ANTYTUSKOWA REFORMA SŁUŻB - Aleksander Ścios




 


ANTYTUSKOWA REFORMA SŁUŻB

Gdyby planowaną obecnie reformę służb oceniać na podstawie niektórych komentarzy, mogłoby się okazać, że mamy do czynienia z pierwszym w historii III RP przypadkiem, gdy ośrodek rządowy dobrowolnie ogranicza swoje wpływy na formacje specjalne i pozbawia partię rządzącą jej "zbrojnego ramienia". Większość obserwatorów jest bowiem zdania, że decydentami reformy są ludzie z ekipy Tuska.

Wówczas jednak trzeba zmierzyć się z pytaniami: dlaczego reżim PO-PSL miałby dążyć do ograniczenia uprawnień ABW i wzmacniania kompetencji służb wojskowych? Jaki cel miałaby reforma degradująca służbę podległą premierowi i tworząca nową, potężną formację (z połączenia Agencji Wywiadu ze Służbą Wywiadu Wojskowego) podporządkowaną słabemu szefowi MON? Dlaczego Tusk miałby rezygnować z nadzoru nad ABW i powierzyć Agencję ministrowi spraw wewnętrznych? Jaki interes miałaby grupa rządząca oddając swoje uprawnienia na rzecz "niezależnego zespołu" (powoływanego przez Sejm na sześcioletnią kadencję), który kontrolowałby operacje służb specjalnych?

Pytania można mnożyć, a jest ich tym więcej, że przez ostatnie pięć lat byliśmy świadkami procesu głębokiej "bondaryzacji" służb i ciągłego poszerzania uprawnienia Agencji. Decyzje legislacyjne podejmowane przez reżim w sprawach bezpieczeństwa zmierzały zawsze do skupienia władzy w rękach Krzysztofa Bondaryka i uczynienia z ABW "zbrojnego ramienia" partii rządzącej. To on i kierowana przezeń formacja mieli być gwarantem trwałości triumwiratu służb, biznesu i polityki i chronić interesy układu rządzącego.

Co zatem sprawiło, że Tusk przyjmuje nagłą dymisję Bondaryka, chce zdegradowania największej służby specjalnej i w najtrudniejszym okresie przedwyborczym pozbywa się narzędzi, dzięki którym mógłby odbudować swoją pozycję i kontrolować procesy społeczno-gospodarcze?

Szukanie wyjaśnień w sferze emocji lub kojarzenie reformy ze sprawą Amber Gold, jest oczywistym nieporozumieniem. Na długo przed tym, nim afera ujrzała światło dzienne obserwowaliśmy masowe ucieczki funkcjonariuszy ABW (do sierpnia 2012 roku odeszło 345 osób) oraz wymuszone dymisje wszystkich zastępców Bondaryka. Najwyraźniej już wówczas wiedziano o planowanych zmianach i utracie przywilejów. Sama zaś afera, rozgrywana przez ośrodki propagandy i nakręcana kontrolowanymi "wrzutkami", przypominała raczej kombinację operacyjną w wykonaniu służb konkurencyjnych wobec ABW i wyglądała niczym "propozycja nie do odrzucenia" złożona premierowi. Fakt, że wtedy właśnie rząd pospieszył ze zmianami w służbach i ogłosił założenia reformy pozwala dostrzec, co było przedmiotem owej propozycji.

Planowane obecnie zmiany można określić nie tylko mianem "antyrządowych", ale uznać, że w najmniejszym stopniu nie zabezpieczają interesów Tuska i jego partyjnych kamratów. Jeśli zaś rząd niewiele potrafi powiedzieć o konkretach, to tylko dlatego, że sami ministrowie wydają się nie znać szczegółów swojej "rządowej reformy".

Posądzanie o jej autorstwo ludzi tak niekompetentnych, jak Cichocki, Siemoniak czy Sienkiewicz - zakrawa na ponury żart. Postawienie tych osób na czele kluczowych resortów - wojska i spraw wewnętrznych świadczy raczej, że poszukiwano biernych i lojalnych wykonawców, którzy bez szemrania zrealizują założenia reformy i równie chętnie usuną się w cień.

Jej sens staje się zrozumiały dopiero wówczas, gdy skutki zmian ocenimy z perspektywy ośrodka belwederskiego i zamysłu stworzenia reżimu prezydenckiego. To Bronisław Komorowski i skupione wokół niego środowisko "wojskówki" będzie głównym beneficjentem projektu przebudowy służb.

Gdy na początku stycznia 2011 roku "Gazeta Polska" twierdziła, iż jedną z pierwszych decyzji Komorowskiego było zlecenie przygotowania zmian systemowych w zakresie kontroli nad służbami - informacja ta spotkała się z dementi rzeczniczki prasowej BBN. Tymczasem treść dokumentów Biura oraz wypowiedzi członków rządu świadczą, że właśnie tam opracowano szczegółową koncepcję, której wykonaniem ma zająć się ekipa Donalda Tuska.

