Taka sama naiwność - Magdalena Żuraw


 

 

 

 

 

 

 

Taka sama naiwność

Dawno temu żyli w Gujanie prości ludzie łaknący cudu. Ludziom tym dane było zaufać perfidnemu mężczyźnie, który dla chęci władzy doprowadził ich do krwawej masakry. Czytając ich wspólną historię, nie mogłam nie pomyśleć o tym, co w 2010 r. dzieje się w kraju między Odrą a Bugiem.

Rzecz działa się u południowego podnóża góry Roraima, nad rzeką Mazaruni w Gujanie roku 1845 r., niedługo po wyjeździe dwojga braci podróżników i odkrywców: Roberta Hermanna Schomburgka (1804-1865) i Moritza Richarda Schomburgka (1811-1891). To w ich drużynie eksploracyjnej był młody Awakaipu, Indianin ze szczepu Arekuna, sprawca późniejszej obłąkańczej tragedii, który zapragnął zostać wodzem wszystkich Indian Gujany.

Awakaipu, darzony przez braci Schomburgków bardzo dużym zaufaniem, po ich wyjeździe zaczął głosić wśród Indian swoje posłannictwo, podając się za zbawiciela wszystkich czerwonoskórych Gujańczyków. A że podczas długiego pobytu w Georgetown nauczył się kuglarskich sztuczek, czym zyskał rozgłos jako magik i cudotwórca, strategię dojścia do władzy obmyślił bez problemu.

Przede wszystkim trafił na podatny grunt: do Indian, wierzących w złego demona Karaimę i pragnących rzeczy nieziemskich, dotarły już bowiem prawdy głoszone przez misjonarzy o Synu Bożym. Pierwszym krokiem do zdobycia władzy przez 25-letniego Awakaipu było zatem ogłoszenie się mesjaszem czerwonego ludu. Drugim: skierowanie do nich wezwania. Trzecim: podtrzymywanie mitu.

Wezwanie było proste. Wszyscy ci, którzy chcieli zobaczyć wielki cud, mieli stawić się nad rzeką Kukenam na początku pory suchej. Zgodnie z zapewnieniami Awakaipu każdy przybyły miał otrzymać łaskę szczęścia, doświadczyć prawd niezwykłych, każdy stać się nadzwyczaj bogaty i każdy uzyskać władzę nad białym człowiekiem.

U podnóży świętej góry Roraima stawiło się na wezwanie mesjasza ok. tysiąca Indian, łaknących cudów, jakich im naobiecywał. Wśród Indian były szczepy: Arekuna, Akawaje, Arawakowie, Karaibowie, Warao, Patamona, Makuszi, Wapiszana. Każdy przybyły przyniósł pomazańcowi odpowiednie dary (jedzenie, paciorki, proch, noże, kule etc.); pomazaniec w zamian rozdał swoim wyznawcom amulety chroniące od wszelkich nieszczęść i niepowodzeń - skrawki gazety The Times. I podążyli za nim w głąb dziczy.

Dalej szło jak z płatka. Na polecenie Awakaipu Indianie, wdzięczni i zafascynowani postacią nowego proroka, wybudowali mu piętrowy dom, oddali na żony najładniejsze kobiety z każdego szczepu. I tak żyli w oczekiwaniu na obiecany cud, z silną wiarą w nowe guru. Guru tymczasem tajemniczość swojego posłannictwa i swojej osoby podsycało nieustannie, chodząc w kwefie i zabawiając brać magicznymi trickami.

Tygodnie mijały...

Zniecierpliwienie wyczekiwaniem cudu, pomimo sztuczek, jakimi posługiwał się pomazaniec w Krainie Białych (Bekeranta), wzrastało...

Od młodego mesjasza coraz usilniej domagano się ziszczenia obietnicy.

Co dzielniejsi i przemyślniejsi wśród wojowników zaczęli się burzyć i poddawać pod wątpliwość jego zamiary...

Awakaipu groził im co prawda zemstą demonów i śmiercią, ale był to środek wystarczający na zamknięcie nieufnych ust jedynie na krótki czas. Wymyślił zatem inny sposób na jurnych wojowników: całonocne pijaństwa i tańce. Ale i ten środek okazał się mało skuteczny. Za dnia ludzie trzeźwieli i nadal wypatrywali cudu. Sam Awakaipu, pochłonięty bez reszty oddawaniem się uciechom rozpusty, zaczął tracić zmysł kombinatoryki. W dodatku w jego Białej Krainie pojawił się głód, a z każdym tygodniem przybywało coraz więcej buntujących się Indian.

Wtedy też Awakaipu obmyślił cud.

Pewnej nocy, gdy pijaństwo sięgnęło zenitu, oznajmił, że miał widzenie rozstrzygające los mieszkańców Bekeranty. Objawił mu się bowiem duch Makunaima (mitycznego dla Indian z rejonu Roraima bohatera), zapewniając bogactwa, potęgę, wiedzę Indianom - taką, jaką posiedli biali. Co więcej, oni sami mieli stać się białymi ludźmi. Zdradził również, jak należy postąpić, aby obietnica się ziściła. Muszą tylko, zgodnie z wolą Boga, umrzeć, pokonać śmierć i zmartwychwstać do nowego życia. Dlatego ci, którzy chcą uczestniczyć w cudzie obiecanym przez Makunaimę, muszą się wzajemnie pozabijać. A wtedy, po dwóch dniach, ich dusze zstąpią ze świętej góry Roraima, złączą się z nowymi, białymi, doskonałymi ciałami i zaczną wieść obfitujący we wszelkie dobro i szczęście żywot.

Żeby przekonać przerażony tłum do zasadności objawienia, Awakaipu jako pierwszy roztrzaskał głowy swoim wrogom - szemrającym przeciw niemu wojownikom. I zaczęła się bratobójcza rzeź. Gdy nadszedł dzień, po Krainie Białych walały się zwłoki czterystu osób, w tym kobiet i dzieci. Sześciuset pozostałych przy życiu Awakaipu chciał sterroryzować i uczynić posłusznymi. Myślał, że nie będzie miał z tym żadnego problemu - ich wodzowie zginęli, a prostą tłuszczą łatwo jest sterować. Tłuszcza jednak poczekała cierpliwie dwa dni z nadzieją, że zabici ożyją. Gdy tak się nie stało, zaczęła pilnować Awakaipu, który przekładał zmartwychwstanie z dnia na dzień, mamiąc ją kolejnymi obietnicami. Gdy zmartwychwstań nadal nie było, paru wojowników wdarło się do domu pomazańca i zatłukło go pałkami.

Można się dziś dziwić naiwności i głupocie Indian, którzy, rozszedłszy się tam, skąd przybyli, po krwawej jatce przez dziesięciolecia dochodzili do siebie.

Ale spójrzmy, co dzieje się w naszym kraju...

Magdalena Żuraw
Artykuł ukazał się na stronie portalu Debata.pl

18.08.2010r.
RODAKpress

 
RUCH RODAKÓW : O Ruchu Dolacz i Ty
RODAKpress : Aktualnosci w RR Nasze drogi
COPYRIGHT: RODAKnet