Józef Biss - historia jednego z wrześniowych żołnierzy.
Jest kolejna rocznica września 1939 i wydawało by się że wszystkie sprawy tych odległych wydarzeń zostały przebadane, opisane. Polscy bohaterowie tych wydarzen uwieńczeni chwałą, a Biss to jeden licznych żołnierzy tego okresu, który przeszedł już do historii.
Tymczasem polskie media obiegła początkiem 2006 roku informacja, że Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa przygotowała w podkarpackiej wsi Pawłokoma uroczystość z okazji postawienia tam obelisku upamiętniającego mord dokonany 3 marca 1945r na miejscowej ludności pochodzenia ukraińskiego. Na pomniku wymieniono 366 ofiar ponieważ tak obecnie życzyli sobie przedstawiciele istniejących na Ukrainie kombatanckich organizacji UPA. Komunikat podawał, że mordu tego dokonał oddział AK dowodzony przez Józefa Bissa ps. Wacław. Mimo licznych i szeroko rozsyłanych sprostowań nikt w Polskich mediach nie kwapił się do wyjaśnienia rzeczywistej roli oddziału i jego dowódcy w tej do dzisiaj nie wyjaśnionej do końca i mocno rozdmuchanej podkarpackiej tragedii. Jedynie ostatnie komunikaty podawane w niektórych mediach (TVP) po interwencjach przed samym 13 maja 2006r zaczęły podawać, że sprawcy wydarzeń w Pawłokomie są dotychczas nieznani. Warto zatem przypomnieć kim był Józef Biss zarówno w walkach wrześniowych jak i późniejszych okresach by chociaż częściowo oddać cześć jego wojennemu bohaterstwu i przywrócić należny honor i chwałę oddziałom AK, które faktycznie w dniu 3 marca 1945r już nie istniały. Honor spotwarzany w intencji jakichś ciemnych racji politycznych.
Urodził się 24 lipca 1913 r we Lwowie, po ukończeniu szkół rozpoczął krótki okres pracy jako nauczyciel. Po odbyciu przeszkolenia wojskowego i kursu Szkoły Podchorążych Piechoty 11 KDP w stopniu ppor. rozpoczął służbę jako jeden z dowódców 49 Pułku Strzelców Huculskich.
Pułk ten rozkazem Naczelnego Dowództwa z dnia 12.IV.1937r otrzymał prawo tradycji Legionów Polskich. Od 1 września 1939r został detaszowany do 53 Pułku Strzelców Kresowych, gdzie oba pułki w składzie 11 Karpackiej Dywizji Piechoty walczyły w Armii Karpaty. Pułki te składające się ze zmobilizowanych na Kresach polsko-ukraińskich obywateli II Rzeczypospolitej szczególnie zasłużyły się w obronie rzeszowszczyzny. Ich bojowy szlak biegł na południe od granic miasta Rzeszowa.
11 KDP na rzeszowszczyźnie 09.09.1939r
Oddziały 11 Karpackiej Dywizji Piechoty w których jednym z dowódców był por. Józef Biss naciskane przez armie niemieckie opuszczały powoli swoje linie obronne nad rzekami Wisłoka i Wisłok jako ostatnie polskie oddziały na tych terenach. W dniu 10 września zajęły pozycję na rozległym paśmie wzgórz obok miejscowości Błażowa i Barycz. Dowództwo dywizji chcąc wykorzystać mocno dominujące nad terenem położenie oddziałów Dywizji zwróciło się do dowództwa Armii Karpaty o pozwolenie na rozpoczęcie kontrofensywy do której czuło się w pełni przygotowane. Niestety ogólnie zła sytuacja na frontach września sprawiła, że zgody takiej nie udało się otrzymać. Jednak kontratak i bojowa zasadzka przeciwko oddziałom nieprzyjaciela poprowadzony w nocy przyniósł sukces zlikwidowano w czasie uderzenia sztab niemieckiej 4 LDZmot i zdobyto plany niemieckich sił prowadzących natarcie. / Melchiora Mankowicza pt. Dywizja Jeż/ Zgrupowanie 11KDP atakowało 7 dywizji nieprzyjaciela. W dniu 11 września zajęto pozycje wzdłuż doliny Sanu z tyłu za rzeką rozciągały się tereny wsi Pawłokoma. By trwać w bezpośrednim starciu bojowym z siłami niemieckich armii zajęto pozycje, mając za plecami szeroką w tym miejscu rzekę San i żadnych mostów do dyspozycji. Można było bezpieczniej zająć pozycje wewnątrz wsi Pawłokoma, Bartkówka czy Dylągowa osłaniając się od nieprzyjaciela rozlewiskami Sanu ale wtedy ogień nieprzyjacielskich artylerii zniszczyłby wsie, a w kampanii wrześniowej polskie dywizje zawsze unikały takich sytuacji. Trwano w bezustannym boju utrzymując na sobie ciężar natarcia niemieckich: 45DP, 44DP, 11DP, 4LDZmot, 7DP, 2DG, Pułku SS "Germania". /mapy zamieszczone w książce pt. " Armia Karpaty"/
Niestety nocą siły 2 DG atakujące broniące odcinka południowego słabe oddziały wchodzącej w skład Armii Karpaty Obrony Narodowej zdołały się przebić i 11 KDP zaczęło grozić okrążenie. Rozpoczęto zatem wycofywanie w rejon Przemyśla.
