...powrót do początku memoriału
POLITYCZNE TŁO KATASTROFY SMOLEŃSKIEJ C.D.
PRZESTARZAŁA FLOTA LOTNICZA
Z dostępnych danych jawnych wyłania się bardzo niekorzystny z punktu widzenia bezpieczeństwa lotów obraz sytuacji w 36. Pułku.
58 Dziennik Urzędowy MON nr 12, poz. 129. 59 Dziennik Ustaw nr 27, poz. 298 ze zmianami.
Większość maszyn, jakimi on dysponuje, jest przestarzała i pochodzi jeszcze z czasów Związku Sowieckiego. Według powszechnie dostępnych informacji 60 na stanie 36. Pułku w przeddzień smoleńskiej katastrofy były następujące samoloty: Tu-154M Lw, nr boczny: 101 (ten który rozbił się 10 kwietnia 2010 r.), rok produkcji: 1990; Tu-154M, 102, 1990; Jak-40, 044, 1979; Jak-40, 045, 1979; Jak-40, 047, 1980; Jak-40, 048, 1980; PZL M28B Bryza, 0205, 2002; PZL M28B Bryza, 0206, 2002; PZL M28B Bryza, 0207, 2004 oraz śmigłowce: Mi-8, 620, 1973; Mi-8, 630, 1977; Mi-8, 631, 1977; Mi-8, 633, 1977; Mi-8, 634, 1977; Mi-8, 636, 1977; Mi-8, 660, 1983; PZL W-3 Sokół, 504, 1993; PZL W-3 Sokół, 618; PZL W-3 Sokół, 619; Bell 412, 02, 1991.
Jedną z negatywnych konsekwencji braku nowoczesnego samolotu transportowego dla VIP-ów i dalszego użytkowania starego rosyjskiego sprzętu jest uzależnienie techniczne, remontowe i logistyczne od Rosji w tak newralgicznej sferze, jaką jest transport i bezpieczeństwo najważniejszych osób w państwie. Media wielokrotnie donosiły o możliwości zainstalowania w samolotach w trakcie remontów w Rosji podsłuchu, skopiowania tajnych danych, kodów nawigacyjnych, systemów łączności itd.
Rosyjski inżynier konstruktor Nikołaj Wasylenko, były oblatywacz cywilnych i wojskowych statków powietrznych, w kontekście przeprowadzonego w Samarze remontu tupolewa, który rozbił się 10 kwietnia 2010 r., mówi: "Przeraża mnie właśnie to, co zrobiono z tym samolotem w Samarze. Zrobiono tam przecież mozaikę niefabrycznych elementów amerykańskich z rosyjskimi". Charakteryzując konstrukcję systemów samolotu, jaka pozostała po remoncie w Samarze, w zakładach należących do Olega Deripaski - przyjaciela premiera Władimira Putina,
Wasylenko nazywa ją "bombą zegarową" i dodaje: "jak remontuje się samolot w Rosji, to są tam instalowane przez służby specjalne pewne urządzenia, powiedzmy sobie, że >takie dodatkowe<. A wtedy polskie służby instalują swoje urządzenia, które mają wykryć te rosyjskie. To wszystko też daje wypad-kową, która bardzo pogarsza działanie i bezpieczeństwo elektroniki w samolocie". W konkluzji szczegółowych uwag stwierdza, że "ta katastrofa była tylko kwestią czasu. I właśnie to będzie chciała ukryć strona rosyjska. A Polacy z jakichś względów działają tak, jakby nie chcieli poznać prawdy [...] bo zburzyłoby to już wypracowa-ną tezę o błędzie pilotów".
Jeszcze przed smoleńską katastrofą Jerzy Maryniak, emerytowany profesor Szkoły Orląt w Dęblinie, który przeprowadzał ekspertyzy po katastrofach sowieckich samolotów w Polsce, oceniał, że maszyny Tu-154 są bardzo niebezpieczne i dlatego "jak najszybciej powinny być wycofane z użycia. Na swoim koncie mają wiele katastrof wywołanych wadami konstrukcyjnymi. Z powodu takiej wady w 1987 r. w Lesie Kabackim [pod War-szawą] rozbił się Ił-62M >Tadeusz Kościuszko<, który miał taki sam silnik jak tupolew" 62 . Podobnie cytowany wyżej Nikołaj Wasylenko mówi: "My, piloci, często nazywaliśmy ten samolot >latającą trumną<".
