Na pohybel Lacham
O ludobójstwie popełnionym na ludności polskiej zamieszkującej tereny Wołynia i Halicji wciąż się milczy. Większość Polaków nadal nie zdaje sobie sprawy, że w latach 1943-1944 z rąk UWO i OUN zginęło ponad 120 tys. kobiet, dzieci i mężczyzn polskiej narodowości.
Prawda o tamtych wydarzeniach czekała długo na rzetelne opracowania i równie długo na dopuszczenie ich do publikacji. Jak napisał Wiktor Poliszczuk w swojej książce "Gorzka prawda":
dokumentów archiwalnych nie można podważyć, ani tym bardziej im zaprzeczyć, można je co najwyżej świadomie przemilczać lub pomniejszać ich wymowę, można zakłamywać prawdę, ale takie postępowanie nie przynosi chwały fałszerzom historii, a należą do nich nie tylko nacjonaliści ukraińscy, ale też, niestety, polscy autorzy - dziennikarze, politycy, a nawet historycy.
Ukraińscy nacjonaliści doskonale zdawali sobie sprawę, iż eksterminacja "polskiego elementu" powinna rozpocząć się od niszczenia tego, co jest mu ostoją w ciężkich czasach. Pod topory OUN poszły więc w pierwszej kolejności świątynie obrządku łacińskiego i duchowieństwo podtrzymujące ducha oporu w wiernych. Rozkaz OUN z 9 lutego 1944 r. w punkcie 7 mówił dokładnie o likwidowaniu śladu polskości. Czytamy w nim:
- zniszczyć wszystkie ściany kościołów i innych polskich budynków kultowych,
- zniszczyć drzewa przy zabudowaniach tak, aby nie pozostały nawet ślady, że tam kiedykolwiek ktoś żył, ale nie niszczyć drzew owocowych przy drogach,
- do 21 XI 1944 roku zniszczyć wszystkie polskie chaty, w których poprzednio mieszkali Polacy [...]. Zwraca się uwagę raz jeszcze na to, że jeżeli cokolwiek polskiego pozostanie, to Polacy będą mieli pretensje do naszych ziem.
Kościoły padały wraz z całymi wsiami i tysiącami Polaków. Jak podaje ks. Józef Wołczański, w latach 1939-1945 ofiarami masowych mordów stało się w samej archidiecezji lwowskiej 35 księży. Jednym z pierwszych zamordowanych był alumn seminarium duchownego we Lwowie - Józef Janas. Jednak terror Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów nabrał zawrotnego tempa dopiero po wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej (czerwiec 1941). Wtedy coraz częściej znajdowano pomordowanych bestialsko cywili - z poobcinanymi uszami, nosami, wyrwanymi językami i wydłubanymi oczami, poukładanymi równo na klatce piersiowej.
O ile działania OUN, będące m.in. krwawą zemstą za zwycięstwo Polski, której 15 marca 1923 r. oficjalnie zostało przyznane terytorium Halicji i Wołynia, można jeszcze jakoś pojąć (w jednej z dyrektyw z 1943 r. czytamy: Powinniśmy przeprowadzić wielką akcję likwidacji polskiego elementu. Przy odejściu wojsk niemieckich należy wykorzystać ten dogodny moment dla zlikwidowania całej ludności męskiej w wieku od 16 do 60 lat. [...] Tej walki nie możemy przegrać i za każdą cenę trzeba osłabić polskie siły. Leśne wsie oraz wioski położone obok leśnych masywów powinny zniknąć z powierzchni ziemi ), o tyle stanowisko i postawa niektórych duchownych ukraińskich budzi do dziś szczere zdziwienie.
Tak jest w przypadku korespondencji lwowskiego metropolity abp. Bolesława Twardowskiego (obrządek rzymskokatolicki) z greckokatolickim abp. Andrzejem Szeptyckim. Wbrew staraniom Twardowskiego i pomimo licznych próśb, Szeptycki nie tylko nie interweniował w sprawie mordów dokonywanych na ludności polskiej, ale dodatkowo odwracał fakty, za oprawców uważając Polaków.
