ZAMACH W DRODZE KONSULTACJI - Aleksander Ścios

Wydawnictwo ANTYK - Aleksander Ścios - "Zbrodnia Smoleńska. Anatomia Dezinformacji"



 


ZAMACH W DRODZE KONSULTACJI

Komunikaty rosyjskiego Komitetu Śledczego i polskiej prokuratury w sprawie badań na obecność śladów materiałów wybuchowych, tylko pozornie wydają się sprzeczne. Przed kilkoma dniami rzecznik Komitetu Śledczego Rosji Władimir Markin oświadczył, że "przeprowadzona wspólnie przez specjalistów z Rosji i Polski nowa ekspertyza szczątków polskiego Tu-154M nie wykazała na nich śladów wybuchu". Kilka godzin później, na konferencji zorganizowanej w Moskwie, ppłk Karol Kopczyk poinformował, że "w Smoleńsku nie były prowadzone żadne badania i nie były wykonywane żadne ekspertyzy", zaś Naczelna Prokuratura Wojskowa (NPW) wydała komunikat, w którym napisano - "Polscy biegli oraz prokurator wojskowy nie uczestniczyli na terenie Federacji Rosyjskiej w żadnych badaniach (tym bardziej - laboratoryjnych) pod kątem wykrycia materiałów wybuchowych."

Komentując tę sytuację, Antoni Macierewicz uznał, że "może chodzić o próbę narzucenia stanowiska polskiej prokuraturze na przyszłość. Prokuratura rosyjska chce zamanifestować, iż takiego właśnie wyniku badań ze strony prokuratury polskiej się spodziewa i takiego żąda. Ślady wybuchowe mają nie zostać znalezione i już." Szef zespołu smoleńskiego dopuszcza również że to Rosjanie mówią prawdę. "Nie da się przecież wykluczyć, - oświadczył Macierewicz, że Rosjanie wymusili takie wspólne badania, uzyskali wspólną ekspertyzę, mają ją w kieszeni i teraz przy jej pomocy szantażują polskie instytucje organów ścigania i świat polityczny".

Warto zauważyć, że sprzeczność oświadczeń dotyczy jedynie wzmianki o "wspólnej ekspertyzie". W wystąpieniu Rosjan z pewnością można dostrzegać czynnik dyscyplinujący polskich śledczych oraz kolejny objaw dominacji strony rosyjskiej. Nie ma natomiast wątpliwości, że na obecnym etapie, organy śledcze obu państw są całkowicie zgodne, iż w pobranych próbkach nie było śladów materiałów wybuchowych. W tym samym dniu, w którym wydano oświadczenia, wojskowa prokuratura oznajmiła, że "pojawienie się na wyświetlaczu użytego urządzenia napisu TNT nie jest tożsame z wykryciem trotylu", a w komunikacie NPW z 5 marca br. napisano, iż "biegli prowadzący badania laboratoryjne próbek, zabezpieczonych w Smoleńsku na przełomie września i października 2012 r., na obecnym etapie nie stwierdzili śladów materiałów wybuchowych". W tej, zasadniczej kwestii nie istnieje zatem rozbieżność stanowisk polskiej i rosyjskiej prokuratury. Wprawdzie w grudniu 2012 roku, podczas obrad sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka prokuratorzy wojskowi trzykrotnie przyznali, że "urządzenia wykazały na czytnikach cząsteczki trotylu", jednak - ich zdaniem, fakt ten nie może przesądzać o obecności materiałów wybuchowych, ponieważ spektrometry używane przez śledczych mają rzekomo tak samo reagować na materiały wybuchowe, jak na... pastę do butów.

