiego Ksiestwa Litewskiego, skupiającego także ruskie bojarstwo. Wszyscy oni zostali panami braćmi naszej szlachty; przyjęto ich do polskich herbów. Zagrożenie ze strony Moskwy zbierającej ziemie ruskie, oraz agresywne działania Zakonu Krzyżackiego były czymś realnym, a więc był też wspólny interes, były wspólne zwycięstwa i wspólne porażki. Polish Commonwealth, jakim jest Rzeczpospolita Obojga Narodów słusznie określana po angielsku, to było państwo, które posiadało silne struktury organizacyjne, rozwijało się demograficznie, terytorialnie, gospodarczo, militarnie i kulturalnie. To państwo miało swój system prawny, który był poddawany próbom czasu i weryfikacji. Rzeczpospolita nie była wolną od sporów i negocjacji, popełniano błędy jak wszędzie. Specyfika ukraińska, niedojrzałość cywilizacyjna tego członu państwa (widoczna na Ukrainie do dziś) stanęła na drodze do stworzenia Rzeczpospolitej Trojga Narodów. Więcej, ta idea ożyła nawet po zaborach, w czasie powstania styczniowego. Więc to o czym pisze Pan Legutko po prostu znieważa naszą pamieć narodową, a przecież odpowiadał niegdyś za polska edukację. Żeby nie być gołosownym posłużę się cytatem arjanina, a wiec nie-katolika, Samuela Przypkowskiego (1592-1670), który w "Panegiryku poświęconym Władysławowi IV" tak pisał: "Cóż innego bowiem przyczyniło się do potęgi i wzrostu tej Najjaśniejszej Rzeczpospolitej, jeśli nie wzajemna zgoda tylu najdzielniejszych ludów, które w ciało jednego państwa zrósł się i związał w sposób nieodwracalny?" Polacy na przestrzeni wieków wiedzieli więc kim są i dokąd zdążają, i nie od braku świadomości czy braku wspólnoty interesów Polska upadła. Państwa upadają i powstają, nie ma już dziś Rzymu, Babilonu, nie ma państwa Gotów i Hazarów, ale jest np. Izrael państwo, powstałe na palestyńskim terytorium po blisko dwutysięcznej przerwie. Polska i Polacy mają swoje państwo, swoją dumę, tożsamość i świadomość, a także, nie bójmy się tego proroctwa, swoją wielką przyszłość. Polska przechodzi świńską grypę, ale z niej wyjdzie. Nasza wspólnota jest wspólnotą ducha wołajacą Boga, świńska wspólnota jest księstewkiem mamony, więc siłą rzeczy jest skazana na zagładę.
Bardzo pięknie pisał o naszej wspólnocie, naszym narodzie Kazimierz Brodziński (1791-1835): "Naród jest wrodzoną ideą, której członkowie, w jedno spojeni, urzeczywistnić się starają. Jest jedną rodziną, mającą swoje rodzinne przygody i powołanie". Mieli rację polscy Sarmaci i romantycy głosząc, że nasz naród jest powołany do wielkości, dlatego dziś znowu stoimy samotnie wobec gnijącego świata czekając na złoty róg. Rzeczpospolita jest projektem nieskończonym, nie popadajmy więc w defetyzm czy depresję".
Nie będę się dłużej rozwodził nad wywodami profesora Legutki dotyczącymi roli literatury okresu Romantyzmu i poprzestanę na akceptacji tezy, że "to oni (tzn. romantycy) wykreowali zarys nowej polskiej tożsamości, i chwała im za to. Nadali polskiej historii sens, którym Polacy żywią się do tej pory." Naturalnie w przekonaniu autora to bardzo źle, bo oni powinni nas nauczyć byśmy w siebie przestali wierzyć bo inaczej wpadniemy w pychę i arogancję co będzie z kolei "bardzo śmieszne".
Natomiast przyczepię się do dwóch innych tez. Pierwsza z nich dotyczy "zmarnowanej" szansy jaką była II Rzeczpospolita, najwyraźniej w opinii pana Legutki lepsze państwo niż I Rzeczpospolita. Fakty jednak mówią same za siebie: terytorialnie II Rzeczpospolita była już okrojonym choć niepodległym państwem powstałym w wyniku wojen i rewolucji. To państwo nie mogło już być monarchią, jak przed wiekami, lecz tylko republiką która bez geniuszu Piłsudskiego i Dmowskiego na fali bolszewizmu mogła albo stać sie republiką rad, albo zniknąć z mapy Europy. Polska lat 1918-1939 wychowała jednak wspaniałe pokolenia Polaków, których patrtiotyzm, głębokie umiłowanie Ojczyzny można było dostrzec wszędzie tam gdzie mieszkali: w zsowietyzowanym PRL-u czy w krajach emigracyjnych. Patriotyzm II Rzeczpospolitej był rezultatem spełnionego marzenia - czekania na Polskę przez szerokie kręgi polskiego społeczeństwa. Dzięki temu dokonano wielu cudów jak chociażby budowa portu w Gdyni czy nieskończonego COP-u. Ale był to też okres kiedy pod wpływem nastrojów bolszewickich przeprowadzono bzdurną reformę rolną, która zniszczyła wydolność polskiego rolnictwa. II RP była już jednak krajem, nad którym ciągle wisiała groźba inspirowanych przez Moskwę strajków, było to państwo, w którym już Żyd czy niemiecki fabrykant miał więcej do powiedzenia niż polski ziemianin, robotnik czy chłop. Było to państwo, gdzie świeciły jasno gwiazdy Wilna i Lwowa, ale i państwo zagrożone ukraińskim terroryzmem i irrydendą. Otoczona dwoma potężnymi wrogami, II Rzeczpospolita nie zdołała obronić swej niepodległości, ale napewno zasłużyła na miano Rzeczpospolitej.
