Społeczeństwo polskie jest bezhołowiem pozostawionym przez Hitlera i Stalina
- Szkoda, że prawdziwa bohaterka stoczniowych protestów nie została ikoną tamtych czasów. Niestety, tak jak przyrzekli jej esbecy, została na wiele lat wymazana ze świadomości Polaków. (...) Mimo to premier Donald Tusk witał ją w 2010 roku na lotnisku nazywając ja "Matką Solidarności". Niestety - wracała już wtedy w trumnie - opowiada o Annie Walentynowicz, Tadek Polkowski, jeden z najbardziej patriotycznie zorientowanych raperów w kraju, znanym z zarówno z solowych dokonań, jak również z twórczości legendarnego składu Firma. Kiedy polska muzyka popularna coraz bardziej oddala się od rzeczywistości. Popowe gwiazdy śpiewają o miłosnych rozterkach, rockowe zespoły bawią się słowem, a alternatywni młodzieńcy celebrują swoją nadwrażliwość, to hip-hopowe nagrania pokazują, że ludzie nad Wisłą żyją zupełnie innymi problemami. Polkowski opowiada o tym, co wpłynęło na obecną sytuację gospodarczą, społeczną i polityczną nad Wisłą.
PAWEŁ GZYL: Jak zapamiętałeś Peerel?
TADEK: Byłem wtedy małym dzieckiem, więc trudno o jakieś konkretne wspomnienia. W 1989 roku miałem zaledwie siedem lat. Dlatego mam w pamięci jedynie oderwane obrazy, takie jak kolejka po kilka parówek, czy oddziały ZOMO w trakcie procesji na Boże Ciało.
A kojarzysz jakoś euforię przy okazji wyborów 4 czerwca 1989 roku?
Mam w głowie czarno-biały telewizor i widok okrągłego stołu. Przypomina mi się też sytuacja, w której ojciec wstaje sprzed odbiornika i głośno mówi: "Tadek, ujawniają agentów!". Dopiero dzisiaj wiem, że to był moment, kiedy premier Olszewski próbował dokonać lustracji. Skończyło się niestety zamachem stanu. Sam premier w wywiadzie, który czytałem nie tak dawno mówił jednak, iż bardziej istotne były wtedy sprawy gospodarcze, czyli wielkie defraudacje, przy pomocy których budowano prywatne majątki członków nomenklatury. Ciekawe czy byłby ktoś w stanie oszacować, ile majątku wówczas Polska straciła?
Zauważyłeś jakąś radykalną zmianę w swoim życiu po 1989 roku?
Jak się ma siedem lat, to wystarczy wystrugać miecz z patyka i zabawa jest świetna. (śmiech) Żyliśmy zawsze skromnie i to się nie zmieniło. Pamiętam pierwszy wyjazd zagraniczny ojca, a właściwie raczej jego powrót z tej podróży. Przywiezione słodycze były czymś niesamowitym! Ojciec nie zajmował się już wtedy podziemną bibułą, tylko redagowaniem niezależnej gazety. Niestety, mimo odzyskanej niepodległości, wykończono ją w bardzo prymitywny sposób. Wtedy tego wszystkiego nie rozumiałem. Dziś wspomnienia rodziców nakładają się na zapamiętane przeze mnie epizody i ich emocjonalne wypowiedzi.
Tę nową rzeczywistość po 1989 roku określił w sposób jednoznaczny okrągły stół. Początkowo wszyscy cieszyliśmy się takiego przebiegu wypadków. Czy dzisiaj też tak entuzjastycznie oceniasz ten sposób oddania władzy przez komunistów?
Problem polega na tym, że okrągły stół był przede wszystkim metodą na zachowanie władzy przez komunistów, zaplanowaną wcześniej w obliczu niewydolności ekonomicznej socjalizmu. Oczywiście, front niepodległościowy mógł w owym czasie świętować zmianę sytuacji na wielu płaszczyznach. Niestety, wróg zabezpieczył swoje pozycje, jednocześnie kontynuując rozpoczęte wcześniej działania. Z drugiej strony, trudno było oczekiwać, by ludzie dzierżący władzę przez tyle lat, chcieli ją nagle oddać sami z siebie.
Nie było innej alternatywy przejęcia władzy przez solidarnościową opozycję?
