Czerwone dynastie w mediach
Toeplitzowie w służbie komuny (cz. 1)
Słynny przed wojną proces "Leona Toeplitza i jego towarzyszy" (tzw. sprawa "wojskówki"), tajemnicza "pożyczka tytoniowa", udzielona Polsce przez Józefa Toeplitza, głównego bankiera faszystowskich Włoch, stalinizacja polskiej kinematografii w wykonaniu Jerzego Toeplitza czy wreszcie publicystyka Krzysztofa Teodora Toeplitza (KTT), stanowią przykład rodzinnego, wieloletniego układu interesów, wyrosłych dzięki zaangażowaniu się na rzecz reżimu komunistycznego w Polsce. Ci, którzy ostatniemu z wymienionych odważyli się postawić zarzut współpracy ze służbami PRL, spotkali się z butną i agresywną reakcją. Tymczasem publicystyczny dorobek KTT na tle burzliwych historii rodzinnych każe powątpiewać w adekwatność tego rodzaju reakcji. Na ostateczny werdykt co do charakteru wspomnianych kontaktów KTT z SB trzeba będzie poczekać aż do pełnego ujawnienia materiałów IPN w tej sprawie.
Niecały rok temu w telewizyjnej "Misji specjalnej" podano, że Krzysztof Teodor Toeplitz wraz z grupą innych znanych dziennikarzy należał do długoletnich tajnych współpracowników bezpieki.
Krzysztof Teodor Toeplitz nie próbował obalać tych doniesień. Zapowiedział, że nie będzie się procesować z oskarżającymi go "gówniarzami"! Już dzisiaj jednak możemy powiedzieć z całkowitym przekonaniem, w oparciu o publicystykę KTT, że przez kilka dziesięcioleci należał on do najbardziej gorliwych i... uzdolnionych rzeczników komunistycznego totalitaryzmu w mediach. Jego służalstwo wobec komuny nie było niczym przypadkowym. Było natomiast swego rodzaju potwierdzeniem, iż "niedaleko pada jabłko od jabłoni". Mimo że ojciec KTT - Leon, wywodził się z zamożnej żydowskiej rodziny mieszczańskiej, to bardzo szybko związał się z partią komunistyczną. Sam KTT, obok cechującej go prokomunistycznej zajadłości, szczególnie wyróżnił się jako jeden z najbardziej ekstremistycznych gromicieli polskich tradycji narodowych i zajadły wróg polskiego patriotyzmu i Kościoła katolickiego.
Leon Toeplitz (ojciec)- agent komunistyczny
Ojciec KTT - Leon Toeplitz, już w młodości zaangażował się w nielegalną działalność komunistyczną, która w owym czasie związana była ściśle z sowiecką agenturą na Polskę. Jeszcze w czasie studiów, w 1922 r., został z tego powodu aresztowany i osądzony w ramach głośnej wówczas sprawy "Leona Toeplitza i jego towarzyszy". Wszystkim oskarżonym zarzucono przynależność do nielegalnego Związku Młodzieży Komunistycznej, dążącego do "obalenia istniejącego w Polsce ustroju społecznego". Najważniejsze zarzuty wysunięte pod ich adresem dotyczyły bezpośrednich działań dywersyjnych w Wojsku Polskim, godzących w obronność kraju. Akt oskarżenia głosił, że: "Leon Toeplitz jako członek rzeczonego związku organizował wspólnie z innymi kółka (jaczejki) komunistyczne w wojsku polskim, dostarczał tam literaturę komunistyczną, urządził w mieszkaniu ojca swego, Teodora Toeplitza w Warszawie, przy ulicy Sewerynów pod nr 5 skład literatury komunistycznej oraz rozpowszechniał tę literaturę wśród młodzieży akademickiej" (cyt. za K.T. Toeplitz: "Rodzina Toeplitzów. Książka mojego ojca", Warszawa 2004, s. 300).
