POLITYCZNE TŁO KATASTROFY SMOLEŃSKIEJ

 

 

 

 

 

 

 

...powrót do początku memoriału
POLITYCZNE TŁO KATASTROFY SMOLEŃSKIEJ C.D.

4. Decyzje w sprawie badania okoliczności katastrofy i prowadzenia śledztwa

Na terytorium Federacji Rosyjskiej rozbił się państwowy statek powietrzny należący do Rzeczypospolitej Pol­skiej. Śmierć poniosło 96 osób, w tym głowa państwa, wysocy przedstawiciele ważnych instytucji państwowych i najważniejsi dowódcy wojskowi. Ta zupełnie nadzwyczajna sytuacja wymagała od polskich władz nadzwyczaj­nych działań, adekwatnych do rozmiaru tragedii i poniesionej przez nasze państwo straty. Najważniejszą sprawą było zagwarantowanie rzetelnego i wiarygodnego ustalenia przyczyn katastrofy oraz odpowiedzialności prawnej za nią. Polski rząd, jego premier, marszałek Sejmu wykonujący tymczasowo obowiązki prezydenta mieli obowią-zek podjąć wszelkie polityczne i prawne kroki, aby zapewnić wiarygodne zbadanie i ujawnienie okoliczności kata­strofy oraz rzetelne śledztwo prokuratorskie. W najmniejszym stopniu tego nie uczynili, usprawiedliwiając swoją bierność przyjmowaną przez stronę rosyjską, niekorzystną dla Polski interpretacją reguł prawnych.

Donald Tusk, Bronisław Komorowski i inni politycy z ich środowiska, nie wykazując woli i charakteru, ja­kich w takim momencie należałoby oczekiwać od przywódców dużego państwa, pozostawili wszystko biego­wi wydarzeń, godząc się na ustalane przez Rosjan warunki i tworzone przez nich fakty dokonane. Tak, jakby z góry założyli, że Rosja zajmie w tej sprawie dobrze znaną z dawnej i niedawnej przeszłości postawę wielko­mocarstwowej arogancji i podtrzymywania swojego prestiżu za wszelką cenę. Zaniechali rozmów z prezyden­tem Rosji Miedwiediewem, choć ten z początku "zapewnił, że śledztwo w sprawie przyczyn katastrofy w Smo-leńsku będzie prowadzone wspólnie przez prokuratorów polskich i rosyjskich". Spotkanie obu premierów 10 kwietnia 2010 r. na miejscu katastrofy ob ? towało w symboliczne gesty, ale zabrakło w nim tego, co punktu widzenia polskiego interesu narodowego były wtedy najważniejsze - jawnych dla opinii publicznej ustaleń co do sposobu badania katastrofy z pełnoprawnym udziałem strony polskiej. Zamiast tego Donald Tusk bez oznak sprzeciwu przyjął do wiadomości jednostronną decyzję strony rosyjskiej, że premier Putin będzie jedno­osobowo kierował badaniem przyczyn katastrofy.

Rząd Donalda Tuska nie wykorzystał nawet istniejących instrumentów prawnych, aby zapewnić stronie polskiej choćby partnerski udział w badaniach okoliczności katastrofy i w śledztwie prowadzonym na terenie Rosji. Rząd pozostawił urzędników samym sobie. Nie zapewnił im wsparcia politycznego i logistycznego, uznał, że wystarczy prowadzenie autonomicznych postępowań na terenie Polski bez pełnego i niezależnego dostępu do dowodów rzeczowych, świadków i miejsca katastrofy.

Po każdej katastro ? e lotniczej, bez względu na skalę zdarzenia, zachodzi konieczność podjęcia dwojakich działań wyjaśniających. Powołuję się komisję badającą okoliczności katastrofy oraz wszczyna się śledztwo proku­ratorskie zmierzające do ustalenia winy w kategoriach prawa karnego. Tak też stało się w przypadku katastrofy pod Smoleńskiem. Niemal natychmiast po katastro ? e władze rosyjskie podjęły odpowiednie czynności formalne.

