FACHOWCY RZĄDU PREMIERA TUSKA
Pani minister Katarzyna Hall z fachowcami z ministerstwa nawiedziła ostatnimi czasy Polską Macierz Szkolną Zagranicą w Londynie. Odbyła się więc stosowna konferencja. Polska Macierz Szkolna zaprosiła nauczycieli ze 150 szkół polskich w Wielkiej Brytanii, zainteresowanych bliskim im tematem oświaty poza Polską i problemami szkół ojczystych. Wytężyli słuch i uwagę, co też niesie im fachowa pomoc z kraju po mozolnych zgłębianiach tegoż tematu przez specjalną ekipę fachowców.
Słowa, słowa, słowa. Wśród nich o:
- Zależności szkół ojczystych poza krajem od ministerstwa pani minister Katarzyny Hall.
- Pomocy udzielanej przez to ministerstwo polskim szkołom ojczystym w Wielkiej Brytanii i warunków jej otrzymania.
- Obowiązku stosowania konkretnych programów tegoż ministerstwa.
Ogólna konsternacja. Szmer. Zniecierpliwienie. Kosmiczne zdziwienie, bo ad vocem:
- Szkoły ojczyste w Wielkiej Brytanii są całkowicie niezależne od krajowego ministerstwa. Ba, wydawały i wydają nawet własne podręczniki, materiały i pomoce naukowe, pisma itp., by nie ulegać krajowej indoktrynacji, wpływom i naciskom.
- Nie otrzymywały i nie otrzymują nijakiej pomocy od ministerstwa pani Katarzyny Hall w żaden sposób nie będąc jemu podległe i uległe teraz i w niechlubnej nie tak dawnej przeszłości.
- Szczycą się własnymi opracowywanymi przez Macierz programami i metodami nauczania, dostosowanymi do specyfiki i warunków pracy oświatowej poza Polską.
Tak z grubsza.
Obecna prezes Polskiej Macierzy Szkolnej pani Aleksandra Podhorodecka, długoletni działacz Macierzy, pedagog i nauczycielka, w sposób kulturalny, acz zdecydowany, przerwała te wywody w imieniu zdziwienia swojego i obecnych słuchaczy.
Okazało się, że referat ten był opracowany i skierowany do JEDNEJ polskiej szkoły języka ojczystego, działającej przy konsulacie polskim w Londynie, i jej dotyczył. Czyli 1-ej ze 150-ciu szkół! Bez komentarza.
Tyle z ostatniego Biuletynu Polskiej Macierzy Szkolnej, z którym zapoznałam się podczas mojej niedawnej wizyty w Londynie w Biurze Macierzy. Zapowietrzyło mnie, zatkało, dotknęło. W latach 1986-1992 byłam mocno zaangażowana w sprawy Macierzy i oświaty polskiej poza krajem jako członek Zarządu.
Z mojej strony również bez komentarza. Moim komentarzem są wybory 4 lipca. Mam nadzieję, że i Państwa. I wierzę, że ignorowanie potrzeb, spraw, znajomości, problemów emigracji/Polonii polskiej ze strony kraju wreszcie się skończy.
Dopowiadając zaś o Macierzy i jej roli choć hasła wywoławcze:
Rok powstania 1905. Pierwszy prezes Rady Macierzy Henryk Sienkiewicz. Wg danych z roku 1925, istniało w Polsce 244 kół PMS liczących ponad 18 tys. członków. Zjazd 1938 roku stawiał przed Macierzą m.in.następujące zadania, by:
- przez żaden próg, do żadnej rodziny nie miał dostępu zbrodniczy dla jednostki i państwa komunizm ani poniżająca godność duszy ludzkiej niewiara i bezbożnictwo.
- wszystkim rodakom, bez względu na mowę, jaką używają, ułatwić drogę do polskiej wspólnoty narodowej.
Jednej wspólnoty. Nie wspólnoty i interesu kraju i wspólnoty nieobecnych, wyrzuconych poza nawias i granice Ojczyzny.
