Wyniki z Władimirem Putinem: Rosja naszych marzeń
Swoimi niedawnymi głośnymi wystąpieniami odchodzący prezydent kraju Władimir Putin rozpalił dyskusję o tym, w jakim stanie przekazuje Rosję swojemu następcy.
Sam Putin uważa stan Rosji-2008 za więcej niż zadowalający. Na konferencji prasowej 14 lutego w następujący sposób ocenił on 8 lat swoich rządów. .
Swoją drogą, krytycy Kremla, w tym autor tych linijek, nie przestają mówić i pisać o tym, że stan rosyjskich dokonań z Władimirem Putinem, tak naprawdę, są nadzwyczaj rozpaczliwe.
Kraj stoi na progu wielkiego kryzysu gospodarczego, który już dziś przejawia się, co najmniej, na dwa sposoby: a) w szybkim niekontrolowanym wzroście cen na podstawowe artykuły żywnościowe, uwarunkowanym rozkładem krajowego rolnictwa i krytyczną zależnością Rosji od importu drożejącej żywności; b) w trudnościach z zachowaniem płynności finansowej banków, spowodowanych ucieczką z Rosji tak zwanych - krótkoterminowych kapitałów spekulacyjnych, wystraszonych kryzysem hipotecznym w USA i niektórymi innymi mniejszymi katastrofami na rynkach finansowych.
Bynajmniej nie za siedmioma górami kryzys energetyczny. Już dzisiaj RF, w roku 2005 w sposób pożałowania godny, bezpodstawnie mieniąca się , jest zależna od importu gazu z Azji Centralnej. Największe złoża gazu i ropy naftowej bliskie są wyczerpania wskutek barbarzyńsko prowadzonej eksploatacji, a eksploatacja nowych złóż w ciągu 8 lat pod rządami Putina nie została wdrożona. Zgodnie z ocenami szeregu rzeczoznawców, w roku 2012 Rosji nie wystarczy ropy naftowej i gazu dla zabezpieczenia potrzeb rynku wewnętrznego - gdzie tam gwarancje dla Europy!
Brak poważnych inwestycji w infrastrukturę w czasie trzech ostatnich dziesięcioleci (od czasu rządów narodowego lidera L. I. Breżniewa) powoduje wysokie prawdopodobieństwo wystąpienia w najbliższej przyszłości wielkich katastrof o charakterze technogennym oraz systemowego kryzysu komunikacji w ogólności.
Rosyjska biurokracja - tak cywilna, jak i należąca do resortów siłowych, - jest na wskroś przeżarta korupcją. Ani jedna decyzja dotycząca zadań wielkoskalowych, na jakimkolwiek poziomie nie byłaby podjęta, nie będzie dzisiaj wprowadzona w życie bez dodatkowego korupcyjnego stymulowania urzędnika, odpowiadającego za jej wykonanie.
Kończą istnienie nasze Siły Zbrojne. Istnieje zaledwie sterta odłamków byłej armii poległego państwa - ZSSR. Przy czym redukcja potencjału wojskowego i rozkład morale armii nabrały skrajnie wysokiego tempa właśnie w czasie 8 lat rządów Putina. Bez względu na to, czego by tam nie mówiła oficjalna propaganda. Pragnący zapoznać się z rzeczywistymi liczbami i faktami mogą sięgnąć do referatu Instytutu Strategii Narodowej
< Kryzys i rozkład rosyjskiej armii > .
W w sposób istotny obniżyła się (a nie, jak mówią kremlowscy propagandyści, powiększyła) geopolityczna pozycja Rosji. 8 lat temu RF była prawdziwym mocarstwem regionalnym, ponieważ stanowiła kryteria legitymizmu reżimów posowieckich (oprócz państw bałtyckich, rozumie się). W latach 1990-ych (nie dzięki Jelcynowi, oczywiście, ale ze względu na siłę szczątkowej postimperialnej inercji) wszystkie kraje WNP tak czy inaczej uznawały Rosję za i uważały za niezbędne uzgadnianie z Kremlem najważniejszych decyzji strategicznych. Nawet na poziomie werbalnym nie sposób było dopuszczać, na przykład, możliwości wstąpienia Ukrainy do NATO. A jeśli w euroazjatyckim heartlandzie pojawiały się reżimy otwarcie i agresywnie antyrosyjskie (jak, na przykład, Zwiada Gamsahurdii w Gruzji czy Abulfaza Elczybeja w Azerbejdżanie), to trwały one niedługo. I kończyły swoje istnienie - nie bez wykorzystania rosyjskiego uzbrojenia.
