O RUCHU RODAKÓW
PRZYSTĄP DO RUCHU RODAKÓW
RODAKpress - head
HOME - button
Proliferacja Judaszy czyli polska rzeczywistość polityczna - Ignacy Nowopolski

 

 

 

 

 

 

 

 


Proliferacja Judaszy czyli polska rzeczywistość polityczna

Studiując najnowszą historię można dojść do wniosku, że wszelkie naturalne działania i zjawiska społeczno-polityczne w większości przypadków mają swoje drugie ukryte dno w niejawnych (agenturalnych) manipulacjach.

Szczególnie jaskrawo widoczne jest to na przykładzie Bolszewizmu (ZSRR), gdzie praktycznie cała polityka wewnętrzna i zagraniczna realizowana była przy pomocy działań (niejawnych) agenturalnych. Szczytowe osiągnięcia w tej dziedzinie można zanotować w okresie stalinizmu. Do realizacji swych celów Stalin używał całą gamę środków od konwencjonalnej policji politycznej i wywiadu aż po terrorystów i prowokatorów. Do zadań o dłuższej perspektywie czasowej stosowano tzw. uśpionych agentów, którzy przed rozpoczęciem działań, przez wiele lat a nawet dekad "integrowali" się ze środowiskiem. W celu ich uwiarygodnienia dopuszczano również daleko idące metody.

Ukraiński komunista Borys Łewrycki w swej książce pt. " Terror i rewolucja" przytacza przykład agenta sowieckiej bezpieki M.J. Dowhyja, którego zadaniem w 1947 roku było przeniknięcie do ukraińskiego nacjonalistycznego podziemia. W celu uzyskania pełnego jego zaufania, podjął się nawet zadania zabicia lokalnego szefa bezpieki. Po uzyskaniu "zezwolenia" z okręgowej centrali MGB (bezpieki) w Stanisławowie, bez wahania wykonał to zlecenie. Pomimo to nie udało mu się pozyskać zaufania nacjonalistów i przyciśnięty do muru "wyśpiewał" całą prawdę. Na różnych poziomach działalności agenturalnej można by zapewne znaleźć setki takich przykładów, ale agenci albo nigdy nie zostają zdemaskowani albo zabierają swe tajemnice do grobów. W sowieckim wykonaniu działalność ta sięgała szczytów władzy państw ościennych. Nie bez kozery sowiecka bezpieka uważała prezydenta USA F.D. Roosevelta za swego de facto agenta. Świadomie czy nie, otoczony agenturą był on marionetką w rękach Stalina.

W przypadku Polski sytuacja jest bez porównania gorsza. Ponad dwieście lat zaborów i zależności umożliwiła wszystkim naszym wrogom utworzenie nie tylko jaczejek, ale całych wielopokoleniowych dynastii agenturalnych.

Stąd też łatwość z jaką przekształcono w 1989 roku ogromny solidarnościowy wysiłek całego społeczeństwa w jedynie fasadową zmianę metod działania reżimu. Kiedy po pewnym czasie prostacka charyzma TW Bolka nie wystarczała już do zamaskowania tej rzeczywistości i trendy narodowe znów nabrały mocy, w celu ich skanalizowania znaleziono "patriotycznego pasterza". Ten przystojny i gładki człowiek z łatwością ślizgał się przez kilka lat na nośnym jeszcze solidarnościowym sloganie, a po wypełnieniu zadania sam został wyślizgany z władzy i zaszczytów, lądując otoczony pogardą Polaków na śmietniku historii.

Od tego momentu datuje się złoty okres Ubekistanu. Rozbestwiona i niczym już nie mitygowana agentura panoszy się we wszystkich sferach życia Państwa i Narodu. Dopiero upubliczniona walka frakcyjna o wpływy daje ponowny impuls do odrodzenia narodowego. Na tę okazję znajduje się nowy pasterz, nie tak już przystojny ale inteligentniejszy no i niejako... w dwu egzemplarzach.