Wybuch II wojny światowej przerwał działalność PMS, która mogła się odrodzić i kultywować swoje ideały i zasady tylko na emigracji. Generał Władysław Anders powołuje do życia Macierz Zagranicą w 1953 roku. Długoletnim Przewodniczącym Rady PMS zostaje ksiądz arcybiskup Szczepan Wesoły. W Wielkiej Brytanii jest 150 szkół sobotnich, które wspiera i koordynuje Macierz. Szkoły sobotnie są instytucjami niezależnymi i żadna polska organizacja w Anglii nie ma nad nimi egzekutywy prawnej. Osiągnięciem Polskiej Macierzy Szkolnej Zagranicą jest umożliwienie zdawania egzaminów z języka polskiego na poziomie GCSE i ich obecność na angielskich świadectwach maturalnych. Cele ideowe nauczania języka polskiego: ukazać i rozmiłować w ideałach prawdy, dobra i piękna, przekazywać świadomość narodową młodemu pokoleniu.
Anna Łazuka-Witek
28. 06. 2009r.
RODAKpress
Od redakcji Rp
Pani mini-ster od poolskiej (e)dukacji okazała się arogancką urzędniczką jakich nie brak w POlsce.
Naszym Czytelnikom proponujemy wywiad z p. Podhorodecką. Różnica klas. Sami oceńcie.
Ta praca ma sens
Praca społeczna nauczyła mnie pracowitości i poświęcenia. Ponadto wyrobiła we mnie duże przywiązanie do spraw polskich w Anglii - z laureatką nagrody "Dziennika Polskiego": "Człowiek Roku 2009", prezes Polskiej Macierzy Szkolnej Aleksandrą Podhorodecką rozmawia Aleksandra Wiśniowska.
W styczniu br. Pani pracę charytatywną na rzecz brytyjskiej Polonii "Dziennik Polski" uhonorował wyróżniając tytułem Człowieka Roku 2009. Nagroda została nadana za 40 lat pracy w Polskiej Macierzy Szkolnej... wzbudziła w Pani jakieś refleksje? Może pokusę podsumowań?
- Owszem. Nagroda pokazała mi, że działalność Polskiej Macierzy Szkolnej jako organizacji ma prawdziwy sens, że ci, którzy zakładali ją te 55 lat temu mieli wizję, która okazała się bardzo dalekowzroczna. Wówczas z pewnością nikt nie przypuszczał, że po ponad pół wieku szkoły sobotnie wciąż będą funkcjonować w Anglii, i że działalność Macierzy nie tylko nie będzie się kurczyć, ale będzie się dramatycznie rozwijać. To, że organizacja przetrwała tyle lat ułatwiło w poważny sposób nowej emigracji organizację życia, pozwalając niejako "wskoczyć" w pewien system, a nie tworzyć jego podstawy od początku.
Nagroda "Dziennika" po raz kolejny uzmysłowiła mi, że ta cała praca ma sens. Sprawa oświaty jest ważna w życiu każdego człowieka...
Skoro mowa o podsumowaniach... Pani praca społeczna wymaga wiele zaangażowania i uwagi, bliskiej współpracy z ludźmi i podejmowania odpowiedzialnych decyzji. Tymczasem Pani sama ma dużą rodzinę - pięcioro dzieci i dziesięcioro wnucząt. Jak udaje się Pani godzić życie osobiste z zawodowym?
