RODAKpress - head
HOME - button
Partia władzy - Mirosław Rymar

 

 

 

 

 

 

 

 


Partia władzy
- Dziadku, a co to właściwie był komunizm?
- Był? Widzisz wnuczku - komunizm to coś tak wrednego i podstępnego, że on nadal jest, tylko nikt tego nie dostrzega.

Mając na codzień możliwość "przeżuwania" demokracji i tzw. polityki w kraju wysokorozwiniętym za jaki uchodzi Australia i będąc pilnym obserwatorem, a momentami uczestnikiem tego co dzieje się w Polsce mogę pokusić się o kilka spostrzeżeń i uwag ktrórych trudno szukać w "służbowych mediach" z angielska zwanych main stream media. Z jednej strony świadczą one usługi władzy - im władza mocniejsza tym chętniej -, a z drugiej narzucają metody i kierunki tzw. poli - towania godnej - tyki. "Tyka" - jak nie wiemy - z greckiego oznacza złodziej, a "poli" to wielu. Tak więc jeżeli nasza współczesna, ateistyczna Europa odwołuje się do antycznych korzeni, to należy konsekwentnie uznać, że jednak draństwo opanowało nie tylko Eurokołchoz, ale i zglobalizowany świat. To draństwo od zawsze miało problem ze skutecznością wdrażania swoich pomysłów, a już szczególnie nieporęczna jest dla nich demokracja. Nawet ta w wersji d****kratycznej. Za dużo ograniczeń. (To też kompinują Jasiu, kompinują jak cholera. A jak oni Jasiu kompinują to znaczy, że ty musisz kompinować dwa razy szybciej i mądrzej. Mówi ci to coś? Wężykiem!)

Jak długo można niemal wszystko?
To zależy od zakresu i celów działania. No, nie tylko, ale samoograniczam się w celu zwięzłości wypowiedzi. Otóż, jeżeli dana aktywność ma być nakierowana na zaspokajanie potrzeb wąskiej grupy osób i dotyczyć będzie np. ich hobby, to oni mogą rzeczywiście robić co chcą tak długo, jak długo nie łamią prawa i wystarczy im na działanie funduszy oraz energii. Tak działają stowarzyszenia i wszelkie związki wędkarskie czy zbieraczy szyszek i żołędzi, ale już inaczej mają się sprawy z aktywnością polityczną. Zaznaczam, jeszcze nie "wielozłodziejską". Narazie na niskim, niegroźnym społecznie szczeblu.

Wiele z tych organizacji może oczywiście realizować cele stricte polityczne i wówczas często stają się one strukturami wspierającymi partie, np. autralijskie związki zawodowe z których nomen omen wywodzi się cała wierchuszka Partii Pracy, czy jeszcze nie tak dawno Solidarność jako licząca się siła polityczna. Niemniej póki co w doświadczanej obecnie formie demokracji o władzę zabiegają partie przez niektórych - będących blisko decydentów - zwane "bandami". Jak w szkole, czy na podwórku. Trzeba było mieć, albo być w jakiejś "bandzie", żeby rządzić.

To żadna publicystyczna przesada. Dzisiejsze polskie partie tak właśnie są określane: "banda", a to w jakim stopniu kryminalna zależy od tego co się przypadkowo wyleje, a nie od ich deklaracji, programów i statutów. Co zresztą dotyczy wszystkich partii władzy i wszędzie. Ze szczególnym uwzględnieniem "rodzin brukselskich". Ba, ale jak tu stać się partią władzy, wszak to cel istnienia każdej partii. O tym za chwilę, ale co mogą partie które pozostają poza strukturami - tej najważniejszej/najmocniejszej z nich?