Było to raczej niemożliwe. Społeczeństwo polskie jest niestety bezhołowiem pozostawionym przez Hitlera i Stalina bez prawdziwych elit. To, co zaczęli ci dwaj tyrani, zostało potem dokończone po wojnie. Opracowania dotyczące więzień w Polsce w latach 1944-1956 są przerażające. Przywódcy solidarnościowi byli natomiast często przypadkowymi ludźmi, wybieranymi, bo "mieli gadanę". Nie mówiąc już o tych, którzy przypadkowymi nie byli, lecz ich celem nie była walka o wolną Polskę, ale współpraca z komunistyczną agenturą.
W latach 80. w czasie nielegalnych demonstracji krzyczano: "Jaruzelski - będziesz wisiał!". Tymczasem niedawno pochowano go z państwowymi honorami, a Aleksander Kwaśniewski zapowiedział walkę o dobre imię generała. Dlaczego nie potrafiliśmy przez te 25 lat osądzić komunistycznych zbrodniarzy?
Jeśli ostatnie porządki w sądach robił Jaruzelski, to trudno się dziwić, że owe sądy nigdy go nie skazały. Przykro dowiadywać się, jak wyglądał choćby jego proces w sprawie masakry w grudniu 1970 roku na wybrzeżu. Minione lata to dwie dekady bezczelnej gry na czas, by nigdy Jaruzelskiego i innych zbrodniarzy za to nie skazać. Nie mówiąc o tym, jak pomijana jest wcześniejsza "kariera" pierwszego prezydenta III Rzeczpospolitej: niszczenie podziemia niepodległościowego, agenturalna praca dla Informacji Wojskowej, czy antysemickie czystki w wojsku. Przecież w Informacji Wojskowej nawet język urzędowym był rosyjski, prawie cała kadra była sowiecka, a sami sowieccy dowódcy nie kryli, że jest to ich organ, tylko jedynie pod polska nazwą. Jaruzelski już w 1956 roku był generałem, by później przez wiele lat dzierżyć w swoich rękach władzę, jakiej nikt inny nigdy w Polsce w tamtym czasie nie posiadł. Przy nigdy nieskazanych zwyrodnialcach, którzy osobiście torturowali polskich patriotów, nieskazany Jaruzelski nie jest więc dla mnie wielkim zaskoczeniem.
Może to był zwykły ludzki odruch: zostawić schorowanego staruszka w świętym spokoju.
Kiedy w Holandii przywiezie się nazistowskiego zbrodniarza przed sąd, który ma 90 lat i porusza się na wózku inwalidzkim, dostaje dożywocie i żadne środowiska postępowe nie protestują. I bardzo dobrze - takie zbrodnie nie powinny podlegać przedawnieniu. Tymczasem w Polsce stalinowscy oprawcy pobierają wysokie emerytury i mieszkają we wspaniałych apartamentach, które dostali za życia Stalina. Z kolei żołnierze Armii Krajowej na takie luksusy liczyć nie mogą. To bodajże rząd Hanny Suchockiej odebrał AK-owcom wojskowe emerytury , pozostawiając je stalinowskim sędziom i prokuratorom wojskowym. Sądowo-prokuratorscy zabójcy Generała Nila otrzymywali więc w III Rzeczpospolitej emerytury dla szczególnie zasłużonych! A żołnierzom Polskiego Państwa Podziemnego, które było ewenementem na skalę światową, odebrano kolejne kombatanckie przywileje. Dziś nie mają nawet ulg na przejazdy PKP, a wielu z nich żyje za wschodnimi granicami kraju w warunkach, gdzie chata bez kanalizacji jest normą. Czy to nie dość obrazowe przykłady porządków w III Rzeczpospolitej?
A jak zmieniło się Twoje postrzeganie Lecha Wałęsy w ciągu ostatnich 25 lat?
