Rozwój swobód obywatelskich i praworządności w ramach struktur euroatlantyckich
Zamiast polegać na zaufaniu w stosunku do ludzi piastujących władzę, lepiej jest związać ich łańcuchem konstytucji.
Thomas Jefferson
Walka o niepodległość USA w latach 1775-1783 spowodowana była przekonaniem większości, że Brytyjska Korona gwałci prawa Amerykanów do swobód obywatelskich, a także rozczarowaniem związanym z angielskim prawem zwyczajowym, którego koncept różnił się zasadniczo od fundamentu Prawa Rzymskiego.
To stanowiło katalizator do promulgowania Zasad Konfederacji ( Articles of Confederation) , a następnie Konstytucji Stanów Zjednoczonych, która stanowiła inspirację w kostrukcji i modyfikowaniu systemów władzy. Na nieszczęście,w większości przypadków, systemy te zamiast wiązać rządzących, przykuwały "łańcuchami"poddanych do woli ich władców.
W historii USA, najnowszym tego przykładem jest tzw. Patriot Act, ograniczający znacznie swobody obywatelskie pod pozorem "walki z terroryzmem". Kiedy jeden z członków administracji amerykańskiej bąknął nieśmiało o niekonstytucyjności niektórych jego prowizji, prezydent Bush przeciął dyskusję następującymi słowami: Przestań wymachiwać mi przed nosem Konstytucją! To jest przecież tylko przeklęty kawałek papieru!
Tak więc system oparty na pisanym prawie staje się bezużytecznym w "przodującej demokracji Zachodu". Organizm państwowy przekształcił się z organizacji mającej za zadanie służyć obywatelowi, w formalnie zorganizowaną grupę przestępczą, która realizuje sobie tylko znane zadania (postawione przed nią przez międzynarodówkę plutokratyczną) i jedynie pro forma uwzględniającą prawa zawarte na "przeklętym kawałku papieru".
Jeszcze gorzej sprawa przedstawia się w drugim "członie" imperium euroatlantyckiego (USA/UE) tzn. Unii.
Powstała ze strefy wolnego handlu, Unia Europejska zarządzana jest przez klikę niewybieralnych i przed nikim formalnie nieodpowiedzialnych neobolszewików, stanowiących tzw. "klasę eurokratów". Grupa ta uosobniona w formie brukselskiej biurokracji, stanowi zarówno władzę wykonawczą jak i ustawodawczą Unii. W zastraszającym tempie zagarnia ona coraz więcej władzy nad 450 milionami unijnych poddanych.
Powoduje to zrozumiałe obawy marginalizowanych społeczeństw, które na obecnym etapie integracji europejskiej , pozbawione są głosu w kluczowych dla nich sprawach.
Szczególnie tragicznie przedstawia sytuacja świeżo zaanektowanych społeczeństw postkomunistycznych, które na skutek zdrady Zachodu znalazły się po II Wojnie Światowej w strefie okupacji czerwonej Rosji. Nie dość, że nie uzyskały po sowieckiej ewakuacji w 1989 roku, żadnej pomocy na wzór Planu Marszala, to od razu stały się obiektem bezwzględnej kolonialnej eksploatacji, ukrytej pod płaszczykiem "transformacji ustrojowej" i "procesów dostosowawczych". Rękami swych zachodnich pachołków, plutokracja rozgrabiła resztki majątku narodowego, pozbawiając miliony nawet nędznego źródła utrzymania i w praktyce zamieniając ich w niewolników Zachodu.
Włączenie w struktury unijne, zamiast obiecanej "manny z nieba" i swobód demokratycznych, przyniosło dalsze zniewolenie i wzmożoną eksploatację gospodarczą i demograficzną.
Eurokraci, którzy nawet swe "rodzime" zachodnie społeczeństwa, taktują przedmiotowo, wschodnioeuropejskim pariasom nie skąpią jedynie pogardy i poniżenia.
W tej sytuacji jedynie zachodni Europejczycy mogą pokusić się o próbę przeciwstawienia się totalitarnym procesom integracyjnym.
W ostatnim euroreferendum trzynastego czerwca, Irlandia udowodniła, że istnieje możliwość przeciwstawienia się siłom euro- Gleichschaltungu i powiedziała NIE tzw. Traktatowi Lizbońskiemu.
Cztery dni przed referendum, prezydent Bush chwalił proces integracji stwierdzając, że silna Unia jest w naszym (USA) interesie i dlatego musimy budować z nią partnerstwo, które zdolne będzie rozwiązywać problemy.
"Prezydent" Barroso, odpowiedział na te uwagi w równie przychylny sposób: To jest rzeczywiście wielkie osiągnięcie, możliwe dzięki wysiłkowi ojców zjednoczonej Europy, ale również wynik poparcia Stanów Zjednoczonych... Dziękujemy za waszą pomoc w procesie integracji i rozwoju demokracji w Europie.
