Alarm dla Polski 8 - prof. Jerzy Robert Nowak  

 

 

 

 

 

 


Alarm dla Polski
Jerzy Robert Nowak

Część VIII: Co robić w tak trudnym czasie?

Nie da się ukryć - dziesięciolecia psucia polskiej polityki zagranicznej przez czerwono-rózowe łże-elity zapracowały na to, że możliwości oddziaływania Polski na arenie międzynarodowej są dziś bardzo ograniczone. Do tego dochodzą fatalne konstelacje w polityce międzynarodowej. Nie oznacza to jednak, że należy kapitulować czy lamentować, lecz po prostu zabrać się do zakrojonego na całe lata "długiego marszu" na rzecz umocnienia Polski od wewnątrz i szukania sojuszników na zewnątrz. A być może nadejdzie wreszcie lepsza koniunktura dla Polski, wszak tyle rzeczy nagle się zmienia w polityce.

Przede wszystkim trzeba zabrać się do przyspieszonej naprawy Rzeczypospolitej i doprowadzenia do odsunięcia raz na zawsze obecnego Rządu Katastrofy Narodowej. Pierwszym bardzo istotnym działaniem w tym względzie musi być doprowadzenie do zdecydowanego zwycięstwa opcji patriotycznej w wyborach samorządowych i przepędzenia platformowców i SLD-owców z większości samorządów. Na to jednak trzeba bardzo solidnie zapracować. Stąd koncepcja, z jaką wyszło kierownictwo Ruchu Przełomu Narodowego. Nie wolno odkładać przygotowań do wyborów samorządowych na ostatnie miesiące przed wyborami jak to dotąd bywało. Zacząć te przygotowania dużo wcześniej, przynajmniej na rok przed wyborami i wtedy starać się o maksymalne dogadanie wszystkich sił patriotycznych, ustalenie wspólnych kandydatów na radnych burmistrzów i prezydentów w poszczególnych miejscowościach. Stąd kolejne zjazdy Klubów Patriotycznych powołanych przez Ruch Przełomu Narodowego dla integrowania sił patriotycznych w kampanii przedwyborczej: zjazd w Bydgoszczy 27 czerwca 2009r. i zjazd w Kielcach 10 pażdziernika 2009 oraz zaplanowany na parę miesięcy później zjazd we Wrocławiu. Równocześnie z tym trzeba prowadzić intensywne przygotowania do wyborów prezydenckich i parlamentarnych, aby doprowadzić do ratującego Polskę przełomu politycznego. Wiemy, że obecna afera hazardowa to tylko czubek góry lodowej. Stąd apel do ludzi kompetentnych na prawicy - przygotujmy jak najszybciej możliwie jak najpełniejszy książkowy zestaw działań platformowców, naruszających prawo, czy po prostu nieetycznych. Bardzo przydałoby się również jak najszybsze opracowanie i wydanie historii kilku lat rządów PO pod kątem działań polityków tej partii uderzający w polskie interesy narodowe w sferze polityki zagranicznej i wewnętrznej, w wojsku, sądownictwie, oświecie, kulturze i nauce. Książka może mieć bardzo prosty tytuł, adekwatny do treści - "PO przeciw polskim interesom narodowym".

W stronę koncepcji Międzymorza.

Rządzące Polską łże-elity od dawna zapatrywały się z nabożnym uwielbieniem na wielkie kraje Zachodu, od Stanów Zjednoczonych po Niemcy, lekceważąc mniejsze i średnie kraje naszego regionu. Powołano niby Trójkat Wyszechradzki, lecz jego spotkania ograniczały się do salonowego cmokierstwa bez troski o szersze porozumienie społeczeństw i wzajemne poznanie. Nie przypominam sobie na przykład choć jednej wspólnej telewizyjnej debaty polsko-czeskiej - węgierskiej na temat transformacji gospodarczych (terapii szokowej etc.) lustracji czy dekomunizacji, z udziałem czołowych polityków, ekonomistów czy socjologów wszystkich trzech krajów Trojkata Wyszechradzkiego. Co przecież mogłoby być ogromnie pouczające, ale być może zbyt odstraszające dla naszych polityków. Ludzie mogliby się bowiem przekonać słuchając zagranicznych głosów w tej debacie, że inne kraje pewne rzeczy rozwiązywały mądrzej niż Polska. Znam doskonale historię stosunków polsko-wegierskich ostatnich dziesięcioleci, i mogę otwarcie powiedzieć, nigdy te stosunki i wzajemna znajomość nie były na takim dnie jak obecnie. To po co w ogóle funkcjonował Trójkat Wyszechradzki? Dla wzajemnych toastów panów prominentów?! Inna sprawa - wiem, że na Słowacji przez wiele lat Polacy plasowali się na pierwszym miejscu wśród narodów najbardziej lubianych przez Słowaków. I co, czy cokolwiek zrobiono w Polsce dla wykorzystania takiej "koniuktury" dla nas na Słowacji i dużo większego zbliżenia obu społeczeństw?