10 kwietnia (sobota) w godzinach przedpołudniowych czasu polskiego prezydent Dmitrij Miedwiediew powołał specjalną komisję rządową na czele z premierem Władimirem Putinem. Jego zastępcą została Tatiana Anodina, przewodnicząca Międzypaństwowej Komisji Lotniczej (MAK). Jeszcze tego samego dnia rosyjskie Ministerstwo Obrony Narodowej i MAK ustanowiły komisję "techniczną" ds. zbadania przyczyn katastrofy polskiego samolotu. Na jej czele stanął początkowo rosyjski generał, ale już po kilku dniach na jego miejsce mianowano Aleksieja Morozowa, zastępcę Anodiny.

Również w sobotę około południa prokurator generalny Federacji Rosyjskiej Jurij Czajka oświadczył, że wszczęto śledztwo w sprawie katastrofy polskiego samolotu, które on osobiście zamierza nadzorować. Rosyj­ska prokuratura podała, że na miejsce katastrofy prezydenckiego samolotu wysłano najbardziej doświadczo-nych śledczych, w tym pracowników moskiewskiego Międzyregionalnego Zarządu Śledczego ds. Transportu, którzy mają duże doświadczenie w badaniu przyczyn katastrof lotniczych. Postępowanie będzie prowadziła smoleńska prokuratura obwodowa. Formalnie śledztwo zostało wszczęte w sprawie naruszenia przepisów bez-pieczeństwa lotów, w wyniku czego śmierć poniosły więcej niż dwie osoby. Według zarządu śledczego proku­ratury obwodu smoleńskiego rozważane mają być trzy powody katastrofy samolotu: złe warunki atmosferycz­ne, tzw. czynnik ludzki i awaria samolotu.

W tym samym czasie w Polsce, 10 kwietnia 2010 r., prokurator generalny Andrzej Seremet na wniosek ministra sprawiedliwości Krzysztofa Kwiatkowskiego wydał polecenie wszczęcia niezależnego polskiego śledz-twa. Prokurator Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie podjął śledztwo w sprawie nieumyślnego sprowadzenia katastrofy w ruchu powietrznym, w wyniku której śmierć ponieśli wszyscy pasażerowie samo­lotu Tu-154M, tj. o czyny z art. 173 § 2 i 4 polskiego kodeksu karnego. Tego samego dnia naczelny prokurator wojskowy płk Krzysztof Parulski powołał grupę siedmiu prokuratorów wojskowych, którzy wraz z nim udali się na miejsce katastrofy.

Natomiast w zakresie badania okoliczności katastrofy rząd polski w ciągu kilku pierwszych dni nie podjął żadnych o ? cjalnych czynności (o nieformalnych działaniach - niżej). Oprócz premiera najpełniejsze kompe­tencje miał w tym zakresie minister obrony narodowej. Problemem, z którym zetknęli się natychmiast wszyscy obowiązani do działania, były reguły prawne, które na-leżało zastosować w tej zupełnie nadzwyczajnej sytuacji. Premier Donald Tusk i wykonujący obowiązki prezydenta Bronisław Komorowski nie podjęli nawet próby rozstrzygnięcia tej kwestii na szczeblu politycznym. Decyzje pozo­stawili urzędnikom. To ono mieli odpowiedzieć sobie na wiele trudnych pytań: Kto ma prowadzić badania wyjaśnia-jące okoliczności katastrofy, a kto śledztwo karne? Czy oba państwa mają to robić oddzielnie, czy wspólnie? Na jakiej podstawie prawnej powinna być oparta współpraca między polską a rosyjską prokuraturą, a na jakiej - współpraca między komisjami lotniczymi obu państw badającymi okoliczności tragicznego zdarzenia?