15-16 września pod Mułowiczami
W nocy z 15 na 16 września przyszło wziąć krwawy rewanż na nieprzyjacielu. Rozpoznanie doniosło, gdy oddziału 49 Huculskiego Pułku Piechoty wraz z towarzyszącym 53 Pułkiem Strzelców Kresowych w którym wtedy służył Józef Biss, zajęły pozycje pod Mużyłowiczami za Sądową Wisznią, że w pobliskich lasach znowu przygotowuje się do ataku Pułk SS Germania. Były to niemieckie odziały walczące z niebywałą brawurą na którą zanosili skargi nawet towarzyszący na skrzydłach pułku SS dowódcy oddziałów Wehrmahtu. Była noc gdy polskie pułki otrzymały rozkaz dowództwa, nakazujący rozładowanie broni /by nie zdradzić się wczesnym strzałem/ i nocny atak na pozycje pułku SS wykonany jedynie przy pomocy bagnetów i broni białej.
Tak wspomina klęskę SS-Standarte "Germania" dowódca 11 KDP płk. dypl. Bronisław Prugar-Ketling:
"Gdy zbliżyliśmy się na odległość 1 km od Mużyłowic, usłyszeliśmy przed sobą odgłosy gwałtownej walki. Padło kilka strzałów artyleryjskich czy moździerzowych i odezwały się ciężkie karabiny maszynowe, które grały całymi taśmami. Wiedziałem, że to niemieckie, bo nasi idąc do nocnego natarcia rozładowali z mojego rozkazu broń. Na pewien czas zatrzymałem kolumnę, a sam z ppłk. Popielem podjechałem bliżej wsi. Walka trwała dalej, ale ogień słabł. Strzelcy 49. pp i 53 ps ["Strzelców Kresowych"] wtargnęli już do środka wsi, siekąc i kłując bagnetem każdego, kto się im pod rękę nawinął. Odzywające się od czasu do czasu seriami strzały pistoletów maszynowych urywały się nagle, w połowie magazynków. Czuło się, że ręka która jeszcze przed ułamkiem sekundy naciskała spust, martwieje i bezwładnie opada, paraliżowana uderzeniem kolby lub pchnięciem bagnetu. Nie słychać było żadnych okrzyków. Bój toczył się w ciemnościach i złowrogiej ciszy. Nikt już nim nie kierował - nikt o pardon nie prosił. Wrażenie było niesamowite. Toteż groza, jaka opanowała Niemców, musiała przewyższać wszystkie dotychczasowe ich przeżycia. Z takim zaskoczeniem i z takim atakiem nie spotkali się na pewno nigdy. Trupy, które oglądaliśmy później, miały wyraz straszny. Trwoga, wśród której ginęli, nie znikła z ich twarzy. Wysiedliśmy z samochodu i pieszo podążaliśmy za cichnącym i dogorywającym odgłosem nocnego szturmu. W coraz jaśniejszym brzasku porannym odróżnialiśmy domy, drzewa, opłotki, a później... działa, jaszcze, ciągniki, samochody - najpierw pojedyncze, potem grupy, całe parki. Przecieraliśmy oczy, by się upewnić, czy to nie złudzenie, tak nieprawdopodobnie zdobycz ta wyglądała. Duża i bogata wieś... zawalona była po brzegi sprzętem i materiałem wojennym... Mużyłowice atakowane były przez dwa bataliony /pułki-wyjaśnienie własne/ od strony zachodniej i od południa. Zaskoczenie było kompletne, więc walka trwała nie dłużej niż pół godziny." Pułk SS przestał istnieć. Takiego uderzenia na formacje SS nie udało się zrobić żadnej z armii walczących w pierwszej połowie II wojny światowej. Po tym boju por Józef Biss został awansowany, otrzymał dowództwo kompanii w 53 PSK.