- Duża w tym zasługa męża, który mi w pracy tej nie przeszkadza! Na pewnym etapie naszego wspólnego życia sam był zaangażowany w pracę społeczną - był prezesem koła rodzicielskiego szkoły na Devoni, w której ja sama także uczyłam, a do której chodziły i nasze dzieci. Ma więc zrozumienie potrzeby pracy społecznej. A taka wyrozumiałość jest konieczna, by w ogóle mieć szansę jakiegokolwiek działania. Gdyby powiedział "nie", moje zaangażowanie w pracę społeczną wyglądałoby zupełnie inaczej. Podsumowując więc - wyrozumiałość rodziny, zwłaszcza zaś męża, była konieczna. A moja praca społeczna dyktowana poniekąd była właśnie tą rodziną, bo gdybym jej nie miała pewnie zajęłabym się karierą zawodową i jej poświęciła. Ponieważ jednak mam dzieci - to one przez długi czas były na pierwszym miejscu, praca społeczna zaś umożliwiła mi osobisty rozwój przy okazji dbania o rodzinę. Najbardziej jednak czasowo jestem zaangażowana odkąd zostałam prezesem PMS, czyli od 10 lat, kiedy dzieci dawno już opuściły dom i zaczęły prowadzić swoje życie rodzinne.
Czy zastanawiała się Pani kiedyś, jak potoczyło by się jej życie zawodowe, gdyby nie zaangażowanie w pracę PMS?
- Nie, nie zastanawiałam się. Może poświęciłabym się karierze zawodowej, ale czy ona dałaby mi tę samą satysfakcję? Nie wiem. Praca w angielskim szkolnictwie jest specyficzna i nie dawała mi pełnego zadowolenia, a nas wychowywano w rodzinie w poczuciu współodpowiedzialności za sprawy polskie w Anglii i to zostało mi we krwi.
Pytam nie bez powodu, jest Pani absolwentką nie tylko anglistyki, ale i nauk politycznych. Rodzina Giertychów zaś znana jest w Polsce i zagranicą z zaangażowania w kwestie polityczne... Nie kusiła Pani nigdy perspektywa aktywności na tym polu?
- Poza tym, że studiowałam politykę i bardzo mi się to podobało, nigdy nie kusiła mnie ona w życiu. Absolutnie nie miałam ambicji angażowania się w życie polityczne. Choć, muszę przyznać, że pierwsza moja praca, o którą się starałam - a której notabene nie dostałam - to była praca korespondenta BBC dla polskiej sekcji. Mogę więc powiedzieć, że swoje pierwsze kroki zawodowe zrobiłam w tym kierunku, ale nic z tego nie wyszło. Nigdy nie widziałam się w polityce, poza tym obserwując, co dzieje się w świecie polityki - zniechęciłam się. To nie jest dziedzina życia, w której można się uczciwie rozwijać. Może to trochę niesprawiedliwe, ale wydaje mi się, że trudno jest być wiernym swoim zasadom życiowym w polityce. Nie żałuję więc, że moja droga prowadziła w innym kierunku.
Osoby zaangażowane w pracę społeczną niejednokrotnie podkreślają, że szlifuje ona charakter, jest dobrą szkołą życia. Jak wpłynęła praca charytatywna na światopogląd i osobowość Aleksandry Podhorodeckiej?
- Z całą pewnością nauczyła mnie pracowitości i poświęcenia. Ponadto wyrobiła we mnie duże przywiązanie do spraw polskich w Anglii, przeze mnie zaś u moich dzieci, które widziały, że poświęcam tym sprawom czas, więc muszą mieć dużą wartość.
Porozmawiajmy o Macierzy. Organizacja po roku 2004 przechodziła trudne chwile. Masowa emigracja Polaków do Wielkiej Brytanii oznaczała jeszcze większą skalę działania PMS. Jak dziś wygląda sytuacja? Czy możemy mówić o stabilności prac w polskich szkołach sobotnich?
- Z całą pewnością można mówić o większej stabilności niż na przykład w roku 2005. Liczba przyjeżdżających do Anglii Polaków nie jest już tak ogromna. W szkołach sobotnich jednak stabilność jest trudna do osiągnięcia, a to ze względu na częste przemieszczanie się polskich rodzin, które nie mają zdecydowanego miejsca zamieszkania. Zmieniają je w zależności od warunków ekonomicznych i zawodowych. Stan szkół sobotnich jest w związku z tym tak samo płynny i liczba dzieci w szkole ulega częstej zmianie. Trudno w takiej sytuacji prowadzić regularną działalność.