BADANIE OKOLICZNOŚCI KATASTROFY

W debacie publicznej po 10 kwietnia wielokrotnie przywoływano i rozmaicie interpretowano trzy doku­menty, które mają istotne znaczenie dla badania okoliczności katastrofy lotniczej pod Smoleńskiem. Są to:
(1) Konwencja o międzynarodowym lotnictwie cywilnym, podpisana w Chicago 7 grudnia 1944 r., zwa­na Konwencją chicagowską;
(2) Załącznik nr 13 do Konwencji o międzynarodowym lotnictwie cywilnym - Badanie wypadków i incy­dentów lotniczych (dalej: Załącznik 13);
(3) Porozumienie między Ministerstwem Obrony Narodowej Rzeczypospolitej Polskiej a Ministerstwem Obrony Narodowej Federacji Rosyjskiej w sprawie zasad wzajemnego ruchu lotniczego wojskowych statków powietrznych Rzeczypospolitej Polski i Federacji Rosyjskiej w przestrzeni powietrznej obu państw z 7 lipca 1993 r. (dalej: Porozumienie polsko-rosyjskie z 1993 r.).

Konwencja chicagowska reguluje, o czym jednoznacznie stanowi jej art. 3, wszelkie sytuacje zachodzące wyłącznie w międzynarodowym lotnictwie c y w i l n y m:
"Artykuł 3. Cywilne i państwowe statki powietrzne. [Ust. 1] Niniejsza Konwencja stosuje się wyłącznie do cywilnych statków powietrznych, nie stosuje się zaś do statków państwowych. [Ust. 2] Statki powietrzne uży-wane w służbie wojskowej, celnej i policyjnej uważa się za statki powietrzne państwowe."

Samolot, który rozbił się 10 kwietnia br. pod Smoleńskiem, był jednym z dwóch samolotów typu Tu-154M znajdujących się na stanie 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego im. Obrońców Warszawy. Jest to oddział Sił Powietrznych RP. Miejscem bazowania 36. Pułku jest wojskowy port lotniczy Warszawa-Okęcie. Pułk ten wchodzi w skład Sił Powietrznych Rzeczypospolitej Polskiej. Nadzór nad 36. Pułkiem sprawuje mini­ster obrony narodowej. Jest więc poza dyskusją, że samolot ten nie może być traktowany jako statek cywilny. A zatem nie ma przesłanek prawnych, aby do smoleńskiej katastrofy stosowano postanowienia Konwencji chicagowskiej.

Przedstawiciele polskiego rządu przekonują jednak, że można było wykorzystać Załącznik 13, gdyż w żad-nym miejscu nie rozróżnia on statków cywilnych i państwowych, a zatem dotyczy wszelkiego rodzaju lot­nictwa. Tomasz Arabski, szef Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, dowodzi tego w sposób następujący: "Wy-nikająca z przepisów załącznika nr 13 do konwencji chicagowskiej możliwość zastosowania procedur w nim określonych do badań wypadków, które nie podlegają przepisom art. 26 konwencji - w części: Zastosowanie załącznika nr 13, dopuszcza badanie dowolnego wypadku statku powietrznego w ramach przytoczonej w tym załączniku de ? nicji statku powietrznego, która de facto obejmuje wszystkie statki powietrzne".

Rozumowanie to jest tylko pozornie poprawne, a w istocie stanowi wyraz poszukiwania "alibi" dla akcepta­cji rosyjskich faktów dokonanych i warunków. Jak bowiem słusznie zauważa dr Anna Konert, specjalistka prawa lotniczego, Załącznik 13 oczywiście "nie może mieć zastosowania w tej sprawie, gdyż sama konwencja wyraźnie stanowi, iż nie odnosi się ona do państwowych statków powietrznych (art. 3 konwencji) . Wprawdzie w załącz-niku nie ma takiego przepisu, niemniej jednak nie powinien on zawierać jakiegokolwiek ustalenia, które byłoby sprzeczne z duchem i celem konwencji". W tym miejscu można przywołać również przedmowę do Załączni-ka 13: "W celu ustalenia prawidłowych relacji między postanowieniami art. 26 Konwencji a postanowieniami Załącznika 13 należy pamiętać o następujących zasadach: [...] Załącznik 13 nie powinien zawierać postanowień sprzecznych z jasno określonymi postanowieniami artykułu 26 lub z innymi artykułami Konwencji.