WYPADKI I AWARIE PRZED 10 KWIETNIA 2010
Korzystanie z przestarzałego i wysłużonego sprzętu lotniczego było przyczyną licznych wypadków i awarii maszyn będących na stanie 36. Pułku przed 10 kwietnia 2010 r. W jednym przypadku o mało nie doszło do o ? ar śmiertelnych. Przypomnijmy niektóre wydarzenia, o których donosiły media.
Luty 1999 r.: Jak-40 z marszałek Senatu Alicją Grześkowiak na pokładzie awaryjnie ląduje na pustyni w Arabii Saudyjskiej.
Listopad 2001 r.: Z silnika samolotu Jak-40, którym polska delegacja z premierem Leszkiem Millerem ma wracać z Norymbergi do kraju, sypią się iskry. Delegacja musi wracać innym samolotem.
Grudzień 2003 r.: Spektakularny, groźny wypadek z udziałem premiera i wysokich funkcjonariuszy rządo-wych. Niedaleko Piaseczna koło Warszawy przy awaryjnym lądowaniu rozbija się śmigłowiec Mi-8 z Leszkiem Millerem i osobami towarzyszącymi na pokładzie, ponieważ wyłączyły się obydwa silniki. Nie ma o ? ar śmier-telnych, ale część pasażerów, w tym sam premier, ulega obrażeniom wymagającym hospitalizacji.
W następstwie tego zdarzenia prokuratura wojskowa oskarżyła pilota, ppłk. Marka Miłosza, o nieumyślne spowodowanie wypadku i nieumyślne sprowadzenie niebezpieczeństwa katastrofy lotniczej. Dopiero 22 mar-ca 2010 r. Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie wydaje wyrok całkowicie uniewinniający pilota. "Zgromadzony w sprawie materiał dowodowy, po jego rozważnej ocenie, nie pozwolił przypisać oskarżonemu zawinienia całej sytuacji i jej następstw" - mówi sędzia Mirosław Kolankowski. Sąd nie pozostawia też wątpliwości co do niskiej jakości sprzętu: "Lata się na tym, co się ma, na takim sprzęcie, na jaki państwo stać. Ale należałoby przeanalizować zakup nowocześniejszego sprzętu" - podkreśla sędzia Kolankowski. Uniewinniony ppłk Miłosz po ogłoszeniu wyroku: "Mam żal do prokuratury za ten ponad
sześcioletni proces. Oczywiście można powie-dzieć, że oni to robią z urzędu, ale nie trzeba było tak obstawać przy tym oskarżeniu. Sprzęt, którym dysponujemy, bardzo szanuję, ale ma on już ponad 30 lat".
Październik 2004 r.: Tupolew z premierem Markiem Belką na pokładzie pionowo ląduje w chińskim mie-ście Kunming. Podczas uruchamiania silników przed startem z jednego z nich wydobywają się kłęby dymu. Okazuje się, że popsuł się agregat rozruchowy silnika. Premier i osoby towarzyszące czekają na nową maszy-nę kilka godzin. Do Hanoi lecą w końcu wyczarterowanym Boeingiem 737. Ówczesny wiceminister obrony narodowej Janusz Zemke: "Oczekuję od producenta i serwisanta samolotu podania przyczyn awarii. Jest on w miarę nowy, przeszedł pół roku temu remont". Zdaniem marszałka Sejmu Józefa Oleksego powinno się je zastąpić nowymi: "W Budapeszcie nasz samolot po prostu nie zapalił, bo miał zwyczaj po deszczu nie zapalać. W Izraelu zrobiła się dziura w skrzydle i po 6 godzinach napraw wracaliśmy do kraju na własne ryzyko; w Norymberdze z premierem Millerem o mało nie spłonęliśmy wewnątrz samolotu".