Niestety, jego chlubna historia posiada "delikatne" skazy. Dziś wiemy, że był TW o pseudonimie "Bolek", możemy oglądać w Internecie zdjęcia z Magdalenki i pochylić się nad jego prezydenturą, w trakcie której chciał m.?in. oddać Rosjanom tereny, na których mieściły się sowieckie bazy wojskowe. To wszystko jest strasznie przykre. Szkoda, że prawdziwa bohaterka stoczniowych protestów nie została ikoną tamtych czasów. Niestety, tak jak przyrzekli jej esbecy, została na wiele lat wymazana ze świadomości Polaków. A to właśnie Anna Walentynowicz była przeciwna sprzedawaniu Polski przy "okrągłym stole". Pomyślmy, jak pięknie byłoby mieć dziś w pierwszym kraju, w którym komuna upadła, tak wspaniałą ikonę patriotyzmu. Walentynowicz była osierocona przez wojnę, wykorzystywana jako dziecko do niewolniczej pracy, w stoczni wyrabiała 270% normy, a na jej życiorysie nie ma nawet najmniejszej rysy. Na obchody sierpnia nie była jednak zapraszana, mało tego, jeśli się kiedyś tam pojawiła, to nawet zdjęcia prasowe dobierano tak, by jej na nich nie było widać. Mimo to premier Donald Tusk witał ją w 2010 roku na lotnisku nazywając ja "Matką Solidarności". Niestety - wracała już wtedy w trumnie.
Pierwszy polski premier, Tadeusz Mazowiecki, ustalił zasadę "grubej kreski". To dlatego do tej pory nie udało się przeprowadzić nad Wisłą sensownej lustracji?
Skład władz, które przejęły Polskę po 1989 roku, był tak naprawdę przerażający. Lech Wałęsa ustanowił zwierzchnikiem polskich sił zbrojnych sowieckiego generała, Floriana Siwickiego. Ministrem spraw wewnętrznych był Czesław Kiszczak, pierwszym prezydentem wolnej Polski został Wojciech Jaruzelski, z kolei premier Mazowiecki uważał, że dalej musi działać cenzura, a armia radziecka powinna zostać na terenie naszego kraju, bo jest... gwarantem niepodległości Polski. Czyli nie tylko same słynne słowa o "grubej kresce" decydowały o zaniechaniu lustracji.
Co jakiś czas pojawiają się jednak przecieki dotyczące skali esbeckiej agentury. Nie przeraziło Cię, że tylu wśród nas konfidentów?
W roku 1989 było 24 tys. esbeków i 98 tys. zarejestrowanych tajnych współpracowników. Oprócz tego mieliśmy kontakty służbowe i kontakty operacyjne SB, zomowców, ormowców, milicjantów i ich agenturę oraz zwykłych członków partii. Nie mówiąc o nierejestrowanej agenturze. Wywiad i kontrwywiad wojskowy, założone jeszcze przez Sowietów, działał w niezmienionym stanie do 2006 roku. To jest gigantyczna siatka powiązań, która ma przede wszystkim charakter korupcyjny. Z tego narodziły się różne mafie, które są odpowiedzialne za największe afery gospodarcze w kraju, a także za powstanie oligarchicznych majątków. Cóż - jeśli najbardziej zaufany człowiek Kiszczaka odpowiadał za zakupy w policji w wolnej Polsce, to nie dziwmy się mniej oficjalnym przykładom.
Ale możemy o tym dzisiaj mówić głośno. Myślisz, że w ciągu ostatnich 25 lat dorobiliśmy naprawdę niezależnych mediów?
Podam pewien przykład. Gdy w Niemczech poszerza się lustrację, wpływowa niemiecka gazeta biją brawo. Nikt sobie nie życzy, by jakiś niepewny człowiek, który może być szantażowany przez byłych mocodawców, sprawował ważne dla państwa funkcje. Ta sama niemiecka gazeta o lustracji w Polsce pisze jak o... polowaniu na czarownice. Następnie pewien poczytny dziennik w Polsce cytuje ów niemiecki tytuł, jako przykład europejskiego patrzenia na te sprawy.
To, co się więc stało nie tak z mediami w Polsce?
"Gazeta Wyborcza" pochodzi z rozdania, w którym karty wręczał Jaruzelski i Kiszczak. Czasem w trakcie rozmów o tym tytule ktoś niespodziewanie wypomina mi, że rozliczam Michnika za grzechy jego ojca i brata. Z reguły takie wypowiedzi nie mają jednak związku z tematem rozmowy, którym jest konkretna publikacja. W rodzinie redaktora naczelnego "Wyborczej" doszukuję się raczej usprawiedliwienia dla jego podłej działalności. Jego ojciec był szkolonym przez bolszewików zdrajcą, skazanym w II RP za zdradę ojczyzny. Wychował starszego syna na mordercę polskich patriotów. Nie dziwmy się więc, że jego młodszy syn, Adam, nie jest chodzącym spełnieniem marzeń o niezależnych polskich mediach.