Pod adresem trzech głównych oskarżonych: Leona Toeplitza, Jana Pomorskiego i Antoniego Piwowarczyka, skierowano również inny, bardzo poważny zarzut, oskarżający ich o to, "(...) że w roku 1922 bez właściwego pozwolenia zbierali wiadomości o liczebności oddziałów wojskowych, ilości skomunizowanych żołnierzy, o nastrojach oficerów, czyli wiadomości dotyczące zewnętrznego bezpieczeństwa Polski, a które powinny być zachowane w tajemnicy" (tamże, s. 300).
Zarzuty tego typu pod adresem trzech członków nielegalnej organizacji komunistycznej, będącej sowiecką agenturą, były tym cięższe, że zostały postawione zaledwie w dwa lata po rozbiciu sowieckiego ataku na Warszawę.
Sprawa L. Toeplitza i współoskarżonych nazywana była w tradycji komunistycznej sprawą "wojskówki". Nawet wg niektórych źródeł komunistycznych znajdujących się w Zakładzie Historii Partii KC PZPR wiązała się ona z planami komunistów, zmierzającymi do dokonania przewrotu poprzez opanowanie wojska.
W pierwszej instancji sądowej Leon Toeplitz dostał najsurowszy wyrok - sześć lat ciężkiego więzienia, zamieniony po apelacji na cztery lata. Opisujący rozprawę sprawozdawca sądowy "Kuriera Polskiego", a zarazem adwokat Leon Okręt pisał o wystąpieniu Leona Toeplitza na sali sądowej: "Z pewnością siebie, coś bez arogancji mówi o tej 'deformacji' jaką nakłada na osobnika 'fałszywie pojęty patriotyzm' i wiara, i kościół, i przesądy, i literatura. Związek młodzieży komunistycznej, do którego należy, przeciwdziała tej deformacji, stara się urobić człowieka wolnego od wszelkich ułomności, gotowego do ujęcia prawdy historycznego materializmu. Przewrót społeczny jako cel opiewany w odezwach, którymi dzieli się Toeplitz, jest wedle słów jego tylko 'teoretyczną przesłanką'. Oczywiście - mamy do czynienia z człowiekiem zdeklarowanych opinii, już żywo i względnie wymownie operującym partyjną dialektyką" (cyt. za: K.T. Toeplitz: op. cit., s. 305).
Jak widać, młody Toeplitz już wówczas publicznie i zdecydowanie odrzucał polski patriotyzm i religię na rzecz wyznawanej przez siebie ideologii, mającej umożliwić w Polsce zaprowadzenie "sowieckiego raju". Dla wielu osób rewolucyjna postawa L. Toeplitza była tym bardziej szokująca, że należał on do bogatej żydowskiej rodziny mieszczańskiej. Tę właśnie postawę wysławiał znany pisarz komunistyczny Stanisław Wygodzi we wstępie do książki "Kazetemowcy". Pisał tam, a na pewno zwrot ten odnosił się do ludzi w stylu L. Toeplitza, że byli i tacy, którzy " przychodzili do Komunistycznego Związku Młodzieży z zasobnych domów i wyrzekali się dobrobytu, kariery, porzucali wygodne życie, ponieważ było skażone krzywdą" (cyt. za K.T. Toeplitz: op. cit., s. 307).