Załącznik 13 nie powinien także zawierać jakiegokolwiek ustalenia, które byłoby sprzeczne z duchem i celem Konwencji". Załącznik 13 - "Badanie wypadków i incydentów lotniczych" m.in. stanowi zbiór procedur obowiązują-cych przy badaniu cywilnych katastrof lotniczych oraz zawiera techniczną - wykonawczą w stosunku do Kon­wencji chicagowskiej - de ? nicję "statku lotniczego", określając go jako "dowolne urządzenie utrzymujące się w atmosferze na skutek wzajemnego oddziaływania jego konstrukcji i powietrza, wyłączając wzajemne od-działywanie z powietrzem odbitym od powierzchni ziemi." Całkowitym nieporozumieniem jest twierdzenie, jakoby de ? nicja ta upoważniała do tego, aby Załącznik 13 stosować w oderwaniu od Konwencji chicagowskiej. Załącznik 13 podaje jedynie techniczną de ? nicję statku powietrznego, nie naruszając żadnych postanowień Konwencji, w tym tych, które odróżniają samolot cywilny od państwowego. Jak już powiedziano, zakres jej stosowania jest restrykcyjnie określony w art. 3, który każe ją stosować "w y ł ą c z n i e do cywilnych statków powietrznych" i wyklucza jej stosowanie do statków powietrznych państwowych.

Skoro nie ma podstaw prawnych do stosowania Konwencji chicagowskiej, w szczególności jej Załączni-ka 13, pozostaje Porozumienie polsko-rosyjskie z 1993 r.

Reguluje ono zasady zgłaszania planów przelotów, uzyskiwania zgody na przelot i wykonywania lotów wojskowych samolotów w przestrzeni powietrznej Polski i Federacji Rosyjskiej. Przewiduje, jakie informacje przekazywane są bezpłatnie, m.in. niezbędne dane o lotniskach wojskowych i systemach nawigacyjnych oraz dane meteorologiczne. Jednocześnie strony umowy zapewniły sobie nawzajem udostępnianie niezbędnych dokumentów z zachowaniem obowiązujących je zasad dotyczących ochrony tajemnicy państwowej, udziela­nie niezbędnej pomocy, ustaliły język i kanały porozumiewania się w takich wypadkach. W kontekście trage­dii smoleńskiej najważniejszy jest art. 11 Porozumienia: "Wyjaśnianie incydentów lotniczych, awarii i katastrof spowodowanych przez polskie wojskowe statki powietrzne w przestrzeni powietrznej Federacji Rosyjskiej lub rosyjskie wojskowe statki powietrzne w przestrzeni powietrznej Rzeczypospolitej Polskiej prowadzone będzie wspólnie przez właściwe organy polskie i rosyjskie". Porozumienie zostało zawarte w 1993 roku na pięć lat z możliwością automatycznego przedłużania na kolejne pięć lat. Nigdy nie zostało wypowiedziane i obowią-zuje do dziś.

Z formalnoprawnego punktu widzenia stanowi ono jedyną obowiązującą podstawę badania okoliczno-ści katastrofy smoleńskiej. I, co najważniejsze, daje ono Polsce o wiele lepsze możliwości docierania do prawdy o smoleńskiej katastro ? e, niż czyniłaby to Konwencja chicagowska, gdyby dotyczyła tej katastrofy. Porozumienie Polsko-rosyjskie z 1993 r. przewiduje bowiem powołanie wspólnej polsko-rosyjskiej komisji zajmującej się wyja-śnianiem przyczyn katastrofy. Jest rzeczą zdumiewającą, że nikt z przedstawicieli polskiego rządu nie zechciał uczynić z niego użytku. Przez prawie miesiąc nawet nie poinformowano opinii publicznej o jego istnieniu.

29 kwietnia występujący przed Sejmem premier Donald Tusk przekonywał o słuszności wyboru Konwencji chicagowskiej: "[...] pojawiła się potrzeba, aby natychmiast przyjąć pewną podstawę prawną, która nie wynika z umowy pomiędzy państwami, ponieważ jej nie ma, i która w sposób zobiektyzowany i możliwie transparent-ny umożliwi [...] prowadzenie badania, a co za tym idzie możliwie szybkie wyjaśnienie przyczyn katastrofy".

