Od parytetu złota do anarchii "wolnego kredytu" amerykańskich obligacji
Wszystko wskazuje na to, że przed gospodarką światową znajdującą się obecnie w kryzysie zawisła groźba " wojen walutowych". Spotkanie ministrów finansów znaczących krajów świata i MFW, które odbyło się w ostatni weekend, nie przyniosło żadnej ugody.
Wydaje się więc, że destabilizująca wojna walutowa rozpocznie się na dobre. Nie wróży to nic dobrego III RP, która pod rządami "światłej" PO pogrąża się w kryzysie. Ponieważ jednak "nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło", to klęska gospodarcza państwa, która moim zdaniem jest pod przywództwem tych europejskich libertynów nieunikniona, doprowadzić może również do "wymiecenia" ich ze sceny politycznej.
Warto więc przyjrzeć się mechanizmom jakie funkcjonowały i funkcjonują w światowym systemie walutowym. Raport na ten temat przygotował ostatnio wybitny ekspert finansowy z Wall Street i doradca grupy BRIC, dr. Michael Hudson. Parafrazę jednego z istotnych rozdziałów tej pracy przedstawiam poniżej.
Spór pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a innymi krajami może doprowadzić do największego kryzysu od czasu Konferencji Monetarnej w Londynie w 1933 roku. Globalny system finansowy może się rozpaść, niszcząc światowe stosunki handlowe i inwestycyjne.
Warto więc w tym momencie spojrzeć na zmiany jakim międzynarodowy system walutowy podlegał na przestrzeni historii. Przez wieki, aż do 1971 roku, państwa regulowały swe płatności w oparciu o złoto i srebro. Te "pieniądze świata", jak nazwał je w 1767 roku sir James Steuart stanowiły również podstawę walut narodowych. Do 1971 roku każdy dolar "zabezpieczony" był 25 centami żywego złota, którego cena w owych czasach wynosiła $35 za uncję. Kraje z nadwyżkami handlowymi musiały zakupywać złoto w celu zwiększenia podaży własnych walut i stymulacji wzrostu gospodarczego. Te które miały deficyt, lub znajdowały się w stanie kosztownych dla gospodarki wojen musiały podnosić stopy procentowe swych walut w celu przyciągnięcia zagranicznych inwestorów. Jak długo system ten był obowiązujący w skali globu, tak długo gospodarki poszczególnych krajów funkcjonowały bez większych zakłóceń. W momentach pojawiania się deficytu, oprócz podnoszenia stóp procentowych, podnoszono również podatki i obniżano wydatki budżetowe redukując tym samym import. Jedynie wydatki wojenne destabilizowały przejściowo ten system. Dzięki wydatkom wojennym państw europejskich w I i II Wojnie Światowej, Stany Zjednoczone zgromadziły do roku 1950 80% światowych rezerw złota. To spowodowało uznanie dolara za ekwiwalent złota w międzynarodowych rozliczeniach płatniczych.
Jednakowoż w rezultacie wojny koreańskiej, wietnamskiej i następującej w latach 60-tych i 70-tych ubiegłego stulecia rozbudowy baz wojskowych, Stany zaczęły generować deficyt płatniczy. Niemilitarny handel i inwestycje były w tym okresie doskonale zbilansowane. W 1971 roku, wydatki wojenne w Wietnamie zmusiły rząd USA do zawieszenia wymienialności dolara na złoto via London Gold Pool. Pomimo to, niejako siłą rozpędu centralne banki innych państw kontynuowały rozliczenia w amerykańskiej walucie, zastępując jedynie złoto, denominowanymi w dolarach obligacjami rządu USA (US Treasury bills). Ta niewielka na pozór zmiana spowodowała transformację całego systemu finansowego świata. Od tego momentu system ten zaczął się opierać nie na aktywach ( asset-based )-złocie, ale na długu (debt-based)-papierach dłużnych US T-Bills.
Z geopolitycznego punktu widzenia system ten sprawił, że Stany Zjednoczone były "uodpornione" na przypadłości wynikające z deficytu budżetowego. To z kolei umożliwiło finansistom z Wall Street na lewarowanie w znacznie większym stopniu swych inwestycji i tworzenie "innowacyjnych" instrumentów finansowych. Umożliwiło to również rządowi USA rozpętywanie wojennych awantur bez oglądania się na restrykcyjne wymogi zbilansowanego budżetu. Dzisiejszy problem polega na tym, że kredyt dolarowy jest praktycznie "nieskończony". Tylko do października tego roku Federal Reserve wyemitowała 2 tysiące miliardów dolarów długu, a na przyszły rok planowany jest dodatkowy tysiąc miliardów dolarów. W rezultacie tego "nawis dolarowy" rozrósł się do monstrualnych rozmiarów, a banki centralne innych krajów zmuszone są do jego " recyclingu " poprzez zakupy coraz większych ilości US T-Bills, finansując tym samym z kieszeni swoich podatników amerykański deficyt budżetowy.
Wbrew obiegowym opiniom, propagowanym przez media, amerykański deficyt budżetowy nie jest wynikiem deficytu handlowego, ale rosnących od zakończenia zimnej wojny, wydatków militarnych. Jeszcze istotniejszym elementem w tym "nawisie" jest raptownie rosnący odpływ kapitału, pożyczanego przez amerykańskie banki inwestorom, na zakupy prywatyzowanych zagranicznych aktywów, takich jak akcje firm czy infrastruktura, względnie na cele tzw. "arbitrażu" (" carry trade "), czyli pożyczania amerykańskich dolarów, praktycznie bez kosztów (1% ) na zakup wysoko-oprocentowanych zagranicznych papierów wartościowych denominowanych w obcych walutach. Tak więc nadwyżki budżetowe innych państw, stanowiące niejako lustrzane odbicie amerykańskiego deficytu, nie wynikają z niezbilansowanego handlu, ale spekulacji finansowej. Słynne amerykańskie QE ( quantitative easing ) jest synonimem spekulacyjnego ataku na inne kraje, którego rezultatem jest destabilizacja handlu i realnej gospodarki. Finansowe odpływy z USA nie są bowiem pożytkowane na inwestycje w realne gospodarki innych państw, a jedynie na finansowe spekulacje "inwestorów" z Wall Street . W rezultacie tych działań produktywne gospodarki wielu krajów ulegają stopniowemu zniszczeniu.
Ignacy Nowopolski
25.11.2010r.
RODAKpress