Postnarodowe społeczeństwo III RP w Unii Europejskiej i świecie współczesnym - Ignacy Nowopolski

 

 

 

 

 

 

 

Postnarodowe społeczeństwo III RP w Unii Europejskiej i świecie współczesnym

Agencje podały niedawno informację o kolejnej grotesce, która odbyła się w Smoleńsku. Była to uroczysta procesja rodzin ofiar niedawnej tragedii przez lotnisko Siewiernyj , połączona ze spotkaniem "w cztery oczy" szanownych małżonek prezydentów Polski i Rosji oraz "mszą ekumeniczną". O występach zespołu Bieriozka , media nic nie donosiły. Swoją drogą ciekawe jest czy spotkanie to stanowić będzie nową metodę komunikacji rosyjskiej centrali z polską ekspozyturą, czy też związane jest jedynie z akcją propagandową adresowaną do społeczeństwa IIIRP.

We współczesnej krajowej rzeczywistości, stara rzymska imperialna strategia utrzymywania plebsu w uspokajającym samozadowoleniu, znana pod nazwą panem et circenses (chleba i igrzysk), zredukowana została do circenses. Chleba musi już on poszukiwać sam za granicą.

Jakby jednak nie było, każdy obywatel IIIRP, który wykazywał jeszcze ochotę do zabawienia się w "wolną i suwerenną Polskę", miał do tego wiele wyśmienitych okazji. Do wyboru były inscenizacje bitew insurekcyjnych, utarczek z Powstania Warszawskiego, nie wspominając już o niezliczonych paradach, zmianach wart i innych celebrach rocznicowych. Jakikolwiek merytoryczny kontekst tych imprez w odniesieniu do przyczyn i skutków, zwycięzców i przegranych, ofiar i katów, dawno rozpłynął się w zgiełku świetnej zabawy. Wydaje się jednak, że dopiero smoleńska impreza osiągnęła w pełni orwellowski wymiar.

Trzeba przyznać, że zarówno władcy jak i agenturalne media IIIRP posiadają wyśmienite wyczucie aktualnego stanu świadomości społeczeństwa. Fakt, że zdecydowały się na zorganizowanie smoleńskiej imprezy pozwala sądzić, że doszły one do przekonania o osiągnięciu przez obywateli kolejnego stopnia otumanienia. Jest to o tyle niepokojące, że taka konkluzja pociągnie za sobą nie tylko posunięcia propagandowe, ale też dalsze konkretne działania wymierzone w państwo i społeczeństwo.

O skutkach politycznych , ekonomicznych , moralnych i demograficznych takiego stanu rzeczy pisałem już w poprzednich artykułach. Teraz przyszła kolej na aspekt społeczny.

W niedawno opublikowanym wywiadzie profesor Andrzej Zybertowicz przedstawił przykład młodych wykształconych jednostek, które w imię europejskiej kariery odrzucają "balast narodowości", tylko po to by na pewnym jej etapie "zderzyć się ze szklanym sufitem", wyznaczającym granice ich kariery, poza którymi awans zarezerwowany jest tylko dla przedstawicieli narodu, z którego wywodzi się dana wielonarodowa korporacja.

Wspomniane osoby są przykładem objawu epidemiologicznej przypadłości, na którą zapadło prawie całe społeczeństwo IIIRP, a którą pozwoliłem sobie określić mianem "infantylnej nieświadomości".

Na przekór zjawisku "otwarcia na europę", gigantycznej emigracji, przenikania się kultur i cywilizacji, obywatele III RP pogrążają się w coraz większej nieświadomości otaczającego ich świata i mechanizmów nim rządzących. Przypominają w tym niemowlęta, których wiedza o otoczeniu kończy się na czubkach palców własnych nóg. Pozbycie się narodowości w imię "awansu cywilizacyjnego" do grona "europejczyków" jest jednym z głównych objawów omawianej przypadłości. Większość obywateli III RP przejdzie prawdopodobnie całe swe życie w tym błogim stanie. Jednak część, czy to w kraju, pracując dla zagranicznych pryncypałów, czy na emigracji zderzy się z rzeczywistością.

Współczesny świat nadal funkcjonuje w wymiarze rodzinno-plemienno-narodowo-kulturowym i każda niezdegenerowana jednostka dba tam w pierwszym rzędzie o siebie i swą rodzinę, potem o plemię lub naród do którego nale ży, a na altruizm w stosunku do innych zwykle brak już sił lub ochoty. Nie inaczej ma się sprawa w "jednoczącej się Europie". Jej narody pozbawione być może zostały swych naturalnych chrześcijańskich korzeni, ale nie zmysłu wspólnoty interesów narodowych, lub przynajmniej społecznych. Szczególnie prawdziwe jest to w przypadku najpotężniejszego państwa Unii, jakim są nasi zachodni sąsiedzi. Oni najlepiej potrafią dbać o swe narodowe interesy.

Zamieszkujący ten kraj emigranci z III RP narzekają często na dyskryminację i "niesymetryczne" traktowanie mniejszości niemieckiej w Polsce w porównaniu z nimi w Republice Federalnej. Pomijając fakt, że tzw. "mniejszość niemiecka" jest z natury swej "ekonomiczna" a nie "narodowa" ( opolscy czy górnośląscy etniczni Polacy), to nie ulega wątpliwości że stanowi ona rdzenną ludność wspomnianych terenów i deklarując swą "niemieckość" ma prawo do takowego traktowania. Zamieszkujące Niemcy osoby z III RP, to napływowi emigranci, którzy nie znaleźli się tam w wyniku łapanki. Tym argumentują władze Niemiec swe postępowanie w stosunku do nich. Ich "obowiązkiem" jest asymilacja z resztą społeczeństwa. Ponieważ leży to w interesie narodowym Niemiec, to państwo egzekwuje ten "wymóg" z całą pruską brutalnością.

