Między prymasem Podoskim i prymasem Hlondem
Jaka jest rola Kościoła w polskiej historii - nie trzeba przypominać. Była i jest wielka, nieoceniona - bez Kościoła nie byłoby Polski.
To właśnie chrzest i organizacja w roku 1000 pełnej struktury kościelnej umocniły państwo pierwszych Piastów. Bez słów biskupa Wincentego zwanego Kadłubkiem, bez czynów duchowych i politycznych arcybiskupa gnieźnieńskiego Jakuba Świnki i jego następców - nie odrodziłoby się Królestwo na progu wieku XIV, Królestwo ożywione duchem wolności i niepodległości. Nie byłoby naszej, polskiej kultury bez Słowa wniesionego do niej pracą i poświęceniem Jego świadków: od świętego Wojciecha do świętego Jana Pawła II.
Wzorce i antywzorce
Swoistym potwierdzeniem znaczenia Kościoła dla polskości jest furia, z jaką prześladowali jego sługi wrogowie polskości. Przypomnijmy: na ok. 10 tys. księży w przedwojennej Polsce, w czasie II wojny światowej zginęło lub zostało zamordowanych - z rąk oprawców niemieckich przede wszystkim, ale także sowieckich i ukraińskich - blisko dwa tysiące. Co piąty. Niemal co drugi podlegał takim czy innym prześladowaniom: aresztowaniom, wywózkom do obozów. A przecież jeszcze zamordowanych zostało 580 zakonników, 289 zakonnic. Prześladowcy polskości doskonale rozumieli związek między wolnością Polaków i jej katolickim fundamentem. Dlatego chcieli ten fundament zniszczyć. Ludzie Kościoła katolickiego nie byli jednak tylko biernymi ofiarami. Jakże często wybierali sami bohaterską walkę - u boku polskich żołnierzy, w podziemiu, w służbie ratowania drugiego człowieka. Dali świadectwo związku Kościoła z polską wolnością. Tego świadectwa nie wolno zapomnieć ani zlekceważyć.
Lekceważyć się zdają to świadectwo niekiedy sami ludzie Kościoła. Jakby za patrona chcieli obrać sobie nie świętego Stanisława, nie arcybiskupa Świnkę, nie ks. Ignacego Skorupkę, nie ks. Władysława Gurgacza (kapelana Żołnierzy Wyklętych), nie Prymasa Tysiąclecia i nie bł. ks. Jerzego, ale zapisane także w naszej historii antywzory. Ot, takie na przykład, jak najgorszego w tej historii prymasa Gabriela Podoskiego. Przypomnijmy: ten "oświeceniowiec", wybrany na zlecenie ambasadora imperatorowej Katarzyny II w roku 1767, szybko zabrał się do wypełniania zobowiązań zaciągniętych u swojej patronki. Przygotował już na progu następnego roku projekt "postępowej" reformy: ustanowienie nad Kościołem katolickim w Polsce Nieustającego Synodu Narodowego, złożonego w połowie z duchownych, a w połowie ze świeckich. Tak częściowo zsekularyzowana władza kontrolowałaby nie tylko duchowieństwo i zakony, ale całość majątku Kościoła. Księża przeszliby na pensje - staliby się płatnymi urzędnikami państwowymi. A to państwo i jego urzędnicy już byli pod bezpieczną kontrolą i gwarancją sąsiadki. Podoski za swoją gorliwość został nagrodzony osobistym pozdrowieniem od Katarzyny (która odstąpiła chwilowo od swojego projektu), szubą sobolową wartą 10 tys. rubli, a także trzema broszurami sławiącymi pioniera ekumenizmu - "mądrego prymasa", gotowego wyzwolić Polskę z jarzma "rzymskiej ciemnoty". Te broszurki zamówiła Katarzyna u samego Woltera, a ów zamówienie wykonał sumiennie.
Skala wyborów
Ilu dzisiaj jest księży, którzy chcieliby znaleźć swoje imię w wieńcu pochwał od dzisiejszych Wolterów z "Gazety Wyborczej"? Ilu jest takich, wobec których świecka, głęboko zepsuta władza mogłaby zastosować skutecznie te słowa, jakie adresował wobec naszego antybohatera rosyjski ambasador Saldern, organizujący poparcie dla decyzji o I rozbiorze: "Podoski potrzebujący cudzych pieniędzy jest naszym dobrym przyjacielem". Przypomnijmy więc i to, że ów prymas, kawaler rosyjskich orderów Świętego Andrzeja Pierwozwannego i Świętego Aleksandra Newskiego, porzucił w końcu swoje obowiązki, wyjechał z kochanką do Marsylii, gdzie oboje zmarli w 1777 r. z przejedzenia. Trumna Podoskiego po 16 latach trafiła do brudnych wód marsylskiego portu, wrzucona tam wśród szyderstw młodszych, francuskich uczniów Woltera, jakobinów roku 1793.
