Był sowieckim wysłannikiem, niszczył Polskę
"Super Express": - W rozmowie z "Super Expressem" Czesław Kiszczak bezczelnie stwierdził, że niszczył teczki: "Wiele zniszczyłem", i opisuje procedurę: "Kiedy po 1989 roku ktokolwiek zwrócił się do mnie w sprawie niszczenia akt, zawsze je niszczyłem". Czy przypadkiem nie jest to karalne?
Prof. Marek Jan Chodakiewicz: - Trzeba spytać prawników. Wydawało mi się, że niszczenie mienia publicznego jest karalne. Ale nie wiem, czy się nie przedawniło.
- Pamiętamy, że na niszczenie akt nie zareagował ówczesny premier Tadeusz Mazowiecki. Przez wpływowe środowiska w III RP Mazowiecki jest uważany za męża opatrznościowego, więc może w niszczeniu akt nie było nic nagannego? Może nic złego się nie stało?
- Nic złego nie stało się komunie i ich kolaborantom. Mazowiecki był przecież jednym z nich przynajmniej od końca lat czterdziestych. Było to w interesie jego i jego kolaboranckiego środowiska, aby niszczyć akta.
- Z pana perspektywy jako historyka jakie akta wtedy spłonęły?
- Generalnie spalono i sprywatyzowano akta spraw bieżących, wiele spraw archiwalnych się uratowało. Nie było czasu ich zniszczyć. Pozbywano się akt zarówno kolaborantów, jak i "wrogów ludu". Na przykład spłonęły moje akta ze stanu wojennego i z emigracji w Kalifornii. Nie ma akt mego ojca, są wybrakowane dziadków.
- Żona szefa PRL-owskiego MSW dodała, że Kiszczak niszczył i oryginały akt, i duplikaty. Czy sądzi pan, że rzeczywiście zniszczył wszystko, czy jednak coś sobie zostawił? Co to mogą być za materiały i na ile mogą być one ważne?
- Jasne, że prywatyzowali. Były to sprawy bieżące, przydatne w szantażowaniu. Andrzej Milczanowski powinien był rozkazać ogólnopolską operację przeszukiwania domów ubeków. Teraz też można taką akcję przeprowadzić. Miałoby to też i wydźwięk psychologiczny: ubecy nie mogą się czuć bezpiecznie, jak coś mają na sumieniu. A mają.
- Czyli może istnieć coś takiego, jak "szafa Kiszczaka"? Do czego potrzebne mu są te materiały?
- Szafa Kiszczaka stoi w Moskwie.
- Za takie przywłaszczenie, a nawet kradzież też chyba powinien odpowiedzieć przed sądem?
- Naturalnie, chyba że wykręci się przedawnieniem.
- Zbrodniarz komunistyczny mówi dalej o niszczeniu akt: "To nie były płotki. To byli ludzie poważni. Pisarze, wielcy aktorzy i politycy, ludzie Kościoła". Nie chce oczywiście wymienić żadnego nazwiska, ale zaraz dodaje - żeby nie było wątpliwości: "Widzę ich w telewizji, często jak na mnie plują". Co Kiszczak chce nam w ten sposób powiedzieć? Czemu ma to służyć?
- To ordynarny szantaż. Jak się rozbrykani byli agenci nie uspokoją, to Kiszczak ujawni, kim byli. Był przecież ich panem życia i śmierci. Zresztą są to "poważni ludzie" tylko dla Kiszczaka. Dla ludzi porządnych to byli szmaty, kolaboranci i zdrajcy. A teraz czują się bezkarni i zapewne niektórzy z nich uwiarygadniają się swym "antykomunizmem". Teraz jest przecież bezpiecznie nie zgodzić się z linią partii z 1959 r.
- Chyba lepiej byłoby, gdyby o tym wszystkim opowiedział jednak przed sądem?
- To by było fajne. Ale przed jakim sądem? Postpeerelowskim? To sędziowie musieliby najpierw odpowiedzieć przed sądem za PRL i post-PRL.
- Już wcześniej Kiszczak napluł w twarz Polakom, przepraszając co prawda za ofiary stanu wojennego, ale zaraz dodając, że ta "ofiara nie poszła na marne", a on sam "nie żałuje żadnej decyzji". O czym świadczą takie słowa? Wygląda na to, że uważa siebie za bohatera - jak twierdzi jego żona.
- Naturalnie. Kiszczak (tak jak i do niedawna Jaruzelski) udaje, że "uratował" Polskę stanem wojennym. A tak naprawdę uratował swój własny stołek. Jakby nie wprowadzono stanu wojennego, to Kiszczak z Jaruzelskim zostaliby przez Moskwę wywaleni za niekompetencję. W najlepszym wypadku byłby Alexander Dubček, czyli zesłanie do kołchozu, a w najgorszym Hafizullah Amin, czyli egzekucja.