Rozumowanie premiera sprowadza się więc do stwierdzenia, że należy stosować Konwencję wbrew jej za­kresowi obowiązywania - do katastrofy państwowego (w tym wypadku: wojskowego) statku powietrznego, której dokument ten, na mocy wyraźnego przepisu, nie dotyczy. Zarazem dla Donalda Tuska Porozumienie polsko-rosyjskie z 1993 r., które takiej katastrofy niewątpliwie dotyczy, po prostu nie istnieje.

Dopiero 6 maja, na posiedzeniu zaledwie sejmowej podkomisji, niemal przypadkowo poproszony o zabra­nie głosu, podsekretarz stanu w Ministerstwie Obrony Narodowej Marcin Idziak stwierdził, że "mamy zawarte porozumienie między Federacją Rosyjską a rządem RP i to porozumienie w artykule 11 reguluje kwestie wy-jaśniania incydentów lotniczych, awarii, katastrof spowodowanych przez polskie wojskowe statki powietrz­ne w przestrzeni Federacji Rosyjskiej." Wypowiedź tę podchwycił dziennik "Rzeczpospolita", ujawniają przed opinią publiczną istnienie Porozumienia polsko-rosyjskiego z 1993 r. Sprawa stała się na tyle głośna, że Centrum Informacyjne Rządu musiało wydać komunikat, w którym krótko omawia treść Porozumienia, jednocześnie zastrzegając, że "Porozumienie nie określa żadnej procedury, zgodnie z którą art. 11 miałby być realizowany". Właśnie w tym tekście po raz pierwszy pojawia się, przywoływana później wielokrotnie przez przedstawicieli rządu, alternatywa, przed jaką rzekomo staliśmy 10 kwietnia: "albo rozpoczęcie długotrwałych rozmów ze stroną rosyjską w celu ustalenia procedury badania wypadku w oparciu o art. 11 Porozumienia z 1993 r., albo natychmiastowe podjęcie badań przy wykorzystaniu istniejących międzynarodowych proce­dur wynikających z tzw. Konwencji Chicagowskiej". Czy premier Donald Tusk o wyborze tym wiedział już 10 kwietnia, czy wiedzę tę posiadł dopiero w okresie między swoim wystąpieniem sejmowym 29 kwietnia, kiedy twierdził jeszcze, że żadnej umowy nie ma, a 6 maja, gdy sprawa ujrzała światło dzienne?

Wróćmy do 10 kwietnia. Rosjanie natychmiast powołują specjalną komisję ds. zbadania okoliczności ka­tastrofy lotniczej, uaktywnia się Międzypaństwowa Komisja Lotnicza (MAK). Jakie działania podjął w tym sa­mym czasie polski rząd? Zgodnie z kompetencjami zareagować powinno Ministerstwo Obrony Narodowej, choć biorąc pod uwagę rangę sprawy, uzasadniona była także reakcja zarówno premiera, jaki i wykonującego obowiązki prezydenta.

Nie ma jednak żadnej decyzji. Zarówno premier Donald Tusk, jak i wykonujący obowiązki prezydenta Bro-nisław Komorowski nie odpowiedzieli na fakt powołania przez prezydenta Miedwiediewa rosyjskiej komisji rządowej na czele z premierem Putinem. A przecież padła wtedy ze strony prezydenta Miedwiediewa propo­zycja "ścisłej współpracy", którą można było potraktować jako zaproszenie do wspólnego wyjaśniania przy­czyn katastrofy. W tej sprawie należało od razu podjąć z Rosjanami konkretne rozmowy. Premier Tusk poleciał do Smoleńska, aby spotkać się z premierem Putinem. Nie uzyskał jednak nic oprócz uścisku premiera Putina i ogólnych zapewnień o rosyjskiej pomocy. Ze spotkania premierów nie wydano żadnego komunikatu. Nie zapadło żadne konkretne uzgodnienie.

Również minister właściwy do podejmowania decyzji w sprawie badania przyczyn katastrofy, czyli mini­ster obrony narodowej Bogdan Klich, nie podjął żadnego działania. Po zaistnieniu każdego wypadku lub po-ważnego incydentu lotniczego minister obrony narodowej powołuje Komisję Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego (KBWLLP). Przez kilka pierwszych dni po katastro ? e Bogdan Klich tego nie uczynił.