Interwencja Józefa Toeplitza (stryja)- bankiera faszystowskich Włoch
Leon Toeplitz został zwolniony z więzienia po odsiedzeniu ponad połowy wyroku i odstawiony za granicę bez prawa powrotu do Polski przed upływem zasądzonych czterech lat (wg K.T. Toeplitz: op. cit., s. 309). Uratowało go wstawiennictwo mieszkającego we Włoszech stryja Józefa Toeplitza, szefa czołowego banku faszystowskich Włoch - Banca Commerciale Italiana. Udzielił on wówczas rządowi polskiemu "pożyczki tytoniowej", która miała m.in. wspomóc reformę walutową ministra Wł. Grabskiego. Według K.T. Toeplitza (op. cit., s. 308), "(...) jednym z cichych warunków tej umowy było postawione przez J. Toeplitza żądanie zwolnienia jego bratanka z więzienia i umożliwienie mu wyjazdu za granicę do końca wyroku. Warunek ten został przez władze polskie spełniony, ale też wywołał przykre reakcje ze strony komunistycznych więźniów. Antoni Piwowarczyk (Wolski) rzecz komentuje następująco: "Pewien mój towarzysz więzienny został wrąbany przez rodzinę w bardzo przykrą sytuację w komunie więziennej. Ostatnie dni jego siedzenia w więzieniu były takie, że cała komuna go bojkotowała. Nie chcieli z nim rozmawiać. Wychodził na wolność dzięki dużej transakcji międzynarodowej, mianowicie pożyczce włoskiej dla rządu polskiego. Pożyczki tej udzielał jego stryj. Otóż w czasie pertraktacji zawarto tam także dżentelmeńskie niepisane porozumienie, że bratanek zostanie zwolniony z więzienia. A Grabski stryja wykiwał, mianowicie... słowa dotrzymał, ale poczekał na dogodny moment. Kiedy zostali rozstrzelani Kniewski, Rutkowski i Hibner, wtedy znalazł się taki porządny komunista, który pracował w ogródku, zachowywał się przyzwoicie, no i został zwolniony z więzienia (...). A ponieważ z tegoż więzienia zaledwie dwa czy trzy miesiące wcześniej, czyli dopiero co, wyszli Rutkowski i Kniewski - ja ich jeszcze odprowadzałem do kraty - to pamięć o nich była żywa i bliska. Wszyscy jeszcze czuli ich obecność, a więc jak ich rozstrzelali (pod Cytadelą, za zamach z bronią w ręku i próbę zastrzelenia na ulicy prowokatora, niejakiego Cechnowskiego, którego później zabił we Lwowie Naftali Botwin - przyp. KTT), to komuna nie chciała rozmawiać z tym, który w tym czasie wychodził na wolność".
Cytowany przez K.T. Toeplitza Antoni Piwowarczyk (Wolski) był jednym ze współoskarżonych w procesie L. Toeplitza i dobrze znał całą sprawę. Było coś rzeczywiście bardzo niewygodnego w stosunku L. Toeplitza z partią komunistyczną. Oto wychodził on na wolność dzięki wstawiennictwu bardzo bogatego wuja bankiera w faszystowskim państwie włoskim, akurat w czasie gdy stracono kilku jego komunistycznych współwięźniów. Warto dodać, że wg K.T. Toeplitza, ów stryj ojca - Józef, był przez wiele lat faktycznym sternikiem ekonomii faszystowskich Włoch aż do 1933 r., gdy przestał kierować Banca Commerciale Italiana.
Jerzy Toeplitz (brat)- luminarz polskiej kinematografii
Pozycja KTT w publicystyce była bardzo wzmocniona przez rolę jego starszego brata Jerzego, jednego z głównych decydentów w polskiej kinematografii, faktycznie już od pierwszych lat powojennych. Już w grudniu 1945 r. Jerzy Toeplitz został dyrektorem Wydziału Zagranicznego w Filmie Polskim, i to on decydował o kształcie polskiego importu filmowego. Jerzy Toeplitz miał swój znaczący udział w stalinizacji i żdanowizacji polskiej kinematografii. To on wygłosił w duchu socrealistycznym referat na zjeździe filmowców w Wiśle w 1949 r., stanowiącym swoisty negatywny przełom na drodze do narzucania polskim filmom żdanowskich wizji. Przypomnijmy, że właśnie na tym zjeździe poddano niszczącemu atakowi postać Antoniego Bohdziewicza, jedynego bardziej odważnego reżysera nonkonformisty, i odsunięto go od pracy w tym zawodzie. Sam J. Toeplitz otwarcie przyznał po latach: "Należałem wtedy do ludzi, którzy uważali, że socrealizm to kierunek słuszny i właściwy" (por. "Filmówka. Powieść o łódzkiej szkole filmowej", Warszawa 1998, s. 27). Jako wieloletni rektor łódzkiej szkoły filmowej odegrał dość kontrowersyjną rolę. Na przykład Andrzej Wajda wyznawał: "Jest historyczną zasługą Jerzego Toeplitza, że powołał Szkołę [Państwową Wyższą Szkołę Teatralną i Filmową - J.R.N.] do życia, ale on też pogrzebał ją ostatecznie, pozostawiając w Łodzi. Tu już nic nie mogło wyrosnąć. Szkołę należało przenieść do Warszawy". W 1968 r.