Tak jak wspomniane już wyżej organizacje mogą wszystko i tak też robią. Tworzą "hobbystyczne kanapy" i w zależności od sił intelektualnych, mobilności, kasy... rzucają gromy na rządzących, ogłaszają programy, hasła naprawy, próbują zaistnieć w mediach, itp, itd. Tak więc bez cienia przesady powiemy, że mogą wszystko, ale tylko tak długo, dopóki nie zechcą spróbować zrealizować swoich zapowiedzi, bo wówczas okazuje się, że nie brali pod uwagę ogromnej ilości czynników od których zależy ich szansa na uzyskanie możliwości niezbędnych do podjęcia wysiłków wdrożenia ogłaszanych projektów. Te możliwości to w skrócie siła jaką daje władza, bo za nią idą zmiany ustawodawcze, administracja, armia, policja, służby no i.. funduuuuusze. Tak więc pozostawanie poza "partią władzy" daje luksus głoszenia najbardziej księżycowych pomysłów bez żadnej odpowiedzialności i groźby ośmieszenia się niemożliwością ich zrealizowania. Taką partią jest bez wątpienie UPR. Cóż z tego, że skupia ludzi inteligentnych, że wypowiada się raczej spójnie i często logicznie, jak otrzymuje znikome poparcie społeczne. Takich parti jest całkiem spora liczba. O, spora liczba!? A dlaczego ich tyle i po co? Bo mogą "wszystko" bez konsekwencji. Oni to tacy "zawodowi opozycjoniści pozaparlamentarni". Tylko po co w takim razie zwą się partiami? Przerejestrować się na Towarzystwo Nierealnych ale Chcących i już, a partie zostawić dla chrobrych którzy potrafią się przeciwstawić wielozłodziejstwu partii władzy. Przypominam: wielozłodziejstwo to znaczy polityka.

Unia Frakcji Poprawnych
Partia władzy to nie jest - jak by chcieli ściemniacze - ta co akurat rządzi, to wszystkie partie poprawne politycznie mające przyzwolenie istnienia jako frakcje partii władzy. Zarówno te w parlamencie jak i te będące czasowo poza nim w celu podtrzymywania demokratycznej fikcji i ewentualnie tworzenia nowych bytów wielozłodziejskich jak zajdzie potrzeba "zagospodarowania środowiska" Cimoszki, Kwacha, nie świętej pamięci drogiego Bronisława, albo Dorna co to zapewnił trwały podział sceny politycznej na określone frakcje.

Żeby sięgnąć po władzę w tym systemie trzeba spełnić szereg warunków, w tym pozaprogramowych, a te eliminują z walki najbardziej wartościowe jednostki i zespoły. Jeżeli jakaś partia podejmie trud startu w wyborach, to już w tym momencie idzie na ustępstwa o których wcześniej jej się nie śniło, bo bierze udział w grze wielozłodziei będąc poprzez swą uczciwość i pryncypialność na straconej pozycji. Nie dosyć, że taka świerza siła jest jeszcze słaba, to w dodatku musi pójść na taką ilość kompromisów aby zaistnieć w parlamencie, że w efekcie staje się zupełnie czym innym. Przepoczwarza się z walczącej o dobro w zabiegającą o mniejsze zło. Jak Rampuy nowy komisarz wszystkich komisarzy UE, niegdyś pryncypialny, a dzisiaj ugodowy.

Za dużo wyrzeczeń i dylematów? Nooo, to pozostaje trwanie na niezłomnych pozycjach pozaparlamentarnych, albo stworzyć "swoją bandę" ze swoimi zasadami, ale umiejącą walczyć z każdym i na każdych warunkach . Takie są realia. Demokracja przeszkadza tak rządzącym jak i chcącym ukrócić zapędy partii władzy. Stąd już tylko krok do zrozumienia tych co twierdzą, że mądra dyktatura byłaby jakimś rozwiązaniem, albo... monarchia. Tylko, że oni mają przewagę, bo mają instrumenty pozwalające im podporządkować sobie d****krację na tyle, aby trzymać przeciwników na bezpieczny dystans. W dzisiejszym świecie partia władzy i jej frakcje są z zasady libertyńsko-lewiznowe.

W moim spektrum politycznym lewica nie istnieje, jako że to co się zwykło tak określać jest niczym innym jak lewizną, spadkobierczynią dwóch najkrwawszych, odhumanizowanych, lewicowych totalitaryzmów w historii świata: niemieckiego i rosyjskiego. Zatem lewizna i jej przystawki są organizacjami zdegenerowanymi i kryminalnymi z założenia, a jako takie nie mają prawa bytu, a tym bardziej niczym nie skrępowanego udziału w życiu społecznym.

Jedyny fragment "ich szyldu", ale wyłącznie propagandowego szyldu który może i powinien być politycznie żywy, to wrażliwość na potrzeby człowieka i międzyludzkiej solidarności, co jest zapisane w kościelnej nauce społecznej i już dawno powinno być zagospodarowane przez partie chrześcijańskie.