Zadziwiająca jest zbieżność poglądów "konserwatysty" Busha z socjalistą/maoistą Barroso. Godna uwagi jest też konsekwencja z jaką oba człony imperium euroatlantyckiego, tj. USA i UE, wdrażają w życie idee "demokracji".
Stany Zjednoczone w tym zbożnym celu sieją w świecie śmierć i zniszczenie, UE zaś w każdym kroku na drodze rozwoju demokracji depcze jej elementarne zasady.
Cytat z brytyjskiego pisma Telegraph: Ministrowie spraw zagranicznych UE formalnie zgodzili się dać rządowi Irlandii czas na przedstawienie propozycji, w jaki sposób kraj ten doprowadzi się do zgodności z Traktatem Lizbońskim, ale Francja i Niemcy niecierpliwie forsują dalej proces lizboński. Francuski minister ds. Europy, Jean-Pierre Jouyet, twierdzi że bez względu na negatywny wynik irlandzkiego referendum, UE może wprowadzić Traktat i wybrać prezydenta UE.
Eurokraci, rozwścieczeni wynikiem referendum, dywagują nad tym jak "niesprawiedliwa" jest postawa Irlandii, która przez wiele lat w sposób rzeczywisty korzystała z pomocy unijnej, odmawianej teraz wschodnioeuropejskim pariasom.
Trzy miliony Irlandczyków nie może zatrzymać procesu integracji 450 milionowej społeczności -twierdzą. Przy okazji tego stwierdzenia umyka im fakt, że to oni pozbawili prawa głosu w tej krytycznej sprawie społeczeństw 27 państw członkowskich, oddając proces "ratyfikacji" w ręce ich skorumpowanych politycznych kompanów z rządów i parlamentów krajowych.
Naiwnym byłoby przekonanie, że władcy UE kiedykolwiek szczerze opierali się w swych działaniach na demokratycznych pryncypiach, ale dziwi to, że w swej krętackiej działalności zarzucili już nawet ich pozory.
W tym świetle ironicznym można nazwać fakt, że UE dalej prezentuje się jako wzorzec "wartości demokratycznych". Wydaje się więc wskazanym by unijni władcy, idąc za przykładem swych komunistycznych poprzedników, którzy odróżniali prawdziwą demokrację od tzw. "socjalistycznej", wprowadzili do swego słownika termin "eurodemokracja".
Przyczyną powstania UE miała być rzekomo potrzeba przeciwstawienia się niebezpiecznej rywalizacji na kontynencie i zwiększenie efektywności ekonomicznej krajów członkowskich.
W rezultacie stała się ona narzędziem politycznej dominacji Zachodu (głównie Niemiec) nad postkomunistyczną Europą. Natomiast efektywność ekonomiczną zastąpił kolonialny wyzysk bezbronnych w swej naiwności, wyzwolonych spod sowieckiej dominacji, społeczeństw tego regionu. Jako rezultat powyższego, cały "europejski projekt" zmutował się do zbrodniczej formy gigantycznego eksperymentu społecznej i politycznej inżynierii.
Pomimo to Bruksela nie ustaje w swych wysiłkach. Wiele europejskich legislacji było odrzuconych przez społeczeństwa Europy, ale unijni władcy zawsze wprowadzali je w życie w taki czy inny sposób. Traktat Nicejski z 2001 roku został odrzucony w irlandzkim referendum, ale po ponownym głosowaniu rok później, przeszedł minimalną większością głosów. Konstytucja Europejska, odrzucona przez Francuzów i Holendrów w 2005, wprowadzona została tylnymi drzwiami pod nazwą Traktatu Lizbońskiego.
Cywilizacja łacińska, oparta niegdyś na fundamencie prawa rzymskiego i przynajmniej elementarnej praworządności, zdegenerowała się do de facto dyktatorskich rządów euroatlantyckich "elit", będących na usługach plutokratycznych wybrańców bogów, którzy świadomie działają na szkodę każdego z osobna i wszystkich naraz społeczności tego obszaru.
Prawa stanowione mogą funkcjonować poprawnie jedynie w przypadku rzeczywistego dla nich respektu i w założeniu, że wolność jest przyrodzonym prawem każdej jednostki, a nie przywilejem nadawanym i dowolnie interpretowanym przez władzę.
Cały "europejski projekt" obarczony jest fatalnym szkopułem, jakim jest brak społecznego poparcia i demokratycznej legitymizacji. Dlatego, choćby tylko z tego powodu, skazany jest na nieuchronną klęskę. Główną cenę za ten kolejny zbrodniczy eksperyment zapłaci ponownie Polska i inne upadłe postkomunistyczne społeczeństwa.
Ignacy Nowopolski
23.06.2008r.
RODAKpress