Jedyną osobą, która już 10 kwietnia samodzielnie podjęła jakąś inicjatywę w sprawie badania przyczyn ka­tastrofy, był Edmund Klich - przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych (PKBWL). Komisja ta działa w trybie stałym przy Ministerstwie Infrastruktury (w przeciwieństwie do KBWLLP, którą mi­nister obrony powołuje każdorazowo do konkretnego wypadku), ale zajmuje się wyłącznie badaniem wypad­ków w lotnictwie cywilnym. 10 kwietnia mamy do czynienia z katastrofą samolotu wojskowego. Nie przeszka­dza to Edmundowi Klichowi uzyskać zgodę ministra infrastruktury na wyjazd do Smoleńska.

Przy braku jakiejkolwiek koordynacji w ramach polskiego rządu, pośród całkowitego chaosu pierwsi polscy eksperci przybywają na miejsce katastrofy dopiero ok. godz. 20. Wśród nich znajduje się Edmund Klich, który, choć nie posiada właściwego umocowania, spontanicznie włącza się w badania prowadzone już od wielu go­dzin przez Rosjan.

Twierdzenia o samodzielnym działaniu Edmunda Klicha odrzuca minister spraw wewnętrznych i admini­stracji Jerzy Miller, który podczas posiedzenia sejmowej Komisji Obrony Narodowej zadaje retoryczne pytania: "Czy [...] pan Edmund Klich został przedstawicielem Polski dlatego, że sam tego chciał? [...] Od kiedy można zostać przedstawicielem Polski na mocy decyzji kogoś, kto nie ma do tego uprawnień?" Po zadaniu tych pytań minister Miller uspokajająco wyjaśnia: "Nie wiem, czy wiedzą państwo o tym, że pan Edmund Klich był przewodniczącym komisji powoływanej przez ministra infrastruktury. W związku z tym niejako z urzędu miał stanąć w gotowości do służenia swoją osobą w związku z zaistniałą sytuacją. Tak się stało [...] dlatego, że chciał tego minister infrastruktury".

W ten sposób min. Miller w wprowadził w błąd sejmową Komisję Obrony Narodowej. Z całą pewnością Edmund Klich jako osoba odpowiedzialna za badania wypadków w lotnictwie cywilnym nie miał obowiązku "z urzędu" zajmować się badaniem wypadku w lotnictwie wojskowym. Ponadto decyzji w tej sprawie nie miał prawa podejmować minister infrastruktury. W istocie zezwolenie na wyjazd do Smoleńska Edmunda Klicha jako przewodniczącego PKBL było zgodne z interesem Rosjan. Zapewne dlatego 10 kwietnia już ok. godz. 11 do Edmunda Klicha zatelefonował zastępca Tatiany Anodiny Aleksiej Morozow, który poinformował o kata­stro ? e i zaprosił Edmunda Klicha do Smoleńska. Morozow miał przy tym stwierdzić, że badanie powinno od-bywać się w oparciu o Konwencję chicagowską. Sugestia ta została potraktowana przez Klicha jako wytyczna i po przybyciu do Warszawy tak ją przekazał polskiemu ministrowi infrastruktury. Rosjanom zależało więc, aby zdarzenie potraktowano jako katastrofę samolotu cywilnego. Z punktu widzenia strony polskiej, której powinno zależeć, aby w badaniach nad okolicznościami katastrofy przyjąć wojskowe Porozumienie polsko­rosyjskie z 1993 r., było więc decyzją szkodliwą. Tak też należy rozumieć słowa prokuratora Parulskiego, który, jak przyznaje sam Edmund Klich, miał stwierdzić, że przyjęcie jako podstawy procedowania Załącznika 13 jest "działaniem na szkodę Polski". Notabene później Edmund Klich w dramatycznych słowach obarczał pilotów i dowódcę Wojsk Powietrznych RP, gen. Andrzeja Błasika?, odpowiedzialnością za tragedię, co w znamienny sposób koresponduje z doniesieniami rosyjskiej prasy i ocenami tamtejszych specjalistów.