Grudzień 2005 r.: Awarii ulegają akumulatory Tu-154 i prezydent Aleksander Kwaśniewski musi czekać w Wiedniu na drugi samolot. Tupolew rok wcześniej przeszedł w Rosji kapitalny remont.
Maj 2007 r.: W samolocie, którym wicepremier Andrzej Lepper miał wracać ze Słowacji do Polski, po starcie psuje się silnik.
Maj 2007 r.: W samolocie, którym leci do Berlina minister ochrony środowiska Jan Szyszko, pęka jedna z warstw przedniej szyby w kokpicie pilotów.
Czerwiec 2007 r.: Awaria tupolewa uniemożliwiła planowy powrót delegacji, która uczestniczyła w obchodach rocznicy bitwy o Narwik. Przywożą ją samoloty transportowe.
Grudzień 2007 r.: Testowany po remoncie na Białorusi Jak-40 ulega awarii. W czasie lądowania maszyna, pilotowana przez dowódcę 36. Pułku, z niewiadomych przyczyn skręca w lewo.
Marzec 2008 r.: 36. Pułk nie dysponuje żadnym zdatnym do lotu tupolewem. Zarówno prezydent, jak i premier muszą czarterować maszyny. Rzecznik Sił Powietrznych Wiesław Grzegorzewski mówi: "Jeden samolot jest obecnie na pracach, na diagnostyce, jest to okresowe badanie, jakie przechodzi każdy samolot. Natomiast drugi samolot po powrocie z Rosji, gdzie był montowany system łącza satelitarnego. Okazało się, że wpływa on negatywnie na funkcjonowanie jednego z systemów nawigacyjnych, co uniemożliwia wykonanie lotu z naj-ważniejszą osobą w państwie".
Grudzień 2008 r.: Awaria tupolewa podczas pobytu prezydenta RP w Ułan Bator, skąd miał lecieć do Japonii. Skrzydła samolotu są zbyt oblodzone (temperatura powietrza spadła do -17 o C). Maszyna zostaje wprowadzona do hangaru, gdzie sprawdzają ją polscy piloci i technicy. Odkrywają, że awaria jest poważniejsza, niż się początkowo się wydawało, ponieważ zepsuł się elektroniczny sensor systemu synchronizacji położenia i przemieszczenia tzw. klap trzyskrzydłowych. Do Japonii prezydent RP leci z Mongolii wyczarterowanym samolotem.
Styczeń 2010 r.: Stwierdzona na ziemi usterka układu sterowania tupolewa opóźnia odlot polskich ratowników z Haiti.
SPRAWA NABYCIA NOWYCH MASZYN
Kolejne rządy III RP nie zmieniły tej sytuacji i nie zakupiły nowoczesnych samolotów dla VIP-ów. Najbli-żej przeprowadzenia tego projektu był rząd Jarosława Kaczyńskiego, jednak zabrakło mu czasu w związku z przedterminowymi wyborami parlamentarnymi i zmianą rządu w listopadzie 2007 r. Pierwszy przetarg na nowe maszyny rozpisano w czasie, gdy resortem obrony kierował Radosław Sikorski. Jego następca, Aleksander Szczygło, musiał jednak w czerwcu 2007 r. przetarg unieważnić w związku z wykryciem poważnych wad w jego warunkach i kryteriach oceny ofert. Jednak już we wrześniu 2007 r. minister Szczygło podpisał decyzję o przetargu na zakup średnich samolotów do przewozu najważniejszych osób w państwie.
Po objęciu funkcji premiera Donald Tusk miał wystarczająco dużo czasu, aby tę ważną sprawę dopro-wadzić do pomyślnego końca. Mógł w tej sprawie liczyć na pełne zrozumienie ze strony prezydenta, opozycji i mediów. Ważniejsze było jednak dla niego populistyczne demonstrowanie determinacji nie w sprawie bezpieczeństwa najważniejszych osób w państwie, lecz w oszczędzaniu na ich bezpieczeństwie. Dotyczyło to zresztą nie tylko sprawy samolotów, lecz także ochrony osobistej polityków. Na początku swojego urzędowa-nia premier Tusk zapowiedział, że VIP-y będą podróżować samolotami rejsowymi. "Moja władza będzie pod każdym względem tańsza niż Jarosława Kaczyńskiego". Efekt "tańszej władzy" Donalda Tuska cały świat zoba-czył 10 kwietnia 2010 r.