- Zbrodniarz powiedział także, że zawsze służył Polsce. Czy na pewno?
- On zdradził Polskę, był przecież komunistą. Miał na myśli PRL, gdzie był nadzorcą niewolników z ramienia sowieckiego okupanta.
- Czesław Kiszczak to twórca stanu wojennego, a potem "likwidator" PRL. Ale przecież on nie tylko wyprowadzał sztandar, ale już od 1945 r. budował w Polsce komunizm. Moglibyśmy prześledzić główne punkty jego kariery?
- Został ubekiem wojskowym na etacie woźnego w ambasadzie PRL, pozostawał na tym etacie po powrocie do okupowanego kraju. Następnie przekwalifikował się na ubecję cywilną, a obecnie pozostaje emerytowanym woźnym, czyli postubekiem w post-PRL.
- Czy rzeczywiście Kiszczak był numerem dwa wojskowej junty Jaruzelskiego? Postkomunistyczna lewica mówi, że rządził Jaruzelski, a potem długo, długo nic.
- Rządził Breżniew, potem Andropow, Czernienko, Gorbaczow. A potem długo nic i w końcu Jaruzelski i jego przydupas Kiszczak.
- Kiedy Kiszczak poznał Jaruzelskiego? W latach 40. XX wieku był nawet ważniejszy od Jaruzelskiego, bo miał go zwerbować do Informacji Wojskowej.
- Ponoć miał być jego "oficerem" prowadzącym.
- Czesław Kiszczak jest do dziś przez salon nazywany architektem III RP, a nawet "człowiekiem honoru" za to, że zgodził się na "bezkrwawą rewolucję" w Polsce. Czy rzeczywiście opłacałoby mu się użycie w 1989 r. broni?
- Naturalnie Kiszczak, człowiek honoru, jest architektem post-PRL, czyli przejścia z komuny w postkomunę. Użycie broni opłacałoby się mu, o ile przyszedłby taki rozkaz z Kremla. Ponieważ nastąpiła implozja Sowietów, zmieniono scenariusz: cykl odwilż, odnowa, przymrozki został porzucony i odnowa socjalistyczna przekształciła się w jesień liberalną. Naturalnie nie wolnościową, ale socjalistyczną i libertyńską.
- O czym tak naprawdę zadecydowano przy okrągłym stole? I na ile Kiszczak był wtedy rozgrywającym?
- O tym, aby strony wyszły z szafy i przyzwyczaiły Polaków, że już od dawna grają razem. Czyli upubliczniono stan tajny. Błogosławił to Gorbaczow, Jaruzelski zarządzał, a Kiszczak załatwił sprawy techniczno-taktyczne.
- Aż taki mocny chyba nie był. Pamiętamy, że miał zostać premierem, ale nie udało mu się stworzyć większości rządowej.
- Bo już nie trzeba było: Kuroń, Michnik i Geremek trzymali ostro za gardło, a alternatywą do nich był Wałęsa i Mazowiecki. A więc o czym mowa? Kiszczak został przecież na swoim ubeckim urzędzie.
- Czy wierzy pan, że Czesław Kiszczak kiedykolwiek odpowie za swoje zbrodnie? Że zostanie w III RP prawomocnie skazany?
- Tylko jak zrobimy kontrrewolucję.
- Co musiałoby się stać, żeby poniósł karę za ewidentne przecież, udokumentowane przestępstwa?
- Kontrrewolucja.
- A może, jak tego chcą "autorytety" III RP, takie jak Jacek Żakowski - podeszły wiek i choroby zwalniają z odpowiedzialności?
- Najjaśniejsza Rzeczpospolita może wybaczyć staruszkom ze względu na wiek i choroby. Żakowski należy do post-PRL, a więc takiego moralnego prawa nie posiada.
- Czy zna pan przykład innego, postkomunistycznego kraju, w którym zbrodniczy gensekowie nie tylko pozostali bezkarni, ale stali się nawet bohaterami salonów i doradcami prezydenta? Przecież nawet sąd III RP uznał ich za przywódców związku przestępczego o charakterze zbrojnym.
- Ma to miejsce do różnego stopnia we wszystkich krajach postkomunistycznych. Polska pod tym względem jest w najlepszej sytuacji.
- Co pan na to, że Kiszczak - tak jak Jaruzelski - spocznie zapewne na szczególnym cmentarzu - nekropolii chwały polskiego oręża, czyli Powązkach Wojskowych w Warszawie?
- Wykopiemy ich stamtąd po kontrrewolucji. Zaraz po tym, jak zburzymy pałac im. Stalina w Warszawie.
Tadeusz Płużański
27.12.2014r.
Super Express