Obecny podział sceny politycznej to podział na partie dla których ideą jest posiadanie władzy bez względu na wszystko i tych co mają jeszcze ciągle wzgląd na wiele spraw przez tamtych zmarginalizowanych jak naród, państwo i ich odwieczne wartości nie wykluczając chrześcijańskich. To jest linia zasadniczego podziału w świecie wielozłodziejstwa i sporu nie uwzględniającego żadnych kompromisów.
Reszta jest biciem piany, by nie rzec zwykłym oszustwem dla pożytecznych idiotów niezbędnych w charakterze "mięsa wyborczego"! Koszula z natury rzeczy jest bliska ciału i ten niezaprzeczalny fakt musi odzyskać należne mu miejsce. Nawet d***kratyczna większość ma psi obowiązek dbać w pierwszym rzędzie o interesy wiekszości która ją wybrała, a nie o marginesy społeczne obojętnie jakich prowienencji seksualnych czy narodowościowych. Tymczasem jest dokładnie na odwrót. Zajmują ich marginesy.

Australijskim przykładem na zwartość szyków partii władzy było zniszczenie niepoprawnej politycznie partii One Nation, która w rok po powstaniu wprowadziła do parlamentu stanowego Queensland 11 posłów na ogólną liczbę 89 miejsc. W wyborach federalnych zdobyła 9% poparcia i to był początek jej końca. Ta frakcja nie była akceptowana przez inne z powodzeniem od lat zasiadające w parlamencie i spijające miód waaadzy. To nie wyborcy, to oni decydują kto dostąpi zaszczytu życia na koszt podatnika.
Aaaaaa i tu uwaga! W Australii obowiązjue system JOW! Mało tego tutaj głosowanie jest obowiązkowe, bo inaczej okazałoby się, że ten cały cyrk interesuje jedynie "wielozłodzieji", ich rodziny i może jeszcze kilka % populacji. Jak wszędzie o wynikach decyduje kasa i media, a nie taki czy inny system wyborczy.

Międzynarodowa społeczność
Australia to świetny punkt odniesienia do analizy kierunku w jakim zmierza owa niezdefiniowana "społeczność międzynarodowa". Kolejny piarowski wymysł wielozłodziejstwa - "społeczność międzynarodowa", co oznacza ni mniej, ni więcej tylko szachrajstwa ustalone przez partię władzy nad (NWO) nowouporządkowanym światem, te wszystkie "G ileś tam" i ich nowomogący klakierzy. Australia pomimo swoich wysokich notowań na giełdzie powodzenia ma jak każde państwo całą masę spraw niezałatwionych i projektów ważnych, a nie realizowanych, żeby wymienić tylko szkolnictwo, niedobór kadr, opiekę medyczną i... ograniczenia w zużyciu wody. Właśnie w Queensland trwają przymiarki do pojenia ludzi "wodą z odzysku" po oczyszczeniu ścieków. Przekonują, że pychota. Są tacy co w to wierzą. Naprawdę. Mąż pani premier stanu Queensland marzy pewnie by zobaczyć swoją żonę o poranku tak rozpromienioną jak po wypiciu szklanki tej wody w telewizji.

W tym wysokorozwiniętym kraju brak wody występuje permamentnie na zmianę z powodziami, a oni nam fekalia chcą serwować. Nie mają pomysłu, ani kasy na to jak te powodzie doprowadzić do kranów, ale mają miliardy na realizacje zaleceń i wytycznych "społeczności międzynarodowej" walcząc o wolność i bezpieczeństwo skorumpowanego Karzaja, a co za tym idzie o zwiększenie zbiorów maku z hektara w Afganistanie, czy "zaprowadzając demokrację" w Iraku, udzielając pomocy ofiarom różnych kataklizmów, gdy u siebie mają nie rozwiązany problem Aborygenów i związanej z nimi "interwencji w Terytorium Północnym". Różowa frakcja tutejszej "partii władzy" szasta pieniędzmi na prawo i lewo. Częściej na lewo, np. na pomysły sfrustrowanego przegraną prezydencką, a podbudowanego klimatycznym noblem Al Gore'a.

To Australia, a co Polska robi mając studnię bez dna do zapełnienia?
To samo. Pompuje kasę tam, gdzie każe "społeczność międzynarodowa", czyli wielozłodziejska sitwa świadcząca sobie wzajemnie usługi zależne od zajmowanej pozycji w hierarchi sługusów rzeczywistych władców świata.

Mirosław Rymar

RODAKpress
15.12.2009r.

 
RUCH RODAKÓW : O Ruchu Dolacz i Ty
RODAKpress : Aktualnosci w RR Nasze drogi
COPYRIGHT: RODAKnet
NASZE DROGI - button AKTUALNOŒCI W RR NAPISZ DO NAS