Po zwycięstwie wyborczym, "patriotyczni przywódcy" odbywają zwyczajowe już pielgrzymki na Jasną Górę i do Torunia, płyną gładkie słówka o odnowie, patriotyzmie etc., etc. No i cała para dalej idzie w gwizdek. Za wyjątkiem kosmetycznych zmian wszystko posuwa się utartym torem. Nikt nie koryguje bezprecedensowych monstrualnych patologii, nie karze winnych, a nawet wręcz przeciwnie władza dba o dobre samopoczucie Ubekistanu.

Kiedy to po incydentalnym ujawnieniu podsłuchu swych rozmów telefonicznych "pierwsza postać polskiej lewicy" tow. "magister", wpadł w panikę i przed kamerami telewizyjnymi z widocznym zdenerowowaniem wykrzykiwał, że " nie czuje się bezpiecznie w tym kraju", natychmiast otrzymał zaproszenie na rozmowę do "patriotycznego przywódcy" po której to wydawał się całkowicie wyleczony ze wspomnianej dolegliwości.

Wszystko więc szło zgodnie z planem. Czemu zatem ośrodki decyzyjne postanowiły to status quo naruszyć. Wydaje się, że było to spowodowane sprawami unijnymi. Zgodnie z życzeniem Niemiec, Traktat Reformujący powinien zostać przyjęty do końca bieżącego roku. Zdecydowanie negatywna postawa wobec niego demonstrowana przez młodszych koalicjantów i częściowe otrzeźwienie społeczeństwa polskiego spowodowane nie maskowaną już agresją germańską, postawiły pod znakiem zapytania pomyślność tego przedsięwzięcia w Polsce. Podjęto więc decyzję o wprowadzeniu w życie, tym razem w pełni już udanego popisu wyborczego, po którym to partia oszustów (jako ta bardziej godna zaufania z punktu widzenia ośrodków decyzyjnych) przejmie kluczową pozycję w miejsce wyeliminowanych młodszych koalicjantów.

Aby dotrzymać terminu unijnego należało w pośpiechu skomponować prowokację destabilizującą sytuację polityczną w kraju i rozpisać na jesieni nowe wybory. Posłużono się do tego celu prowokacją którą z perspektywy czasu będzie można dokładnie zanalizować i ocenić. Będzie to już jednak ocena historyczna, do praktycznych celów przydatna jak przysłowiowa musztarda po obiedzie. Dlatego warto pokusić się o jej interpretację już teraz by wnioski z nej zastosować do konstruowania taktyki na najbliższy okres.

Prowokacja składała się z dwu zasadniczych elementów. Pierwszy to "afera gruntowa", a drugi to kolejna odsłona spektaklu pt. "Rozróby Ojca Dyrektora". Zarówno termin jak i temat tego aktu nie były przypadkowe. Media Redemptorystów są jedynymi w Polsce zdolnymi do znaczącego poparcia tworzonych ad hoc patriotycznych inicjatyw politycznych. Jakakolwiek inicjatywa konstruowana w okresie zaledwie paru miesięcy na potrzeby najbliższych wyborów, nie miałaby szans przekroczenia progu wyborczego bez poparcia tych mediów. Uderzenie w tym momencie w Dyrektora powinno spowodować chaos przynajmniej na krótki okres, neutralizując ewentualne wpływy na kampanię wyborczą. Tematem tej odsłony była "obraza patriotycznego przywódcy". Wbrew spekulacjom, nie chodziło tu o wbicie klina pomiędzy środowiska patriotyczne. Pomysłodawcy mieli pełną świadomość, że władze kościelne będą bardziej skłonne do ukarania Ojca Dyrektora za "obrazę Polaka-Katolika" niż np. "postkomunisty". Wybór ten miał tą dodatkową zaletę, że każde ewentualne ataki tego medium na "formację patriotycznego przywódcy" w okresie kampanii wyborczej można by dyskontować jako próbę "zemsty" Ojca Dyrektora. Jak wiemy ta część prowokacji zakończyła się całkowitym fiaskiem.

