RODAKpress - head
HOME - button
Australia - WCE - Mirosław Rymar

 

 

 

 

 

 

 

 


Gore nam, czyli o "ocipieniu globalnym"
Australia - WCE ( World Center of Experiments)

Od czasu do czasu postaram się dostarczać Państwu garść informacji ze Światowego Centrum Eksperymentalnego jakim - dla mnie nie ulega wątpliwości - jest ten piękny kraj/kontynent. Do zabrania głosu sprowokował mnie Rafał Ziemkiewicz swym ostatnio opublikowanym w "Gazecie Polskiej" felietonem "Powrót anużki". Autor mocno zapatrzony w Zachód, aczkolwiek ostatnio jakby rzadziej daje się to zauważać w jego artykułach. Czyżby zaczął dostrzegać, że "drugie dno" to także dno?

Rzecz o torbach plastikowych, tzw. reklamówkach, które to określenie powstało w zamierzchłych - chciałoby się rzec - czasach peerelowskich. Autora oburza pomysł klimatycznch histeryków, żeby te torby natychmiast wyeliminować z użycia w sklepach spożywczych i jak często bywa w przypadku polskich dziennikarzy wydaje im się, że to rodzimy, unikalny pomysł, bo na tzw. zachodzie... wiecie rozumiecie to... samo złoto i cymes. A wypadałoby już wiedzieć i uwzględniać w swoich "wypracowaniach medialnych" ten fakt, że nasi nowomogący nie robią literalnie NIC co, by tam już nie było przećwiczone, a ostatnio i zatwierdzone w Brukseli.

Jak już zdarzało mi się pisać - w Australii, zwanej dalej WCE (światowym centrum eksperymentalnym) panują idealne wręcz warunki do przeprowadzania doświadczeń nad rozwiązaniami mającymi zostać wdrożonymi w nowym, lepszym świecie. O tym dlaczego właśnie Australia stała się WCE napiszę wkrótce, a wracając do "reklamówek" powiem jedynie, że tutaj ta kampania trwa już w najlepsze od długiego czasu i poza propagandą mającą na celu wyćwiczenie tubylców w niechęci do plastiku przynosi kokosowe zyski producentom toreb "przyjaznych środowisku" i środków transportu ręcznego wielokrotnego użytku - "anużek" właśnie. Stany Zjednoczone Ameryki są głównym zleceniodawcą "projektów badawczych" dla tego centrum i lokalnych oddziałów takich jak Kanada i ostatnio UE, choć w tym względzie - toreb na zakupy - sami mają przecież całkiem niezłe i sprawdzone rozwiązanie: torby papierowe, ale to widocznie za mały interes, a może właściciel nie ten co trzeba. Dość, że Gore i jego wyznawcy kazali nosić w czymś nowym i koniecznie przyjaznym.

Domy w poprzek klimatowi?

Domy doskonale mogą posłużyć jako przykład rozwoju, dążenia do nowoczesności i głupoty zarazem, a w dodatku są one niepodważalnym dowodem na fałsz zawarty w twierdzeniu o wspaniałym, samoregulującym się rynku, który ponadto dzięki temu samobajdurzeniu miałby stymulować całą wytwórczość tak, iż w wyniku tych cudów mielibyśmy jedynie produkty klasy "Q", bo inne odpadłyby z konkurencji. Oczywistym zaprzeczeniem tej teorii "samocośtam" jest zresztą zalewająca świat chińszczyzna, której jedyną "zaletą" pozostaje niska cena.


Z lewej strony tzw. "queenslander", a z prawej typowy, parterowy dom

Nazwa "queenslander" pochodzi od stanu w którym stawiano domy w tym stylu. Jest on przykładem na to jak kiedyś budowano i co brano pod uwagę przy jego konstrukcji: komfort mieszkańców, ich bezpieczeństwo, warunki klimatyczne i dostępne materiały. Drugi, współczesny, to wytwór reklamy, czyli biznesowej propagandy i wypromowanego medialnie trendu, kolejnych sezonowych mód. Dzisiejszy australijski dom postawiony jest na betonowej płycie, obmurowany jedną warstwą cegły i kryty betonową dachówką. Od wewnątrz jego drewniana konstrukcja wyłożona jest płytami suchego tynku (papier, gips, papier/11mm grubości). Włącznie z sufitem. To jest standard. Czasami przestrzeń między cegłą, a suchym tynkiem jest wypełniana materiałem izolacyjnym. Jak już widać z tych paru słów jest to ceglano-betonowy piec latem, a zimą chłodna, trudna do ogrzania piwnica. Po całym dniu australijskiego słoneczka taki dach stygnie pół nocy, albo i lepiej jako, że i w nocy długo temperatura pozostaje powyżej dwudziestu stopni celsjusza. Warto powtórzyć, że między dachem, a pomieszczeniami mieszkalnymi jest tylko ów jedenasto-milimetrowej grubości suchy tynk. Podwójne szyby w okanch to ciągle "luksus europejski" na który tylko niewielu sobie pozwala, a jeszcze mniej wie o takim prostym rozwiązaniu poprawiającym izolację domu. Ludzie z konieczności sobie radzą latem chłodząc, a zimą dogrzewając domy zużywając nadmierną ilość energii z powodu kiepskiej izolacji. Na szczęście są urządzenia klimatyzacyjne, bo klimat w mieszkaniu jest żywotnie ważniejszy od tego histerycznie zagrożonego na zewnątrz.