W dalszych bojach o Lwów dostał się do niemieckiej niewoli z której wkrótce uciekł podejmując od listopada 1940 walkę w szeregach ZWZ. W początkach 1944r. był komendantem VI rejonu Janów Lubelski. Po walkach w lasach janowskich objął dowództwo 1 kompanii 26ppAK w Siemianówce pod Lwowem. Wsławił się tam skuteczną obroną tej miejscowości przed atakami UPA. Gdy oddziały jego znalazły się w roku 1944 na terenach opanowanych przez Armię Czerwoną nakazał znacznej części swoich żołnierzy rozbrojenie się, a sam zaś dowodząc 150 osobowym oddziałem żołnierzy usiłował iść na pomoc walczącej w powstaniu Warszawie. 18 sierpnia 1944 grupa operacyjna "SMIERSZ" 13 Armii /Czerwonej/ pułkownika Szlepienki wzmocniona oddziałami 8 Gwardyjskiej Dywizji Kawalerii z 6 Gwardyjskiego Korpusu Kawalerii próbowała złapać oddziały AK /ok. 300 osób/ w pułapkę pomiędzy Rudnikiem n/Sanem, a Sarzyną. Ujęto tylko połowę oddziałów AK ponieważ Józef Biss wyprowadził swoich żołnierzy bezpiecznie z zasadzki oddalając się w kierunku Lublina. W październiku 1944r w wyniku braku możliwości dotarcia do walczącej stolicy powrócił na rzeszowszczyznę podejmując się obrony jej mieszkańców jako dowódca kompanii
OP-26 Zgrupowania "Warta". Osłaniał swoimi oddziałami miejscowości województwa rzeszowskiego takie jak: Żołynia, Kraczkowa, Dylągowa, Sielnica, Dynów, Tarnawka, Borowica. 19.01.1945 rozkazem komendanta Armii Krajowej gen.Leopolda Okulickiego nastąpiło rozwiązanie i tym samym likwidacja AK. 3 marca 1945r na prośbę likwidowanej przez oddziały UPA ludności Pawłokomy zapewnił resztką swojego poakowskiego oddziału /40 ludzi/ militarną osłonę tej wsi zapobiegając skutecznie pogromowi jej polskich mieszkańców przez stacjonujące w pobliżu oddziały UPA podczas gdy miejscowi ludzie dokonywali osądu działań ukraińskich na swoim terenie. Miał pecha, gdy 29 V 1945r zakładał oficerskie buty po wieczornym myciu nóg został w leśniczówce w rejonie Zmysłówki pod Żołynią na wskutek donosu zaskoczony i aresztowany przez oddziały NKWD. Był więziony w Rzeszowie przy ul Jagiellońskiej 17 i przesłuchiwany w ciężkim śledztwie. Skazany 4 września 1945r, przez Wojskowy Sąd Rejonowy wyrokiem syg.G 405/45 na karę 2 lat więzienia i 3 lat pozbawienia praw publicznych. Po ponownym śledztwie Sąd Najwyższy w Warszawie w dniu 2.października 1945r podwyższył wyrok skazując go na karę 7 lat więzienia za czyny : "że jako dowódca terrorystycznej bandy posiadał nielegalnie pistolet, uchylał się od służby wojskowej, posługiwał się fałszywymi dokumentami i składał fałszywe zeznania". W wyniku amnestii wyrok skrócono potem do 3 lat. Po odbyciu wyroku i wyjściu z więzienia ponownie aresztowany /akta Sr161/51 za przynależność "do bandy Edwarda Cieśli" na terenie Opola, pobity w śledztwie otrzymał wyrok kolejnych 8 lat, przebywał od 25.01 1951 do 26.04.1955r w ciężkim więzieniu w Strzelcach Opolskich. W 1992 roku wyrok Sądu Wojewódzkiego w Rzeszowie stwierdził nieważność powyższych orzeczeń. Nigdy w żadnym śledztwie nie wykazano dokonywania przez Józefa Bissa jakichkolwiek mordów czy to na Ukraińcach, milicjantach, działaczach komunistycznych lub wojsku. Po wyjściu z więzienia w roku 1955 pracował w Opolu nad odbudową polskich ziem