Innego typu kwestia. Zastanówmy się, czy nie było ciężkim błędem to, że każdy z naszych krajów: Polska, Węgry, Czechy czy Słowacja negocjowały pakiet warunków decydujących o przyjęciu do UE w pojedynkę, co ułatwiało rozgrywanie nas przez wielkie kraje Unii? Czy nie byłoby dużo korzystniej dla nas, gdybyśmy wystąpili o wspólne negocjowanie warunków przyjęcia do UE. Inna sprawa. Polska i Czechy są krajami zagrożonymi przez roszczenia Niemiec kie (Czechy odczuwają to zagrożenie jeszcze mocniej niż my). Co stało więc i co stoi dziś na przeszkodzie we wspólnym wraz z Czechami przeciwstawianiu się wspólnemu zagrożeniu? Czy na przeszkodzie w dogadywaniu się strony polskiej z Czechami stoi to, że na czele Republiki Czeskiej stoi tak wielki i samodzielny polityk jak Vaclaw Klaus, nie skłonny do posłusznego stania na baczność przed luminarzami Unii Europejskiej? A przecież do dogadywania się z Czechami powinna nas skłaniać także inna kwestia - wspólne poczucie elit politycznych obu krajów, że zostaliśmy porzuceni przez USA po decyzji B.Obamy z 17 września 1939 r. Były premier Czech Mirek Topolanek powiedział wprost: "Amerykańska decyzja oznacza, że wróciliśmy do roli, jaką znamy w Europie Środkowej z ostatnich 100 lat. Znów nie mamy pewnych sojuszników i nie jesteśmy pewni swego bezpieczeństwa. To zagrożenie i ja tak to czuję". (Podkr.-JRN. Cyt. za: P.Semka: Pełzająca finlandyzacja, "Rzeczpospolita" z 21 wrzesnia 2009).

Jeszcze inna sprawa. Partia narodowej opozycji Viktora Orbána odniosła na Węgrzech miażdżące zwycięstwo w tegorocznych eurowyborach. Przewiduje się takież miażdżące zwycięstwo partii Orbana wyborach parlamentarnych przyszłego roku nad postkomunistami i węgierska odmianą Unii Wolności- Związkiem Wolnych Demokratów. Zdrowy rozsądek nakazywałby szukanie przez polska prawicę patriotyczną kontaktów z partią Orbána i samym Orbánem (jako byłym i przyszłym premierem ) już wcześniej na długo przed wyborami. (By nie znalazł się w wyłącznej orbicie wpływów niemieckich, czego nie wykluczam ze względu na tradycyjne germanofilstwo Węgrów). Dlaczego nikt z kierownictwa PiS nie pomyślał jak dotąd o zaproszeniu Orbána do Polski i nawiązania z nim jak najbliższych kontaktów oraz ich nagłośnienia? Rok temu, jeszcze na długo przed miażdżącym zwycięstwem partii Orbána w eurowyborach, proponowałem stworzenie swoistego politycznego trójkąta Kaczyński-Klaus-Orbán. Napotkałem na całkowity brak odzewu ze strony PiS. A przecież właśnie Orbán jako twardy antykomunista mógłby być najlepszym partnerem Kaczyńskich w żądaniu rozliczenia totalitarnych zbrodni Związku Sowieckiego wobec narodów środkowej i wschodniej Europy. Przypomnę tu, że właśnie V. Orbán wystapił już 18 czerwca 1989 r. podczas uroczystego pogrzebu zwłok straconego przez komunistów b.premiera I.Nagya w Budapeszcie żadaniem opuszczenia Wegier przez wojska sowieckie. Orbán wystąpił z tym żądaniem jako pierwszy polityk w całej Europie środkowo-wschodniej.

Szukając sojuszników w naszym regionie powinniśmy zwrócić się do osamotnionej Serbii, tak niegodnie zdradzonej przez rząd Tuska (poprzez uznanie niepodległości Kosowa). Warto zacząć budować zarysy wspólnoty interesów małych i średnich narodów naszego regionu, które tak są rozgrywane i oszukiwane przez wielkich. Być może warto powrócić do międzywojennych koncepcji tzw. Międzymorza, które bardzo ciekawie przedstawił na łamach miesięcznika "Moja Rodzina" z września 2009 r. historyk dr Krzysztpf Kawęcki, wiceprezes Ruchu Przełomu Narodowego. (Por. jego tekst: "Międzymorze -środkowoeuropejska alternatywa Unii Europejskiej".) Dr Kawęcki pisał m.in. : "Narody i państwa Europy Środkowej zamiast rozpływać się w ponadnarodowej formule brukselskiego superpaństwa powinny doprowadzić do wzajemnej współpracy politycznej, gospodarczej, kulturalnej i militarnej w formie konfederacji. Obecne tzw. elity polityczne tych państw nie są jednak do tego zdolne. Tym bardziej wyzwanie to powinny podjąć środowiska patriotyczne tych krajów".