J. Toeplitz został usunięty ze stanowiska i wyjechał do Australii, gdzie założył kierowaną przez siebie szkołę filmową. Warto dodać, że był autorem kilkutomowej "Historii Sztuki Filmowej", dość ciekawej jak na owe czasy.
Krzysztof Teodor Toeplitz (syn)- gromiciel polskiego patriotyzmu
Krzysztof Teodor Toeplitz już w młodości jednoznacznie zaczął wyrażać sympatie wobec reżimu komunistycznego. W swojej książce "Rodzina Toeplitzów" (op. cit., s. 160) sam wspomina to w dość zabawnym kontekście: "Ja byłem wówczas bardzo żarliwym członkiem Związku Walki Młodych i kiedy wychwalałem przed stryjem Ludwikiem zalety budowanego przez nas ustroju, stryj (chodzi tu oczywiście o stryjecznego dziadka) wybuchnął z impetem: 'Ja s...m na wasz ustrój!'". Przypomnijmy, że stryj KTT, Ludwik Toeplitz, był również, podobnie jak wspomniany już wcześniej stryj Józef, włoskim bankierem, więc tym mocniej musiały go szokować komunistyczne wyznania swego bratanka!
Na przełomie lat 50. i 60. zaczął się prawdziwy "rozkwit" twórczości publicystycznej Krzysztofa Teodora Toeplitza. Stał się znanym autorem, jego nazwisko pojawiało się wciąż na łamach głównych czasopism kulturalno-społecznych. Szczególnie "wyróżniał się" zajadłością w atakowaniu polskiego patriotyzmu i tradycji narodowych. Szybko stał się jednym z czołowych ich gromicieli. Robił wszystko, co tylko było możliwe, by upokorzyć naszą godność narodową. Jego teksty szokowały występującym w nich stężeniem nienawiści, z jaką piętrzył wyzwiska pod adresem "głupiego" Narodu Polskiego, Polaków - "półgłówków", "ślepo-głupiego" patriotyzmu. Wydana przez niego w 1961 r. książka pt. "Seans mitologiczny" może być wręcz uważana za swoistą kwintesencję antypolonizmu. Komentując obraz Polaka, wyłaniający się z filmów programowo rozprawiających się z polską historią, Toeplitz pisał z satysfakcją: "Polak został odbrązowiony. Na miejsce postaci patetycznej, zmagającej się ze złowrogim Losem w imię wyższych imperatywów, pojawiła się postać komiczna i godna najwyższej wzgardy - półgłówek, zamiłowany w patetycznych gestach, nie dorastający do wymogów historii, bezmyślny, czasem nawet nikczemny" (K.T. Toeplitz: "Seans mitologiczny", Warszawa 1961, s. 132). Zapamiętały deheroizator i "odbrązawiacz" polskości - KTT, tak tłumaczył istotę ataków na polską "bohaterszczyznę": "I wreszcie przychodzi propozycja trzecia - narodowi czyni się wyrzut: jesteście głupi, wasze poczynania są śmieszne, wasze bohaterstwo nikomu niepotrzebne, wasze fetysze, morały i świętości są grą operetkowych gestów i farsowych gagów. Śmiejcie się z tego, i to być może będzie antidotum na operetkowość waszej sytuacji" (tamże, s. 135).
