Czy naprawdę tak wiele się zmieniło?- Ignacy Nowopolski

 

 

 

 

 

 

 

Czy naprawdę tak wiele się zmieniło?

Wiele głosów spośród narodowej części społeczeństwa sugeruje, że 10 kwietnia stanowi jakąś przełomową datę w dziejach Polski. Z jednej strony wyznacza on moment w którym "przejrzeliśmy na oczy", z drugiej zaś jest dniem straty patriotycznej elity Narodu.

Nie wydaje mi się by ten tragiczny dzień należało zakwalifikować to takiej kategorii. Mamy do czynienia niewątpliwie z początkiem nowego etapu , ale dopiero w momencie wygrania przez Komorowskiego wyborów prezydenckich, oznaczających przejęcie przez PO pełni władzy w kraju i jasno pokazujących, że społeczeństwo w owej chwili właśnie "nie przejrzało na oczy". Wydaje się być bowiem oczywiste, że ci obywatele, których adekwatnie charakteryzuje słowo "Polak" dawno temu na nie "przejrzeli".

Likwidację polskich elit zapoczątkowały rozbiory i od tego czasu, z dwudziestoletnią przerwą w okresie II RP, konsekwentnie jest ona realizowana przez wrogów Polski, a w szczególności Niemcy i Rosję. W okresie tym przybierała ona różne formy i różne natężenia; banicja (emigracja), mordy polityczne (np. Gibraltar, Smoleńsk), dobrowolne ofiary na ołtarzu walki o niepodległość (np. Powstanie Warszawskie), czy wręcz ludobójstwo (np. Oświęcim, Katyń). Rezultat był jednak zawsze ten sam; najlepsi odchodzili a pozostawali zdrajcy i durnie, złodzieje i prostytutki, bandyci i oszuści.

Taki proces nie mógł trwać w nieskończoność. Kiedyś musiał nastąpić moment ostatecznego zniszczenia autentycznych elit, a tym samym koniec Narodu jako takiego. Czy może być coś bardziej znamiennego w ilustracji zaawansowania tego procesu, niż to że całą patriotyczną elitę wielomilionowego Narodu o tysiącletniej historii i kulturze można zmieścić w jednym samolocie i spowodować jego katastrofę?

Elitami tej wielkości chlubią się zapewne małe afrykańskie plemiona. Może więc jak nie ilość to jakość się liczy?

Faktem jest, że przyglądając się osobnikom obecnie sprawującym niepodzielną władzę w III RP, każdemu normalnemu obywatelowi (nie koniecznie obarczonemu patologią patriotyzmu) muszą się jeżyć z przerażenia włosy na głowie, ale czy obecni władcy są aż tak inni od reszty "przywódców" III RP? Osobiście nie zauważam wielkiej praktycznej różnicy pomiędzy "premierami" Tuskiem, Buzkiem czy Marcinkiewiczem, "prezydentami" Komorowskim, Wałęsą lub Kwaśniewskim, "ministrami" Geremkiem czy Sikorskim, "profesorami" Belką czy Balcerowiczem. Ci obecni doszli po prostu do słusznego skądinąd wniosku, że nie muszą się już maskować przed społeczeństwem i dlatego możemy oglądać ich prawdziwe przerażające oblicza.

Przyjrzyjmy się jednak tym , którzy z całą pewnością różnią się w sposób pozytywny od wymienionego powyżej grona. Z dwu sztandarowych postaci została już tylko jedna-Jarosław Kaczyński.

Pragnę tu z całą mocą podkreślić, że celem krytycznej oceny osiągnięć PiSu nie jest dyskredytacja osoby jego Prezesa, będącego niewątpliwie ostatnim znaczącym przywódcom niedobitków polskich patriotów, którzy na podobieństwo północnoamerykańskich Indian okupują margines współczesnego społeczeństwa (bowiem rezerwatów jeszcze w III RP nie wprowadzono), ale przedstawienie w szerszej perspektywie dokonań ostatniego polskiego ugrupowania, które dzierżyło w kraju władzę.

Na poczet tej działalności musi się zapisać akt dobrowolnego oddania władzy, poprzez sprowokowanie "kryzysu rządowego", związanego z rzekomą (bo nigdy do końca nie wyświetloną) "rozwiązłością" i "korupcją" jednego z koalicjantów. Dla odświeżenia pamięci przypomnę, że okres pisowskiej władzy obfitował w "kłótnie" i "afery". Niektóre były szokujących wręcz rozmiarów takich jak przykładowo "afera hamburgerowa" polegająca na "skorumpowaniu" policjanta kolejowego na stacji Wrocław Główny przez przejeżdżającego pociągiem dygnitarza, który skorzystał z nieprzysługującego mu prawa wysłania wspomnianego stróża prawa do dworcowego bufetu po kanapkę. "Aferą" tą żyło przez kilka tygodni całe inteligentne społeczeństwo. Nic więc dziwnego, że wyczerpane swą "dociekliwością" nie ma już ochoty na rozwiązywanie nieistotnej w gruncie rzeczy zagadki smoleńskiej. Ciekawe jak Prezes Kaczyński, z obecnej perspektywy ocenia swój "majstersztyk polityczny", który doprowadził do przedterminowych wyborów. Czy czystość moralna i uczciwość finansowa jednego wicepremiera nadal stanowi według niego warunek sine qua non funkcjonowania narodowego Państwa Polskiego?