A dziś - żaden z krajów na pół martwego WNP, nawet Białoruś, nie spogląda już w stronę Kremla. Źródłami legitymizmu są dziś zupełnie inne centra prawdziwej siły - Waszyngton, Bruksela, Pekin. O Rosji przypomina się tylko jako o symbolu nieudanej przeszłości, z którym trzeba się jak najszybciej szybciej rozstać na drodze ku jasnej europejskiej (albo, wprost przeciwnie, wyłącznie azjatyckiej) przyszłości.
Kto ma rację? Wszyscy. I zupełnie zadowolony z siebie Putin i nie zadowoleni z niego krytycy.
Po prostu Putin i jego oponenci oceniają rezultaty ostatnich 8 lat według zupełnie różnych kryteriów, z jakościowo różnych pozycji.
Słuszność Władimir Putina
Żeby ujrzeć i zrozumieć prawdę Putina, trzeba odpowiedzieć na pytanie: jakie naprawdę były cele jego reżimu (2000-2008)? Te same, co te, które, według wciąż-jeszcze-prezydenta RF, zostały i ?
Wbrew rozpowszechnionemu błędowi, podgrzewanemu przez histerycznie natrętnych podkriemlowskich chołujów, Putina ledwie można uważać za samowystarczalną postać historyczną, jednoosobowo określającą pewien kierunek rozwoju kraju. Putin (na co on sam niejednokrotnie wskazywał, chociaż nie wszyscy mu wierzyli) był rzeczywiście menedżerem, który reprezentował interesy chciwych ludzi - warstwy rządzącej, ukształtowanej w RF jeszcze w połowie lat 1990-ych. Właśnie ci ludzie doprowadzili Putina do władzy na rubieży 1999/2000, to oni napisali drugiemu prezydentowi RF polityczną filozofię i strategiczny program działalności.
Ta warstwa rządząca, swoją drogą, powstała na gruzach rosyjskich demokratycznych iluzji, po zakończeniu pierwszego etapu , przemysłowo-infrastrukturalnej prywatyzacji (wg Czubajsa). I składa się ona, głównie, z benficjentów tej samej prywatyzacji.
Teza pierwsza . Eksperyment mający na celu stworzenie w Rosji pełnowartościowej demokracji na wzór euroatlantycki, spalił na panewce. Ustanowieniu demokracji w Rosji kategorycznie przeszkadzają autorytarno-egalitarne instynkty rosyjskich ludzi.
Teza druga . Obronić rezultatów prywatyzacji w warunkach realnej demokracji, współzawodnictwa podmiotów politycznych i równego dostępu sił politycznych do środków masowej informacji - nie da się. Na rzeczywiście wolnych wyborach rosyjscy ludzie wybiorą partie lewicowe i nacjonalistyczne, które przepatrzą wyniki prywatyzacji i znów wezmą się za budowanie jakiegoś wariantu socjalizmu.
Teza trzecia . Zapewnić życiowo ważne interesy warstwy rządzącej, włącznie z najdalej posuniętą legalizacją jej kapitałów na Zachodzie, można tylko w warunkach politycznej stabilności. Dla uzyskania stabilności w Rosji konieczny i wystarczający jest pełnokrwisty autorytaryzm.
Właściwie, pewien wybitny ideolog rządzącej elity RF Anatol Czubajs bezpośrednio tak powiedział w niedawnym (11 lutego 2008) wywiadzie czasopisma New Times: Proszę sobie wyobrazić, że zorganizowalibyśmy w kraju prawdziwie demokratyczne wybory. Kto zwycięży? . Rezultat takich wyborów okazałyby się dla kraju o rząd gorsze, a może, po prostu katastrofą>.
A Czubajs za swoje rynkowe słowa odpowiada - to właśnie on w roku 1996 był formalnym szefem prezydenckiego sztabu wyborczego Borysa Jelcyna, który wywalczył drugą kadencję rządów przy pomocy bardzo specyficznych środków i nie całkiem demokratycznych sztuczek.