Ze szczególną emfazą wysławiał KTT niektóre "odbrązawiające" polską historię filmy Andrzeja Wajdy. Z jakimż zadowoleniem odwoływał się np. do wymowy "Popiołu i diamentu", pisząc: "'Popiół i diament', doprowadzający niedorzeczność 'losu Polaka' do absurdu, nasycony jest rekwizytami takimi jak Chrystus ukrzyżowany, sztandar narodowy, okręcający się wokół głowy chorążego, biały koń, polonez Ogińskiego 'Pożegnanie Ojczyzny'. Wreszcie taniec chochołów, zapożyczony z 'Wesela' i stanowiący finał tego znakomitego filmu. Podwójne działanie tych chwytów nie ulega wątpliwości. A więc z jednej strony budzą one ustalone odruchy emocjonalne, dobrze znane wzruszenia i sentymenty, równocześnie jednak wtopione w całość konstrukcji myślowej tego filmu, powracają jako zgrzyt, ironiczny grymas, podszyta smutną refleksją drwina z dawnych świętości" (por. KTT: Seans..., s. 128).
KTT nie szczędził słów pochwały nawet dla najsłabszego filmu Wajdy, tak zakłamującej historię "Lotnej". Jak wiadomo, reżyser ośmieszył tam polskich ułanów, przedstawiając ich szarżę na niemieckie czołgi jako wyraz rzekomej skrajnej polskiej głupoty. Problem stanowi jednak pewien "drobiazg". W rzeczywistości bowiem nigdy nie doszło do rzekomej polskiej szarży na niemieckie czołgi. Wajda powielał jedynie fałsze dawnej propagandy nazistowskiej, próbującej ośmieszyć w ten sposób na arenie międzynarodowej, polską strategię wojenną. Toeplitz z tym większą werwą wysławiał rolę "Lotnej" w demaskowaniu narodowej rekwizytorni romantycznej, stwierdzając: "(...) wśród groźnych wydarzeń wrześniowej klęski ułani Wajdy spierają się o konia, który przechodzi z rąk do rąk wówczas, gdy jego właściciel ginie na polu bitwy. Idiotyzm tej rywalizacji w obliczu krwawej klęski jest oczywisty. Rekwizytami Polski ułańskiej posługują się manekiny, wykonując z pustką w sercu polityczne, wyświechtane gesty" (K.T. Toeplitz: Seans..., s. 62). Na tle tych pochwał szydercy KTT dla "Lotnej" przypomnijmy jakże diametralnie różną ocenę Stefana Kisielewskiego, patrzącego na polską historię chłodno i sceptycznie, ale z pozycji polskiego patrioty. Słynny "Kisiel" z oburzeniem zareagował na świadome deformowanie polskiej historii przez Wajdę w "Lotnej". "Kisiel" zapisał w swoich "Dziennikach": "(...) w kinie widziałem po raz pierwszy 'Lotną' Wajdy. To ostatnie oburzyło mnie okropnie choćby jako żołnierza Kampanii Wrześniowej. Jak można było na tle narodowego dramatu wykoncypować tak niesmaczną bzdurę (...) to już tajemnica tego reżysera (Wajdy), który nie wiedząc o tym, lubuje się w karykaturowaniu polskości" (S. Kisielewski: "Dzienniki", Warszawa 1996, s. 311).