W ciągu ostatnich lat ze zdumieniem dowiedzieliśmy się z z "Wyborczej", że jesteśmy antysemitami. Skąd się to wzięło?
W polskich miastach za ukrywanie żydowskiego niemowlęcia mordowano całą rodzinę, a na wsi - nawet jej sąsiadów. Mimo to jesteśmy najliczniej odznaczeni medalem "Sprawiedliwy wśród narodów świata". W tym czasie w takich krajach, jak Francja, Holandia, czy Belgia miejscowe policje wyłapywały Żydów. Czy wszyscy Polacy zachowywali się w tych strasznych czasach szlachetnie? Oczywiście, że nie. Jednak bilans historii tamtych czasów stawia nas na pozycji moralnych zwycięzców. Za to, gdy zwiedza się jeden z hitlerowskich obozów koncentracyjnych, znajdujący się na terenie dzisiejszych Niemiec, można zaobserwować, że jego ponad dziesięcioletnia działalność, to jedynie mała część ekspozycji, a "czasy sowieckie", które można liczyć raczej w miesiącach, stanowią niemal całą zawartość wystawy. To typowy przykład niemieckiej polityki historycznej. A jak wygląda ona w polskim wykonaniu? Słowa prawdy o udziale Żydów w stalinowskim aparacie terroru uznawane są za antysemityzm, a oszczerstwa wobec polskich bohaterów narodowych postrzega się w kategoriach wolności słowa i pluralizmu debaty. Szkoda, że po tylu latach cierpienia, poświęceń, walki i heroizmu nie funkcjonuje w świecie stygmatyzujące określenie "antypolonizm", które odstraszałoby potomków naszych oprawców od plucia na ofiary ich przodków.
Sam jesteś jako artysta związany z mediami. Czy masz pełną wolność wypowiedzi?
Jeśli już gdzieś udzielałem wywiadu, to raczej problemów nie było. Raz tylko zgrabnie pocięto moją wypowiedź na wizji, zmieniając jej sens, a kiedy indziej w pewnej gazecie rozmowa po prostu wcale się nie ukazała. Byłem też kilka razy atakowany personalnie w mediach. Z reguły w dość prymitywny sposób.
Dosyć narzekań: jesteś znanym raperem, dzięki temu, że sam nagrywasz i wydajesz swoje płyty. Czyli zyskałeś na wyborach z 1989 roku coś bezcennego - wolność działania i twórczości.
Zyskałem to wszystko dzięki walce pokolenia naszych rodziców. Mechanizmy demokracji, wolnego słowa i wolnego rynku dają możliwości rozwoju. O tym, że maszyna nie działa jednak do końca sprawnie, wiemy chyba wszyscy. Jednak, jak mówił marszałek Piłsudski: "Chcieć to móc". Chociaż może lepszy cytat na dziś to ten, który kończy się słowami: "Zwyciężyć i osiąść na laurach, to klęska".
Hip-hop jest w tej chwili w Polsce jedynym w pełni niezależnym środkiem wyrazu artystycznego?
Myślę, że nie jedynym, ale na pewno bardzo silnym. I dlatego jesteśmy niebezpieczni. Bo nie chodzimy na pasku żadnej telewizji czy koncernu. Sami wydajemy swoje płyty, sami je promujemy, sami organizujemy koncerty. Nie boimy się, że nie dostaniemy dotacji od rządu. (śmiech) Tymczasem, przy nachalnej promocji trwającej wiele lat, Doda ma na Facebooku tylko 300 tys. fanów, a raperzy tacy, jak Sobota czy PiH, o których nikt nie słyszał nigdy w telewizji , mają aż po 600 tys.
Trudno też nie zauważyć, że hip-hop bardzo ewoluował przez te 25 lat - choćby patrząc na Twoją twórczość. Rapując w Firmie ostro atakowałeś policję - a dzisiaj już tego nie robisz.