W sprawie zakupu nowych samolotów dla 36. Pułku minister Bogdan Klich, bezpośrednio odpowiedzialny za przeprowadzenie przetargu, oraz jego koledzy w rządzie podejmują kroki i wydają oświadczenia, które w sumie tworzą obraz skrajnej nieudolności lub celowego pozorowania działań.
W marcu 2008 r. minister zapowiada kontynuowanie przetargu, ale z pewnymi mody ? kacjami: "Dostałem od premiera jasne dyrektywy. Brzmią one: utrzymać generalnie zasady przetargu zaakceptowane przez poprzedniego ministra obrony narodowej, zmody ? kować je tylko w dwóch punktach, tzn. dopuścić możliwość
pozyskania samolotów używanych oraz zmniejszyć liczbę samolotów". Szef MON, pytany o termin ogłoszenia przetargu, sugeruje, że nastąpi to przed latem 2008 r.
W maju 2008 r. swoje odejście zapowiada dowódca pułku 36. Pułku płk Tomasz Pietrzak i wielu innych o ? cerów. Płk Pietrzak mówił: "Sprzęt, który mamy, jest przestarzały. Dla nas to coraz większe ryzyko i coraz większa odpowiedzialność za najważniejsze osoby w państwie". To dramatyczne ostrzeżenie zostaje przez rząd Donalda Tuska całkowicie zlekceważone.
Mimo "jasnych dyrektyw" premiera i gotowej dokumentacji przetargowej nic się w tej sprawie nie dzieje. W rządzie trwają natomiast spory o to, ile samolotów kupić. MON chce nabyć sześć maszyn. "Wystarczą dwie, najwyżej trzy" - twierdzi Tomasz Arabski, szef kancelarii premiera. "Jesteśmy skłonni zgodzić się na kupno tylko czterech maszyn. Ale kupno dwóch to stanowczo za mało!" - odpowiada Zenon Kosiniak-Kamysz, wiceminister obrony narodowej.
W styczniu 2009 r. szef MON Bogdan Klich ogłasza, że "ciągnący się od lat >etap analityczny< w sprawie zakupu samolotów dla najważniejszych osób w państwie właśnie się zakończył". Według Klicha zakup nowych maszyn dla władz będzie możliwy "jeszcze w tym roku": "Ku mojemu zadowoleniu, przedstawiciele doszli do ustaleń, jakie samoloty są potrzebne. Uznano, że uproszczona procedura jest tą, którą należy zastosować".
W styczniu i lutym 2009 r. dochodzi do zmiany założeń zakupu nowych samolotów. W piśmie MON mowa jest o uzgodnieniu, że ze względu na trudną sytuację budżetową państwa eliminuje się całkowicie możliwość zakupu według dotychczasowych założeń, tj. zakupu trzech lub czterech nowych samolotów.
W maju 2009 r. minister Klich ogłasza, że dwa nowe odrzutowce do przewozu najważniejszych osób w pań-stwie MON najmie od PLL LOT. Chodzi o "zagospodarowanie" samolotów Embraer 175, które mają przylecieć do Polski na przełomie czerwca i lipca. Zamówiono je w trybie tzw. pilnej potrzeby operacyjnej, z pominię-ciem procedury przetargowej. Samoloty te nie spełniają wymagań stawianych tego rodzaju maszynom.
W sierpniu 2009 r., w odpowiedzi na interpelację posła Ludwika Dorna, minister Klich stwierdza: "Ze względu na wieloaspektowość przedsięwzięcia, pełne koszty leasingu samolotów dla 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego na obecnym etapie prac nie są jeszcze znane. Odnosząc się do kwestii kosztów dostosowania samolotów do służby, uprzejmie informuję, że samoloty Embraer 175 w ich aktualnej kon ? guracji spełniają podstawowe wymogi przewozu VIP".