Lizus władzy
Swoją fanatyczną wręcz niechęć do polskiego patriotyzmu i naszych tradycji KTT łączył z publicystycznym lizusostwem wobec komunistycznych "władców". Mógłby z powodzeniem wpisać w swoim herbie: "zawsze z komunistyczną władzą!", jako swoją główną dewizę. Już w 1964 r., zaledwie w kilka tygodni po opozycyjnym liście protestacyjnym "34 intelektualistów", KTT wykpił na łamach głównego partyjnego tygodnika ds. kultury anonimowego pisarza, jako tego, który "chroni się w hermetycznych kawiarnianych gettach, gdzie psychologia zamkniętego kręgu jest wylęgarnią histerii", a "każdy niepokój odbija się w setce luster, potworniejąc i urastając do rozmiarów monstrualnych", przez co "dogodnie pleni się głupstwo" (por. uwagi J. Żakowskiego: Przy stoliku w "Czytelniku", "Magazyn Gazety Wyborczej" z 23 grudnia 1993 r.). Żydowskie pochodzenie nie przeszkodziło K.T. Toeplitzowi w próbie dorobienia wyrozumowanego wytłumaczenia kampanii przeciwko "syjonistom" po marcu 1968 r., akurat w czasie gdy przyjęła ona najostrzejsze formy (por. komentujący to zachowanie KTT tekst A. Drawicza: "Marzec w prasie", "Tygodnik Powszechny" 1988 r. nr 15). Skądinąd zawsze skłonny do eksponowania wyłącznie żydowskich racji w sporach polsko-żydowskich KTT mimo to najwyraźniej uczestniczył w "kampanii antysyjonistycznej" 1968 roku.
Felietony Toeplitza pod przybraniem zawiłej stylistyki wyraźnie sprzyjały władzy w jej konflikcie z krnąbrnymi intelektualistami. Spowodowało to w końcu gwałtowną ripostę b. prezesa ZLP Antoniego Słonimskiego. Ostro zaatakował on KTT na łamach "Tygodnika Powszechnego", zarzucając mu, że jest "moralnie nie w porządku". W tekście "Etykietki" ("Tygodnik Powszechny" z 3 października 1971 r.) A. Słonimski napisał wprost o metodach K.T. Toeplitza: "Niełatwo grać w karty z kimś, kto w czasie gry, gdy mu to wygodne, kartę najniższą podnosi do rangi najwyższej, to znaczy dwójkę mianuje asem".
Wróg "Solidarności"
W latach 1980-1981 KTT należał do nielicznych głośniejszych publicystów, którzy jednoznacznie stanęli po stronie władz komunistycznych przeciwko "Solidarności". Dał temu wyraz już pod koniec grudnia 1980 r. w felietonie "Sprawozdanie ze Świąt 1980", wyszydzającym m.in. pojawienie się znaczków "Solidarności" w klapach niektórych jego znajomych. Tekst KTT sprowokował gwałtowne protesty wielu czytelników. Jak sam wyznawał w felietonie "Synowie?" ("Kultura" z 1 lutego 1981 r.), autorzy listów zarzucili mu koniunkturalizm i zaprzaństwo, życząc mu "rychłej a haniebnej śmierci". Jak przyznawał: "Wszystkie listy kończyły się solenną zapowiedzią, że od tej chwili nadawcy przestaną czytać moje felietony". Niespeszony tymi krytykami KTT kontynuował swą proreżimową kampanię. 15 lutego 1981 r. w felietonie na łamach "Kultury" KTT z werwą ostrzegał przed nieracjonalnymi "rachubami na zryw" narodowy. Twierdził, że te "zrywy" zawsze fatalnie się kończyły, począwszy od 1794 roku. Akcentował: "Za każdym razem naród nabierał potężny haust wolności w płuca i szedł na dłużej lub krócej pod wodę". Nazwał to rachubą "na nurka". W kolejnym felietonie na łamach "Kultury" KTT ostro atakował godzący we władze "bałagan" panujący w kraju, przeciwstawiając się tym, którzy uznają go nie za "bałagan", lecz za "spontaniczny proces tworzenia" ("Kultura" z 22 lutego 1981 r.). Sam KTT prezentował się jako wyraźny obrońca reżimowego "ładu i porządku". Ostro przeciwstawił się wywodom KTT znany publicysta Maciej Iłowiecki. W felietonie "Kucharz doskonały" (nawiązującym do tytułu cyklu felietonów KTT pt. "Kuchnia polska") Iłowiecki obnażał styl prorządowych manipulacji Toeplitza, pisząc m.in.: "Czytając zestawienie KTT trudno oprzeć się wrażeniu, iż po stronie przeciwnej rzeczników 'ładu i porządku' pozostali jedynie głupcy i szaleńcy". Według Iłowieckiego, powyższe epitety KTT faktycznie odnoszą się do "większości naszego narodu", która opowiada się za tak niezbędnymi gruntownymi zmianami.