Nietrudno też zauważyć, że od kilku miesięcy, podstawowe zadanie polskich śledczych, realizowane wspólnie z rządowymi mediami i politykami PO, polega na dezawuowaniu tezy o obecności śladów trotylu oraz podważaniu kolejnych doniesień wolnej prasy i wyników niezależnych badań. W tym obszarze istnieje pełna zgodność stanowisk Moskwy i Warszawy. Przypomnę, że już w maju 2010 roku Andrzej Seremet poinformował, iż "wykluczono ze znacznym stopniem prawdopodobieństwa hipotezę wybuchu przy użyciu materiałów konwencjonalnych", zaś główną troską prokuratury było sporządzenie "obrazu psychicznego pilotów z możliwością reagowania na stres, czyli inaczej odporności stresowej". Po trzech latach śledztwa, stanowisko to nie uległo zmianie, o czym świadczy niedawne przekazanie Rosjanom trzech tomów akt zawierających szczegółową dokumentację odnoszącą się do pilotów Tu-154M, w tym danych o imionach, nazwiskach, datach urodzenia, stanie cywilnym, wykształceniu, wykonywanym i wyuczonym zawodzie członków załogi oraz ich rodziców, dziadków, rodzeństwa i małżonków. Intencje prokuratury ilustruje także wniosek ppłk Jarosława Seja o przeprowadzenie badań toksykologicznych próbek materiału biologicznego pobranych z ciał ofiar tragedii, na obecność alkoholu i środków odurzających.

Wydaje się więc, że oświadczenia rzecznika Komitetu Śledczego Rosji Władimira Markina, nie należy traktować jako próby narzucenia stanowiska w kwestii wyników badań. Do tej chwili, mamy do czynienia ze wspólnym i spójnym stanowiskiem rosyjsko-polskim i nic nie wskazuje, by miało się to zmienić. Potwierdza to również wypowiedź Bronisława Komorowskiego, który na dwa dni przed komunikatem rosyjskim stwierdził - "Zaakceptowałem zasadniczą myśl raportu ministra Millera, że źródłem nieszczęścia była próba lądowania w niedopuszczalnie złych warunkach pogodowych. Reszta to już dodatki, błędy natury technicznej czy mankamenty natury technicznej na lotnisku".

Oświadczenie Markina mogło natomiast powstać w reakcji na ubiegłotygodniową publikację "Gazety Polskiej" - "To jednak był trotyl", w której znajdowała się informacja, że na przebadanych już próbkach wykryto cząstki materiałów wybuchowych. Wiadomość przekazana przez osoby związane ze śledztwem, dotyczyła wyników badań przeprowadzonych w Polsce, wykonanych na podstawie próbek pobranych na przełomie września i października ub.r. W grudniu przywiózł je z Moskwy ppłk Kopczyk, informując, że 255 pojemników zostanie poddanych badaniom z zakresu fizykochemii. Ten sam materiał dowodowy został również zabezpieczony na potrzeby śledztwa prowadzonego przez rosyjski Komitet Śledczy.

Jest taki był cel oświadczenia, trzeba je oceniać jako propagandowe dementi i wyraz pomocy udzielonej "polskim przyjaciołom", borykającym się z nazbyt niezależnymi mediami. Oświadczenie - wywołując wprawdzie pewien medialny zamęt, w niczym nie koliduje ze stanowiskiem prokuratury wojskowej, a zawarte w nim podkreślenie efektów "wspólnej pracy" odpowiada dotychczasowej praktyce. Zawiera natomiast ważną, wyprzedzającą informację. Nikt przecież nie może wątpić, że przeprowadzone przez Rosjan badania tych samych próbek, nie wykażą obecności materiałów wybuchowych. Ta okoliczność wydaje się najważniejsza w ocenie zaistniałej sytuacji, ponieważ już dziś pozwala poznać oficjalne wyniki polskich badań.

Trzeba przyjąć, że w tak zasadniczej sprawie musi istnieć całkowita zgodność stanowisk i nie warto doszukiwać się żadnego konfliktu. Przynajmniej od grudnia 2010 roku powinniśmy wiedzieć, że efekty śledztwa smoleńskiego nie mogą być oparte na ustaleniach niezależnych organów państwa lecz wynikają z dwustronnych uzgodnień politycznych.