W październiku 2009 r. dziennik "Rzeczpospolita" podaje, że będzie kolejny przetarg na samoloty dla ViP-ów, opóźni się też leasing dwóch embraerów. Dziennik pisze, że 36. Pułk jeszcze długo nie dostanie nowych maszyn.
3 lutego 2010 r. minister Klich podpisuje decyzję nr 40/MON o mglistym tytule: "w sprawie zwiększenia możliwości transportu lotniczego dla najważniejszych osób w państwie w okresie przejściowym", która wchodzi w życie z dniem jej ogłoszenia, tj. dopiero 12 marca tego samego roku. W § 1 tego dokumentu stwierdza się, że w oparciu o aktualna ? otę 36. Pułku "nie ma możliwości zapewnienia na wymaganym poziomie przewozów i bezpieczeństwa realizacji zadań przez konstytucyjne organy państwowe", wobec czego minister poleca "przeprowadzić postępowanie mające na celu zawarcie umowy, której przedmiotem będzie udostępnienie dwóch samolotów Embraer 175 od Polskich Linii Lotniczych >LOT< S.A. w latach 2010-2013".
W lutym 2010 r. media informują, że utworzona przez Agencję Rozwoju Przemysłu spółka ARP Fly, która miała kupić samoloty od PLL LOT i wyleasingować je MON-owi, została postawiona w stan upadłości.
ODPOWIEDZIALNOŚĆ POLITYKÓW
36. Pułk, jako jednostka wojskowa, podlega administracji rządowej. W rządzie Donalda Tuska za sprawy wojska odpowiada minister obrony narodowej Bogdan Klich (PO). Dysponentem lotów rządowymi samolotami jest Kancelaria Prezesa Rady Ministrów, którą kieruje Tomasz Arabski (PO).
Powtórzymy: w świetle opisanych faktów trzeba stwierdzić, że rząd Donalda Tuska w okresie ponad dwóch lat bezpośrednio poprzedzających smoleńską katastrofę utrzymywał skandaliczny stan wyposażenia 36. Pułku. Główną przyczyną była populistyczna chęć demonstrowania opinii publicznej, że rząd oszczędza na wydatkach przeznaczanych na ochronę i przewóz najważniejszych osób w państwie. Inną przyczyną był marazm decyzyjny i niezdolność ministra obrony narodowej Bogdana Klicha do przeforsowania na szczeblu rządowym koniecznych kroków.
Brak nowoczesnych samolotów wielozadaniowych dla prezydenta RP i innych VIP-ów był podstawowym zagrożeniem dla tych osób. Do negatywnych konsekwencji braku na stanie 6. Pułku nowoczesnego samolotu transportowego należy uzależnienie techniczne, remontowe, logistyczne i sprzętowe od Rosji w tak newralgicznej dziedzinie jak transport i bezpieczeństwo najważniejszych osób w państwie. Zagrożenia istnieją zresztą nadal, ponieważ wyczarterowane embraery nie mogą dobrze pełnić funkcji samolotów dla VIP-ów.
Katastrofa z 10 kwietnia 2010 r. uwidoczniła brak skutecznego systemu ochrony polskich VIP-ów i koordynacji działań kilku organów państwa odpowiedzialnych za bezpieczeństwo.
Dziś nie można jeszcze orzec, które ze wskazanych czynników odegrały kluczową rolę bezpośrednio w przebiegu katastrofy pod Smoleńskiem. Nie ma jednak wątpliwości, że przyczyniły się one do tej katastrofy. Donald Tusk oraz wspomniani politycy z jego obozu ponoszą za to moralną i polityczną odpowiedzialność.