Łatwo się zapomina, że zaledwie kilka dni po zakończeniu prac Komisji Strategicznego Przeglądu Bezpieczeństwa Narodowego (SPBN), sejmowe Kolegium ds. służb specjalnych zajęło się wytycznymi SPBN dotyczącymi " propozycji zmian organizacyjnych i legislacyjnych w służbach" . 7 września 2012 roku niejawny raport SPNB trafił do Bronisława Komorowskiego, a już 18 września podczas obrad Kolegium Donald Tusk zapowiedział powołanie "zespołu roboczego" i wykorzystanie rezultatów zawartych w pracach ekspertów SPBN. Dwa miesiące później, szefowie MON i MSW przyznali na konferencji prasowej - " Nie jest tajemnicą, że wykorzystywaliśmy dorobek Strategicznego Przeglądu Bezpieczeństwa Narodowego, który BBN prowadził". Natychmiastowa reakcja na "dorobek" SPBN dowodzi, że Pałac Prezydencki przejął inicjatywę w sprawach bezpieczeństwa i narzucił rządowi dyktat w zakresie reformy służb.

Belwederski plan składa się w istocie z dwóch założeń: reformy dowodzenia Siłami Zbrojnymi, mającej na celu wzmocnienie lobby wojskowego i ugruntowanie zwierzchnictwa prezydenta nad armią oraz z dogłębnej przebudowy służb specjalnych, dokonywanej pod hasłem "integracji i koordynacji", której efektem będzie osłabienie władzy premiera i wyłonienie nowej formacji - jako "zbrojnego ramienia" reżimu prezydenckiego. Model proponowany przez ludzi Komorowskiego zmierza do wyłączenia służb z ich dotychczasowego podporządkowania i przekazania uprawnień poszczególnym ministrom. Postuluje się przy tym włączenie nowej formacji do Sił Zbrojnych, co z kolei sugeruje powrót do rozwiązań sprzed 2006 r., kiedy to Wojskowe Służby Informacyjne znajdowały w MON, a funkcje dowódcze mogli pełnić wyłącznie żołnierze zawodowi.

Odtworzenie struktury i układu personalnego służb wojskowych będzie zaś możliwe dzięki planowanej nowelizacji ustawy o Służbie Kontrwywiadu Wojskowego oraz Służbie Wywiadu. Projekt noweli z dnia 16 października 2012 roku jest obecnie przedmiotem zaawansowanych konsultacji, do których zaproszono również żołnierzy byłych WSI, zrzeszonych w stowarzyszeniu Sowa.

Reaktywacja wpływów wojskówki nie ograniczy się z pewnością do służb specjalnych. Nie można wykluczyć, że w tle proponowanych reform istnieje zamysł powierzenia ludziom byłych WSI nadzoru nad technologiami wojskowymi oraz zaangażowanie ich w procesy związane z modernizacją Sił Zbrojnych. Również prezydencki projekt "polskiej tarczy antyrakietowej", zakładający " uwzględnienie polskiego przemysłowego potencjału obronnego " wpisuje się w ten scenariusz.

Dodatkowym atutem Belwederu będzie tzw. Narodowe Centrum Kryptologii (NCK) -jednostka wojskowa powołana w kwietniu br. zarządzeniem ministra obrony narodowej, o której prawdziwych zadaniach nadal niewiele wiadomo. Oficjalnie NCK ma zajmować się " konsolidacją kompetencji i zasobów resortu obrony narodowej w obszarze kryptologii ", istnieje jednak obawa, że prace Centrum mogą służyć również monitorowaniu internetu i udoskonaleniu kontroli elektronicznej.

Dowodzenie NCK powierzono Krzysztofowi Bondarykowi, co w obecnej sytuacji wydaje się decyzją logiczną i dalekowzroczna. Dla Belwederu wiedza byłego szefa ABW stanowi cenny depozyt, z którego nie należy rezygnować. W NCK, pod okiem wojskowych kryptografów, Krzysztof Bondaryk będzie mógł nadal rozwijać swoje pasje inwigilacyjne.

Istota "rządowej reformy" sprowadza się zatem do wyłonienia nowego rozdania w służbach i przeniesienia ośrodka decyzyjnego do Belwederu. Po jej przeprowadzeniu, prezydent sprawujący zwierzchnictwo nad Siłami Zbrojnymi, stanie się - za pośrednictwem ministra obrony narodowej nie tylko faktycznym decydentem w kwestiach bezpieczeństwa, ale uzyska realny wpływ na działania służb specjalnych.

Aleksander Ścios
Blog autora
Artykuł opublikowany w nr 34/2013 Gazety Polskiej.

ŚCIOS ODPYTUJE KOMOROWSKIEGO

28.08.2013r.
RODAKnet.com

RUCH RODAKÓW : O Ruchu Dolacz i Ty
RODAKpress : Aktualnosci w RR Nasze drogi
COPYRIGHT: RODAKnet