Wtedy, w roku1996-ym i został ustalony kurs na budowę rozwiniętego rynkowego autorytaryzmu. Wyniesienie Putina w roku 1999-ym stało się niezbędnym i absolutnie logicznym krokiem na drodze realizacji tego kursu. Właśnie taki prezydent potrzebny był warstwie rządzącej: współwyznawca poglądów Abramowicza i Czubajsa, pozbawiony ciężkiego czekistowskiego oddechu, amator drogich garniturów, adriatyckich rezydencji i oceanicznych jachtów, umiejący przy tym nałożyć maskę nieugiętego czekisty i przekonująco rozprawiać przed czułym spojrzeniem kamer telewizyjnych o . Wywołując tym samym w pełnych niepokoju ludziach napływ serdecznych wspomnień najlepszych dni błogosławionego ZSSR.
Wielcy właściciele przed Putinem jak menedżerem postawili trzy priorytetowe zadania:
A) ochrona wielkiej własności - wyniku prywatyzacji;
B) stworzenie warunków dla mienia państwowego i legalizacji tej własności na Zachodzie; tu ważnym jest zaznaczenie, że w Rosji tak dawniej, tak i dziś brak pojęcia w rzymskim / anglosaskim tego słowa znaczeniu; u nas własność - to posiadanie warunkowe, którego status bezpośrednio zależy od uznania jego legitymizmu przez władzę; dlatego człowieka z grupy posiadaczy nie jest trudno, co pokazała sprawa i wiele analogicznych pomniejszych; na Zachodzie własność jest realnie chroniona i poprzez działające prawo, i przez tradycję; dlatego spokojnie spać beneficjenci rosyjskiej prywatyzacji będą mogli tylko po pełnym przeniesieniu ich w wątpliwej wartości prawa do dóbr na terenie FR w kapitały niekwestionowane tam, w Ameryce i Europie;
C) likwidacja radzieckiego systemu gwarancji socjalnych, który zakładał szerokie spektrum bezpłatnych usług dla obywateli oraz pośrednie subsydiowanie ludności przez przedsiębiorstwa; zamiana go na liberalny system poradziecki, w którym obywatele opłacają pełną wartość tychże usług.
Zrozumiałe, że usunięcie kiełków demokracji i istotne ograniczenie wolności środków masowej informacji były niezbędnymi przesłankami takiego rodzaju reform, a w żadnym razie nie skutkiem mrocznej geberastycznej przeszłości czy też psychologicznych zakrętów Putina. W celu wykonania podstawowych zadań warstwy rządzącej ważne było także okiełznanie regionalnych elit, poprzez pozbawienie ich politycznej podmiotowości. To zostało wykonane w dwóch etapach. Najpierw (2000 r.) gubernatorów pozbawiono wpływna regionalne siłowe struktury, następnie (2004 r.) - zniesiono wybieralność gubernatorów regionów, ostatecznie niszcząc podstawy ich względnej niezależności. Także i tu Putin niczego własnego nie wymyślił: realizował koncepcję, opracowaną i wyłożoną w podręczniku Aleksandra Wołoszyna jeszcze w roku 1999.
Co takiego widzimy dziś?
W ciągu 8 lat zadania A) i B) zostały praktycznie całkowicie wykonane. A przecież w końcu lat 1990-ych wydało się to niezbyt realne! Zlikwidowano wszystkie demokratyczne instrumenty i mechanizmy - i nie wywołało to żadnych wstrząsów, żadnego szerokiego protestu. Naród uwierzył aktorowi w karnawałowej masce i w imię mitycznego całkowicie i dobrowolnie zrezygnował z udziału w tworzeniu władzy.
Tak że - rzeczywiście, uchylamy kapelusza: Putin okazał się bardzo sprawnym menedżerem rosyjskiego autorytarno-oligarchicznego projektu (zwanego także dalej ).
Zresztą, zadanie B) i tak i nie zostało wykonane. Zachodnie elity po dziś dzień nie wzięły rosyjskich kolegów w otwarte ramiona. Dokładniej, nie pozwoliły im zamieniać pieniędzy na wpływy i prawo stanowienia na Zachodzie własnych reguł gry. Dlatego następcą Putina staje się Dmitrij Miedwiediew. Na miejsce Arlekina w masce dwiżetsa czekisty przychodzi Pierrot w masce liberała, ożywiający : Bierzemy wszystko dobre, co było pod Putinem, odrzucamy wszystko złe, w pierwszej kolejności - retorykę konfrontacji z .
I ten fakt, że Putin jednak ustępuje miejsca swojemu następcy (choć i elity, i naród, nawet Zachód zaakceptowaliby trzecią kadencję) - przemawia na jego korzyść.