W polskim rządzie panował chaos. Minister infrastruktury, który nie miał w tej mierze kompetencji, po-zwolił, a zdaniem ministra Millera nawet wydał polecenie, aby Edmund Klich poleciał na miejsce katastrofy. Natomiast minister obrony narodowej, który był ministrem właściwym do zajęcia stanowiska w sprawie, nie podjął żadnych odpowiednich działań.

Po południu następnego dnia (11 kwietnia) przybywa na miejsce katastrofy liczna delegacja wojskowa z Inspektoratu Ministerstwa Obrony Narodowej ds. Bezpieczeństwa Lotów na czele z jej szefem, płk. Mirosła-wem Grocholskim. Ale dopiero 12 kwietnia odbywa się spotkanie rosyjskiej komisji wojskowej z polską grupą. W jej trakcie dochodzi po raz pierwszy do próby ustalania podstaw prawnych dalszych prac. Okazuje się, że strona polska nie jest do tych rozmów w żaden sposób przygotowana ani umocowana. Minister obrony naro­dowej ani nikt inny z polskiego rządu nie przejawia w tym zakresie najmniejszej inicjatywy. Nie przygotowano żadnej ekspertyzy prawnej, nikt nie przypomina o istniejącym Porozumieniu polsko-rosyjskim z 1993 r.

Rosjanom zależało, aby to Załącznik 13 stanowił podstawę badań katastrofy smoleńskiej. Należy jednak wspomnieć, że początkowo szefem komisji bezpośrednio badającej przyczyny katastrofy Rosjanie uczynili ge-nerała w służbie czynnej, co sugerowało, że liczą się oni z możliwością zastosowania wojskowego Porozu­mienia polsko-rosyjskiego z 1993 r. Dopiero gdy strona polska nie sprzeciwiała się stosowaniu przez Rosjan Konwencji chicagowskiej, generała zastąpił "cywil" Aleksiej Morozow.

Rządowe Centrum Legislacji przyzna później: "Przybywający na miejsce zdarzenia polscy specjaliści informowani byli, iż po stronie rosyjskiej działania podjęła komisja wojskowa, która miała prowadzić prace wg procedury opisanej w tzw. Konwencji Chicagowskiej, a przede wszystkim w Załączniku nr 13 do Konwencji. Argumentem przemawiającym za stosowaniem Konwencji chicagowskiej oraz Załącznika nr 13 było zapewnienie jawności ustaleń komisji. Argument ten w pełni pokrywał się z intencją polskie­go rządu. Polscy specjaliści potwierdzali zasadność stosowania na miejscu zdarzenia procedury zgodnej z tzw. Konwencją Chicagowską oraz z Załącznikiem nr 13. Skutkowało to podjęciem współpracy ze stro-ną rosyjską w tym właśnie reżimie prawnym". Wynika stąd, że to "polscy specjaliści", pozbawieni jakiegokolwiek wsparcia prawnego z kraju, zgodzili się z rosyjskimi faktami dokonanymi i warunkami, i mieli, wobec całkowitej bierności polskiego rządu, decydujący wpływ na wybór Załącznika 13 jako podstawy dalszego procedowania.

Widząc bezradność, być może nawet zamierzoną, strony polskiej, jeszcze tego samego dnia podczas kon­ferencji prasowej premiera Putina (12 kwietnia po południu) Tatiana Anodina, metodą faktów dokonanych, o ? cjalnie ogłosiła, że komisja pracować będzie zgodnie z Załącznikiem 13.

Minister obrony narodowej Bogdan Klich skorzystał ze swoich prerogatyw dopiero 15 kwietnia. Tego dnia powołał Komisję Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego z Edmundem Klichem jako jej prze-wodniczącym. Jednocześnie przekazał Rosjanom wniosek, aby wszyscy członkowie KBWLLP zostali akredyto­wani przy rosyjskiej komisji badającej przyczyny

katastrofy. Strona polska potwierdziła w ten sposób, że mie-liśmy do czynienia z katastrofą samolotu państwowego (wojskowego), ale nie wystąpiła do Rosjan, aby i oni uznali ten fakt i aby doszło do odpowiedniego do tego dostosowania trybu dalszego działania.

