Kim była ciotka Idy?
Helena Wolińska, która inspirowała postać Wandy Gruz z filmu "Ida", stanowiła w komunistycznym systemie "przedsionek śmierci". Podpisywane przez nią wnioski o aresztowanie skutkowały ciężkim dla ofiar śledztwem, a w wielu przypadkach kończyły się śmiercią polskich patriotów - mówi PCh24.pl Tadeusz M. Płużański, autor książek o nieukaranych zbrodniach komunistycznych.
W oscarowym filmie "Ida", postać ciotki tytułowej bohaterki, komunistyczna prokurator Wanda Gruz, zmaga się z własnymi wątpliwościami i dramatyczną przeszłością. Postać ta wzorowana jest na komunistce, Helenie Wolińskiej. Kim ona była?
To osoba pełniąca najwyższe stanowiska w stalinowskiej machinie zbrodni. Pozycję zawdzięczała swojemu konkubentowi, Franciszkowi Jóźwiakowi, który walczył w komunistycznej partyzantce. To u jego boku Wolińska zaczęła karierę. Potem Jóźwiak został szefem Milicji Obywatelskiej i wiceministrem bezpieczeństwa publicznego. Helena Wolińska wylądowała zaś w Naczelnej Prokuraturze Wojskowej w stopniu podpułkownika.
Wolińska była też żoną słynnego profesora, Włodzimierza Brusa.
Tak, związek z nim sformalizowała w 1940 roku. Później jednak związała się nieformalnie ze wspomnianym Jóźwiakiem, dzięki któremu zrobiła karierę. Następnie, po 1956 roku, wróciła do Brusa, dając kosza Jóźwiakowi. I tak z "pani generałowej" - bo Jóźwiak był w stopniu generała - stała się "panią profesorową". Włodzimierz Brus bowiem - w rzeczywistości Beniamin Zylberberg - to znany już wówczas naukowiec, początkowo marksistowski ekonomista, a później rewizjonista.
Proszę powiedzieć coś o ofiarach Heleny Wolińskiej. To byli bardzo znani ludzie antykomunistycznego podziemia.
Wolińska, jako wojskowy prokurator, wystawiała wniosek o tymczasowe aresztowanie. Ofiarami Wolińskiej byli m.in. AK-owcy generał August Fieldorf Nil, Wojciech Borzobohaty czy Juliusz Sobolewski.
Wolińska wnioskowała o aresztowanie na podstawie gotowych blankietów. Przypuszczam, że niespecjalnie się zastanawiała kogo aresztuje, po prostu podpisywała gotowe papiery. Myślę, że przyświecała jej jedna motywacja: nienawiść do tego, co polskie i do Polaków. Dla niej nazwiska Fieldorf czy Sobolewski nie miały żadnego znaczenia. Byli to Polacy, których trzeba było wykończyć.
Wolińska de facto stanowiła swoisty "przedsionek śmierci". Podpisywane przez nią wnioski o aresztowanie skutkowały ciężkim dla ofiar śledztwem, a w wielu przypadkach kończyły się śmiercią polskich patriotów. Wolińska stała więc na początku tego łańcucha zbrodni.
Wolińska jeszcze w czasach komunizmu, na fali emigracji po 1968 roku, wyjechała z Brusem do Wielkiej Brytanii. W 1998 roku ministerstwo sprawiedliwości chciało jej ekstradycji, by postawić ją przed wymiarem sprawiedliwości. Wówczas twierdziła, że podłożem takich działań jest antysemityzm. Ciekawe jest to, że zarzucając innym nienawiść do Żydów, sama stała za wyrokiem dla Władysława Bartoszewskiego, działacza Żegoty, czyli organizacji pomagającej Żydom w czasie okupacji.
To, co wówczas mówiła należy włożyć między bajki. Wolińska po prostu nienawidziła Polaków - tak w czasie wojny jak i po niej. Warto przytoczyć jej reakcję na starania prokuratora o ekstradycję Wolińskiej. Stwierdziła wówczas, że stawiającemu jej zarzuty bezpodstawnych aresztowań polskich patriotów, ukręciłaby łeb.
Wolińską bardzo źle wspominały również rodziny jej ofiar. Na przykład żona wspomnianego żołnierza AK, Juliusza Sobolewskiego, Krystyna udała się do Wolińskiej z prośbą by zweryfikowała swój wniosek oskarżycielski dla męża. Sobolewskiego skazano bowiem na karę śmierci. Komunistyczna prokurator kazała wynosić się jej z gabinetu, twierdząc, że to najgorszy dzień w jej życiu, bo właśnie zmarł towarzysz Stalin.
Rozmawiał: Krzysztof Gędłek
Nie chcemy tego Oscara!
24.02.2015r.
PCh24.pl