Inna sprawa, że modernizacji, która otworzyłaby przed Rosją nowe historyczne horyzonty, pod rządami Putina nie było. Nikt nie myślał nawet jej zaczynać, tak jak obiadu u Vinni-????. Ale żadnej modernizacji odchodzący prezydent nikomu i nie obiecywał, w jego kontrakcie menedżerskim nie było takiego zapisu. Putin powołany był do zabezpieczenia utylizacji poradzieckiego mienia, z czym sobie dosyć pomyślnie poradził. A jeśli próbować łapać Władimira Władimirowicza za nazbyt swawolne słówko i okazywać mu z groźnym obliczem ogryzki kremlowskiej propagandy - to nazbyt daleko można zajść, taka jest prawda.
Wszystkie problemy, kryzysy, katastrofy, o których wspominaliśmy na początku artykułu - czekają i wiszą nad nami. Ale Putin temu nie winien. Całe 8 lat wykonywał zupełnie inną pracę i mimo wszystko wykonał ją. Lepiej, niż jego pracodawcy mogli oczekiwać.
Horyzontalność władzy
Przyjęte uważać, że Putin zostawia swojemu spadkobiercy twardą - od Kremla do samych peryferii. I niezwykłe niebezpieczeństwo dla Miedwiediewa schodzi od chowających się gdzieś wewnątrz pionu , które mogą sabotować królewskie wskazówki nie ukochany nimi następcy. A parą, czego dobrego i otruć jego najczystszym polonem londyńskiego wzoru.
Ta mitologiczna konstrukcja, niewątpliwie, nieźle podchodzi dla okołokriemlowskoj propagandy, ale nie dla analizy realnego położenia podziału w kraju i w władzy.
W istocie rzeczy, w dzisiejszej Rosji wcale nie rządzi prezydent z jego . A tylko około 15 (suma nie jest dokładna, liczyć można różnie, ale rząd wielkości właśnie taki) grup wpływu. W skład każdej z nich wchodzą właśnie przedstawiciele resortów siłowych, liberalni ekonomiści, prawnicy, urzędnicy wszystkich maści i rang, włączając gubernatorów i burmistrzów dużych miast. Roman Abramowicz to taka grupa wpływów. A Igor Sjeczyn tworzy drugą grupę. Oleg Deripaska - trzecią. Michaił Fridman - jeszcze jedną. I tak dalej, aż do Sergieja Czemiezowa i braci Kowalczukow. Ani ideologią, ani filozofią życiową, ani metodologią działania owe grupy wpływu istotnie się od siebie nie różnią. I, w procesie utylizacji posowieckiego spadku, prowadzą między sobą niekończące się walki, czasami przerywane okresami rozejmów. W każdym z osobna wziętym starciu tej walki zwycięża nie ten, kto jest bliżej prezydenta (odchodzącego czy następcy). A ten, który w danym momencie zgromadził największe aktywa (aparatu administracyjnego, siłowe, finansowe) i w optymalny sposób ich użył. Funkcja Władimira Putina (głowy państwa) w tym systemie - nie ma gwarantować komukolwiek zwycięstwa, ale pilnować przestrzegania ogólnych reguł systemu i nie dopuszczać do ich ostrego naruszenia przez którąkolwiek ze stron.
Dlatego w putinowskiej Rosji nierzadko przegrywali ci, którzy zdawali się wyłącznie na przyjaźń z prezydentem, nie zajmując się w należytej mierze gromadzeniem potencjału aparatu i pozostałych aktywów. I putinowskie , którym odchodzący (bez cudzysłowu przecież dziś pisać nie można!) nierzadko obdarowywał swoich licznych przyjaciół i znajomych, w istocie oznaczało tylko jedno: chcesz powojować - walcz! Zupełnie zniszczyć cię nie dam, cała reszta - zależy od ciebie.
Kilka prostych przykładów.
W roku 2002 wpływowy (wówczas) Sergiej Pugaczow to samo usłyszał w odpowiedzi na pytanie, czy może sobie wziąć spółkę naftową (według systemowego rozdzielnika należącą się Romanowi Abramowiczowi). Szczęśliwy i umocniony w wierze w sukces, Pugaczow przekonał nawet do siebie ówczesnego prezydenta Michaiła Gucerijewa. I co z tego? Został przez Abramowicza okrutnie sponiewierany. A Gucerijewa po prostu zwolniono za niezrozumienie swoistości rozwijającej się sytuacji.