Osobny rozdział stanowią "negocjacje" i "kompromisy" zawierane przez kolejne ekipy III RP z Unią Europejską. Nie wspomnę już o sławetnym Traktacie Lizbońskim, ograniczę się jedynie do groteskowych "kompromisów" na takim poziomie:
"Wy (III RP) zaakceptujecie dotacje dla rolników w wysokości 20%, obecnego unijnego poziomu, a my (UE) w zamian zobowiążemy się do przedyskutowania ewentualnej możliwości wprowadzenia odniesienia do wartości Chrześcijańskich w preambule konstytucji unijnej. Jesteście przecież narodem Chrześcijańskim i dyskusja z waszej inicjatywy na ten temat powinna was wbić w dumę. No a poza tym pragnie tego Ojciec Święty, a jest On przecież waszym rodakiem, którego bardzo kochacie."

Wydaje się, że twórcom tego rodzaju "kompromisów" można zarzucić nie tylko brak minimalnych kompetencji lub dobrej woli, ale też zakwestionować ich moralność z punktu widzenia doktryny Chrześcijańskiej. A to byli przecież członkowie "elit" III RP.

Jakie więc może być społeczeństwo, które takie "elity" wydaje?

Miałem sposobność na początku października, nie tyle zderzyć się co zetrzeć w zatłoczonych środkach komunikacji publicznej dużych aglomeracji miejskich z jego "kwiatem" i przyszłością. Na początku roku szkolnego przebywałem bowiem w ośrodkach akademickich kraju. Dzięki temu miałem sposobność przysłuchiwania się rozmowom studentów, którzy zjechali się do swych Alma Mater . Jak zdążyłem skonstatować, głównym problemem nękającym "młodych, wykształconych, z dużych miast", jest brak "kasy" i zagadnienie jak wyrwać się z tego (użyję tu delikatniejszego synonimu) "domu publicznego" w wielki "europejski" świat. Swoją drogą dziwi ten pęd do emigracji "młodych, wykształconych, z dużych miast" w sytuacji gdy do pełnej władzy doszło ugrupowanie gwarantujące im dobrobyt i świetlaną "europejską" przyszłość w III RP, na którą to dodatkowo nieprzerwanym strumieniem płynie manna z nieba w postaci "unijnych dotacji", jak przynajmniej można sądzić po wszechobecnych reklamach medialnych i billboardowych na ten temat.

Dyskusje na te i podobne tematy prowadzone są przez nich w narzeczu (bo na pewno nie jest to żaden język, a zwłaszcza polski) składającym się z kilkudziesięciu wyrażeń, z których przynajmniej połowę zalicza się do wyjątkowo wulgarnych. Przy czym płeć "młodego, wykształconego, z dużego miasta", nie powodowała różnicy w sposobie wysławiania się. Młode "panie" klęły równie wulgarnie, aczkolwiek z mniejszą intensywnością niż "panowie", u których co drugie słowo jest przekleństwem, stanowiącym rodzaj przerywnika, lub przymiotnika, bo jak się zorientowałem w tym narzeczu wszystkie przymiotniki są wulgaryzmami. Zaznaczam, że nigdy nie byłem i nie jestem purystą językowym, ale stężenie chamstwa i jego powszechność wśród "młodych, wykształconych, z dużych miast", zaszokowała mnie. Nie spotkałem się z takim zjawiskiem w żadnym innym kraju tak zwanego pierwszego świata.

Po tym doświadczeniu doszedłem do uprawnionego chyba wniosku, że społeczeństwo obdarzone taką młodzieżą potrzebowałoby co najmniej kilku pokoleń intensywnej humanizacji na doprowadzenie sytuacji do normy. Nic nie wskazuje na to by na tego rodzaju luksus zaistniały warunki w dzisiejszej III RP. Stąd też nadzieja na sanację społeczeństwa III RP wydaje się być mocno przesadzona.

Ignacy Nowopolski

12.11.2010r.
RODAKpress

 
RUCH RODAKÓW : O Ruchu Dolacz i Ty
RODAKpress : Aktualnosci w RR Nasze drogi
COPYRIGHT: RODAKnet