RODAKpress - head
HOME - button
Wyjechani - Ignacy Nowopolski

 

 

 

 

 

 

 

 


Wyjechani

Oglądanie krajowej telewizji może dostarczyć miłośnikom literatury surrealistycznej niezapomnianych przeżyć. Najnowsze wydanie cyklicznego programu pt. "Z daleka, a z bliska", jest tego znakomitym przykładem.

Poruszono w nim wiele istotnych problemów z życia europejskiej Polonii. Autorzy programu zainteresowali się rosnącym zjawiskiem obrażania polskich emigrantów na wyspach brytyjskich. Podobno są oni szkalowani w prasie, opluwani, oskarżani o chęć korzystania z zasiłków dla bezrobotnych, a panie, o "wyłudzanie" darmowych aborcji. Zwłaszcza ten ostatni zarzut, jest wyjątkowo niesprawiedliwy. Ogólnie przecież wiadomo, że "polskie panie" jadą za granicę do pracy. A w pracy, wiadomo, zdarzają się wypadki i muszą się one wyskrobać, by móc ją dalej kontynuować. Zebrani w studio "przedstawiciele" Polonii i "ekspert" ds. demografii, będący na dodatek doradcą samego gauleitera Tuska, zgodzili się, że wszystkiemu winni są sami emigranci, bo... nie integrują się dostatecznie szybko. I tu znów trudno się z tym stwierdzeniem zgodzić. Polscy emigranci są w pełni zintegrowani z nowym społeczeństwem, już w momencie postawienia nogi na "ziemi obiecanej". Nie można od nich jednak wymagać, by posługiwali się swym nowym ojczystym językiem, bez akcentu. Zwłaszcza w przypadku angielskiego jest to zadanie niewykonalne. Być może przyszłe fale emigracji rozwiążą ten problem, bo modnym stało się w Polsce nauczanie języków "europejskich" już od żłobka.

Innym poruszonym problemem, było zagadnienie wzrastającego w kraju "eurosieroctwa". Z filuternym uśmiechem na ustach, został on zagajony przez prowadzącą program, "panią redaktor". Coraz więcej rodziców porzuca swe dzieci i wyjeżdża do "europy" w poszukiwaniu lepszej przyszłości. Krajowi "przywódcy" wraz z rozmaitymi "rzecznikami praw" i "parlamentarnymi specgrupami" spieszą już jednak ze spodziewaną pomocą. W pocie czoła rodzi się, jak przysłowiowy Feniks z popiołów, uproszczona procedura ustanawiania "opiekuna prawnego" dla nieletnich sierot. Nie ma wątpliwości, że za kilka pracowitych lat, wszystkie zainteresowane resorty, wspaniały "polski" Sejm i wszystkie "poważne" siły polityczne, wypracują kompromis w tej sprawie i ulżą sierocej doli. Rodzice będą mogli szybko i tanio cedować odpowiedzialność za swe opuszczone dzieci na kogokolwiek. I jak tu nie podziwiać potencjału jaki daje prawdziwa demokracja, dodatkowo solidnie osadzona na fundamencie "europejskiej solidarności".

Sprawą, na którą władze IIIRP nie mają jednak wpływu, jest problem wyzysku polskich pracowników w "europie" w ogólności, a w obozach pracy niewolniczej w szczególności. Rządowy "ekspert" pospieszył jednak z radą, by polscy niewolnicy zapisywali się do miejscowych związków zawodowych, które mogą wesprzeć ich w walce o stosowne prawa. "Przedstawiciele" brytyjskiej Polonii, skwapliwie zgodzili się z poglądem "eksperta", jak zresztą ze wszystkimi innymi wyrażanymi w całym programie przez tego reprezentanta władz krajowych. Zasłużyli dzięki temu solennie, nie tylko na dalsze występy w "polskiej" telewizji, ale również na uczestnictwo w licznych rautach organizowanych przez "polskie" placówki dyplomatyczne na terenie Zjednoczonego Królestwa; a kto wie, może i na audiencję u samego gauleitera .

Tak więc, ten groteskowy spektakl, bo inaczej nazwać tego programu nie sposób, zakończył się na nutę optymistyczną. Dla zakwalifikowania go w poczet arcydzieł literatury surrealistycznej zabrakło jednak jego twórcom i uczestnikom subtelnego podkładu ironii. Wydawali się traktować, opisywaną przez siebie rzeczywistość, jak najzwyklejszą i najnormalniejszą. To tak jakby ktoś pragnął ulżyć doli więźniów niemieckiego obozu koncentracyjnego, czekających w kolejce do komory gazowej, dając porady na temat możliwości zorganizowania systemu numerków rejestrujących miejsce w ogonku. Taka inicjatywa mogłaby być tylko formą groteski, lub (traktowana na poważnie) obłędem.

Omawiany program ilustruje też, poprzez jego twórców i uczestników, jeszcze jedną cechę postmodernistycznej awangardy "narodu europejskiego", jaką jest totalna amnezja. Obok nihilizmu, cynizmu, skrajnej głupoty i wyprania z jakichkolwiek wyższych wartości, wspomniane "elity" charakteryzują się jeszcze jednym atrybutem właściwym niższym formom materii ożywionej, jakim jest funkcjonowanie tylko w czasie teraźniejszym, bez wizji przyszłości i choćby najkrótszej pamięci historycznej.

Bo przecież, nie upłynęło wiele więcej czasu niż rok, od momentu, gdy ubiegający się o władzę Tusk, gwarantował swym wyborcom "drugą Irlandię". I to Irlandię w pełnym rozkwicie, bo o kryzysie w "jedynie słusznym" systemie globalistycznym, w ogóle nie mogło być wtedy mowy. Á propos , skąd się ten kryzys tak nagle wziął, jak przysłowiowa amerykańska stonka z propagandy wczesnego PRLu?

Bo przecież, upłynęło zaledwie kilka lat od czasu, gdy ci sami ludzie roztaczali przed otumanionym społeczeństwem wizje "ekskluzywnego klubu bogatych", manny z nieba w postaci "unijnych dotacji", "awansu cywilizacyjnego" i karier dla każdego na "unijnych salonach".

A co dopiero mówić o "prehistorii" takiej jak np. II Wojna Światowa? O tym, że "wielki naród niemiecki" to nasz tysiącletni, odwieczny wróg, a nie przyjaciel i "unijny adwokat", a tzw, "zachód" to nie wymarzony sojusznik tylko faryzejski, krótkowzroczny oportunista?

Wydaje się, że współczesne polskie społeczeństwo jest, używając wyrażenia zaczerpniętego z telewizyjnego serialu, wyjechane. I nie chodzi tu o "wyjechanie" fizyczne, ale umysłowe. Z tego fizycznego (geograficznego) można łatwo wrócić, mając pieniądze na bilet; z tego drugiego, już niestety nie.

Ignacy Nowopolski

26.01.2009r.
RODAKpress

 
RUCH RODAKÓW : O Ruchu Dolacz i Ty
RODAKpress : Aktualnosci w RR Nasze drogi
COPYRIGHT: RODAKnet
NASZE DROGI - button AKTUALNOŒCI W RR NAPISZ DO NAS