W roku 2003 pomiędzy ministrem łączności Leonidem Riejmanem i właścicielem Michaiłem Fridmanem rozpoczęła się walka o prawo do operatora sieci komórkowej . Ilu wielce uczonych obserwatorów przepowiadało, że Fridman pójdzie wkrótce w ślad za Chodorkowskim, bo to Riejman jest prawdziwym kolegą i dawnym partnerem Putina! Wynik starcia: po 4 latach uciążliwej walki Fridman zwyciężył. Jego prawa na 25% akcji były uznane. Dlaczego? Ponieważ w jego dyspozycji znalazło się więcej różnorodnych zasobów i bardziej rozumnie się nimi posługiwał.
W roku 2007 w trakcie kolejnej wojny klanów aresztowany został zastępca Ministra Skarbu RF Sergiej Storczak. Jego szef i patron Aleksiej Kudrin, nie bez podstaw uważany za bliskiego kolegę Putina, zrobił wszystko możliwe, żeby Storczaka uwolnić. I prezydenta prosił. I rękojmie podpisywał. Wynik: kilka dni temu sąd znów przedłużył areszt Storczaka.
A dlaczego dotąd nie zaczął skutecznie działać Komitet Śledczy, kierowany przez zaufanego i szkolnego kolegę Putina Aleksandra Bastrykina? Dlatego, że grupy wpływu, popierające konkurującą firmę - Prokuraturę Generalną z szarą eminencją Jurijem Czajką na czele, obecnie w sumie nie słabiej, niż klany, które przelobbowały utworzenie Komitetu Śledczego i przekazanie tam uprawnień śledczych. I ruszyć z martwego punktu wozu nie można, jakkolwiekby posiadający nieograniczoną władzę prezydent RF nie próbował jeść rosyjskiej ziemi wprost z przysłowiowego garnka.
Właściwie, główna ofiara wśród oligarchów epoki putinowskiej - Michaił Chodorkowski - poszedł do więzienia dlatego, że (w odróżnieniu od wszystkich Abramowiczów i Fridmanów) rzeczywiście złamał reguły gry. Poddawszy w wątpliwość świętą zasadę prywatyzacyjnego wzajemnego poręczania, jak też i prawo możnego do otrzymywania za swoją niewolniczą pracę godnego naftowego wynagrodzenia. Nie samowola Putina, ale logika systemu doprowadziła eks-właściciela JUKOS-u do Krasnokamienska. Dokładnie tak, jak nie polityczne ambicje, ale ta sama logika systemu samego Putina przywiodła do bram Kremla.
W okresie posowieckim w kraju zbudowano nie piramidę, a najprawdziwszą płaszczyznę poziomą władzy . Polityczna decyzja w sytuacji takiej poziomej płaszczyzny władzy jest wypadkową sprzecznych interesów tychże 15 (być może, 14 albo 17, ale na pewno nie dwóch i nie stu) grup wpływu. Można powiedzieć, że w dzisiejszej Rosji jest, co najmniej, 15 Ministerstw Finansów, 15 FSB, 15 Prokuratur Generalnych i im podobnych. Nie licząc stworzonej w roku 2007 kohorty państwowych korporacji w postaci niekomercyjnego partnerstwa, które są państwowe ze względu na sposób powołania do istnienia oraz źródła pierwotnych zasobów, ale nie ze względu ich mechanizmy zarządzania i już wcale nie ze względu na skład faktycznych beneficjentów. (W tym sensie za wzór dla putinowskich można uważać słynną ze sprzeczności spółkę ). Te państwowe korporacje nie są niczym innym, jak przechodzącymi pod prywatną kontrolę ministerstwa branżowe, nie wchodzące przy tym w skład rządu i w niczym niepodporządkowane władzy wykonawczej.
Płaszczyzna pozioma władzy to system prawie idealny dla przeprowadzenia utylizacji radzieckiego spadku. Ale absolutnie nie nadaje się do przepowadzania szerokich przekształceń i realizacji wielkich ogólnonarodowych projektów. Dlatego że zebrać tę poziomą płaszczyznę w zaciśniętą tworzącą pięść nie da się w żaden sposób.
Biedny Miedwiediew!