Przywołuję ten smutny przykład, by zastanowić się nad pełną skalą wyborów, jakich mogą dokonywać ludzie Kościoła, w szczególności jego pasterze, w dzisiejszej Polsce. Nie ma wątpliwości, że duch prymasa Stefana Wyszyńskiego, arcybiskupa Adama Sapiehy, arcybiskupa Antoniego Baraniaka, arcybiskupa Ignacego Tokarczuka mocniej ożywia sumienia i wyobraźnię kształtujące te wybory, aniżeli pokusa poklasku dzisiejszych Wolterów i poszukiwanie "cudzych pieniędzy" za wszelką cenę.
Aktualne przesłanie kard. Hlonda
Jeśli jako historyk miałbym szukać jakiegoś dla owych wyborów drogowskazu, to chyba najprostszy znajduję w słowach nieco zapomnianego, a przecież wielkiego prymasa, kardynała Augusta Hlonda. Wypowiadał je w Polsce niepodległej, ale zagrożonej - tak jak dziś - złem społecznym, w swoim liście pasterskim na Wielki Post 1932 r. - "O zadaniach katolicyzmu wobec walki z Bogiem". Pisany był ten list w kontekście bardzo głębokiego wówczas kryzysu gospodarczego, a także rosnących konfliktów politycznych, w których coraz mniej miejsca pozostawało na wolności obywatelskie... Warto przytoczyć diagnozę postawioną w owym doniosłym liście, budującym program działania Kościoła w Polsce, program wciąż jakże aktualny:
"Nie jest to następstwem chwilowego zbiegu okoliczności, że się cywilizowane narody w chaos społeczny zamieniają i że na gruncie wczorajszego dobrobytu wybujać mogły groźne zjawy kryzysu gospodarczego. [.] Ten wstrząs ogólny jest zapadaniem się wszystkiego, co zawisło w próżni, gdy z życia ludów usunięto Boga i Jego prawo. [.] Są ludzie, którzy się z radością wpatrują w czerwoną zorzę nad światem i widzą w niej pożądaną zapowiedź chwili, w której przepaść mają wiara, zasady moralne, prawo przyrodzone, objawienie, chrześcijaństwo, Kościół. Oni ten krwawy brzask witają, jako godzinę swoją, jako godzinę zamieszania i wzburzenia ludów, godzinę walk i mordów, głodu i rozpaczy. W tę godzinę chcą rozwinąć nad światem czarną chorągiew szatana. Przyszłe czasy mają się w ich oczekiwaniu ustalić na zasadzie człowieczeństwa, bezwzględnie wyzwolonego od Stwórcy. Takie są zamierzenia nie tylko bolszewików i bezbożników sowieckich. Takie cele nęcą wolnomyślicieli, racjonalistów, wolnomularstwo, wyznawców ateistycznego materjalizmu, bezwyznaniowców. Tę chwilę gotuje laicyzm, który już dziś z wszystkich dziedzin życia zdziera znamiona i ślady religijne. Do tego zmierzają te filozofje i teorje, które ani w dziedzinie społecznej, ani w życiu publicznym nie uznają powagi prawa bożego. Nad tym już dziś pracują szerzyciele zepsucia i bezwstydu, niszczyciele rodziny, sekty, wrogowie Kościoła. [.] Błędnie pojmuje zadania katolicyzmu w chwili obecnej, kto sądzi, że Kościół powinien dbać przede wszystkim o to, by się ostać, i że w tym celu powinien się jak najmniej narażać, ograniczać swą działalność do spraw najistotniejszych, a zresztą jak najdalej uciekać od złości dzisiejszych czasów. Błądzą i ci, którzy mniemają, że Kościół powinien dziś całą uwagę i siły kierować ku obronie pozycyj, które ma w ręku, wylewając się w mniejszej mierze na inne akcje i odkładając na lepszą chwilę nowe przedsięwzięcia. Jedni chcieliby głos Kościoła tłumikiem oportunizmu przygłuszyć, aby oszczędzać tych, >którzy zdrowej nauki nie cierpią< (2Tym 4,3), a drudzy pragnęliby go zamienić w wielki obóz warowny, odgrodzony zasiekami od świata, a tym jedynie zajęty, by napady odpierać i tak poprzez burzliwe czasy ocaleć. Kościół nie jest cieplarnianą roślinką, lecz drzewem, które Bóg >zasiał na roli swojej< (Mt 13,31), by się rozrosło na świat cały. [.] Naczelnym nakazem dzisiejszej chwili jest uruchomienie powszechnej ofensywy katolickiej".
Zatrzymując się na progu tego nowego roku, zastanawiamy się: czy Polska się podźwignie wreszcie z bagna, w którym grzęźnie, po kolana, po szyję? Czy tegoroczne wybory będą przełomem? Czy nie teraz właśnie przychodzi na myśl to przekonanie, jakie podsuwają słowa listu arcybiskupa Augusta Hlonda: bez "uruchomienia powszechnej ofensywy katolickiej", bez obudzenia ducha wielkich sług i świadków Kościoła katolickiego w Polsce, wybory polityczne nie wystarczą. Kościół ma znów, jak zawsze, wielką, zasadniczą rolę do odegrania, na kolejnym wirażu polskiej wspólnoty.
Andrzej Nowak
27.12.2014r.
Gazeta Polska Codziennie