W tym miejscu - jak wszędzie, gdzie zdrowy rozsądek i ludzkie doświadczenie zostały wyeliminowane przez poprawność polityczną i biurokrację - wkroczył rząd, nagle walczący o palmę pierwszeństwa w szeregu światowego cieplarnianego szaleństwa. Minister od środowiska, były lider zepołu rockowo-"greenpeacowego" wysmarzył projekt o izolowaniu dachów/sufitów. Średni koszt takiej operacji, to około dwóch tysięcy dolarów australijskich. Rząd płaci, a właściciel domu dopłaca niewielką sumę. I co? Jak to co, na "wolnym rynku" zwietrzono łatwą, pewną kasę i jak grzyby po deszczu powstała masa firm kogucik... - minimum kosztów, maksimum zysku. Efekt? Właśnie trwa raban o głowę "rockowego ministra", bo cały projekt okazał się niedopracowany (a jak, to wcale nie tylko polska specjalność), brak kontroli (po co? skoro rynek sam.... ble, ble), czterech pracowników zginęło, gdyż tzw. bhp to czysta fikcja jak taaaaką kasę można wyrwać. Do tego należy się spieszyć póki lato ludziskom doskwiera i rząd kasę ma. Wszystko to furda. Ważne, że izolację położono i do tego tanio, więc zysk jest, a to znaczy, że biznes się kręci. Jeszcze nie wiadomo co z tym fantem zrobią, ale póki co "ocipienie" i cwaniaki górą. Można więcej, ale to już powinno wystarczyć, aby czytelnik mógł sobie wyrobić opinię o tutejszym współczesnym budownictwie i jego wpływie na "globalne ocipienie". Klimatyzacja hula cały rok na pełnych obrotach! Jak nie chłodzi, to grzeje. Niestety nie wszystkich na nią stać i ci choć z musu są - o ironio - prawdziwymi przodownikami w walce o klimat.

Teraz słów kilka o starych, "prymitywnych", acz skutecznych rozwiązaniach. Po pierwsze i najważniejsze, że nie trzeba było żadnych licencji. Należało zatrudnić solidnego, sprawdzonego fachowca, co to już wybudował domy wielu sąsiadom i opinia o nim była gwarancją dobrej roboty. Trzymając się tematu ekologiczno-klimatycznego opiszmy krótko czym różnił się "queenslander" od obecnego domu trendy. Ta sama, podobna konstrukcja drewniana obita była z zewnątrz deskami, a nie żadnym dziadostwem o którego szkodliwości dowiemy się po latach jak o azbeście. Dom stał na palach, a dach miał z falistej blachy. Stał wysoko, więc mógł oprzeć się powodziom. Wewnątrz też był wyłożony materiałem podobnym do dzisiejszego suchego tynku. Takie rozwiązania powstały kiedy jeszcze nie śniło się tutejszym kolonizatorom, że będzie coś takiego jak elektryczne urządzenia klimatyzacyjne, a żyć chcieli w miarę wygodnie. Warto zauważyć, że wysokość pomieszczeń miała wiecej niż trzy metry, a nie jak dzisiaj dwa metry i czterdzieści centymetrów. Izolacja tego typu domów pozostawiała wprawdzie również wiele do życzenia, ale nie miała ona tak istotnego znaczenia latem, bo dom stojący na palach, z otwartymi oknami był owiewany dookoła i w miarę szybko schładzany po zachodzie słońca. To samo dotyczy dachu, który wprawdzie w dzień szybko się nagrzewał, ale równie prędko stygł po zmroku. Ponadto daleko wysunięty dach ocieniał ściany chroniąc je przed nagrzaniem. Klimat latem nie cierpiał. Ludzie też nie. A zimą? Kominki i piece. Jak dzisiaj, tyle że mniej o prąd.

No i jeszcze drobiazg. Ten współczesny dom to dzisiaj koszt około pół miliona i więcej dolarów australijskich, a to z kolei oznacza, że rodzina jest na dłuuugie lata zmuszona ostro pracować na spłaty kredytu, nie myśleć, nie dyskutować, nie stawiać się, nie strajkować...

Tyrać na odsetki dla lichwiarzy!
I o to właśnie chodzi.

Mirosław Rymar

25.03.2010r.
RODAKpress

 
RUCH RODAKÓW : O Ruchu Dolacz i Ty
RODAKpress : Aktualnosci w RR Nasze drogi
COPYRIGHT: RODAKnet
NASZE DROGI - button AKTUALNOŒCI W RR NAPISZ DO NAS