W brzuchu wieloryba, albo miedwiediewowska większość
Nie mniej ważne jest także uzyskanie odpowiedzi na pytanie o stan psychiczny (w oryginale jest: "psychologiczny", uznałem to za pomyłkę - tłum.) kraju i jego elit przed wiosną 2008 roku. A to pytanie, swoją drogą, przywodzi nas do rozważań nad społeczną podstawą (bazą) rozwiniętego putinizmu-miedwiedizmu.
Jeszcze dwaj dziesięciolecia wstecz dało o sobie znać zmęczenie rosyjskich ludzi wielkimi planami, gigantycznymi dokonaniami i wytyczaniem celów w nieprzewidywalnie odległej przyszłości. Nasz klasyczny współobywatel bardziej chciał móc kupować kiełbasę bez kolejek, nabyć koreański magnetowid, rzucić się na przesyconą dymem z papierosów kanapę i pogrążyć w ten sam , który dotąd tak bardzo lubiliśmy potępiać i ganić.
Słuszność, wiosenny wiatr pieriestrojki ciągnął na ulice, mityngi, do białych domów i nowych dokonań - teraz już na demokratycznej niwie. Powietrze orzeźwiało i nie dawało zasnąć.
Ale w latach 1990-ych elita - budowniczy przyszłego aksamitnego autorytaryzmu - dobrze zrozumiała, że czas wyeliminować z polityki obywateli. Inaczej chaos w kraju przybierze nieodwracalny charakter. Wszystkim nam nachalnie przypomnieli, że trzeba brać kredyt konsumpcyjny i, podług możliwości, odnawiać aż w nieskończoność, a w sprawy władzy lepiej się nie mieszać. I po co, właściwie, oglądać czy , kiedy istnieją daleko bardziej pożyteczne dla ducha progamy i ?
Na przełomie roku 2008 mamy 75% ludności, w ogóle nie interesującej się tym, kto będzie nią rządzić. Skąd ta liczba? To ranking Dmitrija Miedwiediewa. Czyli, ranking narodowej obojętności w stosunku do osoby przyszłego prezydenta kraju. Jasne, że zupełnie te same 75% poparłoby i Sergieja Iwanowa, Wiktora Zubkowa i nawet Lubow' Sliską. Z ich punktu widzenia władza teraz tworzy się gdzieś na Marsie i po co, właściwie, sięgać po niedosiężne? Tym badziej, że płaszczyzna pozioma na najniższych szczeblach władzy daje możliwość radzenia sobie ze wszystkimi palącymi problemami za cenę drobnych łapówek, zupełnie niezależnie od tego, kto tam na Kremlu i jaką politykę zamierza prowadzić.
Ale współczesny naród nie interesuje się nie tylko władzą. Dzisiejszy obywatel RF, z reguły, jest absolutnie obojętny na wszystko, co wykracza za granice jego prywatnego domowego wszechświatka. Nic powszechnego, społecznego - to go nie obchodzi. Sprzykrzyło się, zwiędło. Społeczna spójność została utracona. Każdy żyje / gra tylko za siebie i dla siebie. Atomizacja sięgnęła granicy, o jakiej ultraliberalni utopiści końca lat 1980-ych nie mogli nawet zamarzyć.
Między warstwą rządzącą, która pod rządami nowego prezydenta powinna wykonać ostatnie zadanie B) (patrz wyżej), i obojętnym narodem, sytuuje się nowa klasa intelektualna, którą całkiem zasadnie można nazwać . Ta klasa uformowała się w latach 1990-ych; jej ideologia w okresie rządów Putina prawie całkowicie wyparła klasyczny rosyjski inteligencki dyskurs. Ten, który w wykształconym (a przynajmniej, uważającym się za takiego) człowieku zakłada istnienie co najmniej dwóch podstawowych odczuć:
- obywatelskiej powinności;
- poczucia winy wobec uciśnionego rosyjskiego narodu.
Filozofia , która w warunkach aksamitnego autorytaryzmu dyktuje intelektualną modę i zajęcia dnia powszedniego, sprowadza się do poniższego:
- nie należy przejmować się ludźmi, ponieważ inteligenckie współczucie nie przyniosły ludziom i samej inteligencji niczego więcej, oprócz cierpień i zła;
- aksamitny autorytaryzm jest dobry z tego względu, że pozostawia nietkniętą wolność stylu życia -dyżurną butelkę whisky i wycieczkę za granicę o dowolnej porze dnia i nocy - uwalniając intelektualistę od wszelkiej odpowiedzialności za stan rzeczy w kraju i kondycję społeczeństwa; na tym, w dużym przybliżeniu, polega prawdziwa wolność;
- całkiem możliwe, że Rosję czeka katastrofa, ale, ponieważ mimo wszystko nie jesteśmy w stanie jej zapobiec, skorzystamy z naszego prawa do szczęśliwości - nie myślenia o tym wszystkim.
