Jaś Kiwi - Marek Nowakowski
 


foto: Bartek Kosiński/Gazeta Polska

Jaś Kiwi

Nie było jeszcze komórek, internetu i innych sposobów błyskawicznej relacji między ludźmi. Jaś Kiwi newsy przekazywał osobiście. Bywał wszędzie i wiedział wszystko, co wiedzieć należało na Szlaku, który prowadził od Starówki przez Krakowskie Przedmieście, plac Trzech Krzyży do Wiejskiej i SPATiF-u w Alejach Ujazdowskich.

Posiadał ów tor wodny swoje dopływy: Miodową, Trębacką, Ordynacką, Foksal, Chmielną. Był wizytówką miasta. Przyciągał magnetycznie jako korso elegancji i kobiecej urody. Ile pięknych dziewczyn wysiadywało w Harendzie przy Oboźnej! Artyści parający się sztukami pięknymi chętnie przemierzali Szlak. Poprzez spojrzenia przechodniów potwierdzali swoją pozycję, popularność. Również inne osobistości lubiły się pokazywać. "Rotmistrz", rekin czarnego rynku, przejeżdżał powoli sportowym autem prowadzonym przez osobistego kierowcę. Król życia. Triumfował. Aż nagle upadek, nikt. Słyszało się pieśni zwycięzców i skowyt pokonanych. Niektórych Szlak zasysał bez reszty i stawali się ślepi i głusi na prawdziwe życie, które przecież toczyło się wokół. W monotonii i szarzyźnie tamtych lat Szlak wydawał się taki bajeczny, kolorowy.

Urok starszego referenta

Jaś Kiwi był mężczyzną urodziwym; sportowa sylwetka, szczera słowiańska twarz o promiennym uśmiechu i błękitnych oczach pełnych figlarnej życzliwości dla całego świata. Żywioły Szlaku pochłonęły go całkowicie. Pracował w Ministerstwie Kultury jako starszy referent departamentu szkolnictwa artystycznego. System pracy większości urzędów polegał na obowiązkowym wysiadywaniu za biurkiem od godziny ósmej do szesnastej. Często nic do roboty, lecz urzędnicy siedzieć musieli. Popijali kawę parzoną po turecku, przeglądali strony sportowe w gazetach, gawędzili leniwie i nierzadko z szuflad biurek i szaf wyciągali poukrywane pod stertami papierów napoje wyskokowe, których spożywanie skracało wlokący się czas. Jaś Kiwi dzięki swym urokom pozyskał względy bezpośredniego zwierzchnika, naczelnika Bisiaka. Karmił go opowieściami z życia wyższych sfer, skandalami i romansami, przedstawianymi nader efektownie. Naczelnik, ambitny człowiek z prowincji, który lata całe poświęcił mozolnej wspinaczce po szczeblach hierarchii służbowej, daleki był od jakiejkolwiek wiedzy o tym rozpasanym, próżniaczym trybie życia. Słuchał więc chciwie swego starszego referenta i poszerzał znacznie horyzonty, wychodząc wyobraźnią poza grube mury starożytnego pałacu dawnych wielmożów, będącego siedzibą ministerstwa. W zamian tolerować zaczął powtarzającą się absencję podwładnego.

Bulwarowa gazeta

Tak oto Jaś Kiwi zdobył sobie wyjątkową pozycję i jego znikanie z biura w godzinach pracy tłumaczono niecierpiącymi zwłoki zadaniami na mieście. Nasz bohater gnał Szlakiem wszędzie tam, gdzie coś się działo. Zyskał uznanie jako bulwarowa gazeta. Zależnie od ciężaru gatunkowego zdarzenia odpowiednio rozkładał akcenty. Romanse z happy-endem lub smutnym finałem, deszcz pieniędzy lub samotność w więziennej celi. Serwis obfity, dla każdego coś ciekawego. Nie było w tym nigdy nudy. To, czego dowiedział się w Europejskim, przenosił do pobliskiego Bristolu. Stamtąd do Architektów i Dziennikarzy na Foksal. Zapraszany gościnnie przez najrozmaitsze grona, od malarzy, pisarzy, reżyserów po cinkciarzy, hochsztaplerów i szaleńców. Sam naczelnik Bisiak nieraz wybierał się osobiście ze swoim starszym referentem na krótkie wypady w godzinach pracy. W tej konspiracji stali się wspólnikami i można ich było zobaczyć w recepcji Europejskiego czy przy barze w "Kamerze". Jaś Kiwi otoczony wieńcem słuchaczy. A z boku, skromnie, naczelnik Bisiak.

