Struktura rozwiniętej gospodarki ery globalizmu
Powszechnie używanym w ekonomii wskaźnikiem potęgi gospodarczej państwa jest tzw. Produkt Krajowy Brutto (PKB), który sumuje ilość wytworzonych towarów i usług (http://en.wikipedia.org/wiki/Gross_national_product#Gross_National_Product ) .
Jak wiele wskaźników ekonomicznych w obecnej globalistycznej gospodarce, staje się on jednak coraz bardziej iluzoryczny. Modelowym tego przykładem jest gospodarka Stanów Zjednoczonych, ale kraje takie jak Polska też nie odbiegają od schematu.
Podobnie jak w przypadku Polski, dominującym segmentem amerykańskiej ekonomii jest tzw. FIRE ( Finance, Insurance, Real Estate), czyli wirtualna gospodarka finansów, ubezpieczeń i nieruchomości. Ten właśnie sektor obwiniany jest za spowodowanie globalnego kryzysu gospodarczego ostatnich lat. FIRE wraz z pozostałymi sferami usług "produkuje" 88% amerykańskiego PKB.
Tak więc ilość wyemitowanych przez banki inwestycyjne (bez)wartościowych papierów (e.g. CDO) w celu okantowania klientów, ilość rozmów przez telefony komórkowe, a nawet ilość "numerków" wykonanych przez panie w agencjach towarzyskich (o ile te usługi są w danej gospodarce legalne; a nie w "szarej" strefie) znajduje swe odzwierciedlenie w PKB.
Jak długo proporcje pomiędzy wirtualną a rzeczywistą (produkcyjną) sferą gospodarki były zrównoważone, można było założyć, że PKB ilustruje realną siłę gospodarki. Na obecnym etapie przygniatającej przewagi FIRE, ilustruje on co najwyżej potencjał danej gospodarki w procesie rabunku światowego bogactwa przez międzynarodową plutokrację, czego koronnym przykładem jest właśnie amerykańska ekonomia i kryzys przez nią wywołany.
Negatywne oddziaływanie FIRE na gospodarkę na tym się jednak nie kończy. Coraz większa liczba ekonomistów zauważa rozprzężenie segmentu realnego i wirtualnego, które w praktyce funkcjonują jak dwie równoległe i niezależne od siebie gospodarki, przy czym FIRE żeruje na rzeczywistej ekonomii jak jemioła na drzewie.
Rezultaty tego trafnie ilustruje Paul Harris w swoim artykule pt. Welcome to Richistan w brytyjskim Guardianie:
Amerykańscy bogacze wrócili do szalonych lat dwudziestych. Podczas gdy większość obywateli walczy o przetrwanie, bogacze żyją w równoległym świecie. Mają swe prywatne szkolnictwo, służbę zdrowia i odseparowane od ogółu posiadłości. Mają własne szkoły i banki, nawet podróżują osobno, generując ogromne zapotrzebowanie na prywatne samoloty i jachty. Dzięki Robertowi Frankowi z Wall Street, ich świat ma nawet własną nazwę: Bogatystan.
Michael Hudson analizuje struktury i mechanizm funkcjonowania tego "podwójnego" świata gospodarczego w niedawnym wywiadzie dla Mika Whitneya.
Dr. Huston, zanim poświęcił się pracy naukowej, zdobył bogate praktyczne doświadczenie jako ekonomista na Wall Street, pracując dla Chase Manhattan Bank (obecnie JPMorgan Chase & Co.) i Arthur Anderson. W 1990 roku współuczestniczył w tworzeniu pierwszego w świecie Sovereign Fund dla Scudder Stevens & Clark.
Poniżej przedstwione są podstawowe tezy wspomnianego wywiadu:
Jednym z istotnych elementów w procesie redystrybucji bogactwa i stymulacji ekonomicznej jest system podatkowy.
Ważniejszym od jego logistyki (e.g. układ progresywny, liniowy, etc.), jest przy tym fundamentalna zasada odnośnie tego co podlega opodatkowaniu. Przy czym głównym celem podatkowym powinien być tzw. dochód niezapracowany (unearned income) taki jak zyski z wynajmu, monopolu i zyski kapitałowe.
W obecnym amerykańskim systemie podatkowym można by podnieść stopę do 100% i ciągle nie wyłapać głównego strumienia finansowego (cash flow) pochodzącego z transakcji nieruchomościami i działalności gospodarczych jednostek międzynarodowych stosujących transferowe ceny w celu wykazania całkowitego braku dochodu. Taki system niszczy gospodarkę i powoduje jej de-industrializację.
Obecny system faworyzuje spekulację, a naprawdę bogaci ludzie unikają uzyskiwania dochodu (a co za tym idzie płacenia podatku dochodowego), na korzyść zysków kapitałowych. Daltego też miliarderzy zarządzający Hedge Fundami płacą procentowo znacznie mniejsze podatki niż ich sekretarki.
Idea podatku liniowego, zakładającego "równość" wszelkich dochodów również nie wyłapuje przepływu pieniądza w sektorze FIRE, który udaje się "upchnąć" w deklaracjach podatkowych w charakterze "kosztów".