zachodnich. Opolskie losy Józefa Bissa obrazują częściowo fragmenty listu napisanego przez jego najbliższą rodzinę: "Po odbyciu wyroku miał świadomość, że jest stale śledzony, dlatego z domu wychodził zawsze w towarzystwie żony. W dniu, kiedy miał zamiar zapytać się o możliwość pracy w PKS-ie mieszczącym się wówczas przy ul. Ozimskiej róg Katowickiej - teść nie zjadł śniadania {co prawdopodobnie uratowało mu życie}. Przed wejściem do biurowca była portiernia, gdzie przed wejściem do budynku trzeba było okazać dokument tożsamości. Teść pochylił się lekko do przodu chcąc prawą ręką wyjąć z lewej kieszeni marynarki (na wysokości piersi) portfel z dokumentami, jednocześnie wykonując lekki obrót. Zdążył jeszcze zobaczyć swojego prześladowcę, wycelowany {z bardzo bliskiej odległości} w swoją stronę pistolet {prawdopodobnie odrzucił też ręką broń uniemożliwiając drugi strzał}. Został postrzelony w brzuch {postrzelenie "zaczynało się w płucach - bok, przechodziło obok serca a wylot kuli był na wysokości żołądka - bok po prawej stronie. Później cały incydent został przedstawiony jako próba aresztowania i "samoobrona" funkcjonariusza (prawdopodobnie Ukraińca w służbie UB) w rzeczywistości strzelano bez ostrzeżenia do bezbronnego człowieka}. Nieopodal przy ul. Katowickiej jest Szpital Chirurgiczny. Dr Chołejko wykonał operację bez ewidencjonowania {prawdopodobnie - nie była prowadzona "normalna" dokumentacja leczenia} pacjenta. {Dziadek był leczony w szpitalu pod nadzorem - bez możliwości odwiedzin osób bliskich i bez poinformowania rodziny } - piszą współcześni.
Po jakimś czasie (liczonym raczej w miesiącach) został przewieziony do aresztu, gdzie był torturowany, ostatecznie został osądzony (Wojskowy Sąd Rejonowy w Opolu) i skazany na 8 lat więzienia za przynależność do "bandy Edwarda Cieśli".(rozkazy W i N polecały odtwarzanie struktur AK na Ziemiach Zachodnich - przyp. JLW) Postanowieniem SW w Opolu z roku 1991r. wyrok unieważniono, w roku 1992 przyznano synom odszkodowanie. Teść nie powiedział kim był zamachowiec, po prostu zrelacjonował wydarzenie. Mimo moich nalegań i pytań czy było to UB czy inne zbrodnicze elementy - milczał. Znając Jego osobowość, przypuszczam, że nie chciał powiedzieć, by w bliskich nie wzbudzać nienawiści, która przecież zawsze jest obosieczna. Wiem, że matka Teściowej była Ukrainką, że Teść uczył w szkole ukraińskie dzieci, mam też świadomość, że jako polski żołnierz, oficer czuł się zobowiązany, był zobowiązany przysięgą chronić polską ludność przed tym co jej groziło. Był zawsze człowiekiem honoru. Po "odwilży" w 1956 roku proponowano Mu wysokie stanowisko w Komitecie Wojewódzkim PZPR. Warunkiem było zapisanie się do partii. Odmówił. Zmarł w Opolu 30 września 1977r.
Na koniec tej opowieści warto dodać, że w IPN istnieją dowody, co potwierdza sejmowa korespondencja w tej sprawie, że
J. Biss podpisywał przepustki na opuszczenie Pawłokomy, mieszkającym tam 3 marca 1945r Ukraińcom. Niestety nikt nie zamierza odznaczyć tego dzielnego polskiego żołnierza za jego czyny ale uprawia się jego kosztem brudną politykę. Wg śledztwa na pomniku w Pawłokomie jest autentyczne jedynie 65 nazwisk tamtejszych ofiar.
Jan Lucjan Wyciślak
03. 08. 2006r.
RODAKpress