Podobnie było z jej drugą częścią. Według rozpisanego scenariusza policja antykorupcyjna miała przyłapać Wicepremiera na braniu łapówki. Z takich czy innych powodów, do zaoferowania łapówki nie doszło, więc Wicepremier nie mógł jej przyjąć. Wydawałoby się, że w takiej sytuacji powinno się odwołać całą prowokację. Terminy jednak nagliły, w związku z czym "patriotyczny przywódca" pomimo niewypału odwołał Wicepremiera ze stanowiska, licząc na sprowokowanie zerwania umowy koalicyjnej. Twierdził przy tym, że cała sprawa dotyczy tylko Wicepremiera i koalicji sam nie zamierza zrywać, dając koalicjantowi wolną rękę w wyborze następcy zdymisjowanego oficjela. Gdy jednak młodszy koalicjant nie wyszedł z rządu i przedstawił nowego kandydata na wakujące stanowisko, "przywódca" odrzucił tą kandydaturę "z powodów merytorycznych" i nominował swego człowieka na tą pozycję. Im bardziej jednak nasz "przywódca" eskalował prowokację tym mniejsze szanse miał na "złapanie" koalicjantów na jej lep. Następnym krokiem był publiczny policzek wymierzony drugiemu "niewinnemu" przecież Wicepremierowi, poprzez odrzucenie proponowanego przezeń kanonu lektur w czasie jego urlopowej absencji. Gdy i to nie skutkowało, zdymisjonowano kilka osób reprezentujących obu koalicjantów w innych strukturach rządu. W rezultacie tych bezowocnych zabiegów nasz "przywódca" zmuszony był sam do zerwania umowy koalicyjnej i to o ironio z "niewinnym" koalicjantem w pierwszym rzędzie. Domniemane łapówkarstwo "pierwszego" Wicepremiera ma się tak do destabilizacji seceny politycznej jak napad na Radiostację Gliwicką w 1939 roku do Wybuchu II-giej Wojny Światowej, z tą tylko korektą że ta ostatnia była udaną prowokacją.

Zerwanie Umowy Koalicyjnej poprzedziła "druga szychta nocnej zmiany". Ileż to spraw można przedyskutować (obok ustalenia terminu wyborów) podczas czterogodzinnej pogawędki!?

Całemu temu procesowi towarzyszył też wściekły jazgot medialny serwujący opinii publicznej polityczny vanity fair dotyczący przecieków, kłamstw ministrów i tym podobnych czwartorzędnych spraw. Jazgot ten maskował prawdziwą wymowę tego żałosnego spektaklu, kompromitującego całkowicie naszego "przywódcę" i co ważniejsze ukryte cele całej prowokacji.

W charakterze dygresji, tym którzy ciągle mają problemy z oddzieleniem spraw istotnych od plew medialnych proponowałbym następujące ćwiczenie:

Zamiast zliczać miliony potencjalnej łapówki Wicepremiera, zacząć zliczać setki milionów funduszy łapówkowych rezydujących od lat na szwajcarskich kontach prominentów III RP i miliardy zrabowanego lub zniszczonego majątku narodowego.

Purystów moralnych zachęcałbym by zamiast ekscytować się cudzołóstwem dokonywanym przez niektórych posłów z panią Anetą i innymi paniami K., spróbowali wykorzystać tą energię na przywrócenie na łono człowieczeństwa setek tysięcy polskich kobiet sprzedających się od lat w domach publicznych całej Europy i Świata.

Wracając do tematu, można skonstatować że ośrodki dyspozycyjne są zdeterminowane w wysiłkach zmierzających do osiągnięcia założonych celów, bez względu na prowokacyjną klapę. Dzięki temu odsłoniły jednak mechanizmy, które w innej sytuacji pozostałyby niewidoczne dla społeczeństwa. Zmusiły też "patriotycznych przywódców" do pokazania swego prawdziwego oblicza. W przeciwnym przypadku, miliony uczciwych Polaków szły by w dobrej wierze do urn by oddać swe głosy na ich formację.