Mur milczenia i niezrozumienia, na jaki natrafiali księża chcący nieść pomoc ofiarom terroru i apelujący o zaprzestanie rzezi, skutkowały jedynie coraz większym poczuciem bezsilności. Abp. Twardowski z początkiem 1944 zwrócił się z prośbą do abp. Adama Sapiehy o interwencję u Hansa Franka. Hitlerowiec, otrzymawszy, jak pisze Wołczański, katalog 24 zamordowanych kapłanów archidiecezji lwowskiej, wykaz 70 parafii rzymskokatolickich opuszczonych wskutek zbrojnych napadów oraz opis masowych mordów w 30 miejscowościach, nie zareagował. Jak donosił w liście z 2 marca 1944 r. ks. Ignacy Chwiruta:
Poczta przynosi codziennie nowe, straszne wiadomości, tak, że nie ma się już nawet sił płakać. [...] Ostatnio morduje się przede wszystkim mężczyzn. Z powodu tego terroru przechodzą nasi parafianie w niektórych miejscowościach na obrządek grecki. Od tygodnia ginie we Lwowie codziennie 20 do 40 mężczyzn w sile wieku, głównie w godzinach wieczornych od 7 do 9. Katedra oblepiona klepsydrami: "zmarł po krótkich a ciężkich cierpieniach".
Komitet Opiekuńczy robi, co może, ale są to wszystko tylko półśrodki, które ratują uciekinierów, ale nie naprawiają położenia. Do ks. arcybiskupa Szeptyckiego nie ma co pisać, bo stoi na stanowisku, że tego nie robią Ukraińcy, tylko bolszewickie bandy. Jest to oczywiście chowanie głowy w piasek, żeby nie widzieć prawdy.
W innych miejscach objętych terrorem OUN nie było lepiej. W okolicy Minkowic Oławskich, w Rokitnie Wołyńskim, podczas nabożeństwa ksiądz ogłosił, aby wierni wyszli na drogę zobaczyć wojsko ukraińskie. Działo się to w czasie, gdy w tym rejonie wybuchła wojna niemiecko-sowiecka, zapoczątkowana paniczną ucieczką Sowietów z okolic Rokitna, a Ukraińcy zaczęli organizować administrację wedle wytycznych otrzymywanych od władzy niemieckiej.
Wyszliśmy na drogę obok kościoła. Po jakimś czasie [...] nadjechała konno grupa wojska. Na przodzie, na białym koniu jechał Taras Bulba [Taras Borowiecki] [...] Widziałem transparenty. Na jednym był napis "Taras Bulba", na innym "na pohybel Lacham". Chwilę zatrzymali się przed kościołem, było jakieś powitanie, i udali się na plac przed szkołą [...] Tam odbyła się parada, były przemówienia i i przy okazji obcięli głowę figury na pomniku Józefa Piłsudskiego [...] Dowiedzieliśmy się później, że w Kiroszycach odbyło się nabożeństwo w cerkwi, podczas którego pop poświęcił im broń i pobłogosławił do walki. Broń była rozmaita: karabiny i siekiery, kosy, noże, powrozy i druty kolczaste.
Wtedy też zaczęły się pojedyncze mordy, które przerodziły się z czasem w masowe rzezie. W połowie marca 1943 roku sześciu Ukraińców napadło na dom rodziny Hanuszewiczów w Aleksandrówce. Córka Hanuszewicza uciekła przez okno i zaalarmowała sąsiadów, którzy nie mając broni, uderzali tyczkami od grochu w ściany stodoły. Hałas i rumor spłoszyły napastników i utwierdziły ich w przekonaniu, że mieszkańcy Aleksandrówki są uzbrojeni.
W tym samym czasie - jak podają źródła - w kolonii Dąbrowa odległej o 2 km od Aleksandrówki została napadnięta rodzina Jaworskich.
Nocą grupa Ukraińców wdarła się do mieszkania [...], zamordowali ojca i najmłodszego syna, dziewięcioletniego Antosia. Jeden z synów Jaworskiego, siedemnastoletni Franek, ukrył się pod łóżkiem. Zauważył do Ukrainiec i wystrzelił do niego całą serię kul z automatu. Popłynęła krew z przestrzelonych nóg, Franek udał martwego i tak ocalał.
Udawanie martwego okazywało się jedyną szansą na przeżycie - podobnie było z rodziną Żołnowskich z ukraińskiej wioski Kisorycze, gdzie ojciec i syn zostali uduszeni sznurkiem, lecz żona Żołnowskiego podczas duszenia udała martwą i przeżyła.