W innym felietonie KTT eksponował kłamliwą tezę o rzekomym braku poparcia w innych krajach świata dla postulatów "Solidarności", z powodu ich jakoby destrukcyjnego wpływu na gospodarkę ("Kultura" z marca 1981 r.). W licznych felietonach (np. w tekście "Szansa", "Kultura" nr 39 z 1981 r.) KTT konsekwentnie dowodził, że tylko pewna grupa ludzi będących u steru ma prawo go dalej dzierżyć. Wynikało to bowiem, jego zdaniem, z realizmu geopolitycznego myślenia. Według KTT, miliony rodaków nie powinny sobie pozwalać na chęć zmiany tego stanu rzeczy, bo w ten sposób potwornie zgrzeszą przeciw realizmowi i samej racji stanu Polski.
Janczar jaruzelszczyzny
Już parę miesięcy później KTT stał się jednym z najbardziej aktywnych publicystów - "rycerzy stanu wojennego". Nader wymowny pod tym względem był jego artykuł pt. "Co było, co jest, co być musi" ("Polityka" nr 1/1982 r.), w którym pisał: "Stan wojenny przekreślił niepoczytalne (...) skazane na nieustanną frustrację ambicje aktywu politycznego "Solidarności". Według KTT, w Polsce "być musi" realny socjalizm przy władzy i dlatego tym bardziej zasługują na potępienie "podejmowane tu i ówdzie, już w warunkach stanu wojennego, próby organizowania opozycji przez nieliczne grupy szulerów politycznych". Począwszy od tego tekstu, KTT występował jako jeden z najbardziej zajadłych janczarów jaruzelszczyzny w jej walce z wszelkimi przejawami solidarnościowej opozycji.
Atakując "Solidarność", KTT pisał m.in.: "(...) trudną i złożoną, a może wręcz niepraktyczną formą rządzenia jest demokracja bezpośrednia. Mieliśmy jej próbkę w okresie 'Solidarności' i nawet najzagorzalsi zwolennicy tego ruchu muszą przyznać, że na odcinku gospodarczym dała ona niewiarygodny bałagan" ("Polityka" nr 4, 1985 r.). Polemizując z tym stwierdzeniem, autor opozycyjnego podziemnego "Vacatu" (nr 26 z 1985 r., s. 10) pisał: "O ile się nie mylę, już nawet podręczniki szkolne podają, że krach gospodarczy zafundowała krajowi 'gospodarka uporządkowana' z lat siedemdziesiątych. Czy można jednak wymagać od chorego, żeby się uczył?".
24 sierpnia 1985 r. Toeplitz wystąpił w "Polityce" ze szczególnie gwałtownym atakiem na solidarnościową opozycję, gromko piętnując ją jako "tych, którzy się niczego nie nauczyli i niczego nie chcą się nauczyć". Stwierdzał: "Są to obiektywnie biorąc grupki niewielkie, ale zjadliwe, jątrzące, opóźniające proces przemian. Składają się na nie ci, których wyznaniem wiary jest oczekiwanie na nowy kryzys. (...) Ludzie ci nie rozumieją, że przegrali. Na skutek ich działalności zresztą opóźniły się pozytywne konsekwencje samego protestu, udało im się bowiem skierować część narodzonego z robotniczego protestu ruchu w koleiny awanturnictwa, grożącego tragedią narodową. Dziś nie mogą się pogodzić z oczywistością, że 'nie można wejść dwa razy do tej samej rzeki' (...)".
Prof. Jerzy Robert Nowak
24.06.2007r.
Nasz Dziennik