Zaniechanie to obciąża przede wszystkim premiera Donalda Tuska i marszałka Bronisława Komorowskiego wykonującego obowiązki prezydenta RP. To na tym szczeblu można było i należało podjąć rozmowę z premie-rem Putinem czy prezydentem Miedwiediewem. Stojąc na gruncie litery prawa ( zasada pacta sunt servanda ) i ochrony polskiego interesu należało domagać się zastosowania Porozumienia polsko-rosyjskiego z 1993 r., które gwarantuje wspólne polsko-rosyjskie badania przyczyn katastrofy. Skoro przy tym Porozumienie to nie reguluje szczegółowych procedur, co stanowi przypadek luki w prawie, można było ją wypełnić np. poprzez posiłkowe stosowanie procedur określonych w Załączniku 13 w sprawach nieuregulowanych w Porozumieniu. Skutkiem byłoby wspólne polsko-rosyjskie badanie przy zagwarantowaniu stronie polskiej pełnego i bezpo-średniego dostępu do materiału dowodowego.

Wbrew temu wszystkiemu rząd Donalda Tuska zgodził się na stosowanie Konwencji chicagowskiej. Ale skoro już podjęto tak niekorzystną dla Polski decyzję, można było również w jej treści Konwencji znaleźć roz-wiązania, które dawałyby podmiotowość stronie polskiej w badaniu przyczyn katastrofy. Przede wszystkim zgodnie z Załącznikiem 13 istnieje możliwość zawarcia dwustronnej umowy, na mocy której Rosja przekazała-by Polsce prowadzenie badania w całości lub w części. Załącznik 13 zawiera bowiem następujące rozwiązanie: "5.1.1 Zalecenie. Do Państwa miejsca zdarzenia, należy podjęcie badania okoliczności poważnych incydentów. Państwo to może jednak przekazać, w całości lub w części, prowadzenie takiego badania innemu Państwu na podstawie dwustronnej umowy. W każdym przypadku Państwo miejsca zdarzenia powinno wykorzystać wszelkie dostępne środki pomocy w prowadzeniu tego badania".

Rząd Donalda Tuska nie podjął nawet takiej inicjatywy w celu zwiększenia polskiego udziału w badaniu przyczyn katastrofy, a próby zmierzające do wyjaśnienia tej sprawy w Sejmie, podejmowane przez opozycyjny klub Prawa i Sprawiedliwości (projekt uchwały izby, dezyderat wniesiony na sejmowej Komisji Sprawiedliwo-ści), były odrzucane większością głosów. Premier Donald Tusk tak uzasadniał owo zaniechanie: "Nie róbmy so­bie złudzeń co do przepisów i zasad postępowania, które wynikają z konwencji chicagowskiej [...] Chcę przede wszystkim stwierdzić, że od początku staliśmy przed pewnym dylematem - i trzeba było go rozwiązać - tzn. czy chcemy zademonstrować od razu z de ? nicji nieufność wobec państwa rosyjskiego i zażądać czegoś, czego np. nie otrzymamy, bo mamy prawo się o to ubiegać, a nie mamy w tych przepisach zapewnienia, że musimy to dostać; czy też chcemy założyć, że współpraca będzie możliwa i im będzie ona lepsza, tym szybciej dotrze­my do prawdy". Trudno o bardziej wymowny dowód ustępliwości graniczącej z kapitulacją w sprawach, w których trzeba bronić praw własnego państwa.

Wobec śmierci prezydenta Rzeczypospolitej i tylu innych ważnych dla państwa osób skorzystanie z przy-sługującego nam prawa było obowiązkiem rządu w pełni zrozumiałym zarówno dla Rosji jak i dla opinii świa-towej. Skoro Polska zgodziła się z wolą Rosjan i badania prowadzone są w trybie Załącznika 13, nikt nie zarzu-ciłby nam, że odwoływanie się do znajdującego się w nim zalecenia jest demonstracją nieufności wobec Rosji.

...czytaj dalej

15.09.2010r.
Gazeta Polska

 
RUCH RODAKÓW : O Ruchu Dolacz i Ty
RODAKpress : Aktualnosci w RR Nasze drogi
COPYRIGHT: RODAKnet