Ze wspomnień księdza Jana Kordybelskiego dowiadujemy się, że 22 maja 1943 jeden z Ukraińców mieszkających w Aleksandrówce ostrzegł w sekrecie Polaka przed pogromem. Miał powiedzieć: "Tej nocy będzie z wami biada". Polak - Franciszek Hanuszewicz - ten sam który wcześniej ledwo uszedł oprawcom, zaalarmował całą wieś. Wieczorem kobiety, dzieci i starcy odjechali na noc do lasu, zaś reszta - przeważnie młodych mężczyzn - pozostała we wsi, rozstawiwszy patrole.
Nad ranem, gdy wydawało się, że alarm był fałszywy, mieszkańcy wsi po ulewnej nocy powrócili do domów. Wtedy właśnie Ukraińcy, obserwujący z ukrycia całą sytuację, zaatakowali. Wymordowali niemalże całą wieś. Tydzień później podobnie rozprawili się z wsią Staryki, do tej pory bronioną przez polski oddział partyzancki "Wójka".
W nocy 30 maja Ukraińcy, po nieudanych próbach, tym razem starannie przygotowali napad na Staryki. Wieś okrążyli potrójnym pierścieniem. Od strony wschodniej i południowej oraz od wsi Rudnia Lwa front uformowała kawaleria. Od zachodu - bandy piesze. Ukraińcy byli uzbrojeni w karabiny i automaty, posiadali także miotacze min. Druga linia napastników, zamykająca wieś szczelnym pierścieniem, uzbrojona była w kosy i siekiery. Ci mordowali wszystkich wziętych do niewoli, a także wyszukiwali Polaków, którym udało się ukryć przed atakującymi w pierwszej linii. Za tą drugą linią wdzierały się gromady kobiet i wyrostków, które rabowały dobytek mieszkańców, wyprowadzały bydło z obór i podpalały zabudowania. W napadzie brały również dzieci, biegały, wrzucały słomę przez rozbite okna do mieszkań i podpalały.
Po strasznych torturach, w męczarniach zginęły 83 osoby. W dwa miesiące później garstka ocalałych Polaków wpadła w ręce Ukraińców - 11 z nich zostało obdartych ze skóry...
Miesiąc później nastąpił odwet. Partyzanci sowieccy, którzy przybyli silną grupą 100 dobrze uzbrojonych mężczyzn, z komendantem "Piatnickim" na czele, wysłali do Karpiłówki - pobliskiej wsi ukraińskiej, trzech ludzi na "rozpoznanie". Gdy ci nie wrócili, wysłano kolejnych osiemnastu, którzy również przepadli bez śladu. Trzeciego dnia jeszcze jedna grupa "sztywców" (polsko-sowiecka partyzantka) udała się do wsi i powróciło tylko kilku z nich. Wówczas postanowiono zniszczyć Karpiłówkę.
Do planowanej akcji włączono duże siły zarówno sowieckie, jak i polskie. Okolice Karpiłówki zaminowano, użyto ciężkich karabinów maszynowych i pocisków zapalnych. Wieś spłonęła doszczętnie. Co ciekawe: w trakcie akcji włączył się do niej nawet oddział SS (ponad 200 żołnierzy), którzy po jej zakończeniu "oddali resztę amunicji partyzantom" , zaś "partyzanci odprowadzili ich do Rokitna" .
Powinniśmy mieć więc w pamięci prośbę ks. Ignacego Chwiruty:
Mówcie o tych sprawach wszystkim, przy każdej okazji, prostujcie błędne informacje, które rozsiewają [...] uciekinierzy Ukraińcy i wołajcie o pomoc przynajmniej opinii publicznej. Do tych, co paktują, ma społeczeństwo polskie głęboki żal i pogardę. Tą drogą wygubi się resztę polskiego żywiołu, a nic się nie zyska, bo tam brak dobrej woli i szczerości. [...] Przykro mi, żem Wam zakrwawił serca. My tu już nie płaczemy, bo łez nie staje. Będzie nam lżej, gdy się dowiemy, że ktoś ze środkowej Polski zainteresował się naszą niedolą..
Magdalena Żuraw
Artykuł ukazał się na stronie portalu Niezależna i Prawica.net
RODAKpress
28.07.2008r.