Bundeswehra nas obroni!
Ostatnio pojawiły się w mediach informacje o rosyjsko-białoruskich manewrach wojskowych wymierzonych przeciwko naszemu krajowi. Co gorsza, częścią składową tej gry wojennej była symulacja jądrowego ataku na Polskę. Wywołało to zrozumiały niepokój społeczeństwa.
Manewry te odbyły się w pamiętną 70 rocznicę wybuchu II Wojny Światowej, jednak "dziennikarzom śledczym" tygodnika Wprost udało się dotrzeć do tych informacji dopiero teraz.
Bardziej niż prowokacyjne działania Kremla w stosunku do naszego kraju, które są już niemal normą w stosunkach bilateralnych, zastanawia opóźnienie w dotarciu do opinii publicznej informacji na ten temat. W owych ćwiczeniach wojskowych brało udział 30 tysięcy żołnierzy wspomnianych państw i w związku z tym trudno przypuszczać by zostały one "przeoczone" przez, wyróżniające się profesjonalizmem, służby specjalne naszego państwa.
Opóźnienie to nosi raczej znamiona dobrze zaplanowanej czasowo kampanii propagandowej, czy jak to się obecnie nazywa w języku krajowych "elit": "pijarowskiej".
Wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują bowiem, że od nowego roku Ojczyzna nasza straci de jure swą niepodległość dzięki wejściu w życie konstytucji Imperium Europejskiego, zwanej dla niepoznaki Traktatem Lizbońskim. Aby zagłuszyć ewentualne protesty krajowych patriotycznych "oszołomów", warto więc postraszyć społeczeństwo rosyjskim niedźwiedziem. Ponieważ jednak "pamięć historyczną" przeciętnego konsumenta strawy medialnej głównego nurtu można liczyć w dniach lub tygodniach, a nie w miesiącach, bo o latach, dekadach czy stuleciach nie warto nawet wspominać, przeto planowana kampania propagandowa nie mogła zacząć się już we wrześniu. Inteligentni odbiorcy TVN, Polsatu czy TVP nie byli by bowiem w stanie skojarzyć sobie "faktu zagrożenia rosyjskiego" z koniecznością wyzbycia się niepodległości w celu zabezpieczenia spokoju i dobrobytu Polaków dzięki jeszcze ściślejszej "integracji europejskiej".
Polacy charakteryzują się niespotykaną wśród innych nacji właściwością, a mianowicie całkowitym brakiem synchronizacji własnej odwagi z otaczającymi ich realiami. Porywają się "z motyką na słońce" w momentach takich jak exemplum Powstania Styczniowe czy Warszawskie, w których wiadomo z góry że są skazani na niepowodzenie, podczas gdy posiadając wszelkie atuty do budowy dostatniego i niepodległego bytu, oddają takowe walkowerem, tak jak to miało miejsce po 1989 roku. Wydaje się, że przyczyną tego jest narodowa naiwność dobrze znana naszym wrogom i za pomocą wszelkiej dostępnej manipulacji skutecznie przez nich wykorzystywana.
W roku 1980 niefrasobliwi Polacy podjęli zadanie kontestowania czerwonego Imperium Rosyjskiego, rzucając wyzwanie jego totalitaryzmowi poprzez stworzenie niezależnej Solidarności. Nie przejmowali się zbytnio faktem, że za wszystkimi naszymi granicami stacjonowały dywizje najpotężniejszej wówczas armii świata. Mało tego, na samym terytorium naszego państwa znajdowało się jej dowództwo, a siły te wspierane były przez hordy rodzimych zdrajców z MO, ORMO, ZOMO, SB, KBW itp. Wszyscy nasi sąsiedzi, nie wyłączając tych z za "żelaznej kurtyny" siedzieli wtedy cichutko, czekając co z tego wyniknie. Zryw wolnościowy zakończył się więc tym czym musiał, to znaczy totalną klęską. W niespełna dziesięć lat system komunistyczny zawalił się pod ciężarem swej własnej niewydolności, a drogę z tej ruiny torowała znów polska Solidarność. Nie przeszkodziło to naszym "tysiącletnim niemieckim przyjaciołom" przywłaszczyć sobie ten sukces, tak że dziś świat świętuje ten niewątpliwy przełom pod nazwą "upadku muru berlińskiego". Tak więc z całego wysiłku nie pozostał Polakom nawet historyczny kredyt tego osiągnięcia. Szybko też uznali dar suwerenności za niechodliwy towar i rozpoczęli jego wyprzedaż, głównie zresztą za obietnice bez pokrycia płynące obfitym strumieniem z zachodu w ogólności, a Niemiec w szczególności.
Teraz, kiedy to linia podziału pomiędzy strefą wpływów niemieckich i rosyjskich ustabilizowała się na tradycyjnej już "linii Curzona", krajowe "elity" alergicznie reagują na każdy przejaw "odradzającego się imperializmu rosyjskiego". Społeczeństwo zaś wpada w paniczny strach pod wpływem okresowych paroksyzmów histerii medialnej dotyczących powyższego zjawiska.
Z pragmatycznego punktu widzenia, realna sytuacja wydaje się być przeciwieństwem tej wirtualnej, pochodzącej z mediów. O ile trudno uznać władców kremlowskich za w pełni poczytalnych, to jednak działania ich posiadają pewną konkretną motywację. Cześć poczynań Moskwy, takich jak wojny kaukaskie, wynika z nakazu racji stanu. Niektóre, takie jak słynny problem "amerykańskiej tarczy antyrakietowej", fabrykowane są na potrzeby wewnętrzne rosyjskiej opinii publicznej. Omawiane "antypolskie manewry wojskowe" realizowane są zapewne na zlecenie Niemiec w ramach rusko-germańskiego "partnerstwa strategicznego". Naszym "tysiącletnim przyjaciołom" z zachodu zależy bardzo na tym by Polacy zbytnio się nie wiercili pod ich butem, przynajmniej do czasu aż ten ich ostatecznie zmiażdży, a do tego celu straszak "odradzającego się rosyjskiego imperializmu" nadaje się jak ulał. Co Rosjanie otrzymali od Merkel w zamian za wrześniowe manewry pozostanie zapewne ich słodką tajemnicą, ale ich owoc, w postaci paniki polskiego społeczeństwa, jest ciągle jeszcze do pełnego propagandowego wykorzystania. Nasze "polskie" media nie zaprzepaszczą zapewne tej okazji: Rosyjski niedźwiedź paraliżuje strachem nasze polskie społeczeństwo, ale nie bójmy się! Budeswehra nas obroni! Tym bardziej, że roji się w niej od "popolskich" Pfennig-deutsche'ów odrabiających pańszczyznę dla swej nowej ojczyzny.
Ignacy Nowopolski
09.11.2009r.
RODAKpress