Wówczas wraz z prezydentem Rosji Miedwiediewem, przybyła do Polski delegacja rosyjskich prokuratorów, na czele z Prokuratorem Generalnym Jurijem Czajką. Delegacji towarzyszył minister sprawiedliwości Rosji Aleksander Konowałow Głównym punktem wizyty było podpisanie w dniu 6 grudnia 2010 memorandum o współpracy pomiędzy prokuraturami obu krajów. Zawarto w nim ramowe zasady współpracy "w dziedzinie walki z przestępczością oraz ochrony praw i wolności człowieka przy wykorzystaniu najbardziej skutecznych metod i środków". Memorandum przewiduje m.in. "przeprowadzanie konsultacji w kwestiach prawnych" oraz świadczenie "wzajemnej pomocy prawnej". Zgodnie z jego postanowieniami " wszelkie sprawy sporne związane ze stosowaniem niniejszego Memorandum Strony rozwiązują w drodze konsultacji i pertraktacji ".

Dokument, mający umacniać "ochronę praw i wolności człowieka", Prokurator Generalny Seremet podpisał z byłym sowieckim prokuratorem Czajką - jednym z najbardziej zaufanych ludzi płk Putina. To za kadencji Czajki doszło do setek aktów łamania praw człowieka; ludobójstwa w Czeczeni, mordów politycznych, zabójstw dziennikarzy, represji wobec dysydentów i wolnych mediów. Z polecenia Putina, Czajka nadzorował śledztwa w sprawie Chodorkowskiego, zabójstwa Politkowskiej i zamachu na Litwinienkę. On również nadzoruje dochodzenie w sprawie katastrofy smoleńskiej, a tuż przed podpisaniem memorandum doprowadził do unieważnienia protokołów zeznań kontrolerów z lotniska Sewiernyj, które w pierwotnej wersji mówiły o dyspozycjach wydawanych z Moskwy i podawaniu załodze polskiego samolotu fałszywych informacji o warunkach pogodowych oraz wspominały o obecności w budynku kontroli lotów trzeciej osoby - oficera FSB. Polska prokuratura przyjęła bez sprzeciwu te matactwa i kilka dni później doszło do podpisania memorandum. Nie sposób przecenić wagi tego dokumentu - podpisanego wyraźnie w kontekście sprawy smoleńskiej. Jeśli nawet bywa on przemilczany w oficjalnych wystąpieniach, o jego znaczeniu powinny decydować słowa Dmitrija Miedwiediewa, wypowiedziane podczas przemówienia w Pałacu Prezydenckim, w obecności polskich oficjeli. W dniu podpisania memorandum, rosyjski prezydent oświadczył - "Nie dopuszczam możliwości, by w sprawie katastrofy smoleńskiej śledczy polscy i rosyjscy doszli do różnych ustaleń. Odpowiedzialni politycy, przywódcy struktur śledczych powinni wyjść z obiektywnych danych". Te słowa, prócz skandalicznej sugestii związanej z końcowym efektem śledztwa, zawierały wyraźną namowę, by politycy grupy rządzącej zadbali o ostateczny kształt ustaleń prokuratury, a wyniki dochodzenia zostały poddane politycznym regulacjom. Późniejsze wydarzenia związane ze śledztwem smoleńskim, zachowania polskich decydentów i prokuratorów świadczą, że dyrektywa rosyjskiego satrapy jest ściśle przestrzegana, zaś ostateczny wynik śledztwa będzie efektem uzgodnień na szczeblu politycznym.

Aleksander Ścios
Blog autora

Artykuł opublikowany w nr 11/2013 Gazety Polskiej.

ŚCIOS ODPYTUJE KOMOROWSKIEGO

16.03.2013r.
RODAKnet.com

 
RUCH RODAKÓW : O Ruchu Dolacz i Ty
RODAKpress : Aktualnosci w RR Nasze drogi
COPYRIGHT: RODAKnet