Szukać przyjaciół wśród społeczeństw

Dotychczas przedstawiciele kolejnych polskich rządów i polscy dyplomaci skupiali się głównie na kontaktach z zagranicznymi oficjelami, zaniedbując szukanie szerszego dotarcia do społeczeństw w poszczególnych krajach. Ja bym zdecydowanie zmienił proporcje w tym względzie. W małym stopniu wierzę w skuteczność naszych przekonywań do prawdy o Polsce w odniesieniu do takich cynicznych graczy jak kanclerze Kohl czy Schroeder, prezydenci Chirac czy Sarkozi. Uważam, że dużo skuteczniejsze okazywałyby się nasze próby szerszego dotarcia do różnych zagranicznych środowisk kulturalnych i naukowych, studentów etc. Przekonują mnie o tym m.in. doświadczenia z długiej, szczerej rozmowy z naszym niemieckim przyjacielem z Carlem Beddermanem i jego żoną, rozmowy z niektórymi Amerykanami i Kanadyjczykami, lektura tekstów takich Niemców jak H.Laeuen i C.Royen, tekst wstrząsającego wywiadu z dr Jochenem Böhlerem, teksty takich naszych "przyjaciół Moskali " jak W. Bukowski, profesor Siergiej Słucz, znany rosyjski obrońca praw człowieka Siergiej Kowaliow, etc.

Szczególnie wzruszył mnie upór, z jakim stoi po stronie prawdy o Polsce niemiecki historyk Jochen Böhler, autor paru ważnych książek o agresji niemieckiej na Polskę w 1939 r.: "Die deutsche Wehrmacht und die polnische Bevölkerung 1939" ( Niemiecki Wehrmacht i polska ludność cywilna 1939) i " Der ? berfall" (Napaść). W obszernym wywiadzie dla "Tygodnika Powszechnego" z 6 września 1939 r. pt. "Wojna totalna" Böhler z oburzeniem piętnował takie fakty jak wymordowanie przez Einsatzgruppen (Grupy Operacyjne Policji Bezpieczeństwa) i Selbstschutz (rodzaj milicji, rekrutującej się z niemieckiej mniejszości w II RP) aż 40-50 tysięcy obywateli polskich. A także to, że "ani jeden niemiecki żołnierz czy policjant nie został pociągnięty do odpowiedzialności za zbrodnie z roku 1939" w Polsce. Moja wielka nadzieja wiąże się właśnie z takim uczciwymi Niemcami jak dr Jochen Böhler, czy autor niedawno wydanej także w polskim przekładzie książki odsłaniającej kulisy niemieckiej dywersji w Bydgoszczy historyk i dziennikarz Gunther Schubert. Problem w tym, że władze polskie winny naciskać na zmiany w polityce oświatowej Niemiec, tak żeby nie pomijano tam tak jak dotyczas się robi w niemieckich szkołach spraw zbrodni popełnionych na Polakach w drugiej wojnie światowej. Efektem jest niemal totalna niewiedza niemieckich uczniów o okrucieństwach, jakie popełnili ich przodkowie i krewni w Polsce w czasie wojny. Oddajmy w tej sprawie znów głos uczciwemu Niemcu - dr Jochenowi Böhlerowi. W cytowanym wywiadzie dla "Tygodnika Powszechnego" Böhler mówi wprost: "W Niemczech nie istnieje prawie w ogóle coś takiego, jak zbiorowa pamięć o kampanii wrześniowej. Pamięta się o sporach o Gdańsk i tzw.korytarzu, a więc o tym, o czym pisała prasa niemiecka i światowa przed napaścią Niemiec, a także o rzekomych bądź faktycznych atakach na członków niemieckiej mniejszości w Polsce. Zaryzykowałbym tezę, że o tym, co rzeczywiście działo się później, we wrześniu 1939 r., na polskiej ziemi, "niemiecki Kowalski" nie ma bladego pojęcia (.) Chciałbym, aby te sprawy były w Niemczech znane. One są ważne dla naszego nastawienia do Polski i Polaków. I są ważne również dla zrozumienia naszej własnej historii".

...czytaj dalej

20.06.2010r.
RODAKpress

 
RUCH RODAKÓW : O Ruchu Dolacz i Ty
RODAKpress : Aktualnosci w RR Nasze drogi
COPYRIGHT: RODAKnet