W Macierzy natomiast pojawiają się - niestety - inne problemy, których kiedyś nie było. Mam tu na myśli brak porozumienia między rodzicami. Wizja tego, czym szkoła sobotnia powinna być jest różna i w związku z tym są różne oczekiwania. Z trudnościami szkoły zwracają się do nas, w nadziei, że im pomożemy, a my z kolei nie mamy żadnego prawnego autorytetu, by wkraczać w kwestie wewnętrzne szkół. Poza radą nie jesteśmy w stanie nic zrobić. Oczekiwania pod naszym adresem są duże, my zaś nie zawsze możemy je spełnić. Czasami jest to po prostu smutne.
Skoro mowa o trudnościach... Z jakiego rodzaju problemami zmagają się Państwo najczęściej?
- Z mojego punktu widzenia największym problemem jest to, że chociaż szkół sobotnich jest wiele i bardzo wiele dzieci do nich uczęszcza, to w Zarządzie Macierzy brak osób, które gotowe by były sprawom organizacji poświęcić dużo czasu. Nie widzę swojego następcy, a prawdę mówiąc powinnam go już wychowywać. Każda inicjatywa Macierzy wymaga zaangażowania i czasu, a do tego po prostu brakuje ludzi. Nie muszę zaś mówić, że pracy jest coraz więcej.
Wydaje mi się, że powoli odchodzi pokolenie, które w pracy charytatywnej widziało jasny cel. Dziś - nie tylko w polskim społeczeństwie - każdy patrzy na te sprawy z punktu widzenia własnych korzyści. Obawiam się, że współcześnie mało jest postaw życiowych, które nakłaniają do bezinteresownej pracy. Może krzywdzę młode pokolenie twierdząc, że tak jest, ale właśnie tak to odczuwam jeśli chodzi o pracę wokół Zarządu i Macierzy.
Rozmawiamy o kwestiach kłopotliwych, porozmawiajmy i o planach. Jak wyobraża sobie Pani przyszłość organizacji?
- To trudne pytanie. Ogólnie rzecz ujmując uważam, że zarys działalności Macierzy powinien pozostać taki sam. Nadal powinna to być organizacja, która otacza opieką polskie szkoły sobotnie. Jednak dzisiejsze wymogi władz angielskich rzutują na pracę w tych placówkach. Mam wrażenie, że Macierz powinna szkołom pomagać we wprowadzaniu angielskich wymogów - czy to w kwestiach badań policyjnych, czy Health & Safety czy Risk Assessment. To dziś bardzo ważne aspekty prowadzenia szkoły. My natomiast nie mamy ludzi, którzy zebraliby wszystkie potrzebne informacje i przekazywali je szkołom. Powinniśmy także mieć napisany statut dla szkół sobotnich, który placówki mogłyby zaadaptować do swoich warunków. Chciałabym widzieć w centralnej organizacji ekipę ludzi, którzy wspieraliby pracę szkół w tych bardzo praktycznych aspektach.
W polu naszych przyszłych działań wciąż znajdują się szkolenia nauczycielskie, konferencje, wydawnictwa, pomoc przy egzaminach etc. jednak kwestie organizacyjne wymagają usprawnienia i lepszego sformułowania. Uważam również, że nasz - Macierzy - stosunek do szkół powinien być bardziej formalny. Brakuje nam czegoś na kształt umów precyzujących relacje między placówką a centralną organizacją, określenia zasad tego, czego możemy się po sobie spodziewać. Dziś te relacje wyglądają bardzo "swobodnie".
Abstrahując jednak od wszelkich niedogodności - celowość prac Macierzy jest niepodważalna. Widzę potrzebę i ogromną wartość szkół sobotnich podtrzymujących w dzieciach kulturę polską i język. Powinniśmy wspólnie kontynuować pracę Macierzy i nieść kaganiec oświaty dalej.
Rozmawiała Aleksandra Wiśniowska
28. 06. 2009r.
Dziennik Polski