Tutaj jest jednak sprawa bardziej złożona. Polską policję po 1989 roku utworzyli dawni milicjanci i esbecy. Większość morderców z kopalni Wujek zrobiło kariery w biznesie lub właśnie w polskiej policji. Kiszczak przeniósł z SB do milicji tysiące funkcjonariuszy. Tymczasem to było przecież przedłużenie KGB w Polsce. Jeśli za kadry w policji odpowiadał do niedawna były esbek, to czy kogoś powinny dziwić metody stosowane przez policjantów? Moja siostra zawsze sprzeczała się ze mną o te kwestie. Po tym, jak kilku policjantów pobiło i okradło jej znajomych, sprzeczki ucichły. Dziś, nie będąc juz nastolatkiem, rozumiem, że pozytywna działalność jest jednak warta więcej niż środkowy palec, darcie ryja i ciskanie kamieni, gdzie popadnie. Teraz wiem, że powinno się tworzyć coś dobrego, by konkurować ze złem. Dlatego prowadzę różnego typu działalność charytatywną, społeczna i wydawniczą.
Zastanawiałeś się kiedyś nad tym, czy nie opuścić Polski i udać się na emigrację?
Wielu moich kolegów wyjechało. Wyjazd więc nie był dla mnie ryzykowny - bo miałem za granicą 50 kumpli i nie miałbym problemu z mieszkaniem czy pracą. Ale z okresu gówniarstwa szybko przeszedłem do wieku dojrzałego - już w wieku 24 lat miałem pierwszego synka. Nie doświadczyłem więc momentu, że skończyłem studia - i nagle nie mam co zrobić, nie mając jednocześnie żadnych zobowiązań w kraju. Od 2005 roku prowadziłem działalność gospodarczą, byłem też przez chwilę szeregowym pracownikiem firmy impresaryjnej, a nawet doradcą kredytowym. Dlatego nie myślałem nigdy poważnie o emigracji.
Czy patrząc na Polskę po tych 25 latach wolności, byłbyś w stanie powiedzieć swym kumplom z Anglii czy Irlandii: "Wracajcie tutaj!".
Wskaźniki, od których może zależeć czyjś powrót, stale się pogarszają. Dług publiczny rośnie lawinowo. Ten oficjalny w trakcie pierwszej kadencji koalicji PO-PSL niemal się podwoił, a ten podany przez Balcerowicza, to już nie bilion, a ponad trzy biliony! Jeśli chodzi o ilość urodzeń, jesteśmy poniżej 200 miejsca w skali świata . Kiedy na emeryturę przejdzie pokolenie moich rodziców, to nie będzie skąd wziąć dla nich na wypłaty z ZUS. Nie mówiąc już o tym, że pieniądze z OFE skończą się znacznie szybciej. Banki? Handel? Jesteśmy krajem skolonizowanym! Nie spodziewam się zatem samoistnego nadejścia polepszenia, które miałoby być wynikiem aktualnych procesów gospodarczych i demograficznych. Czy mimo to byłbym w stanie powiedzieć: "Wracajcie tu"? Mówię tak cały czas, jednak rozwijam to zdanie: "Wracajcie i ratujcie nas"! Jak? Dziećmi, których Polki rodzą dwa razy więcej w Wielkiej Brytanii niż w Polsce oraz pieniędzmi , które zarabiają Polacy za granicą. Problem polega na tym, że jak rozmawiam z emigrantami prywatnie, to często słyszę odpowiedzi w stylu: "Moi znajomi harowali dziesięć lat, wrócili z pieniędzmi do Polski, a tam zjadły ich urzędy. Teraz są znów na Wyspach i ponownie startują od zera. Powiedzieli, że nigdy już do Polski nie wrócą". Przecież to przerażające! Polska powinna umożliwiać naszym emigrantom łatwe reinwestowanie w kraju zarobionych za granicą pieniędzy oraz przyciągać siłą kultury, historii i tożsamości narodowej. Niestety - za tych rządów tak się jednak nie dzieje. I na pewno prędzej czy później odczujemy to na własnej skórze.
Paweł Gzyl
Tadek-Żołnierze Wyklęci
15.08.2014r.
Onet.pl