Szczególnie dotyka to rzesze emigrantek, wychodzących za Niemców. Ponieważ pozbawione są one wymiaru narodowego w swej mentalności, to nie pojmują że druga strona może w takich kategoriach rozumować. Zresztą gdyby ten wymiar posiadały to prawdopodobnie nie wychodziłyby za wnuków oprawców swych własnych dziadów. Wszystko jest w porządku dopóki funkcjonują one jak dobre Niemki, matki i żony. Z całą pewnością traktowane są na równi z etnicznymi Niemkami. Problem pojawia się dopiero wtedy gdy niemiecki małżonek pozbywa się (z takich czy innych powodów) swej "importowanej" połowicy. Powodowane podrażnionym ego usiłują demonstrować swą odrębność mówiąc na przykład do dzieci po polsku. Takie postępowanie nie jest już tolerowane i niemieckie "rodzinne gestapo" wkracza do akcji, często odbierając nawet prawa rodzicielskie wspomnianym kobietom. Niemiecki urząd działa w interesie narodowym, to oczywiste!

Społeczeństwo krajowe zdumiewa się i oburza za każdym razem, gdy docierają doń informacje na ten temat. Czemu? Bo to barbarzyńskie i niemoralne? A czego można się spodziewać po narodzie, który zaledwie 70 lat temu dokonał na Polakach i innych nacjach aktu niewyobrażalnego barbarzyństwa? Co? że się pojednali? Tak jak Rosjanie w Smoleńsku? Nastąpiło pojednanie kota z myszą? Jak bardzo infantylnym trzeba być by brać to za dobrą monetę?

A od kiedy to prawo naturalne (dziesięć przykazań) jest obowiązujące w Unii Europejskiej? O ile wiem, to publiczne praktykowanie jego zasad uznawane jest raczej za przestępstwo zwane najczęściej: nietolerancją, agresją światopoglądową, ksenofobią, czy obrażaniem uczuć innych. Obowiązkiem obywatela Unii jest przestrzeganie jej praw. Społeczeństwo III RP samo dobrowolnie głosowało za akcesją do UE. Wszystkie siły polityczne i społeczne, nie wyłączając Kościoła Katolickiego, popierały ten wybór, pomimo że każdy trzeźwo myślący człowiek musiał widzieć w jakim kierunku zmierza ten twór. Brak gotowości do brania odpowiedzialności za swe czyny jest wyrazem infantylizmu. A jak nazwać całkowitą nieświadomość efektów własnego postępowania? Jakby jej nie nazywać, stanowi ona fatalny defekt osobowości.

Z tego defektu zdają sobie sprawę potężni sąsiedzi i w sposób mistrzowski potrafią go wykorzystywać dla swych celów. Trywialnym, ale świetnie ilustrującym tą umiejętność przykładem, jest reklama niemieckiego łańcucha supermarketów, którą usłyszałem w krajowym radio. "Młody, wykształcony, z dużego miasta" wychwala w niej metody operacyjne owej firmy, gwarantujące wysoką jakość i niskie ceny. Wiedzę tą posiadł on od swego szwagra z Niemiec, którego jak stwierdza na zakończenie reklamy: "wszyscy szanujemy". Prawdziwy majstersztyk niemieckiej propagandy. Nie dość, że naganiają sobie klientów, to trywializują w świadomości krajowego społeczeństwa patologię jaką stanowi masowe zjawisko wiązania się "polskich" kobiet z Niemcami. Mało tego, przyucza się jeszcze "polskie" rodziny niemieckich "szwagrów" do szacunku! Dziś do szacunku, a jutro do czego? To się zobaczy. Tak prostymi metodami można uzyskiwać pożądane efekty w postnarodowej społeczności. Za jednym zamachem zwiększa się własny eksport (w sytuacji zapaści gospodarczej eurolandu), stymuluje import kobiet (w sytuacji zapaści demograficznej Niemiec), a na dodatek tresuje się tubylców w "szacunku do rasy panów". Doprawdy, w porównaniu z dzisiejszymi Niemcami, Hitler i NSDAP to banda partaczy.

Interakcje na styku postnarodowego społeczeństwa III RP i innych nacji można by mnożyć, ale po co? Jedno chyba nie powinno ulegać wątpliwości, to że jedna strona pozbędzie się "zbędnych" cech, takich jak narodowość, nie oznacza wcale że zasady gry się zmieniły i przeciwnik dostosuje się do nich. To jest truizm, ale jak widać wcale nie oczywisty w społeczeństwie III RP. Jego członkowie zachowują się jak daltoniści i dopiero w zderzeniu z twardą rzeczywistością z rozbrajającym zdziwieniem uświadamiają sobie, że pole gry opanowane jest przez różne zespoły w różnokolorowych koszulkach i że oni też powinni wybrać sobie jakiś kolor. A tu wyrasta problem, że jedynie z trudem są w stanie odróżniać poszczególne zespoły po odcieniach szarości. I to jest poważny szkopuł. Do czego on prowadzi? Wydaje się, że nawet "młodzi, wykształceni, z dużych miast" powinni być w stanie odpowiedzieć samodzielnie na to pytanie.

Ignacy Nowopolski

28.10.2010r.
RODAKpress

 
RUCH RODAKÓW : O Ruchu Dolacz i Ty
RODAKpress : Aktualnosci w RR Nasze drogi
COPYRIGHT: RODAKnet