Podobny sposób bytowania-świadomości, wspaniale opisany przez G. Orwella (), tradycyjnie rozkwita w intelektualnym środowisku / cyganerii w czasach poprzedzających katastrofę. Tak że nie ma w niczego jakościowo nowego, chociaż dla Rosji jej burzliwy przejaw - rzecz godna szczególnej uwagi.
Podług stanu na luty 2008 roku fundament proputinowskiej większości (realnie istniejącej, chociaż wcale nie będącej w relacji z osobą Putina) tworzy całkowicie społecznie apatyczna ludność, zwieńczona u góry kremową różyczką . W sytuacji braku poważnych wyzwań i kryzysów taka konstrukcja może pozostawać stabilną dowolnie długo. Ponieważ całkowite zniszczenie każdej odmiany społecznej zwartości nie daje możliwości poderwania kogokolwiek do jakiejkolwiek walki (w poważnej skali, rozumie się), znaczy się, odbiera sens istnienia opozycji jako takiej.
Zresztą, utrata społecznej zwartości i skrajna powszechna atomizacja wraz z zasadniczą i fundamentalną nieodpowiedzialnością elit nie pozwolą również:
- przeprowadzić czy choćby rozpocząć modernizację kraju, zawsze i nieuchronnie wymagającą rzeczywistej społecznej mobilizacji;
- uratować państwo w sytuacji jakichkolwiek , ponieważ droga ratunku w całej historii prowadzi przez uświadomienie sobie przez obywateli poczucia odpowiedzialności i ich gotowość do mobilizacji.
Intuicyjnie rządząca warstwa wszystko to rozumie. Nie przypadkowo Dmitrij Miedwiediew kontynuuje wezwania do wieloletniej stabilności pojmowanej jako największe dobro. Rzeczywiście, u chorego z odłączonym układem odpornościowym nawet najmniejszy przeciąg może wywołać śmiertelne skutki.
Wszystko sprowadza się do tego, kiedy poryw wiatru dmuchnie ponad wytrzymałość naszej popękanej skorupy.
Normalny kraj
Na początku lat 90-ych minionego stulecia, u schyłku gorbaczowowskiej przebudowy, pracowałem jako programista w jednym z konstruktorskich biur. I dobrze pamiętam ówczesną rozmowę w związkowej palarni:
Co jest nam potrzebne? Normalny kraj, który niczego nie tworzy i z nikim nie walczy. W którym wszyscy zarabiają pieniądze. I wszystko można kupić za pieniądze. Gdzie nikogo nie ciągną ani do partii, ani do Komsomołu. I jeszcze - normalny prezydent. Niczym się nie wyróżniający. Który do nikąd nie zmierza i nas nie popycha. Bez zakręconych pomysłów. Inteligentny. Umiarkowany. Akuratny. Nie samiec alfa. I nie świński ryj komisarza obwodowego (zapewne aluzja do Jelcyna, który był sekretarzem komitetu obwodowego KPZR w Swierdłowsku, (Obecnie Jekaterynburg. Komunistyczna nazwa Swierdłowsk jest dziś uważana za obelżywą - tłum).
Oto o czym to - i o kim - marzyliśmy. I to dostaliśmy. Po przebudowie, jelcynizmie i 8 latach nieprzerwanego putinizmu znaleźliśmy się w bajkowym z normalnym, całkowicie normalnym prezydentem. Który nie jest bardzo subtelny i nie aż tak bardzo niski. Którego całe nazwisko, z imieniem ojca włącznie, telewidz nie od razu zapamięta. Przecież . (wiersz Peterburżanki "Wolność" - http://www.stihi.ru/poems/2005/05/17-1191.html - tłum).
Lękajcie się marzeń, one się niekiedy spełniają.
Specjalna (okrojona - tłm) wersja artykułu została opublikowana 19 lutego 2008 r. w Gazecie.Ru, www.gazeta.ru
10.03.2008r.
Gazeta.Ru
**********************************************************************************************************************
Wódka. Narodowy produkt Nr. 1