Teraz zaistniała możliwość przeciwdziałania temu i stworzenia alternatywy wyborczej popartej przez wszystkie patriotyczne media. Również mniejsze ugrupowania i ich media powinny w tym wysiłku partycypować. Podczas poprzednich wyborów sytuację Polski można było określić mianem "za pięć dwunasta", teraz jest już "pięć po dwunastej". Należy więc porzucić ideologiczne spory frakcjonujące patriotyczne ugrupowania i połączyć wszystkich którzy jeszcze posiadają poczucie przynależności narodowej. W całości polskojęzycznego społeczeństwa jest to już zapewne mniejszość, nie należy jej więc w tej sytuacji rozdrabniać. Przy zaangażowaniu "ponad podziałami" istnieje szansa na wprowadzenie do Sejmu posłów reprezentujących polską rację stanu.

Spoglądając z perspektywy doświadczeń Zachodu na tzw. "demokrację parlamentarną", można zaryzykować stwierdzenie, że nie stanowi ona metody urzeczywistniania politycznej woli społeczeństwa, ale jest instrumentem jego manipulacji przez ośrodki decyzyjne. W przypadku polskiej specyfiki sytuacja jest jeszcze gorsza. Dlatego naiwnością byłoby oczekiwanie na kolejne potknięcie Targowicy, która zapewne wygra nadchodzące wybory. Spoglądając na pierwsze wyniki "badań opinii publicznej", które można uznać za promulgację nałożonych na agenturę celów wyborczych, widać wyraźnie że tym razem popis wyborczy musi się udać bez odchyleń od założeń jakie miały miejsce podczas poprzednich. W sytuacji gdy osiągnięte zostaną wspomniane cele wyborcze, prostą formalnością będzie już zrzeczenie się przez Polskę niepodległości poprzez akceptację Traktatu Reformującego. W tej sytuacji Polska znajdzie się na poziomie reprezentowanym w przeszłości przez Generalną Gubernię. W takich realiach, nawet gdyby w jakiejś dalszej perspektywie czasowej nastąpił kolejny "zryw patriotyczny", szanse jego powodzenia wydają się nikłe. Ośrodki decyzyjne nie miałyby też z pewnością kłopotu ze znalezieniem kolejnego garnituru agenturalnych przywódców i to nawet w trzech egzemplarzach.

Należy sobie powiedzieć jasno, że szanse na odzyskanie suwerenności konwencjonalnymi metodami "demokracji parlamentarnej" są praktycznie równe zero.

W tej sytuacji jedyną drogą jest powtórka sukcesu Polskiego Państwa Podziemnego z okresu pierwszej GG. Należy rozpocząć oddolną budowę nieformalnych struktur państwowych (w swej roli porównywalnych do "gabinetu cieni"), równoległych do oficjalnej administracji państwowej. Przy pierwszej okazji, umożliwiłoby to przejęcie funkcji administracyjnych i odzyskanie Państwa dla Narodu. Dałoby to też szansę na wyszkolenie i sprawdzenie (także pod kontem ewentualnej ich agenturalności) przyszłych kadr Państwa Narodowego. Należy tu podkreślić, że kłamstwem jest twierdzenie o przeżyciu się Państw Narodowych. Zgodnie z Prawem Boskim, aby Ludzkość mogła istnieć, musi istnieć rodzina a także jej szersza forma Naród. Tak jak rodzina potrzebuje domu, tak Naród Państwa i nie jest to żadnym anachronizmem.

Istnienie takich nieformalnych struktur miałoby dodatkową zaletę w postaci czynnika mitygującego dalsze łotrostwa Targowicy poprzez memento nieuchronnej kary.

Ignacy Nowopolski

RODAKpress

 
RUCH RODAKÓW : O Ruchu Dolacz i Ty
RODAKpress : Aktualnosci w RR Nasze drogi
COPYRIGHT: RODAKnet
NASZE DROGI - button AKTUALNOŒCI W RR NAPISZ DO NAS