Divide et impera
Tak określali starożytni Rzymianie swą "zoptymalizowaną" metodę zarządzania Imperium. Na przestrzeni wieków, metoda ta ulegała modyfikacjom w zależności od specyfiki sytuacji, ale zawsze opierała się na dwóch zasadniczych elementach: przewrotności i braku skrupułów najeźdźców i głupocie podbitych.
Brytyjczycy ukuli nawet maksymę, stwierdzającą, że Zjednoczone Królestwo prowadzi zawsze wojny aż do ostatniego żołnierza... swych sojuszników. Praktyczne rezultaty tej "filozofii" poznali Polacy w czasie tragicznego września 1939 roku. Jednak najtragiczniejsze rezultaty przyniosła ona Polsce w czasie I Wojny Światowej, kiedy to zaborcy, w przeważającej mierze polskimi rękami prowadzili na naszym etnicznym terytorium swe imperialne zmagania. W imię obcych interesów Polacy zmuszeni byli walczyć z sobą (w mundurach armii zaborczych), niszcząc przy okazji swój narodowy majątek. Ten tragiczny epizod nie był jednak wynikiem głupoty naszych przodków, ale obiektywnych uwarunkowań geopolitycznych.
Inaczej sprawa przedstawia się współcześnie. Po zwycięstwie Solidarności w 1989 roku, okupant został zmuszony do przynajmniej formalnego wycofania się z naszej Ojczyzny. Natomiast Polacy, zamiast wykorzystać ten moment do odbudowy niepodległego bytu państwowego, zadowolili się jego atrapą. Krajem nadal rządziła agenturalno-bandycka mafia, dla niepoznaki podzielona tylko na "partie polityczne". "Elity" stanowiły najgorsze szumowiny jakie tylko upadłe polskie społeczeństwo było w stanie z siebie wyłonić.
Zniszczono lub rozgrabiono resztki realnej polskiej gospodarki, uniemożliwiono utylizację polskich dóbr naturalnych (e.g. węgla), pozbawiono pracy większość społeczeństwa, w znacznej części zmieniając mężczyzn w emigranckich parobków, lub wręcz niewolników w obozach pracy, a kobiety w prostytutki. Kolejne kolonialne administracje oferowały też polskie mięso armatnie na usługi "społeczności międzynarodowej". Skuszeni ochłapami z pańskiego stołu, polscy najemnicy pojawili się w Iraku, Afganistanie, Kosowie i wszędzie tam gdzie wysłała ich imperialna wola "naszych partnerów".
Pomimo katastrofalnych rezultatów "transformacji", społeczeństwo z uporem godnym lepszej sprawy opowiadało się w "demokratycznych wyborach" za dalszym "zacieśnianiem" współpracy z "europą", cierpliwie wyczekując na obiecaną mannę z nieba. W swej monstrualnej głupocie, wielu uwierzyło nawet agenturalnym mediom, że manna ta już sypie się z nieba w postaci tzw. "unijnych dotacji", które są niczym innym jak częściowym zwrotem funduszy łożonych na Unię (bezpośrednio i pośrednio) przez polskiego podatnika.
Nie można mieć też złudzeń, że jeżeli dojdzie do referendum dotyczącego przyjęcia "Traktatu Lizbońskiego", czy jak się obecnie nazywa ta kolejna wersja cyrografu zrzeczenia się resztek niepodległości, społeczeństwo Generalnej G... RP, z entuzjazmem zaakceptuje jego postanowienia.
Stare porzekadło mówi, że jeżeli Pan Bóg chce kogoś ukarać to mu rozum odbiera. I zapewne za pomocą tej "kary" Stwórca chce otrzeźwić Polaków i przywrócić autentyczną normalność.
Ostatnio w mediach pojawiają się informacje na temat niepokojów w "niepodległym" Kosowie. GRP (Generalna RP) będąc jednym z aż 28 krajów Świata, które uznały "narodziny nowego narodu", aktywnie uczestniczy w "misji stabilizacyjnej" na Bałkanach.
Jak podały media, podczas nieudanej próby odbicia budynku ONZ w Kosowskiej Mitrovicy zostało rannych 25-ciu ONZ-owskich "policjantów" (http://www.news.com.au/heraldsun/story/0,21985,23393055-5005961,00.html), z czego 22 to Polacy, którzy wylądowali w pobliskim francuskim szpitalu wojskowym. Rannych zostało również wielu serbskich protestantów. Ten drobny incydent ilustruje dobrze tytułową doktrynę divide et impera. Zachód rękoma skolonizowanych już Polaków, próbuje teraz kolonizować Serbów. Jak do tej pory działania kolonizacyjne, tak na naszym jak i innych kontynentach, miały głównie polityczny, społeczny i gospodarczy charakter. W miarę zaostrzania się sytuacji, górę brać zaczyna brutalna agresja. Do istniejących już ognisk (Irak, Afganistan), dołączają nowe: Bałkany, Liban, Pakistan, turecki Kurdystan i w najbliższej przyszłości najprawdopodobniej Iran.
Nietrudno przewidzieć, że rozszerzanie się i zaognianie kolonialnych konfliktów pociągać za sobą będzie wzrost liczby ofiar. Zarówno Amerykanie jak i ich unijni wspólnicy nie mają ochoty poświęcać swoich obywateli na ołtarzu swych imperialnych potrzeb. Bardzo na czasie przychodzi im w sukurs ostateczne zakończenie procesu kolonizacji Polski. Będzie Ona w stanie dostarczyć wystarczającej ilości mięsa armatniego na wspomniane potrzeby. Nie ma bowiem wątpliwości, że administracja kolonialna gdańskiego gauleitera sumiennie wywiąże się z wymaganych dostaw.
Jedynym zagadnieniem wymagającym w tej sytuacji odpowiedzi, jest pytanie czy ta dodatkowa "korzyść" z "integracji euroatlantyckiej" będzie wystarczającym bodźcem do spowodowania reakcji obronnych w społeczeństwie polskim, czy też dalej będzie postępował proces jego unicestwiania bez jakiegokolwiek sprzeciwu.
Ignacy Nowopolski
22.03.2008r.
RODAKpress