Wrzesień 1939 roku zakończył się kasacją państwa, ale pokolenia wychowane w wolnej Polsce dużo zrobiły by pomóc Polakom strząsnąć ohydę komunizmu. Sukces tamtej Polski, geniusz Polaków tamtych lat można łatwo zestawić z bałaganem na Ukrainie, gdzie dwie części państwa nie są w stanie po upływie ćwierci wieku stać się jednym organizmem, a naród narodem.
Dążenie Unii Europejskiej do zbudowania super-państwa jest sprzeczne z determinacją narodu polskiego dążącego do odbudowy suwerennej i niepodległej Rzeczpospolitej. Jednak nawet dziś możemy być dumni, bo czyż nie jest wyrazem woli i świadomości narodowej Polaków, że mały 1 milionowy naród który począł budować swoja tożsamość w roku 1000 u boku 4 milionowych Niemiec i 7 milionowej Rosji (proporcja 1 do 11, jak zauważył niedawno profesor Andrzej Nowak) istnieje do dziś i ma 37 milionów mieszkańców, pomimo 2.5 milionowej emigracji, na terytorium 312 677 tys km kwadratowych. Jednakże u szczytu państwowego rozwoju (polskie państwo się rozwijało, panie prof. Legutko) Rzeczpospolita (wspólna rzecz!) osiągnęła terytorium 1 000 000 km kwadratowych. Polska rosła, piękniała, mądrzała, budowała miasta, zakładała uniwersytety itd.
Na koniec o złej cesze "Uczmy się od innych". Otóż to już jest wymysł naszych zaborców i okupantów. W czasie I Rzeczpospolitej, szlachcie i magnatom polskim prawie nic się nie podobało zagranicą. Radziwiłłowie, a nawet sam król Jan Sobieski przestrzegał swe pociechy przed zepsuciem obyczajów w Europie. To romantyk Adam Mickiewicz napisał, że "taka już Sopliców choroba, że oprócz Ojczyzny nic im się nie podoba". Z drugiej strony jeśli uczyliśmy się rzeczy pożytecznych od państw od naszego starszych, badziej cywilizacyjnie zaawansowanych, to cóż w tym złego. Dowodzi to tylko mądrości naszych władców, którzy posiadali jednak świadomość, że Polska musi się rozwijać, ulepszać prawa, zakładać uniwersytety oraz wznosić piękne budowle. Uczyliśmy się od Włochów, Niemców czy Holendrów, z dobrym skutkiem. Jednakże nie nauczymy sie polskości od Niemców, Rosjan czy Francuzów, bo w ich rozumieniu Polska jest niepotrzebna, Polaków jest za dużo i są za mało progresywni. Nie uczmy się też Polski od Palikota lecz od naszych wielkich przodków.
Chyba będę musiał się oprzeć na tezie filozofa Artura Sandauera, który twierdził że po II wojnie światowej państwo "polskie" jest niczym żydowska głowa nałożona na polski tułów. Nie moja to teza, ale jeśli tak jest to od kogo możemy się spodziewać polskiej świadomości i działań dla dobra Polski. Ludzie ci nie czują się częścią wspólnoty narodowej ukształtowanej przez wieki rozwoju polskiego państwa. Polski nie czują, nie chcą i nie kochają. Tak to właśnie resortowe dzieci, wnuki komunistycznych siepaczy, z tej "głowy" się wywodzący, dziś urządzają naszą Rzeczpospolitą po swojemu, na swoim etosie, i wbrew narodowi który to państwo przez 1000 z górą lat budował. Polacy mają świadomość kim są i kto tu rządzi. To rządzący i ich media nie posiadają polskiej świadomości narodowej. Nie są oni też tymi samymi Żydami, którzy żyli z nami zgodnie przez kilkaset lat I Rzeczpospolitej.
Polski napewno nie zbudujemy w oparciu o tezy pana Legutki, który uważa że Rzeczpospolita nigdy w historii nie zasłużyła na swe miano. Akurat w tym momencie polskiej historii takie myślenie to wielka trucizna. Kiedy premier III RP jest zdania, że polskość jest nienormalnością, to profesor Legutko, bez użycia tego słowa, doszedł do takiej samej konkluzji. Jakbym tak się zakrecił wśród normalnych Polaków, których znam to musiałbym się sporo natrudzić by znaleźć kogoś kto ma problemy z tożsamością. Dla przykładu znam pewna panią po 90-tce, która jest kresowianką mieszkającą na Ziemii Lubuskiej z wykształceniem podstawowym. Jej tozsamość jest bezdyskusyjna - jest Polką wyznania rzymsko-katolickigo, przeszła przez ukraińską golgotę, i w tym duchu i etosie wychowała swoje trzy córki. Przeżyły razem komunizm, miały świadomość i obawy, że mogą wrócić Niemcy i że "polski" rząd jest do luftu.
Z rękawa mógłbym wyciągnąć następne kilkaset przykładów przeciętnych Polaków o głębokiej tożsamości narodowej. Zakończę tym przykładem: Góral spod Zakopanego ma trzech synów, mieszkających w Chicago i Melbourne, w rodzinie kultywowane są regionalne tradycje góralskie oraz polskie tradycje niepodległościowe, kilka osób gra na instrumentach muzycznych. Na ścianie rodzinnego salonu wisi orzeł polski w koronie z krzyżem oraz portret polskiego papieża. Senior rodu może nie jest osobą wielce wykształconą, ale interesuje się polityką i Tuska by w dupę nakopał gdyby tylko nadarzyła się taka szansa.
dr Zygmunt Jasłowski
11.02.2014r.
RODAKpress