Innym negatywnym wpływem sektora FIRE jest obciążenie realnej gospodarki zawyżonymi kosztami obsługi długów i kosztów wszelakich ubezpieczeń, a w szczególności zdrowotnego. Sześćdziesiąt lat amerykańskich doświadczeń z prywatnymi ubezpieczalniami dowodzi klarownie, że powszechna, społeczna forma opieki zdrowotnej jest bez porównania lepsza. Celem prywatnych ubezpieczycieli jest tylko i jedynie zysk, co podnosi koszta składek i ogranicza zakres usług. Wielość i skomplikowanie prywatnych systemów ubezpieczeń zdrowotnych, powoduje większy niż w przypadku socjalnej opieki zdrowotnej, rozwój biurokracji i nieefektywności. General Motors wskazywał wielokrotnie ogromną różnicę kosztów zatrudnienia pracowników w fabrykach USA i Kanady spowodowaną tylko i wyłącznie przewagą tańszej i efektywnej powszechnej opieki zdrowotnej w tym drugim kraju.
Wysokie koszta zatrudnienia powodowane są także nadmiernymi obciążeniami stwarzanymi przez FIRE w zakresie obsługi indywidualnych klientów. W kosztach płac pracowników musi się bowiem mieścić obsługa ich długów takich jak kredyt hipoteczny czy konsumpcyjny. Innymi słowy FIRE można przyrównać do węża boa, który owinąwszy się w kół realnej gospodarki dusi ją powoli. Coraz więcej środków finansowych zamiast służyć rozwojowi przemysłowo-technologicznemu, musi być przeznaczana na obsługę FIRE. Ilość pożyczek ciągle wzrasta bez względu na realne możliwości generacji zysków gospodarczych, które mogłyby być przeznaczone na obsługę i spłatę długów. W związku z tym coraz większa część dochodów pracowniczych i przedsiębiorstw, oraz przychodów podatkowych administracji lokalnej i państwowej przeznaczana jest na spłaty kredytów zamiast na konsumpcję i inwestycje, co ma zabójczy wpływ na gospodarkę. FIRE kieruje uzyskane z porzyczek dochody na nowe coraz bardziej ryzykowne kredyty, aż do osiągnięcia tzw. poziomu Ponzi, gdy kredytodawca udziela dłużnikowi porzyczek na spłatę procentów z już istniejącego zadłużenia. W momencie gdy kredytobiorca nie jest już w stanie obsługiwać swego długu, następuje przerwanie stumienia finansowego i krach.
Teoria samo naprawiającej się gospodarki, za którą rozdawane są obecnie Nagrody Nobla, lansowana przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy i chicagowską szkołę ekonomiczną, jest zwykłą propagandą i pseudo-ekonomią. Wynikające z niej twierdzenie, że słabnący dolar ustabilizuje się dzięki uatrakcyjnieniu inwestycji w amerykańską gospodarkę jest z gruntu mylne. Spadek wartości dolara jest "samonapędzający". Coraz mniejsza liczba inwestorów decydować się będzie na zakupy denominowanych w dolarach papierów wartościowych, czy nieruchomości ze względu na to, że ich wartość w przeliczeniu na twardsze waluty (frank, szterling, etc.) będzie ciągle maleć. W międzyczasie zależność USA od impotru będzie ciągle rosnąć, wraz z postępującym procesem de-industrializacji ("financjalizacji") gospodarki. Taki proces jest niczym innym jak oligarchizacją gospodarki prowadzącą do upadku, jak to miało miejsce w przypadku Imperium Rzymskiego, czy Hiszpańskiego po 1492 roku. Siła ekonomiczna polega na generowaniu kredytu, który byłby w stanie napędzać rozwój gospodarczy. Natomiast system oligarchiczny tworzy kredyt finansujący formację kapitałową i piramidy finansowe. Kredyt ten rujnuje gospodarkę i klasę średnią, będącą siłą napędową rozwoju. Innymi słowy bardziej opłaca się spekulować niż używać fundusze do rozwoju produkcji.
Widocznym rezultatem jest funkcjonowanie dwu równoległych gospodarek. Gospodarki numer 1 produkcyjno-konsumpcyjnej i numer 2 finansowo-własnościowej, która kontroluje ekonomiczne nadwyżki. Konsekwencje tego układu wykraczają daleko poza sferę czysto ekonomiczną, powodują bowiem ogromną polaryzację społeczną, która jak w przypadku Imperium Rzymskiego była już nie do naprawienia, pomimo rozwoju Chrześcijaństwa, które "charytatywnie" leczyło objawy problemu, ale nie mogło usunąć jego przyczyn.
Współcześnie doprowadziło to do sytuacji, w której majątek amerykańskich miliarderów wynosi około 30 tysięcy miliardów dolarów ($30.000.000.000.000) i jest większy od sumarycznego PKB Chin, Japonii, Brazylii, Rosji i Unii Europejskiej razem wziętych.
W Polsce destrukcyjne działania FIRE na gospodarkę narodową najdrastyczniej były widoczne w okresie balcerowiczowskiej "transformacji ustrojowej", ale dławiący uścisk plutokratycznej międzynarodówki na krajowej gospodarce trwa nadal z równie niszczycielskimi i wielowymiarowymi skutkami.
Biorąc pod uwagę obłędną i bezgraniczną zachłanność plutokracji, taki stan rzeczy musi doprowadzić w skali globalnej albo do samozagłady ludzkości lub do takiej restrukturyzacji gospodarki, która zagwarantuje marginalną i służebną rolę sektora FIRE w stosunku do pozostałej jej części.
Ignacy Nowopolski
14.07.2008r.
RODAKpress