3. Przygotowania do obchodów 70. rocznicy zbrodni katyńskiej
Prawo prezydenta Lecha Kaczyńskiego do przewodniczenia państwowym ceremoniom organizowanym z okazji ważnych rocznic narodowych miało podstawę w konstytucyjnym statusie najwyższego przedstawiciela Rzeczypospolitej oraz w polskich zwyczajach dotyczących funkcji głowy państwa. Taka rola prof. Lecha Kaczyńskiego była oczywista także dlatego, że szczególną wagę przywiązywał on do pamięci narodowej i polityki historycznej. Nie było więc wątpliwości, że jako głowa państwa stanie na czele obchodów 70. rocznicy mordu katyńskiego. Jako prezydent RP brał w uroczystościach w Katyniu 17 września 2007 r., tym bardziej było oczywiste, że nie może go zabrak-nąć w okrągłą rocznicę zbrodni NKWD na polskich o ? cerach. Polskie uroczystości odbywają się w Lesie Katyńskim 10 kwietnia każdego roku, a ich organizatorem jest Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. To, że w roku 2010 będzie im przewodniczyć głowa państwa, było od dawna wiadome. Otwarta była jedynie kwestia pełnego składu polskiej delegacji. Można było oczekiwać, że w obchodach 70. rocznicy narodowej tragedii, z racji jej rangi, wezmą udział także inni czołowi polscy politycy, w tym premier i marszałkowie izb ustawodawczych.
Tak jak w większości państw świata, zapewnienie należytej organizacji i bezpieczeństwa zagranicznej po-dróży głowy państwa i osób jej towarzyszących należy w Polsce do rządu i podległych mu służb, o czym była mowa wyżej, w drugiej części memoriału. Fakt, że organizatorem uroczystości z udziałem głowy państwa jest instytucja niewchodząca w skład administracji rządowej - w przypadku obchodów katyńskich była nią Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa - w żadnym stopniu nie zmniejsza odpowiedzialności rządu i podle-głych mu służb za organizację i bezpieczeństwo podróży najważniejszej osoby w państwie. Czynniki rządowe powinny przy tym uwzględniać życzenia i sugestie urzędu prezydenckiego. Jest tak zwłaszcza wtedy, gdy sprawa dotyczy ceremonii upamiętnienia ważnej w dziejach Narodu rocznicy.
Donald Tusk i jego otoczenie postanowili jednak wykorzystać rocznicę zbrodni katyńskiej do własnej politycznej, dyplomatycznej i propagandowej rozgrywki przeciwko prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu. Nie mieli przy tym oporów, aby w tej grze uczestniczyły także czynniki rosyjskie.
Swoisty precedens takich działań Donalda Tuska stanowiły obchody 70. rocznicy wybuchu II wojny świato-wej, zorganizowane 1 września 2009 r. na półwyspie Westerplatte. W obecności prezydenta RP, w miejscu, w którym polska załoga przez siedem dni heroicznie broniła posterunku przed nacierającymi jednostkami Wehrmachtu, w roli honorowego gościa zagranicznego wystąpił premier Federacji Rosyjskiej Władimir Putin. Stało się tak z inicjatywy premiera Donalda Tuska, której nie uzgodnił on z polskim prezydentem. Lech Kaczyński przedstawił w imieniu naszego kraju ocenę przyczyn i skutków II wojny światowej. Polski premier posunął się do dość niestandardowego kroku, jakim było wygłoszenie, w obecności gowy państwa i licznych gości zagranicznych, drugiego przemówienia w imieniu Polski. Z kolei rosyjski premier próbował w swoim przemówieniu na Westerplatte relatywizować politykę współpracy
Związku Sowieckiego z Hitlerem przed 70 laty.
Ostatnią - tragicznie zakończoną - próbę zmarginalizowania roli prezydenta Lecha Kaczyńskiego i wykreowania historycznej roli Donalda Tuska podjęto w związku z przygotowaniami do rocznicy katyńskiej. Premier i jego środowisko mieli pod tym względem zadanie łatwiejsze o tyle, że uroczystość, której miał przewodniczyć Lech Kaczyński, miała odbyć się na terytorium Rosji, co wymagało zaangażowania władz tego państwa.
...czytaj dalej
15.09.2010r.
Gazeta Polska