Jaś Kiwi beztroskiego uśmiechu nigdy nie tracił. Chyba że opowieść wymagała chwili głębszej refleksji lub smutku. Sukcesy przyjaciół napawały go niekłamaną satysfakcją. Niektórzy zdobywali laury w filmie , malarstwie, sporcie, interesach. Wszystkim życzył jak najlepiej. Ludzi nigdy nie osądzał. A znał przeróżnych. Dobrych, złych. Podłych, szlachetnych. Uczciwych, nieuczciwych. Interesowali go wyłącznie jako bywalcy Szlaku. Pił umiarkowanie. Był kawalerem. Nie związał się na dłużej z żadną kobietą. Czy przeżył jakiś zawód, zranione zostały jego uczucia? O tym nie mówił. Żartobliwie oceniał walory płci pięknej. - Wspaniałe zwierzę! - mawiał i to było uznanie dla kobiecej urody . Dziewczyny nie obrażały się za ten epitet. - Ten Kiwi, ma taki swój specyficzny styl! Był powiernikiem ich sekretów, czułym pocieszycielem.

Żywy symbol szlaku

Pochodził z inteligenckiej rodziny, typowej dla międzywojennego dwudziestolecia. Nieżyjącego od lat ojca, znanego pedagoga, społecznika, działacza harcerskiego, przywoływał z rzadka jako człowieka niezłomnych zasad. Z jakąś nutką zażenowania. Może miał wyrzuty sumienia z powodu swojej postawy? W stanie wojennym zapragnął wydać pamiętnik ojca w wydawnictwie podziemnym. Pech towarzyszył temu przedsięwzięciu. Nalot bezpieki na konspiracyjne wydawnictwo spowodował konfiskatę maszynopisu przygotowywanego do druku.

Jaś Kiwi przetrwał na urzędniczym stołku do emerytury . Nadal chodził Szlakiem. Życie bardzo się zmieniło. Nastały inne czasy. Inne mody, zwyczaje. Być może powstawały nowe szlaki i szlaczki niedostępne dla weterana. Stary Szlak opustoszał. Wielu bywalców odeszło w zaświaty. Inni pogrążyli się w starczym bezruchu . Jeszcze inni porozjeżdżali się po świecie. Szwecja, Szwajcaria, Francja. Ci nie zapomnieli o Jasiu Kiwi. Wspomagali go finansowo. Zapraszali na wilegiatury nad ciepłymi morzami, w Alpy czy Pireneje, na rejsy po fiordach Skandynawii. Odbywali z nim sympozjony pamięci. Pozostawał żywym symbolem Szlaku. Wskrzeszał im tamte lata. Właściwie jego życie po rozsypce PRL-u to nieustające pasmo podróży. Wracał i pokazywał kolorowe fotografie .

Jesienią 2008 r. zmarł nagle Jan Sosnowski.

Kto jeszcze pamięta Szlak? W szczupłym gronie posiadających tę wiedzę zastanawiamy się czasem nad formułą egzystencji, którą sobie wymyślił Jaś Kiwi. W tamtych latach uciekał od rzeczywistości. Szlak wypełnił mu całe życie. Wszystko było żartem, beztroską, bon motem, humbugiem. Chyba stanowiło to jego sposób przetrwania. Przecież nie był komuchem, nie donosił. Nawet jakby go chcieli ubecy przycisnąć, to tak samo jak wszystkim opowiadałby plotki i dykteryjki. System komunistyczny uznał za trwały dopust boży i uwił sobie w nim gniazdko. Tak rozważamy różne warianty i nie znajdujemy jednoznacznej odpowiedzi.

Marek Nowakowski

28.04.2013r.
Gazeta Polska Codziennie

*********************************************************************************************
Komunikat ekspertów współpracujących z Zespołem Parlamentarnym
**********************************************************************************************

 
RUCH RODAKÓW: O Ruchu - Dołącz do nas - Aktualności RR - Nasze drogi - Czytelnia RR
RODAKpress: W skrócie - RODAKvision - Rodakwave - Galeria - Animacje - Linki - Kontakt
COPYRIGHT: RODAKnet